Strony

piątek, 26 lipca 2013

EPILOG

Obudziłam się, a raczej zostałam obudzona przez swojego ukochanego, który przygotował mi pysznie wyglądające śniadanie. Nie powiem, jak na niego to bardzo ambitne, bo nigdy nie rwał się do gotowania. Ogólnie od samego początku zaczął mi słodzić. Czyżby coś na rzeczy?
- Ej, Lewus, co ty dzisiaj taki kochany? – spytałam, przyglądając się bacznie Lewandowskiemu i zajadając się bardzo dobrą, trzeba przyznać, kanapką.
- Ja zawsze taki jestem… - uśmiechnął się szeroko, wzruszając ramionami.
- Nie, nie.. dzisiaj coś taki inny. Stało się coś? – nadal pozostawał pod ostrzałem moich podejrzliwych pytań.
- Kocham cię po prostu. – odparł i wychylił się zza stołu, żeby pocałować mnie w policzek.
- Nie, to nie jest ten Robert.. – pokręciłam głową, zastanawiając się nadal co jest na rzeczy.
- Musimy kupić ekspres do kawy.. -  stwierdził, rozglądając się po pachnącej jeszcze świeżością kuchni.
- Jej, przystopuj. Mamy czas, niedawno co uporaliśmy się z urządzeniem tego wielkiego domu.. – uśmiechnęłam się delikatnie, odnosząc talerze do zmywarki.
- Okej, okej.. tak tylko mówię. – znów wzruszył ramionami. – Ubieraj się już.
- Jezu, nie wytrzymam z tobą dzisiaj, człowieku! – westchnęłam i mimo wszystko podreptałam na górę, do naszej sypialni, gdzie mieściła się nasza wspólna garderoba. Tak ogólnie jestem bardzo zadowolona z wyglądu naszego domu. Zawsze o takim marzyłam, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką. Za pomocą Ewy, Agaty, Jenny i Cathy udało mi się wszystko urządzić, rozplanować i wykonać w dość krótkim odstępie czasu. Jestem bardzo szczęśliwa, że poznałam tych wszystkich ludzi, tu, w Dortmundzie. Mimo, że bardzo brakuje mi Vanessy, czy Majki (niestety została w Poznaniu, bo razem z Mario uznali, ze to jednak nie to), to jednak nie myślę o tym tak często. Zawsze mam jakieś urozmaicenie, to wszystko dzięki nim..

Robert zafundował mi dzisiaj podróż nad jezioro, które znajdowało się na obrzeżach Dortmundu. Bardzo piękne i spokojne miejsce, w końcu mogliśmy pobyć tylko sami. Było naprawdę wspaniale, tym bardziej, że podczas romantycznej kolacji Lewandowski przyklęknął przede mną i ofiarował prześliczny pierścionek z niewielkim diamencikiem, pytając, czy zechcę upieczętować naszą miłość przed Bogiem. Oczywiście, zgodziłam się, stając się najszczęśliwszą kobietą pod słońcem…


Lewandowski miał wypadek!
Robert Lewandowski (24l.) razem ze swoją ukochaną Wiktorią Kochańską (20l.) wybrali się na małą wycieczkę rekreacyjną za Dortmund, z pewnością, żeby odpocząć trochę od mediów i codziennego życia. Jak dowiedzieliśmy się od mamy napastnika, Lewandowski poprosił tam swoją ukochaną o rękę. Wszystko wskazywało na to, że będzie to najszczęśliwszy dzień w ich życiu. Niestety, około godz. 21.00 prowadzony przez Kochańską samochód zderzył się czołowo z tirem. Więcej szczegółów już niedługo. 

Narzeczona Roberta Lewandowskiego nie żyje!
Niestety Wiktoria Kochańska (20l.), niedługo ciesząca się mianem narzeczonej jednego z najlepszych polskich piłkarzy zmarła dzisiaj w godzinach porannych. Jej obrażenia były tak duże, że lekarze nie dawali jej dużych szans, nie przestając jednak pomagać jej w walce. Jak się dowiedzieliśmy stan Roberta Lewandowskiego jest stabilny. 

Z relacji świadków wynika, że wszystko wskazywało na to, że to strona pasażera zostanie dobitnie zmiażdżona. Jednak Wiktoria, chcąc uchronić swojego ukochanego, wymanewrowała tak, że to jej strona została przygnieciona kilka razy większym tirem. Na miejscu zdarzenia pojawiło się wiele osób, próbujących ratować parę. Strona kierowcy jednak wymagała pomocy straży pożarnej, przez co stracono sporo czasu. Kochańska zaczęła się wykrwawiać. Miała duże obrażenia zewnętrzne, ale to jednak wylew wewnętrzny okazał się ostatnim i dobitnym ciosem dla 20-latki.
 Zostanie na długo w naszej pamięci, jako uśmiechnięta szatynka, z wielkim i odważnym sercem. 





Na pogrzebie Wiktorii pojawiło się bardzo wiele osób. Każdy był poruszony tragiczną śmiercią tak młodej osoby. Nikt nie spodziewał się, że tak to się wszystko zakończy. Po mszy, wszyscy zgromadzeni udali się na cmentarz, by towarzyszyć Wiktorii w ostatniej drodze..
- Dlaczego, powiedzcie mi dlaczego?! To ja miałem zginąć, nie ona! – wykrzyczał zrozpaczony Lewandowski, zaraz po zakończeniu ceremonii. Jego policzki były całe mokre od łez, a serce z rozpaczy rozpadało się na miliony kawałeczków.
- Nikt tego nie wie, Robert.. Nam też jej brakuje i to cholernie… - powiedział łamiącym się głosem Kuba Błaszczykowski. Ten, dzięki któremu para do siebie wróciła.
- Czemu musiałem pić? Czemu musiałem ją brać nad do pieprzone jezioro? Mogłem oświadczyć jej się w domu, albo w restauracji za rogiem.. Teraz świętowalibyśmy razem, planowalibyśmy ślub.. Pewnie kłócilibyśmy się o świadków, o liczbę gości.. – wyliczał napastnik, który nie ukrywał łez.
- Lewy, nie zadręczaj się tak. Widocznie tak musiało być, tak zaplanowano to sobie tam, na górze. Wiem, że cierpisz, ale nie poddawaj się! Przecież wiesz, że ona teraz na ciebie patrzy i znając ją wyzywa, że się rozklejasz.. – odezwał się Goetze, uśmiechając lekko.
- Dokładnie, nie płaczmy! Idźmy dalej przed siebie.. Ona na pewno nie chciałaby, żebyśmy się zadręczali. Kochajmy ją, pamiętajmy o niej.. Ale nie cierpmy.. ona tego nienawidziła. Słyszysz, Lewy? – powiedziała ze łzami w oczach Vanessa, która w środku sama miała ze sobą duży problem. Cierpiała w takim samym dużym stopniu, jak Lewandowski, może nawet większym. Ale nie dawała po sobie tego poznać. 
- Tak wiem.. Ale ja nie mogę.. Cały czas mam ją przed oczami uśmiechniętą.. Tego nieszczęsnego dnia rano.. Kiedy zrobiłem jej śniadanie, obsypywałem czułymi słówkami, ona od razu coś wyczuła.. śmiałem się z niej, bo idąc z łazienki do pokoju poślizgnęła się i zaliczyła imponującą glebę. – wspominał Lewandowski, uśmiechając się przez łzy.
- Damy radę, Robert. Walczmy dla niej. – odparła drżącym głosem Maja i przytuliła przyjaciela.

Po kilku latach życie Roberta powróciło mniej więcej do normy. Codziennie rano, kiedy wstawał z ich ukochanego łóżka, spoglądał na szafkę nocną, na którym widniało zdjęcie uśmiechniętej Wiktorii. Myślał o niej bardzo często, ale już nie z bólem.. Z uśmiechem, tak jak ona by sobie tego życzyła. Pierwsze miesiące po śmierci ukochanej bardzo przeżywał, nie miał powodu do życia. Zamykał się w swoim pokoju zaraz po skończonym treningu i siedział tam do późnego wieczora, niemal nic nie jedząc. Ale na pomoc ruszyli przyjaciele, którzy nie opuścili go ani na krok. Teraz potrafi już z powrotem żartować, cieszyć się.. choć czasem wieczorem uroni łzę, wspominając ich  romantyczne, czy śmieszne sceny z ich bądź co bądź krótkiego, wspólnego życia. Cały czas doskonale pamiętał minę Wiki, która zszokowana stała przed nimi w samym ręczniku, przy początku ich znajomości.. pamiętał jak dziewczyna na bankiecie założyła zbyt wysokie buty i bała się schodzić ze schodów.. kiedy zamknęli im hotel i myśleli, że będą spać na ławce.. kiedy poszli się kąpać w basenie za hotelem i Wiktoria uciekała przed chłopakami, bo miała na sobie tylko strój kąpielowy.. kiedy zamienili się pokojami i musieli spać ze sobą w jednym łóżku.. kiedy oglądali razem horror i potem Kochańska bojąc się, śpieszyła do wyjścia i przewróciła się w łazience.. ich biegi i pierwszy pocałunek, pierwszy raz.. wszystko, dosłownie wszystko. Bardzo lubił wracać pamięcią do tamtych czasów.
- Kochanie, gdzie położyłaś moją… A tu jest! – powiedział bardziej do siebie Lewandowski, który szukał swojej komórki.
- Dalej, bo wychodzimy, przecież się umówiliśmy.. Wiesz, że Kuba nie lubi spóźnialstwa! – krzyknęła z dołu jego kobieta.
- No idę przecież, idę.. – mruknął, poprawiając koszulę. Spojrzał na zdjęcie dawnej miłości, uśmiechnął się do niego i ruszył na dół.
- Robert no! Ile można czekać! Nic nie zmieniłeś się od czasów Poznania, nic! – zrzędziła Majka Krogulska, patrząc jak jej ukochany zakłada buty.
- No gotowy już jestem, co krzyczysz.. – odparł spokojnie brunet, biorąc swoją ulubioną bluzę. Uśmiechnął się do Krogulskiej, dając jej soczystego buziaka w usta, tak na udobruchanie. Ta tylko kopnęła go delikatnie w tyłek, zamykając drzwi. – Wzięłaś znicze?
- Tak, mam je tutaj. – podniosła białą reklamówkę, brzękając szklanymi przedmiotami.
- Aż tyle? – spytał zdziwiony.
- Nie wiem, zostanie na później.. Mam nadzieję, że chłopacy nie zapomnieli? Troszkę już znam twoich klubowych kolegów.. – westchnęła, uśmiechając się delikatnie i łapiąc ukochanego za rękę.
- Nie, o Wiktorii nigdy nie zapomną..Tydzień temu każdy się odmeldował albo z świeżymi kwiatami, albo ze zniczem. Jej grób jest dzięki nim taki kolorowy..
- Czyli taki jaką ona zawsze pozostanie. – uśmiechnęła się delikatnie blondynka, wspominając przyjaciółkę. – Dobra, masz rację.. Już tyle lat chodzimy tam regularnie z chłopakami, chyba weszło im to w nawyk… Przesadziłam trochę. Ale zobacz, specjalnie dla niej znalazłam taki żółto-czarny!
- Na pewno się ucieszy.. – odparł Lewandowski z uśmiechem.
Znajomi Wiktorii z Poznania, piłkarze kadry, Borussii Dortmund i Kolejorza regularnie chodzą razem na grób przyjaciółki. Mimo wszystko zawsze to miejsce dobrze im się kojarzy. Zawsze opowiadają jej jakieś śmieszne sytuacje z treningów, choć nie tylko.. Codziennie ktoś tam jest, ktoś z nią rozmawia.. Nikt nigdy o niej nie zapomniał. Zwłaszcza Lewandowski. Razem z Mają doczekali się pierwszego dziecka, córeczki, którą nazwali Wiktoria. Mama często opowiada jej o swojej wspaniałej przyjaciółce, a tata o idealnej kandydatce na żonę. Wiki zawsze z uwagą wysłuchuje ich, co wieczór prosząc o kolejne, często zabawne opowieści o swojej imienniczce. 

