W drzwiach stał nie kto inny jak mama Roberta, pani Iwona. Okej, nie tak wyobrażałam sobie poznanie jego mamy. Z uśmiechem wyszeptałam „Dzień dobry” i nadal wpatrywałam się w jej postać.
- Witaj, kochana. Nie wiem teraz za bardzo, czy dobrze trafiłam. Ta pani na dole mówiła, że pod 313.. – tutaj urwała, cofnęła się i upewniła, czy to dobry numer. -.. powinien być mój syn. – dokończyła równie speszona co ja.
- Tak, tak. Robert właśnie bierze prysznic przed treningiem. – właśnie zdałam sobie sprawę, że strasznie głupio to brzmi. Jak można brać prysznic przed treningiem? Tylko Lewandowski tak potrafi!
- Aha. Ale dobrze trafiłam.. – uśmiechnęła się niepewnie i obleciała wzrokiem pokój. Ta, nieogarnięte ciuchy, bo nie mamy czasu na sprzątanie, moje rozwalone lakiery do paznokci, gazety na łóżku, torba Roberta na środku no i ja, w nieogarniętych włosach, pomalowanej tylko jednej ręce.. Lewandowski, odkładaj na pogrzeb! Ręką odgarnęłam swoje kasztanowe włosy do tyłu i uśmiechnęłam się do kobiety. Ciekawe co sobie teraz myśli.. Albo stop! Lepiej może żebym nie wiedziała.
- Proszę, niech pani wejdzie. – ukłoniłam się delikatnie, żeby nadrobić chociaż kulturą osobistą swój wygląd.
- Dziękuję bardzo. – odparła i weszła do środka. Chyba nie była zdziwiona widokiem naszego pokoju. Pewnie u Lewego to normalka. Ale chyba jako dziewczyna powinnam dbać o porządek, a ja chyba go jeszcze więcej powodowałam. Zamknęłam drzwi i modliłam się, żeby Lewy już wyszedł z tej cholernej łazienki. Przyspieszyłam i ogarnęłam fotel z ciuchów Roberta, żeby gość miał gdzie usiąść. Skinęła głową i usiadła na fotelu.
- No tak, zapomniałam się przedstawić. – zaśmiałam się cicho, lecz przypominało to bardziej nerwowe chichotanie. – Jestem Wiktoria Kochańska. – wyciągnęłam dłoń ku brunetce. Ona delikatnie uścisnęła moją dłoń.
- Miło mi. Ja jestem Iwona. – odparła. – I jesteś..? – spojrzała na mnie pytająco.
- Jestem dziewczyną Roberta. Tak naprawdę to od niedawna, więc to tłumaczyłoby, dlaczego pani nic nie powiedział. – nadstawiłam karku za Lewego. Wyłaź z tej łazienki, człowieku!
- Rozumiem. Szkoda, że poznajemy się w takich, a nie innych okolicznościach. – zaśmiała się. Była dosyć pogodną osobą. Rozluźniłam się trochę, ale nadal było mi głupio za ten bałagan. Wtedy Lewandowski wyszedł z łazienki. Oczywiście w samych bokserkach jak gdyby nigdy nic. A co!
- Mama? Co ty tu robisz? – spoglądał to na mnie, to na swoją rodzicielkę. Widać, że był równie zaskoczony jej obecnością, co i ja. No, to wystarczająco wyjaśniało moje poprzednie wywody, że znów może zapomniał mnie o czymś powiadomić.
- Siedzę, nie widzisz? – zaśmiała się pani Lewandowska i wstała, żeby przytulić syna. – Bałam się, ze po treningu cię już nie złapię i przed meczem nie zdążę życzyć powodzenia. – wytłumaczyła swoją nagłą obecność.
- Aha. – odparł. Widział doskonale moją minę. – Widzę, że poznałaś już Wiktorię..
- Tak, szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej, że mieszkasz z taką piękną młodą damą. – uśmiechnęła się jego mama, z dziwnym naciskiem podkreślając słowo „młoda”. Obydwoje spojrzeli na mnie równocześnie. Byli do siebie bardzo podobni!