Życie jest krótkie, ale miłość wieczna. 



 Właśnie ten gif opisuje mój aktualny stan. Jest mi tak bardzo przykro, ale nic nie trwa wiecznie.. Pamiętam jeszcze, jak dodawałam prolog, a teraz już epilog.. Bardzo szybko to zleciało. Ale przez ten czas poznałam wielu naprawdę wspaniałych osób, które bardzo mi pomogły. Ja od strony pisarskiej myślę też się rozwinęłam, polepszyłam ogólny stan składania zdań... Nie ma jakiejś negatywnej rzeczy, którą mogłabym tu napisać, wynikającej z założenia bloga. Jest to absolutnie najlepsza decyzja, której nie żałuję i nigdy nie będę żałowała.. Dziękuję serdecznie każdej, ale to naprawdę każdej osobie, która zaglądała tutaj i komentowała moją twórczość. To bardzo mi pomagało. Wiem, nie spodziewałyście się takiego zakończenia, nie kochane? Ale ja lubię zaskakiwać. Całe opowiadanie praktycznie było o ich szczęśliwym życiu.. Musiałam coś na koniec zmienić, żeby choć w małym stopniu utkwiło w Waszej pamięci. Na chwilę obecną robię sobie małą przerwę w pisaniu. Mam nadzieję, że wszystko dopomoże i pozwoli mi stworzyć coś nowego. Ale nie obiecuję, bo to jest bardzo czasochłonne, a ja? Same wiecie, latam wszędzie :) 

DZIĘKUJĘ, KOCHAM I NIGDY NIE ZAPOMNĘ! ♥

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 34.

Minęły już dwa tygodnie od naszego rozstania. Nie rozmawiałam z nim ani razu, chyba, że rozmową można zaliczyć burknięcie „Dziękuję za opiekę nad moją siostrą”, gdy Milena wychodziła z kliniki. Właśnie, jeśli chodzi o Milę.. w bardzo szybkim tempie powróciła do swojego zdrowia. Teraz ma tylko usztywnienie na nadgarstku i nie może nadwyrężać kręgosłupa. A jeśli chodzi o moje zdrowie.. u mnie nie jest tak kolorowo. Ogarnęłam się, wybrałam już uczelnię w Poznaniu, ale nadal czuję pustkę i za cholerę nie mogę jej wypełnić. Nawet moi poznańscy debile nie potrafią mi pomóc. Myślę o nim cały czas, mimo, że wiem, że już nigdy nie będzie tak jak było na początku wakacji.. u Roberta chyba lepiej niż u mnie, potrafił się podnieść. Zresztą pewnie nawet nie miał z czego się podnosić, bo wcale nie upadł. To mi podcięto skrzydła, nie jemu. I chyba to mnie boli. To, że jemu wcale na mnie nie zależało.
- Wiktoria, Wiktoria, Wiktoria, Wiktoria! – Majka leciała do mnie, ślizgając się po podłodze. W końcu dobiegła do mnie, na końcu robiąc imponującą glebę.
- Boże, co się stało? – spytałam zdezorientowana, patrząc na jej dłoń, w której trzymała białą kopertę. Chyba załapała to i podała mi to, lekko dysząc.
- Zostałaś przyjęta do uczelni w Dortmundzie. – oznajmiła, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę. W końcu nią jest..
- Przecież nie.. – nie dokończyłam, bo znowu mi przerwała.
- Dobra, żartowałam, chciałam, żeby było jak w komedii romantycznej... To jest od Vanessy – skinęła głową na kopertę, którą właśnie otwierałam. W środku było zdjęcie jej i Przemka, szczęśliwych i obejmujących się na tle stadionu. Na odwrocie widniał napis:
Pozdrowienia z Eindhoven! Kocham Cię, nie zapominaj o tym. Trzymaj się, kochanie! :*
Van and Przemek team! <3
Była też jeszcze jedna biała kartka, calutka zapełniona niebieskim tuszem długopisu. Postanowiłam, że będzie to moja wieczorna lektura. Uśmiechnęłam się tylko i spojrzałam na lekko zirytowaną przyjaciółkę.
- No, chyba nie leciałaś do mnie, żeby mi podać zdjęcie Vanessy, co? – ponagliłam ją, a ona prychnęła.
- Łoo, w końcu zauważyłaś moją obecność! – burknęła, zakładając ręce na piersi.
- Boże Majka! Mieszkam z tobą od dwóch tygodni, nie da się ciebie nie zauważyć! Nawet jeśli stan naszego mieszkania jest jaki jest.. – wzruszyłam ramionami i ogarnęłam wzrokiem nasz „delikatny” bałagan. No cóż, trzy pokoje, kuchnia, łazienka.. duży metraż, a nas tylko dwie! Nie da rady, musi być tak jak jest. Mi to tam nie przeszkadza, Majka chyba też nie protestuje! Zawsze byłyśmy bałaganiarami, zanim wyjechałam do nieszczęsnej Warszawy, to pomieszkiwałam u niej często.. Wprowadzając się do niej te dwa tygodnie temu, byłam zupełnie świadoma w co się pakuję jeśli chodzi o porządek w domu. Od czasu do czasu moja współlokatorka przypomni sobie co to jest odkurzacz, ale to ja mam na głowie ogólny porządek mieszkania. No cóż, muszę jej się jakoś odwdzięczyć za to, że zaproponowała mi wspólne zamieszkanie i wsparcie w tych trudnych dla mnie chwilach. W dużej mierze właśnie dzięki jej całodobowego nadzoru nie uroniłam już ani jednej łzy..
- No dobra, bo mam dla ciebie wiadomość. – powiedziała, patrząc na mnie niepewnie.
- Co odwaliłaś znowu? Nie kochana, nie chcę już żadnego Kędziora, Teodorczyka, Burića czy któregokolwiek w tym domu. Znowu będę ogarniała wszystko przez dobre 3 dni! – jęknęłam, będąc pewna, że znowu obiecała chłopakom, że mogą zrobić u nas odstresowujący melanż.
- Nie, nie! Nie o to chodzi.. ja też mam ich już dosyć. – machnęła ręką. – Przed chwilą rozmawiałam z Mario i.. i oni są w drodze do Poznania. – dokończyła, wyraźnie obawiając się mojej reakcji.
- ONI, czyli kto? – spytałam, ale bardziej rekreacyjnie, żeby mieć chwilę czasu na zastanowienie.. Przecież oczywiste jest, że jak Mario jedzie do Polski, to na pewno nie zabiera się sam, ale z NIM.
- Borussia gra sparing z naszymi chłopakami, taki przygotowujący do sezonu. – odparła, a ja zamarłam. Dlaczego akurat teraz? Teraz, kiedy zaczęłam powoli znowu żyć i iść przed siebie? Teraz jestem silna, ale doskonale wiem, że kiedy tylko go zobaczę wszystko we mnie pęknie.
- Dzisiaj? – po raz kolejny zadałam pytanie, tylko teraz już łamiącym się głosem.
- Przyjeżdżają dzisiaj, ale grają jutro. Najgorsze.. dla ciebie.. będzie to, że mają trening, kiedy my mamy próbę do jutrzejszego występu. – powiedziała. Każda jej odpowiedź wbijała mi jakąś małą igłę w sam środek serca.
- Zaraz, czyli to oznacza, że to do tego meczu przygotowywałyśmy się przez ten tydzień?
- Na to wygląda! Widocznie byłyśmy na tyle nie skupione nad tym co robimy, ze nawet nie słyszałyśmy, że to właśnie przed tym meczem i w jego trakcie będziemy tańczyć.
- Boże, Majka.. Przecież ja nie dam rady! – czułam narastającą panikę, która ogarniała coraz więcej części mojego ciała. W efekcie nie mogłam opanować drżenia rąk.
- Przestań tak mówić, wiesz, że nienawidzę, kiedy nie wierzysz w siebie! Dasz radę i zatańczysz! Co więcej, masz się przy tym dobrze bawić! Pokaż mu, że jesteś silna i dajesz radę żyć nawet bez niego! Jeśli jest tak jak mówisz, że on wcale nie przejął się tym rozstaniem.. w co ciężko mi uwierzyć.. – dodała - ..to tym bardziej udowodnij mu, że taki człowiek jak on nie zasługiwał na ciebie.
- To ja nie zasługiwałam na niego i on to zrozumiał. Przez to się rozstaliśmy. – powiedziałam, kładąc się na kanapie, która często była dla mnie podporą i dzielnie znosiła moje stękanie.
- Kochanie, mówiłam już ci coś i nie lubię się powtarzać. Ja za pół godziny jadę na lotnisko, odebrać Mario. – odparła to z takim uczuciem.. wiedziałam, że się za nim stęskniła, mimo, ze tak bardzo się tego wypierała.. Zadzwonił mi telefon. Na wyświetlaczu ujrzałam nazwisko naszego trenera. Z małym niepokojem przesunęłam palcem po ekranie.
- Tak słucham?
- Cześć, Wika! – przywitał mnie entuzjastycznie.
- Dzień dobry, stało się coś?
- Oj tam, musi się coś stać, żebym do ciebie dzwonił?
- No raczej…
- Dobra, masz rację. Dostałem zlecenie od nadrzędnych..
- Jejku, co znowu wymyślili? – stęknęłam.
- Każda z dziewczyn Kolejorza ma założyć koszulkę Lecha i ładnie przywitać Mistrza Niemiec.
- Zaraz, co? – jeszcze tego brakowało! Trener nie wiedział o mojej „przygodzie” z Lewandowskim.
- Zakładaj koszulkę L-e-c-h-a P-o-z-n-a-ń – przeliterował mi naciskając na każde słowo. – i za pięć minut masz być na stadionie, razem z Majką. Dziewczyny już tu są. Razem pojedziecie na lotnisko, żeby przywitać Borussen, a potem zaprowadzić ich do hotelu. Musimy zachęcić ich do odwiedzania kraju, przecież taki klub nie przyjeżdża codziennie do Poznania.. musimy godnie ich przyjąć.
- To może jeszcze z chlebem i solą mam tam stać, co? – spytałam zirytowana.
- Ale przecież lubiłaś Lewandowskiego, myślałem, ze to nie będzie jakiś problem..
- Dobrze, zaraz będziemy. – powiedziałam i rozłączyłam się. Nie miałam ochoty wdawać się w dyskusje z tym upartym człowiekiem, jakim jest mój trener.
- Kto to? – spytała przyjaciółka, wychodząc z kanapką z kuchni.
- Trener. Musimy iść teraz na stadion w koszulce Lecha i przywitać naszych ukochanych Borussen. – odpowiedziałam z przesadnym uśmiechem.
- Jak to, teraz?
- No teraz! Ubieraj tą koszulkę, wskakuj w granatowe spodnie i idziemy na Bułgarską. – odparłam, o dziwo entuzjastycznie. Byłam gotowa udowodnić Robertowi, że i bez niego potrafię funkcjonować. Nie wiem skąd ta energia, ale zamierzam wykorzystać dobrą chwilę! Kiedy Majka szukała swojej koszulki, ja szybko zajęłam łazienkę. Na powiece narysowałam delikatną kreskę dawno nieużywanym eyelinerem, wytuszowałam swoje długie rzęsy i wzięłam się za włosy. Delikatnie podkręciłam końcówki i puściłam je swobodnie na ramiona.
- Kochańska, już?! – usłyszałam z pokoju obok. W sumie byłam już gotowa.. Moje perfumy poszły w ruch i wyszłam z łazienki.
- Juuż! – odparłam, opierając się o framugę drzwi. Nie wiedziałam skąd wzięło się u mnie tyle pozytywnej energii! Ktoś mi chyba z góry pomaga, inaczej wyjaśnić się tego nie da..
- Dobra, to chodźmy, bo się spóźnimy. – powiedziała, popychając z mnie lekko w stronę drzwi. – Boże, jak ty ślicznie wyglądasz! W końcu się wzięłaś za siebie! – puściła mi oczko, a ja prychając sięgnęłam tylko telefon i wyszłam z mieszkania. Majka zamknęła je i po chwili byłyśmy już w drodze. Kiedy tylko zaszłyśmy usłyszałyśmy odetchnięcie ulgi.
- No oczywiście panie K&K musiały na ostatnią chwilę! Myśleliśmy, że może tam padłyście z wrażenia..  – zaśmiał się nasz trener. Widać, że jego również ogarnęła dobra energia. W końcu spotkamy piłkarzy Mistrza Niemiec! Moje marzenie zostaje spełnione.. szkoda tylko, że poprzednie się spieprzyło.
- Dobra, dobra. Komu w drogę, temu.. no! Chodźmy! – ponaglała moja przyjaciółka, która była coraz bardziej zniecierpliwiona. No tak, przecież Mario! 

Kiedy zaszliśmy wszyscy na lotnisko, przyciągaliśmy wiele par oczu. No tak, garstka piłkarzy Lecha na czele z Rafałem Murawskim (kapitanem Lecha Poznań), sporo mężczyzn w garniturach, przypominających „Facetów w czerni”, kobiety z wielkimi identyfikatorami na piersi no i my – 15 dziewczyn w jednakowych, niebieskich strojach, które cały czas gadają, śmieją się i krzyczą. Muszę przyznać, że kiedy tak czekaliśmy na samolot z Dortmundu ogarnął mnie stres. Bałam się, że nie poradzę sobie z normalnym funkcjonowaniem w jego towarzystwie.. Majka od razu to zauważyła i co jakiś czas dodawała mi otuchy swoim zarażającym uśmiechem, lub głaskaniem po plecach. Pełno tu fotoreporterów, kamer.. Nie no, nie będę robiła siary i nie wylecę stąd z płaczem. Dam radę! Po około dziesięciu minutach samolot z zawodnikami BVB wylądował na poznańskim pasie. Dreszczyk zimna, czy emocji? Nie mam pojęcia. Ale chyba emocji, bo w końcu lato mamy.. Później to już podniecenie u dziewczyn i wyjście chłopaków z pokładu. Pierwszy wyszli trenerzy, potem kapitan i sznureczek za nimi. Robert wyszedł ostatni. Schylając się delikatnie, by uniknąć uderzenia się w głowę, ogarniał wzrokiem wszystkich ludzi, którzy zebrali się tu. Uśmiechając się delikatnie do aparatów czy kamer zszedł i ruszył po swoją walizkę. Spojrzał się w naszą stronę i prawdopodobnie wyłapał mnie. Na moment nasze oczy się spotkały, ale zaraz potem spuścił wzrok. A ja? Stałam tam z przyspieszonym tętnem i przeżywałam znowu to, co przeżywałam przy naszym pierwszym spotkaniu z hotelu.
- Wicia, chodź już! – pociągnęła mnie Majka, która musiała się po mnie cofnąć. Oczywiście zapomniałam o całym świecie i kiedy „delegacja” ruszyła w kierunku piłkarzy, ja stałam jak idiotka patrząc się na Roberta. Mam tylko nadzieję, że nikt tego nie spostrzegł.. Przywitałyśmy się z piłkarzami. Oczywiście, kiedy tylko zobaczyłam mojego chochlika Kubę, pobiegłam do niego, rzucając w otwarte już ramiona. Okręciliśmy się kilka razy wokół własnej osi. Wszyscy patrzyli na nas z otwartymi buziami. No tak, nie wiedzieli o moich bliskich relacjach z polskim Trio. Potem równie entuzjastycznie przywitałam się z Piszczkiem, Reusem i Hummelsem. Chciałam jeszcze powitać Mario, ale nie miałam serca przerywać zachłannej rozmowy i przytulasów jego i Krogulskiej.  Kiedy stałam w kółku z poznanymi już na Euro piłkarzami, dołączył do nas nie kto inny jak sam Lewandowski. Spojrzałam na niego i od razu tego pożałowałam. On zrobił to samo i drugi raz dzisiaj spotkaliśmy się oczami.. po raz kolejny zatonęłam w niebieskim pięknie i nie mogłam się z niego wyplątać.
- To, co ty na to Wika? – usłyszałam pytanie zadane po niemiecku. Zamrugałam gwałtownie oczami. Pomogło. Spojrzałam w stronę głosu, był to Marco.
- A o czym mowa? Przepraszam, ale się zamyśliłam. – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Chyba się nawet domyślam o czym.. – spojrzał to na mnie, to na Lewego. – Przyjdziesz na trening o 15?
- Tak, muszę. Mam wtedy próbę, bo jak się dzisiaj dowiedziałam, tańczymy przed waszym sparingiem. – odpowiedziałam, a Kuba uśmiechnął się szeroko.
- Czego się cieszysz? – Łukasz spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Bo już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć tańczącą Wiktorię.. – uśmiechnął się jeszcze szerzej, zacierając ręce. Ja przewróciłam oczami.
- Jest na co patrzeć. – odezwał się. O mój dobry Boże. Powiedział coś. Coś o mnie. Pierwszy raz od ponad dwóch tygodni słyszę jego głos. Normalny, można powiedzieć radosny głos.  Bez bólu, czy cierpienia.. Odważyłam się podnieść wzrok. Stał niedaleko, z rękoma w kieszeniach, z dołeczkami w polikach, które powstały w wyniku jego uśmiechu. Zmieszałam się lekko i uśmiechając się zmieniłam temat.
- Ej, weźcie się zlitujcie nad tymi głupkami, co? Oni się o piłkę przewracają, więc wiecie.. – powiedziałam, na co usłyszałam za plecami sarkastyczne śmiechy Lechitów, którzy to słyszeli. Odwróciłam się do nich, posyłając całusa w powietrzu. – No, załatwiam wam fory, dziękować tylko!
- Tak, tak. Może w ramach podziękowania my pójdziemy do twojego trenera, żeby dał ci spokój, co? Bo po ostatnim melan.. – zaczął Kędzior, ale skutecznie przerwałam mu, rzucając z niego papierkiem od cukierka, którego cały czas miętoliłam w ręce. No, przynajmniej nie będę musiała szukać kosza. Trafiłam mu prosto w nos, co bardzo mnie ucieszyło. On zaśmiał się, kręcąc głową. Odwróciłam się z powrotem do Borussen. Kątem oka zauważyłam, że Robert dziwnie przygląda się  mnie i Tomkowi.. Nie no, tylko brakowało nieporozumienia, ze jesteśmy razem.
- Cofam wszystko, zmiażdżcie ich. – powiedziałam, uśmiechając się.
- Ale się kochacie.. – zaśmiał się Piszczek.
- Ależ oczywiście, nawet nie wiesz jak bardzo! Zwłaszcza my, nie Wikusiu? – Tomek objął mnie ramieniem.
- Tak, tak. Żyć bez ciebie nie mogę. Ale spadaj już stąd, bo mam cię dosyć. – odparłam, ściągając jego rękę ze swojego ramienia. On zrobił podkówkę i poszedł do trenera, który przed chwilą go zawołał.
- Nowa miłość? – poruszył znacząco brwiami Mats.
- Najpierw trzeba oduczyć się starej. – burknęłam cicho. Nikt się nie odezwał, Lewy tylko zachrząkał. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby to powiedzieć.. błąd, Kochańska, błąd!
- Czeeeść! – pomachała piłkarzom Krogulska, podchodząc do nas u boku Mario. Masz dziewczyno wyczucie czasu, dzięki!
- No wreszcie! – westchnęłam i udałam się do Mario.
- Ej, stęskniłem się, wiesz? – spytał uradowany, otwierając ramiona i czekając na mój ruch.  
- Ugh, ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo.. – odpowiedziałam, przytulając się do niego mocno.
- Bo będę zazdrosna!! – zarzuciła nam Majka, z podniesioną brwią. Zaśmialiśmy się oboje i wypuściliśmy się z objęć.
- Idziemy ludzie! – usłyszeliśmy. Chłopacy wzięli za swoje walizki i ruszyliśmy do wyjścia. Mats, Marco, Kuba i Łukasz przepychali się i mimo bagaży gonili się po praktycznie całym lotnisku. Ogólnie porobiły się takie kolonie. Tylko ja i Robert szliśmy nieco z tyłu, prawie ramię w ramię. Byłam dumna z siebie, że zachowywałam się normalnie i w żaden sposób nie pokazałam, jak bardzo działa na mnie nasza bliskość. Miałam ochotę podejść do niego i przytulić go.
- Wiktoria? – usłyszałam i zamarłam. Odwróciłam się do niego. Byliśmy jeszcze bliżej siebie.
- Słucham? – spojrzałam na niego, starając ukryć swoje emocje. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie godziny bez niego, cały czas byliśmy razem w świetnych stosunkach. A teraz? Czuję się jakbym go nie znała..
- Nie chcę, żeby było tak jak jest.. bo nie.. nie chcę patrzeć jak cierpisz. Wiem, że cię zraniłem i że to jest dziwna propozycja.. ale czy moglibyśmy zostać no wiesz.. przyjaciółmi? – świdrował mnie wzrokiem. Co mam mu powiedzieć? Że wcale nie chcę się z nim przyjaźnić, bo dla mnie to za mało? Nie będę go oszukiwać.
- Myślę, że za późno na to, Robert. Możemy mieć dobre stosunki, ale nie jestem w stanie być twoją przyjaciółką. Za bardzo... rozkochałeś mnie w sobie! I nie mogę od tego uciec. Nie jestem tobą.. – rzuciłam, przyspieszając kroku i zostawiając go osłupiałego w tyle. Starałam się opanować łzy. Nie wiem czy dobrze zrobiłam.. ale miałam go oszukiwać? Wiem jak czuję się w jego towarzystwie. I ja będę czuła się niekomfortowo, i on z czasem też nie będzie czuł się dobrze.
- Co tam moja ukochana przyjaciółko? – ktoś objął mnie ramieniem. Obróciłam się w jego kierunku.
- Tomek, nie mam ochoty na żadne żarty lub coś w tym stylu. – burknęłam, patrząc z powrotem w przestrzeń.
- Coś z Robertem, co? – musiałam się komuś wyżalić, ale wolałabym, żeby tą osobą był Mario, lub któryś z jego kolegów. Tomek.. Tomek był bardziej duszą towarzystwa, imprezowiczem niż panem dobrą radą.
- Tak. – odpowiedziałam krótko. – Wyobraź sobie, że zaproponował mi teraz przyjaźń, rozumiesz to?
- No kumam, to dobry znak. Powinnaś się cieszyć. – stwierdził, uśmiechając się do mnie lekko.
- Co masz na myśli? – spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- No głupolu.. jeśli chłopak po rozstaniu proponuje ci przyjaźń, to oznacza, że zrozumiał błąd i chce odbudować kontakty. – odpowiedział, na co ja wybuchłam śmiechem.
- Robert i odbudowanie kontaktów ze mną. – pokręciłam głową, akcentując dwa ostatnie słowa. To nie było możliwe, dobrze to wiedziałam...
Dwa miesiące później
Szłam z wielkimi torbami, które z pewnością były większością mojej wagi. No cóż, pustka w lodówce, więc coś trzeba na to poradzić. Mimo wczesnej pory, mijał mnie ogrom aut. Nie wiem czy dzisiaj jakieś święto, czy jak? Ja zawsze dowiadywałam się o czymś ostatnia, więc nie zdziwiłabym się, gdyby tak się okazało. Delikatnie zdezorientowana, nie dając nic po sobie poznać, wchodziłam właśnie do pięknie przyozdobionej rysunkami o Lewandowskim i Borussii Dortmund, klatki. Szczęście w nieszczęściu, że nie było to nic obraźliwego. Za sobą usłyszałam dobrze znany mi już, kobiecy głos.
- Dzień dobry, Wiki! – przywitała mnie ciepło, z przyjaznym uśmiechem. Jejku, jak dobrze mieć tak wspaniałą sąsiadkę.
- O, dzień dobry, dzień dobry! – przywitałam ją entuzjastycznie. Trzeba przyznać, że na sam jej widok od razu robi się lepiej na sercu. Odwzajemniłam jej uśmiech, starając przy tym być choć odrobinę dobra, co i sama ona.
- I jak tam z tym Robertem jest? – spytała cicho, znając już pewnie odpowiedź.
- Lepiej nie pytać. – odpowiedziałam jeszcze ciszej, wzdychając lekko.
- Będzie dobrze! – obdarzyła mnie jednym ze swoich najwspanialszych uśmiechów.
- No mam taką nadzieję – odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam schodami w górę. Otworzyłam drzwi za pomocą kluczy z śmiesznym breloczkiem i odgarniając sobie przejście weszłam do mieszkania. No tak, mały melanż.. W końcu urlop trzeba dobitnie opić i rozpocząć.. Westchnęłam i położyłam zakupy na stole w kuchni, ówcześnie zgarniając z niego ręką puszki i pudełko po pizzy. Postanowiłam zaryzykować i weszłam do  salonu, gdzie panował.. chaos. Wielki chaos. Pięć osób śpi na podłodze, cztery na kanapie, inne gdzieś indziej w naszym domu. Jeden z nich bardzo zachłannie pił wodę, którą wcześnie widocznie wynalazł w stercie wczorajszych „potrzebnych przedmiotów”.
- Widzisz ten sajgon? Tego nie ogarnie się przez dobry tydzień! – powiedziałam, rozglądając się wkoło. Chłopak podszedł do mnie i pocałował czoło.
- Przecież cię z tym nie zostawię, razem damy radę! – odparł wesoło, co i mnie się udzieliło, bo obdarzyłam go uśmiechem.
- Cieszę się, że cię mam i to właśnie z tobą odważyłam się spróbować.. – zaczęłam, patrząc mu w oczy - .. jeszcze raz.
- Nie musiałaś tego dopowiadać, zapomnijmy o tym, co było w Warszawie. Właśnie wróciliśmy z Euro i jesteśmy teraz w Dortmundzie, w naszym wspólnym mieszkaniu. To, co było miesiąc temu wcale nie miało miejsca. – puścił mi oczko i pocałował delikatnie. Nie wiem jak on, ale ja zapomniałam już o tym, ile się nacierpieliśmy. Wydaje się to niemożliwe, ale od ponad miesiąca znów z Robertem jesteśmy razem. Dzięki naszym kochanym przyjaciołom, którzy bardzo nam w tym pomogli.
- Roobeeerttt, daj wody….. – wychlipał Kuba, patrzący na jedno oko.
- Weź sobie, jest w kuchni. – odpowiedział z uśmieszkiem, którego pomocnik wcale nie dostrzegł.
- Ale jesteś.. My tu świętowaliśmy nie tylko urlop, ale i to, że udało nam się was ponownie spyknąć, załapało się opicie nowego samochodu no i domu.. a ty tak z nami postępujesz?