- Okej, to może wy sobie porozmawiajcie, a ja przez ten czas skorzystam z toalety. – powiedziałam i wzięłam lakier do paznokci, gdyż musiałam dokończyć sobie prawą rękę. Oni skinęli głowami, a ja weszłam do łazienki, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Usiadłam na skraju wanny i złapałam się za głowę. Siedziałam w tej pozycji przez dobre 3 minuty. Tak po prostu. Nie myśląc o niczym.. po chwili jednak zaczęłam cierpnąć, więc wstałam i przyglądając się swojemu odbiciu w wielkim lustrze, pomalowałam delikatnie i wzięłam się za włosy. Kiedy byłam gotowa usiadłam na podłodze przy toalecie i zaczęłam malować sobie paznokcie od prawej dłoni. Wtedy doszły mnie skrawki ich szeptów:
- Ale Robert.. Czy nie uważasz, że ona jest dla ciebie trochę za młoda? Ma nieskończone 20 lat! Ty musisz się rozwijać, iść do przodu! I skąd masz pewność, że nie zależy jej na twoich pieniądzach? Teraz musisz na to uważać.. Ja nie chcę mówić o niej źle, bo wydaje się sympatyczna, ale pomyśl o przyszłości! Nie chcę, żebyś znowu cierpiał.. – szeptała mama Lewandowskiego.
- Mamo, ty słyszysz co ty mówisz? – spytał zirytowany Robert. – To teraz dla ciebie nie liczy się to, że ją kocham i jestem przy niej szczęśliwy, tylko to, co ludzie sobie pomyślą i że jest 4 lata młodsza ode mnie?
- Ale Robert..
- Co Robert! Mamo, ona jest dla mnie bardzo ważna i dla mnie nie liczy się, czy ona jest w moim wieku, czy jest młodsza ode mnie. Ona mnie zmieniła. Z powrotem jestem tamtym Robertem, który się uśmiecha, żartuje.. Nie widzisz tego? I mimo, że na papierku ma 20 lat, to jest o wiele dojrzalsza od niejednego 25 latka. Czasem to nawet zawstydza mnie to, że jest tak rozważna.. Mam nadzieję, że przemyślisz to i nie zrobisz niczego głupiego. – to ostatnie powiedział, a raczej rozkazał takim tonem, że nie odważyłabym mu się sprzeciwić. Żeby nie wzbudziło to podejrzeń to puściłam wodę z kranu i nie wiedziałam o czym była dalsza rozmowa. Nawet chyba nie chciałam wiedzieć. I tak dowiedziałam się już wystarczająco dużo. Może nawet zbyt dużo. No to mama Roberta jest przeciwna temu związkowi, bo jestem od niego młodsza. Wiedziałam, ze ten mój głupi wiek będzie przeszkodą dla niektórych.. skończyłam szybko malowanie i wyszłam z łazienki. Miałam nadzieję, że przez ten czas mama Roberta już pójdzie, ale niestety moje oczekiwania nie zostały wysłuchane. Nie wiedziałam za bardzo jak zacząć rozmowę, więc tylko usiadłam obok Roberta. Te 15 minut trzeba uzbroić się w cierpliwość, udając, że wszystko jest okej.
- No więc, dziecinko. Co chcesz robić w przyszłości? – zwróciła się do mnie, a mnie odraziło już na wstępie „dziecinko” . Nie wiem, czy zrobiła to świadomie, czy też nie, ale mnie to zirytowało.
- Chcę pójść na studia, na psychologię.. Myślę nad tym, żeby zostać psychologiem sportowym. – odparłam.
- Rozumiem.. Fajny kierunek! A czy teraz robisz coś..? – spytała, a we mnie się aż gotowało. Sugerowała, że jestem jakimś nierobem? Chociaż po bałaganie w tym pokoju.. Okej, musiałam się uspokoić. To nie jej wina. Powiedziała co myślała, no cóż. Zadziwiająco szybko zmieniłam swoje nastawienie do niej.