- Nie z „nami”, tylko z tobą. Głupi jesteś i tyle. – odparł Lewandowski, poruszony jednak gadką przyjaciela, ruszył do kuchni po świeżą butelkę wody. Po chwili wrócił z nią i wręczył potrzebującemu. – Głupi jesteś, ale i tak cieszę się, że cię mam. Gdyby nie wy, pewnie nie stałbym tu szczęśliwy w nowym domu, z tą wspaniałą kobietą.. 

Dzień dobry, a raczej wieczór! :) Właśnie wróciłam z zapoznawania się ze środowiskiem, tak jak mam to w zwyczaju codziennie - cały czas poza domem, na powietrzu ;> Wtedy czuje, że prawidłowo wykorzystuje ten wolny, wspaniały czas. Mój kuzyn właśnie głośno czyta to co pisze, co bardzo mnie irytuje i rozprasza, więc dzisiaj nie wymyślę żadnej wspaniałej gadki, jak to mam w zwyczaju, haha :) Dziękuję wszystkim za komentarze pod poprzednim rozdziałem - jest to niesamowite uczucie, czytać takie coś! Nie wiem jak na to zasłużyłam.. Nie odpowiadałam, bo zwyczajnie nie miałam czasu, kolejna moja cecha, którą poznałyście :) Jest to ostatni rozdział, za tydzień czeka nas epilog i bardzo smutne dla mnie pożegnanie.. ;c Ale łzy będę ronić dopiero za tydzień, teraz staram się nie myśleć o tym.. KOCHAM WAS! ♥ 

piątek, 12 lipca 2013

32+33 rozdział :>

- W jakim szpitalu ona jest? – spytałam, a Wojtek mimo drżącego głosu i niemałego roztrzęsienia po chwili zastanowienia podał mi adres.  Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie to się znajduje, bo zupełnie nie ogarniałam wielkiej dla mnie stolicy. Wojtek zupełnie nie nadawał się na przewodnika, więc zostawiłam go u siebie w pokoju, a sama pociągnęłam dziewczyny i poleciałam do pokoju obok. Nie wiedziałam kto tam jest, ale miałam pewność, że znajdę tam któregoś piłkarza. Zapukałam głośno do drzwi, które po jakimś czasie otworzyły się. Stał w nich Darek Dudka.
- Darek, jesteś mi cholernie potrzebny. – powiedziałam na wstępnie, nawet nie patrząc kto jest razem z Dudką.
- Ale o co chodzi? Teraz? – spytał zdezorientowany, patrząc na swój strój, który przypominał bardziej piżamę. Czarne szorty, podziurawiona, szara podkoszulka..
- Tak, teraz. Słuchaj, muszę jechać do szpitala, a do jasnej cholery jest tu tak wiele tych uliczek, że za licho nie dojadę! – wybuchłam, nie wyjaśniają niczego.
- Po co do szpitala? Stało ci się coś? – spojrzał na mnie, nadal kontynuując rozmowę. Kurdę, muszę już tam być, a temu się teraz na konwersacje wzięło!
- Jak widzisz nie! Dalej ubierz jakąś koszulkę i wyłaź stąd do cholery! Czekam na parkingu, weź kluczyki od auta. – rzuciłam, zostawiając go osłupiałego w drzwiach. Kiwnęłam na dziewczyny, które stały oparte o ścianę, próbując skontaktować się z Robertem, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety bezskutecznie. Wyszłyśmy z hotelu i ustawiłyśmy się obok samochodu Darka. Właściciel czarnego Audi tak jak kazałam, wyszedł do nas, trzymając kluczyki w ręce.
- Nie wiem co planujesz i oczekuję wyjaśnień. – powiedział i spojrzał na mnie, wyczekując rozjaśnienia lekko tej sytuacji.
- Powiem ci wszystko w samochodzie, wsiadajmy już. – odpowiedziałam, ponaglając go. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co z Milą i pocieszyć jakoś Roberta.. Wiem, że jestem ostatnią osobą, którą chce widzieć, ale w godzinę nie stanie mi się obojętny..
- Ale ja nie mogę prowadzić, piłem z Wasylem. – oznajmił mi,  a ja myślałam, że gorzej być nie może.
- Dobra, to będziesz mnie nawigował. – odparłam, biorąc od niego kluczyki. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Mimo, że byłam bardzo zdenerwowana, to jednak starałam się jechać ostrożnie. Naprowadzana przez Darka jakoś dawałam radę.
- Co zamierzasz teraz zrobić? – spytała Majka. – Chcę wiedzieć co dalej, bo czuję się strasznie z myślą, że muszę wyjeżdżać, zostawiając cię z takimi problemami..
- Ale jak to wyjeżdżać..? Wracasz już do Poznania? – przerwała Vanessa, a ja dołączyłam się do pytania zaskoczona. Nie dość, że tracę miłość mojego życia, Milena jest w szpitalu, to do tego przyjaciółka wyjeżdża i nie wiem kiedy się z nią zobaczę po raz kolejny.. Nie, to jakiś koszmar..
- No muszę niestety.. Przyjechałam tutaj tylko na czas Euro, na próby i tak dalej. Muszę przecież wrócić do domu.. – mówiła i spoglądała ciągle na mnie. Byłam zła, smutna, nieszczęśliwa.. Wszystko co negatywne.
- I kiedy wyjeżdżasz? – odezwałam się, nie odrywając wzroku od jezdni.
- Jutro rano. Tak jak wy. - powiedziała, a ja uświadomiłam sobie, że przecież pobyt w Warszawie dobiegł końca.. Ten miesiąc był najszczęśliwszym miesiącem w moim życiu, dlaczego tylko muszę zakończyć go w taki sposób? Jeszcze wczoraj myślałam o tym, że w ten właśnie dzień będę zastanawiała się gdzie pojechać – z Lewym do Dortmundu, czy może do siebie do Poznania..? Teraz już wszystko wiem. Jestem zmuszona wrócić sama do domu.. Po kilku minutach parkowałam już przed wielkim szpitalem. Zauważyłam niedaleko czarny, duży samochód. Tak, to był „samochód rodzinny”. Uśmiechnęłam się lekko do swoich myśli, ale na powrót spoważniałam, bo wspomnienia te były związane z Lewandowskim, a to oznaczało tylko jedno – ból.
- Dziewczyny, nie wiem co wy będziecie robić, ale ja zamierzam iść do Mileny. Może przy okazji pogadam z Robertem, ale teraz nie jest to najważniejsze. Idziecie ze mną, czy jak? – spytałam, patrząc na nie. W sumie nie wiem po co je tutaj ciągnęłam, działałam impulsem.
- Może pójdziemy z tobą się zorientować, bo mimo, że jej nie znam, to jednak bardzo mi jej szkoda.. Później się zobaczy. – zadecydowała Vanessa i szybkim krokiem poszłyśmy do szpitala, zostawiając poinformowanego już Dudkę w samochodzie.  
- Dzień dobry, przywieziono tutaj Milenę Lewandowską. Gdzie mogę znaleźć jej salę? – spytałam drżącym głosem recepcjonistki, którą oderwałam od rozwiązywania krzyżówki.
- Niestety, nie mogę nic mówić. Jej brat prosił o dyskrecję. – odparła obojętnie kobieta, wracając do poprzedniego zajęcia.
- Ale ja jestem.. Jestem narzeczoną jej brata, to moja przyszła szwagierka. Proszę bardzo. – powiedziałam to, będąc blisko płaczu.
- Dobrze, na drugim piętrze wyjdzie pani z windy, potem pójdzie w prawo, następnie prosto aż do szklanych drzwi z napisem.. – mówiła, ale potem westchnęła. – Pani pójdzie za mną, bo ciężko to wytłumaczyć. Jest ona trochę oddalona, bo chcemy zachować anonimowość i dogodne warunki. – dodała i wyszła ze swojego miejsca pracy, krzycząc do jakiejś koleżanki, żeby zerknęła na biurko. Ruszyłyśmy, ale kiedy zobaczyła, że moje przyjaciółki poszły za mną, to skrzywiła się lekko. - Niestety, ale tylko najbliższych mogę wpuszczać. Chociaż pani też nie powinnam.. – powiedziała patrząc na mnie. – Koleżanki muszą niestety zostać.
- Ale.. – Vanessa już chciała się wykłócać, ale została powstrzymana przez Majkę. Ona grzecznie pożegnała się z recepcjonistką i ciągnąc za sobą Van wyszły z budynku. Ja natomiast zaczęłam spacer po labiryntowych korytarzach. W końcu jednak zobaczyłam siedzącego na krześle, zmartwionego Roberta. Obok niego siedział Kuba i Łukasz. Widząc tak przepełnionego bólem Lewego, poczułam ukłucie z sercu. Chciałam mu pomóc, a nie mogłam..
- Panie Robercie, ta pani przedstawiła się jako pana narzeczona. To prawda? – spytała, pokazując na mnie. Lewandowski podniósł głowę i po chwili kiwnął potwierdzająco głową. Kobieta poszła stamtąd, a ja stałam przed chłopakami.
- Co z nią? Co się w ogóle stało? – spytałam, bo po wcześniejszej rozmowie z Wojtkiem za wiele się nie dowiedziałam. Robert widać nie miał ochoty na rozmowę, bo nawet na mnie nie spojrzał.
- Szukaliśmy Roberta i pomyśleliśmy, że może poszedł do domu.. Pojechaliśmy tam i zastaliśmy Milenę, bo ich mama pojechała do sanatorium.. – zaczął Błaszczykowski.
- No tak, rozmawiałam z nią o tym, ale litości Kuba, powiedz to już. – ponagliłam go.
- No i spytaliśmy się, czy nie ma z nią Roberta.. – ciągnął. – Ona wyszła dopiero spod prysznica, więc poszła na górę, ściągnąć z głowy ręcznik. Spytała dlaczego go szukamy, no to powiedzieliśmy, że nastało małe nieporozumienie i Lewy obraził się na ciebie. I wtedy przyszedł do nas Wojtek i powiedział jej, że Robert nie chce cię już znać. – kiedy to powiedział skrzywiłam się lekko z bólu. Lewy jeszcze bardziej opuścił głowę tak, że ledwo było ją widać z nad ramion.. – Przesadził oczywiście i kiedy Milena to usłyszała, to poślizgnęła się na schodach i.. uderzyła w tył głowy, straciła przytomność.. Na razie tylko tyle wiemy, bo lekarze u niej jeszcze są.
- Matko Boska.. – tylko tyle zdołałam powiedzieć. Wtedy wyszedł lekarz, a obok niego pielęgniarka, która przyszła chyba na wybieg, a nie do pracy. Od razu zwrócił się do Lewego, który z prędkością światła wstał z krzesła i stanął przed lekarzem.
- Panie Robercie.. Niestety pana siostra niefortunnie upadła i uderzyła się w potylicę, co jest bardzo groźne. Ma oczywiście sporo siniaków, ale to są tylko obrażenia zewnętrzne.  Niestety musimy odesłać ją na badania do kliniki w Poznaniu. – powiedział poważnie, patrząc na nas z pod okularów.
- Ale jak to w Poznaniu? Nie można zrobić tych badań tu, w Warszawie? Ja nie mogę jechać do Poznania,  a nie mogę zostawić jej tak samej.. – mówił Lewandowski, łapiąc się za głowę i chodząc w kółko.
- Niestety, innej opcji nie ma. – odparł lekarz, a mnie oświeciło.
- Robert..  – zaczęłam niepewnie i cicho. – Ja wracam jutro do Poznania, bez problemu mogę zająć się tam Milą. Nie martw się o to. - wtedy pierwszy raz od mojego przybycia spojrzał na mnie. Jego oczy nie były już niebieskie, wpadały teraz w odcienie szarości. Kiwnął tylko głową, a potem na powrót spojrzał na lekarza.
- Można do niej wejść? – spytał.
- Ale góra dwie osoby. – odpowiedział mężczyzna w białym fartuchu i w towarzystwie pielęgniarki poszedł dalej. Robert zaraz wszedł do sali, a ja zaraz po nim. Usiadł obok niej na nie wyglądająco wygodnie krzesełku i złapał ją za rękę, przytulając do niej. Niepewnie, z łzami w oczach usiadłam też obok Mileny, która była podłączona do miliona przezroczystych rurek i aparatów. Wyglądało to strasznie..