- Tak, teraz aktualnie są wakacje, ale uczę się. Dodatkowo jestem tancerką w jednym z zespołów tanecznych. Często występuję też jako cheerleaderka. – odpowiedziałam wysilając się na uśmiech. Chyba się nabrała, bo odwzajemniła go.
- Rozumiem, bardzo ruchliwa jesteś. – zaśmiała się pani Iwona, ale mnie nie było do śmiechu. Podniosłam delikatnie kąciki ust, lecz nie wiem czy to coś było uśmiechem. – Dobrze, bo zaraz masz trening, nie?
- Taa. – odparł Lewy. Widząc, że mama wstaje z miejsca również się podniósł, żeby odprowadzić ją do drzwi. Życzyła powodzenia synowi i coś jeszcze wyszeptała mu na ucho. – Do widzenia! – krzyknęła w moją stronę i drzwi się zatrzasnęły. Z mojej twarzy zszedł uśmiech. Nie chciałam przed Lewym udawać, że nie słyszałam tego o czym rozmawiali.
- Robert.. – zaczęłam.
- Przepraszam cię za nią. – pokręcił głową. – Kiedy poszłaś do łazienki, gadałem z nią i..
- Wiem. – odpowiedziałam szybko. – Słyszałam urywek. Nie podoba jej się to, że jestem od ciebie tyle młodsza. Może ona ma racje Robert? Może faktycznie potrzebujesz kobiety, a nie dziewczyny. Kobiety, która zaopiekuje się domem, będzie ci codziennie gotować, prasować, zmywać. Będzie twoją wizytówką… - mówiłam jak nakręcona i czułam, że w końcu ulegnę tej łzie, która kręciła się mi w oku już od kilku minut.
- Ale co ty wygadujesz?! – Robert złapał mnie za łokcie. – Spójrz na mnie. – chwycił za moją brodę i uniósł ją do góry. Nie miałam wyboru i musiałam patrzeć w jego oczy. A kiedy w nie patrzyłam, nie myślałam trzeźwo.. zawsze godziłam się na wszystko. – Wiktoria, nie potrzebuję żadnej wizytówki, żadnej kury domowej, nikogo innego. Ja potrzebuję ciebie! Tylko i wyłącznie ciebie! Bardzo dobrze wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie liczą się dla mnie słowa innych. Mama w końcu się przyzwyczai, to dla niej był szok. Ona nie chce, żebym ponownie cierpiał. A myśli tak, ponieważ cię jeszcze nie zna. Kiedy się poznacie, z pewnością zrozumie jakie bzdury wygadywała. – mówił, a ja jednak się rozpłakałam. – Nie płacz mi tylko tutaj, bo nienawidzę cię takiej.
- Przepraszam.. – wyszeptałam.
- No i jeszcze mnie przeprasza, nie wierzę.. – westchnął. – Głupku! Nie przepraszaj, uśmiechnij się i obiecaj, że dzisiejszego wieczoru wcale nie będziesz myślała o tym, ale poniesiesz się euforii na stadionie – uśmiechnął się delikatnie, a ja nie chcąc robić mu przykrości przytaknęłam.
- Dobrze, mam nadzieję, że mi się to uda. – powiedziałam i na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- O wiele lepiej. – odparł i pocałował mnie delikatnie. Westchnęłam i spojrzałam na niego, odchylając głowę.
- Cieszę się, że ciebie mam. Dziękuję. – powiedziałam i pocałowałam go w szyję. Oparłam jeszcze czoło o jego ramię. Wtedy poczułam znany mi już, ładny zapach jego żelu pod prysznic w połączeniu z perfumami na koszulce, którą włożył, gdy byłam w łazience.
- Kochanie, nie chcę cię pośpieszać, ale nie uśmiecha mi się robić 10 kółek ekstra. – usłyszałam po chwili.