- Mama już wie? – spytałam cicho.
- Nie, jeszcze nie. I na razie nie chcę jej denerwować. – odparł, cały czas patrząc na siostrę. Jednak po chwili jego wzrok padł na mnie. – Chciałem ci podziękować, że.. że powiedziałaś, że zaopiekujesz się nią w tym Poznaniu. Kiedy faktycznie okaże się, że ona musi tam pojechać to będę miał spory problem, bo nie mogę sobie ot tak jechać do Poznania na czas bliżej nieokreślony..
- Nie masz za co dziękować. To jest oczywiste. Mimo wszystko – tutaj się zatrzymałam się i spuściłam delikatnie głowę - Milena pozostanie dla mnie bardzo ważną osobą. – Robert przytaknął tylko głową i na powrót zajął się wpatrywaniem w szatynkę. Widziałam, że nie chciał poruszać tematu naszego związku, dlatego nie nalegałam. Przecież są teraz ważniejsze sprawy.. Spojrzałam to na Lewego, to na Milenę. Niedawno widziałam ich szczęśliwych, przepychających się i przezywających, a teraz? Teraz widzę ich smutnych, przy czym jedno z nich jest nieprzytomne.. Życie pisze różne scenariusze. Dlatego też trzeba cieszyć się każdym dniem, bo nie wiadomo co przyniesie jutro..
         Siedzieliśmy tak w ciszy przez dobre pół godziny. Mi się nigdzie nie spieszyło, a Robert i tak postanowił, że nie opuści na razie Mileny, bo wiedział już od pielęgniarki, która wpadła na chwilę, że na 100% jego siostrę czeka Poznań. Jutro do południa będzie ona tam wywieziona. Zadzwonił mi telefon,  a na jego wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie Krogulskiej. Wyszłam z sali, pozwalając przy tym wejść Wojtkowi, który już się trochę ogarnął i przyjechał tu, mimo, że nadal czuł się winny temu wypadkowi. Przeciągnęłam palcem po ekranie i przystawiłam sobie telefon do ucha.
- Cześć, kochanie. – usłyszałam jej zatroskany głos. – I jak tam?
- Milena jest jak na razie w stanie stabilnym, choć nie jest kolorowo. Będzie musiała jechać do kliniki u nas, w Poznaniu.
- Tak? Jejku, jak mi jej szkoda.. Może będę do niej zaglądać, kiedy będzie u nas, co?
- O to się nie martw.. Ja jadę z tobą. Muszę wrócić w końcu do domu i w dodatku pomogę jakoś Robertowi..
- Czyli nie jedziesz z nim?
- No jak? Przecież wiesz, że.. Myślę, że to już koniec.  
- Nie mów tak, ale nie ma czasu na sprzeczki.. Powiedzmy, że cię rozumiem.
- Czym jedziesz? Pociągiem?
- Ta, jutro o 9.25. Jadę właśnie z Vanessą kupić bilety, wezmę dwa, nie?
- Taa, dziękuję, jesteś kochana.
- Słuchaj, postaraj się jeszcze z nim pogadać. Ja wiem, że nie pora na to, ale kiedy będzie? Jeśli będzie tak dalej, jak jest teraz, to wiesz, że może to oznaczać, że już nigdy się z nim nie zobaczysz.. Stracisz wszystko, co było dla ciebie najważniejsze. Nie poddawaj się tak szybko, zawalcz. Masz czas do jutra. Trzymam kciuki.
- Dzięki. Kocham cię. – po tych słowach rozłączyłam się. Jeszcze bardziej nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam już sił.. Wiem, że powinnam walczyć, ale jak, kiedy nastały takie okoliczności? Niepewnym krokiem wróciłam przed salę. Wtedy właśnie z niej wyszedł brat poszkodowanej. Spojrzałam na niego pytająco.
- Badania. – powiedział cicho, tępo wpatrując się w podłogę. Nie, nie mogłam teraz zaczynać drażliwego tematu. To byłoby nierozsądne. Usiadłam na krześle, naprzeciwko stojącego Lewego. Miałam ochotę podejść do niego i przytulić go, pocieszyć. Byłabym w stanie zrobić wszystko, żeby tylko nie patrzeć na jego cierpienie. W końcu Lewy usiadł niedaleko mnie, schował twarz w dłonie i rozpłakał się. W ogóle się tego nie wstydził. W sumie nie miał przy kim, bo chłopacy opuścili szpital, żeby pójść się spakować. Wtedy nie wytrzymałam i uklękłam przed nim.
- Robert.. Nie płacz, proszę cię. Dasz radę, musisz być silny. – powiedziałam, dotykając jego dłoni. Spojrzał na mnie, jego ręce trzęsły się jak dwie galarety.
- Wiem o tym, wiem! Ale nie mogę już.. nie mam siły. Boję się, że skończy się to tak samo jak skończyło się z tatą. Nie jestem w stanie po raz kolejny przechodzić przez śmierć bliskiej osoby.. nie mogę.. – po jego policzku znów spłynęła łza. Szybko ją otarłam.
- Nie będziesz musiał już cierpieć. Przecież to jest Mila.. Nic jej się nie stanie.. Odpocznie trochę, przejdzie jeszcze parę badań i ani się obejrzysz, a już będzie się z tobą kłócić.. – powiedziałam, a na jego twarzy zagościł blady uśmiech.
- Mam nadzieję.. – szepnął.
- A ja jestem wszystkiego pewna, ty też powinieneś. – dodałam.
- Dziękuję. Dziękuję, że mimo.. mimo wszystko jesteś tutaj. – odparł i przytulił mnie delikatnie.
Wtedy pielęgniarka otworzyła drzwi i wyraźnie szukała kogoś wzrokiem. Jej wzrok padł na Roberta i z uśmiechem oznajmiła mu, że jego siostra odzyskała przytomność. Kiedy weszliśmy z iskierkami radości w oczach, nawet sam lekarz nie krył zdziwienia. Milena spojrzała na nas słabym wzrokiem. Uśmiechnęła się delikatnie, chcąc poprawić lekko na łóżku. Zaraz jednak została wyręczona przed opiekuńczego Roberta.
- To jest cud, to jest cud! Nie wiem jak to zrobiliście, ale musieliście do wymodlić! Po czymś takim jeszcze nikt chyba tak szybko się nie obudził.. Możecie tu zostać, ale uważajcie na nią. Pani Mileno, jeśli tylko poczuje się pani zmęczona, proszę nie zważać na obecność gości, tylko od razu kłaść się spać. Nie wiem jakim cudem pani już się obudziła.. ale wiem, że powinna pani teraz odpoczywać. – rzucił lekarz, ze zdziwieniem, ale i radością.  Kiedy lekarz opuścił salę, od razu usiadłam obok niej, łapiąc za rękę.
- Boże, wariatko.. wiesz jak się wystraszyła..szyliśmy? – dokończyłam, patrząc na jej mimo wyczerpania i okoliczności delikatnie uśmiechniętą twarz.
- Ej, a myślałam, że już nikt się o mnie nie martwi.. – spojrzała na mnie, a potem na Lewego. - Dobra, ale powiedzcie mi o co tu chodzi, co? Pamiętam tylko, że usłyszałam o was coś, co spowodowało, że AŻ spadłam ze schodów.. – dodała, a ja z zakłopotania spojrzałam na kołdrę, która teraz była o wiele lepszym punktem odniesienia, niż twarz Mileny, czy Roberta. Szatynka cierpliwie czekała na odpowiedź, która z moich ust nie mogła jakoś przebrnąć.
- Robert uznał, że nie chce być już ze mną i nawet nie czekając na wyjaśnienia.. Chyba zakończył nasz związek.  – burknęłam, korzystając z okazji, by delikatnie wpłynąć tymi słowami na Lewego. Spojrzałam na niego, ale zaraz potem przeniosłam wzrok na jego siostrę.
- Słucham?! Chyba sobie żartujesz! – prychnęła. – Robert powiedz, że ona sobie kpi, dobrze?!
- Nie, Milena. Ona mówił prawdę, to koniec. – powiedział z wielkim spokojem, a mnie bardzo zabolały te słowa. Czyli jednak zakończył to wszystko co między nami było. Okazałam się wakacyjną przygodą. Czułam smutek, ale i.. złość, nienawiść!
- Nieee, to jakieś czyste żarty! Jak to? WY? Przecież bez siebie nie istniejecie.. – powiedziała cicho, a ja na te słowa przegrałam walkę z cholernymi łzami.
- A mogę wiedzieć co się stało? Robert, co.. – nie dokończyła, bo ja podniosłam głowę i pociągając nosem odważyłam się to powiedzieć.
- To przeze mnie. – powiedziałam.
- Wiktoria przestań.. – urwał Robert.
- Co mam przestać?! Ja wszystko spieprzyłam, ty nie masz w tym żadnego udziału! – zagalopowałam się, ale po chwili na powrót wrócił spokój. – Na tej imprezie… Byliśmy nieźle wstawieni. – zwróciłam się do Mileny. Nie wiem co mnie wzięło, ale postanowiłam powiedzieć jej wszystko jest szansa, żeby przed moim wyjazdem Lewandowski poznał prawdę. – Alkohol wziął górę i.. i chciałam pocieszyć Wasyla..  i chyba za bardzo się w to wczułam, bo.. bo pocałowałam go. – na te słowa Robert skrzywił się, a ja jeszcze bardziej zalałam się łzami.
- Lewy, przecież byliście pijani.. – Mila już próbowała bronić mnie i ratować nasz związek, za co byłam jej niesamowicie wdzięczna, ale.. chyba niepotrzebnie się produkowała.
- Dobra, ale mogła mi o tym powiedzieć od razu. Podsłuchałem jej rozmowę  Marcinem i wywnioskowałem, że w ogóle nie zamierzała mi o tym powiedzieć. – wybuchnął Lewandowski.
- Robert, do jasnej cholery! – wiedziałam, że tylko krzykiem będę w stanie zwrócić na siebie jego uwagę. Udało się, spojrzał na mnie, więc kontynuowałam. – Sam powiedziałeś, że podsłuchiwałeś. Nie słyszałeś wszystkiego! Sam dopowiedziałeś sobie resztę!  .
- I niby mam ci uwierzyć?
- A niby czemu nie?! Związek powinien opierać się na zaufaniu! – krzyknęłam, ale on nawet nie raczył się na mnie spojrzeć. Pokręciłam tylko głową, w środku czując ogromny ból. Rozczarowanie, niezrozumienie, nawet złość. – Przepraszam Milena. Ja muszę już iść, nie chcę być tutaj ani minuty dłużej i uwierz, że to nie z twojego powodu. – powiedziałam i przytuliłam się do Mili. – Zobaczymy się w Poznaniu, odpoczywaj. Kocham cię. – wyszeptałam.
- Trzymaj się. Pogadamy później. – odpowiedziała słabym głosem, na co ja jeszcze bardziej się rozpłakałam. A myślałam, że więcej łez nie można już uronić..

ROZDZIAŁ 33.
Całe moje szczęście zniknęło w ciągu jednej, dwóch minut. Jeszcze rano wygłupiałam się z Robertem, śmiałam się z nim.. a teraz? Leżę na tym samym łóżku, w którym spędziłam tyle uroczych chwil z Lewandowskim i płaczę. Płaczę, myśląc tylko i wyłącznie o nim i o nas. Znaczy o nas, ale osobno. Nie ma już nas. Jestem ja i jest on. Nasze drogi się rozeszły, koniec mojego szczęścia. Nadeszła szara rzeczywistość. Szkoda tylko, że muszę teraz cierpieć. Do pokoju wszedł Mario, szukając Roberta jak się domyśliłam.
- Matko, Wiktoria.. – wyszeptał, zatykając sobie usta. Ogarnął się z pierwszego szoku i podbiegł do mnie, potykając się wcześniej o spakowaną już walizkę do Poznania. Położył się obok mnie i otoczył ramieniem. Poczułam się trochę lepiej. Lepiej, bo zrozumiałam, że mimo naszego rozstania, nie straciłam jego przyjaciół, którzy mnie wpierali.
- Ja już nie mam siły, Mario. To wszystko zaczyna tracić sens.. – mówiłam zalewając się coraz to kolejnymi łzami.
- Nie mów tak. Nawet mu tego nie wyjaśniłaś, a już to skreśliłaś. – odparł,  głaszcząc mnie po włosach.
- Nic nie musiałam kreślić, on to zrobił. Nawet po moich wyjaśnieniach.. – odpowiedziałam zrezygnowana.
- Czyli on wie, że chciałaś mu to powiedzieć?
- Tak! Wie o wszystkim i jeszcze zarzucił mi, że kłamię! Wtedy nie wytrzymałam i wyszłam.. Nie chcę być z człowiekiem, który.. – przerwałam, bo napad płaczu nie pozwolił mi na kontynuację.
- Dobrze, już spokojnie. Uspokój się i błagam, nie płacz. Nie chcę ci mówić, że wszystko się jeszcze ułoży, bo nic nie jest pewne. Musisz iść przed siebie, nie patrząc w tył. Dasz radę, widocznie on nie jest ciebie wart, lub nie był gotowy na związek. – odparł, a ja z tego wszystkiego po prostu zasnęłam, wtulona w młodego Niemca.
*
- No, teraz ja z Wikusią! – przepychał się Błaszczykowski, idąc w moim kierunku. Wzruszyło mnie to, że wszyscy walczyli o to, żeby się ze mną pożegnać. Bardzo się do nich przywiązałam i postanowiłam, że będę ich odwiedzać. Ba! Nawet oni obiecali, że wpadną do mnie!
- Idź mi stąd! Ty żegnałeś się już dwa razy.. teraz pora na mnie. – uśmiechnął się do mnie Łukasz i przytulił bardzo mocno, dodając słowa otuchy na ucho. Niebieskooki brunet stał z tyłu i bacznie przyglądał się mnie i zgromadzonym wokół mojej osoby. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- No, skoro się pożegnałeś, to teraz ja! – walczył o swoje Kuba, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
- No dobra, chodź już kapitanie! – powiedziałam entuzjastycznie, wyciągając ku niemu ramiona. - Po raz trzeci.. – dodałam lekko znudzona, na co ci co usłyszeli wybuchli śmiechem. Teraz pożegnałam się już z wszystkimi. Najciężej było właśnie z Kubą, Mario i Wojtkiem. Będzie brakowało mi ich poczucia humoru, żartów.. Podeszłam niepewnie do Roberta, który stał z założonymi rękami.
- Zanim wyjadę, chciałabym, żebyś wiedział, że byłam przez ten miesiąc bardzo, ale to bardzo szczęśliwa. I to dzięki twojej osobie. Przepraszam cię za wszystko i przykro mi, że tak to właśnie się kończy. Żegnaj. – powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, nie chcąc dalej patrzeć w jego niebieskie oczy, bo wiedziałam, że nie jestem w stanie powstrzymać łez, które zbyt często goszczą na moich policzkach. Nie spodziewałam się, że padnie na kolana i będzie przepraszał i że da mi jeszcze jedną szansę, ale myślałam, że odezwie się choć słowem. A on nic.. stał i patrzył w przestrzeń. Wzięłam walizki i ruszyłam przed siebie, machając jeszcze przyjaciołom. Ucałowałam się jeszcze z Vanessą, która miała więcej szczęścia niż ja i jej miłość przetrwała. Za godzinę ma lot do Eindhoven.
- Kocham cię, pamiętaj. Jak dojedziesz, napisz, zadzwoń, cokolwiek. Dasz radę. – wyszeptała.
- Dziękuję, kocham też! – pocałowałam ją i weszłam do pociągu. Majka właśnie oderwała się od Mario, który jak to powiedział „stracił dwie najważniejsze kobiety w życiu”. Moja towarzyszka też wskoczyła do naszego transportu. Gwizdek konduktora, zamykane drzwi. Ostatni raz spojrzałam na bruneta, który.. płakał? Nie, niemożliwe. Przewidziało mi się. Wzdychając głośno spojrzałam za blondynką, która już dawno zajęła miejsce. No tak, Kochańska i jej zapłon. No cóż, taka się urodziłam.
Podróż minęła mi szybko i bezproblemowo. Podczas niej musiałam przebrnąć przez ciężką dla mnie rozmowę z mamą. Mianowicie, czy zdecydowałam się wrócić do Poznania, czy jadę z ukochanym do Dortmundu. Szczerze się zdziwiła, kiedy powiedziałam jej, że jestem już w pociągu do rodzinnego miasta.. I jestem z siebie dumna, bo przez całą podróż nie uroniłam ani jednej łzy! Koniec tego. Miałam sporo czasu na przemyślenie tego wszystkiego i przypomniały mi się słowa Mario: Iść do przodu, nie patrzeć w tył. Postanowiłam dostosować się do tego.
- Wicia, nie myśl tak intensywnie, bo ci się kontrolki w mózgu przepalą. – usłyszałam i obróciłam się w kierunku przyjaciółki, żeby posłać jej szyderczy uśmieszek. Przez szybę zobaczyłam znany mi, poznański dworzec. Sięgnęłyśmy po walizki i ruszyłyśmy bliżej wyjścia. Po chwili pociąg zatrzymał się (co trwało dla mnie zbyt długo) i otwierając drzwi, wszyłyśmy na zewnątrz. Mój pierwszy krok w moim ukochanym, rodzinnym Poznaniu. Nie powiem, stęskniłam się za nim.
- Jejku, mój Poznań.. – wyszeptałam, kręcąc się wokół własnej osi.
- Nasz Poznań, kochanie, nasz. – stanęła obok mnie, oddychając głęboko.
- Ej, nasi Lechici mają trening chyba, nie? – spojrzałam na przyjaciółkę.
- A niby skąd to wiesz? – uniosła brew, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
- Było tak miesiąc temu, a chyba Rumakowi nie chciało się zmieniać grafiku. – odparłam, a Majka przewróciła oczami.
- Fakt. To na Bułgarską?
- Na Bułgarską! – odparłam zawzięcie i nie zważając na to, że mamy walizki ruszyłyśmy spacerkiem prosto na stadion Kolejorza. Kiedy do niego dotarłyśmy, okazało się, że wcale się nie myliłam. Chłopacy omal nie pozabijali się biegnąc i patrząc równocześnie na mnie. Zatrzymali się i wpatrywali z wielkimi oczami.
- Wicia? – odezwał się Teodorczyk.
- Nie, święta Walenta. No pewnie, że ja. Chodźcie, bo się stęskniłam! – rozpostarłam ramiona i nie musiałam długo czekać na odzew. Zaraz podbiegli, przepychając się wzajemnie. Och, moje niewyżyte stado baranów.
- Ej, a Murasia ze sobą nie przywiozłaś? – spytał Tomek Kędziora, udając smutnego.
- Jeszcze czego! – prychnęłam, przytulając się do niego. Z nim miałam najlepszy kontakt, jeśli chodzi o piłkarzy Lecha. Doskonale się rozumieliśmy, dlatego od razu zorientował się, że coś nie tak. Widząc jego pytający wzrok, ukradkiem pokręciłam głową, żeby się nie martwił. I tak wiedziałam, że niestety będę musiała przechodzić przez ten trudny temat po raz kolejny. Trener podszedł też do mnie, przywitał się grzecznie i zagonił chłopaków do pracy. Ja usiadłam zadowolona na murawie, biorąc głęboki wdech. Widząc niebiesko-białe kolory, które widniały na każdym centymetrze tego stadionu od razu się uspokoiłam. Ale zaraz potem ból powrócił, bo jakby nie było to tutaj zobaczyłam Roberta po raz pierwszy. Prawdopodobnie właśnie w tym miejscu, na którym siedzę i on stał. Jakie to życie jest dziwne.. z powrotem stał się już tylko moim marzeniem, moim celem prawdopodobnie znów nie do osiągnięcia.  Ktoś przysiadł się obok mnie i położył głowę na moim ramieniu.
- Myślisz o nim, prawda? – usłyszałam głos Majki. Westchnęłam i spojrzałam na nią kątem oka, co i ona uczyniła.
- Niestety, i nie mogę przestać. – powiedziałam nieco ciszej. Było mi ciężko, naprawdę ciężko.
- Kochasz go nadal. – bardziej stwierdziła, niż spytała.
- Zawsze go kochałam i zawsze będę. I boję się, że nie ułożę sobie życia już z nikim innym, bo zawsze będę miała przed oczami Roberta. To jest coś nie do opisania. To nie jest zwykła, młodzieńcza miłość, czy zauroczenie..
- Skąd wiesz? Może niedługo ci przejdzie.. – przerwała, a ja prychnęłam.
- Majka, błagam. Zauroczenie trwa najwyżej rok, czasem dwa. A ja? Ja zakochałam się w nim w połowie 2008 roku! Jakby nie było 4 lata stażu u mnie ma. – burknęłam, a ona uszczypnęła mnie w bok.
- I myślisz, ze to koniec definitywny? – ciągnęła. Na litość boską, Krogulska!
- Tak! Byłam jego wakacyjną przygodą na czas Euro,  i koniec. – wzruszyłam ramionami, na co Majka zareagowała wiązanką niezbyt ładnych słów, bo przecież trzymała głowę właśnie na moim ramieniu. Zrezygnowała z robienia sobie ze mnie poduszki, uniosła głowę, masując ją zawzięcie, czochrając przy tym swoje blond włosy.
- Nie gadaj bzdur. Gdybyś była wakacyjną przygodą, to nie przedstawiał by cię mamie i nie chwalił się tobą dokoła.. – rzuciła mi pełne politowania spojrzenie.
- Z jego mamą, to akurat wyszło przypadkowo. Kto wie, czy bym ją poznała, gdyby nie wparowała wtedy do pokoju? – odpowiedziałam, machając przy tym ręką, niebezpiecznie blisko jej twarzy.
- Ale potem zabrał cię do Leszna, prawda? – no, i tu mnie zagięła. Nie wiedziałam co powiedzieć..
- Majka! Przecież Milena! Ona powinna już przyjechać.. a ja nawet nie wiem gdzie ona jest.. a obiecałam.. – wstałam z miejsca, gadając od rzeczy. W tym momencie nie przejmowałam się tym, czym jest składanie zdania.
- Uspokój się i nie panikuj! – Majka poszła w moje ślady i również wstała z murawy.
- Jak mam nie panikować, kiedy obiecałam komuś, że się nią zaopiekuję.. zresztą robię to dla siebie, nie dla niego.. i.. i.. – nie dokończyłam, bo blondynka złapała mnie za łokcie.
- Przestań, bo wiesz, że nie idzie z tobą wytrzymać, kiedy panikujesz, grubasie. – powiedziała czuło, na co się lekko uśmiechnęła. – Wdech i wydech. – poinstruowała, co wykonałam. – Dobra, a teraz powiedz mi gdzie ona miała być przeniesiona.
- A skąd mam wiedzieć?! – po raz kolejny straciłam nad sobą panowanie, ale gardzący wzrok Majki szybko mnie doprowadził do pionu. – Majek, jakbym wiedziała gdzie ona miała być przeniesiona, to bym się chyba nie denerwowała, prawda? Nie mam zielonego pojęcia, bo nie zdążyłam tego uzgodnić, bo.. bo za szybko wyszłam..
- Czyli zupełnie nie wiesz, pustka w głowie, tak? Zresztą jak zawsze.. – westchnęła i spojrzała na mnie znacząco.Widać było, że sama nie widziała innego rozwiązania. – Wiesz co musisz zrobić.
- Tak, ale ja nie.. – nie dokończyłam, bo przyjaciółka zatkała mi usta ręką. Wyciągnęła z mojej tylnej kieszeni telefon i wykręciła numer do niejakiego Lewandowskiego, wcześniej włączając na głośnomówiący.
- Tak? – usłyszałam. Usłyszałam ten głos, tego mężczyzny. Łzy stanęły mi w oczach.
- Cześć Robert. Tutaj Majka.
- No hej. Jesteście już w Poznaniu?
- Tak, właśnie dojechałyśmy. – no tak, Majka pominęła tylko fakt, że od jakichś 20 minut siedzimy bezczynnie na poznańskim stadionie..
- To fajnie. Dzwonisz tak sobie, czy coś się stało..? Bo zaraz muszę się zbierać, bo mam samolot..
- Oczywiście, nie zajmę ci dużo czasu! Chcę tylko wiedzieć do jakiej kliniki przeniesiono twoją siostrę. Wika niestety nie zdążyła się spytać..
- Na Szpitalnej 27/23. Nazwy nie pamiętam, bo zajmowała dwie linijki..
- Okej, dziękuję ci bardzo..
- Majek!
- Słucham..?
- A co u Wiktorii? – kiedy padło to pytanie, nieomal nie udławiłam się własną śliną.
- Jest w totalnej rozsypce, ale chyba jakoś da radę. Nie mów, że cię to interesuje..
- W sumie nie wiem dlaczego spytałem. Cześć. – połączenie zakończone. Zrobił to z prędkością światła.. Majka spojrzała na mnie i westchnęła.
- Jedziemy? – spytała, kiedy głupio wpatrywałam się w przestrzeń.
- Taa. – rzuciłam, po czym ruszyłam w stronę blondynki. Po krótkiej, no może trochę więcej niż krótkiej chwili zamrugałam gwałtownie. – Ale zaraz, zaraz.. Nie mamy samochodu..
- A żeś oprzytomniała! – spojrzała na mnie, kręcąc głową. – Ci się przypomniało, kiedy jesteśmy już praktycznie przy przystanku tramwajowym.. Wika, musisz się ogarnąć, bo jeśli będziesz chodziła tylko po to, żeby chodzić, to w końcu.. no wiesz. Chodzić już nie będziesz! – zaśmiała się cicho, na co tylko uśmiechnęłam się blado.
- Jakbyś nie wiedziała, walizki zaniesie nam Teodorczyk z Kędziorą. – dodała, a ja kiwnęłam głową udając, że jest to oczywiste. Prawda jest taka, że dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam torby. Nie, Majek ma rację. Muszę panować nad tym co robię. Po jakichś dwóch minutach zielono-żółty tramwaj przybył.