- No tak, przepraszam. – zerwałam się i wróciłam do łazienki sprawdzić, czy mój niewielki, ale makijaż przypadkiem od łez się nie rozmazał. Kiedy to zrobiłam wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi od toalety. – Okej, możemy iść. – odparłam i złapałam go za rękę. Po chwili byliśmy już w drodze na Narodowy.
Sam trening nie był jakiś wielce wymagający, bo trener musiał oszczędzać orzełków na sam mecz. Dlatego też rozgrzali się tylko, rozciągnęli i potem rozegrali mały mecz. Żeby tak grali z Grecją, a zwycięstwo murowane. A, była jeszcze akcja z skarpetkami Błaszczykowskiego, za co Wasylowi i Dudce nieźle się oberwało. Jak zwykle zresztą! Trener miał już pomysł, żeby w ramach kary nie wystawić tej dwójki w dzisiejszym meczu, ale na szczęście chłopacy skutecznie wybili mu ten pomysł z głowy. Podobno odpokutują to niedługo, kiedy Fornalik wymyśli coś, co zapobiegnie kolejnym "genialnym" pomysłom. Żałowałam tylko, że nie widziałam miny Kuby, kiedy zorientował się, że koledzy postanowili poprawić sobie humor jego kosztem. Uśmiałam się na tym treningu, ale podświadomie ciągle myślałam o naszym związku i o tych wszystkich negatywnych rzeczach do nas nastawionych. Ale przy Robercie udawałam, znaczy próbowałam udawać, że wcale nie przejmuję się tym wszystkim. Był tak podniecony wieczornym meczem, że nie chciałam psuć mu nastroju i obarczać go swoimi problemami. Poszliśmy jeszcze szybko do pokoju, żeby się przebrać. I on i ja.
Do meczu pozostało jeszcze 25 minut. Jakiś miły ochroniarz pozwolił mi wejść razem z chłopakami do szatni. Usiadłam obok Roberta, przytulając się do niego.
- Stresujesz się? –spytałam, patrząc na niego.
- Teraz trochę zacząłem. – powiedział z uśmiechem. – Nie chcę narobić wstydu. I chcę, żebyś była ze mnie dumna, a im bardziej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to niemożliwe.
- To nie myśl o tym. – odparłam cicho. – Graj tak, jakbyście grali na treningu. Nie graj dla nikogo, tylko dla siebie. Odetnij się od myśli o tym, że miliony oczekują czegoś od ciebie. Dasz radę, zobaczysz. – wtedy złożyłam mu ostatni pocałunek przed spotkaniem biało-czerwonych. Zwróciłam się jeszcze do chłopaków ze słowami otuchy i wyszłam. Błąkając się po korytarzach, zastanawiałam się co właściwie oznaczają te wszystkie ilustracje na ścianach. Niby miały pomóc w poszukiwaniu drogi, ale u mnie miało to odwrotny efekt. Jeszcze bardziej irytowałam się i rozpraszałam. Po kilku przedłużających się strasznie minutach wyszłam jednak z tunelu i nie chcąc rzucać się w oczy, szybko podbiegłam do bramki, gdzie zostałam wpuszczona przez równie fajnego ochroniarza. Szłam prosto do miejsca, gdzie siedziały inne kobiety piłkarzy. Rozsiadłyśmy się z Van modląc o wygraną.. Po chwili przyjaciółka oznajmiła mi, że pójdzie po coś do picia. Zostałam sama ze swoimi myślami i swoim zmęczeniem..
*
Ktoś przysiadł się do mnie, kątem oka zauważyłam, ze była to brunetka. Pomyliłam ją z Ewą i z uśmiechem odwróciłam się w jej kierunku.
- Ej, Ewcia! Myślałam nad tym, żeby.. – urwałam, bo zorientowałam się, że to wcale nie była osoba, której się spodziewałam. – Co tu robisz? – spytałam oschle.
- Siedzę. – burknęła. – Ale Wiktoria.. Ja nie chcę się teraz kłócić. Mam poważniejszą sprawę.
- Anka, nie będę ukrywała, że cię lubię i że chcę teraz z tobą rozmawiać. – powiedziałam, starając się utrzymać spokój.
- Wiem, wygłupiłam się na tym bankiecie. Powinnam cię przeprosić, więc przepraszam. – odparła cicho, lekko zakłopotana.
- A ja powinnam wybaczyć, ale nie wybaczę. Przynajmniej nie teraz. Skąd mam wiedzieć, że to nie jest twoja gierka? Ludzie nie zmieniają się ot tak. – pstryknęłam palcami, wzruszając ramionami.
- Ale przeprosiłam.. Mam nadzieję, że to jednak się zmieni i w końcu mi zaufasz.
- Dobra, ale nie rozumiem czemu tak nagle się zmieniłaś, co? – spytałam podejrzliwie. No sorry, ale najpierw chce mnie żywcem zabić, a potem nagle wielce moja przyjaciółka.. nie, w żadnym, najmniejszym nawet stopniu jej nie wierzę.
- Bo.. bo ja jestem w ciąży. W ciąży z Robertem, wcale nie kłamię jak to pewnie wmawiał ci twój ukochany. To 24 tydzień. Mogę pokazać ci zdjęcie USG. – powiedziała i zaczęła szukać czegoś w torebce. Po chwili wręczyła mi dwa małe czarno-białe zdjęcia, z których za wiele dla mnie nie wyniknęło, bo nic tam szczerze mówiąc, nie widziałam. – Tutaj główka, rączki i nóżki.. – mówiła pokazując mi palcem. Coraz bardziej jej wierzyłam i po moim policzku popłynęła łza. Dlaczego? Nie wytrzymałam po prostu. No bo przecież to oznaczało prawdopodobny koniec związku mojego z Lewandowskim. Nie wyobrażałam sobie życia z osobą, którą łączy dziecko ze swoją byłą. Zwłaszcza, że wiem jaka jest Ania. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego, tym bardziej chłopaka. - Po co mi to pokazujesz? – warknęłam, pociągając nosem.
- Chcę żebyś wiedziała, że nie poddam się tak łatwo i tym bardziej będę walczyć o Roberta. I wszystko przeważa w moją stronę. Nie dość, że będę miała z nim dziecko, to jeszcze mam większy staż u niego, że tak powiem. Mamy wiele wspólnych wspomnień.. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- A co jeśli Robert nie będzie chciał uznać dziecka? – miałam wielką ochotę zerwać jej z twarzy ten fałszywy uśmieszek.
- Zawsze walczę do końca. Karate nauczyło mnie cierpliwości i tego, żeby nigdy się nie poddawać. Zamierzam zastosować się do tych wskazówek. Dobra, idę już. Naciesz się Robertem, bo to pewnie wasze ostatnie chwile. – rzuciła z szyderczym uśmiechem i odeszła. Po raz kolejny po moim policzku popłynęła łza.. Nagle ktoś zaczął mną gwałtownie potrącać.
- Ej, zostawić cię na pięć minut, a ty już śpisz! Wiem, że Lewandowski pewnie nie daje ci spać, no ale nie przesadzaj.. Ktoś mógłby cię okraść.. Nie no, spać na stadionie, brawo Kochańska! – usłyszałam przyjaciółkę, kiedy mrugałam oczami. Rozejrzałam się wkoło, lekko zdezorientowana.
- Czyli nie było tu Anki? Ja spałam? – spytałam, nie mogąc uwierzyć, że to prawda.
- O czym ty gadasz, głupolu? Ja tu żadnej Anki nie widziałam.. A uwierz, swoją brzydotą wyróżnia się z tłumu. – powiedziała śmiejąc się. Uff, czyli to był tylko sen! I to zły sen! Dzięki Bogu..
Ktoś przysiadł się do mnie, kątem oka zauważyłam, ze była to brunetka. Pomyliłam ją z Ewą i z uśmiechem odwróciłam się w jej kierunku.
- Ej, Ewcia! Myślałam nad tym, żeby.. – urwałam, bo zorientowałam się, że to wcale nie była osoba, której się spodziewałam. – Co tu robisz? – spytałam oschle.