- Wiktoria! – entuzjastycznie przywitała mnie siostra mojego byłego. Kurde, niedawno przyzwyczaiłam się do tego, żeby mówić o nim mój chłopak, a teraz muszę mówić już były.
- Hej! Majka poszła ci po jakieś owoce, gazetki i takie tam. – powiedziałam, siadając obok niej i wysilając się na uśmiech.
- Ale miło… A ty pewnie tak się stęskniłaś, że chciałaś przyjść od razu do mnie, tak? – zaśmiała się, na co przytaknęłam. Tak naprawdę, to nie miałam głowy do zakupów i z pewnością nie wróciłabym zbyt szybko i stoją na środku sklepu zastanawiałabym się po co właściwie tam jestem.
- Jak się czujesz? – spytałam, ale widziałam, że jest z nią coraz lepiej. Promieniała z minuty na minutę.
- A już dobrze, zupełnie nie wiem dlaczego mnie tu trzymają. – powiedziała z wyraźnym oburzeniem w głosie.
- No wiesz, nie zawsze przyjeżdżają tutaj takie ślicznotki. – pierwszy raz od dwóch dni zażartowałam. Jej, to już doszło do tego, że jaram się swoim dowcipem. No tak, zrąbana psychika. To już mnie męczy od pierwszych chwil życia..
- Tak, tak! A ty? Jak się trzymasz? – spytała z troską. Spojrzałam na nią. Chyba mój wzrok mówił sam za siebie, nawet nie starałam ukryć się smutku. Kogo mam oszukiwać? Nie miałam przed Milą tajemnic, nie widziałam powodu do tego, żeby kłamać, że wszystko jest okej.
- Ja niestety na odwrót. Cały czas wracają wspomnienia. Myślałam, że kiedy będę tutaj, w Poznaniu to.. to wszystko się zmieni, wrócę do starego życia.. Ale nie mogę. Wszystko przypomina mi jego. I to jest najgorsze. – wyrzuciłam z siebie, a Mila tworzyła palcem coraz to nowe ślaczki na wierzchu mojej dłoni.
- Wszystko będzie dobrze. Pierwsze tygodnie będą ciężkie, potem nauczysz się żyć bez niego.. – odparła cicho, ze współczuciem wpatrując się we mnie.

- Ale ja nie chcę, Milena! Ja nie chcę oduczyć się od niego! Ja chcę pamiętać każdą chwilę spędzoną z nim i chcę żyć nadzieją, że może jednak kiedyś spróbujemy, rozumiesz? – wydusiłam z siebie, po czym pierwszy raz tego dnia łza poleciała mi po policzku. Tak, uświadomiłam sobie, że wcale nie chcę o nim zapomnieć. Mimo, że sprawia mi to ból, to nadal chcę rozpamiętywać te wszystkie piękne i szczęśliwe chwile.. Panicznie bałam się, ze zapomnę barwy jego oczu, tonu jego głosu, zapachu jego ciuchów, zmarszczonego czoła, kiedy usiłował przypomnieć sobie coś, co przed chwilą wyleciało mu z głowy… Może jestem psychiczna, ale trudno. Mogą mnie zamknąć w psychiatryku, ja nadal będę o nim myślała. 

Witajcie! U mnie przez cały tydzień była śliczna pogoda, słońce i wgl.. Opaliłam się! :)) Ale dzisiaj niestety się pogorszyło, deszcz od rana ;c Ale chyba przyda się trochę odpoczynku od upału.. Dodaję dzisiaj dwa rozdziały, dlatego, że na koniec lipca wyjeżdżam i chciałam już zakończyć bloga i to wszystko. Smutno mi, kiedy o tym pomyślę, ale nic nie trwa wiecznie ;c Przepraszam za to jakie są te rozdziały, ale ostatnio coś mi nie wychodzi.. Jak radzicie sobie z nudą, kiedy za oknem taka pogoda? Czekam na Wasze komentarze! <3