- Siedzę. – burknęła. – Ale Wiktoria.. Ja nie chcę się teraz kłócić. Mam poważniejszą sprawę.
- Anka, nie będę ukrywała, że cię lubię i że chcę teraz z tobą rozmawiać. – powiedziałam, starając się utrzymać spokój.
- Wiem, wygłupiłam się na tym bankiecie. Powinnam cię przeprosić, więc przepraszam. – odparła cicho, lekko zakłopotana.
- A ja powinnam wybaczyć, ale nie wybaczę. Przynajmniej nie teraz. Skąd mam wiedzieć, że to nie jest twoja gierka? Ludzie nie zmieniają się ot tak. – pstryknęłam palcami, wzruszając ramionami.
- Ale przeprosiłam.. Mam nadzieję, że to jednak się zmieni i w końcu mi zaufasz.
- Dobra, ale nie rozumiem czemu tak nagle się zmieniłaś, co? – spytałam podejrzliwie. No sorry, ale najpierw chce mnie żywcem zabić, a potem nagle wielce moja przyjaciółka.. nie, w żadnym, najmniejszym nawet stopniu jej nie wierzę.
- Bo.. bo ja jestem w ciąży. W ciąży z Robertem, wcale nie kłamię jak to pewnie wmawiał ci twój ukochany. To 24 tydzień. Mogę pokazać ci zdjęcie USG. – powiedziała i zaczęła szukać czegoś w torebce. Po chwili wręczyła mi dwa małe czarno-białe zdjęcia, z których za wiele dla mnie nie wyniknęło, bo nic tam szczerze mówiąc, nie widziałam. – Tutaj główka, rączki i nóżki.. – mówiła pokazując mi palcem. Coraz bardziej jej wierzyłam i po moim policzku popłynęła łza. Dlaczego? Nie wytrzymałam po prostu. No bo przecież to oznaczało prawdopodobny koniec związku mojego z Lewandowskim. Nie wyobrażałam sobie życia z osobą, którą łączy dziecko ze swoją byłą. Zwłaszcza, że wiem jaka jest Ania. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego, tym bardziej chłopaka. - Po co mi to pokazujesz? – warknęłam, pociągając nosem.
- Chcę żebyś wiedziała, że nie poddam się tak łatwo i tym bardziej będę walczyć o Roberta. I wszystko przeważa w moją stronę. Nie dość, że będę miała z nim dziecko, to jeszcze mam większy staż u niego, że tak powiem. Mamy wiele wspólnych wspomnień.. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- A co jeśli Robert nie będzie chciał uznać dziecka? – miałam wielką ochotę zerwać jej z twarzy ten fałszywy uśmieszek.
- Zawsze walczę do końca. Karate nauczyło mnie cierpliwości i tego, żeby nigdy się nie poddawać. Zamierzam zastosować się do tych wskazówek. Dobra, idę już. Naciesz się Robertem, bo to pewnie wasze ostatnie chwile. – rzuciła z szyderczym uśmiechem i odeszła. Po raz kolejny po moim policzku popłynęła łza.. Nagle ktoś zaczął mną gwałtownie potrącać.
- Ej, zostawić cię na pięć minut, a ty już śpisz! Wiem, że Lewandowski pewnie nie daje ci spać, no ale nie przesadzaj.. Ktoś mógłby cię okraść.. Nie no, spać na stadionie, brawo Kochańska! – usłyszałam przyjaciółkę, kiedy mrugałam oczami. Rozejrzałam się wkoło, lekko zdezorientowana.
- Czyli nie było tu Anki? Ja spałam? – spytałam, nie mogąc uwierzyć, że to prawda.
- O czym ty gadasz, głupolu? Ja tu żadnej Anki nie widziałam.. A uwierz, swoją brzydotą wyróżnia się z tłumu. – powiedziała śmiejąc się. Uff, czyli to był tylko sen! I to zły sen! Dzięki Bogu..
•••
Witam kochane! W porównaniu z późniejszymi rozdziałami, które właśnie piszę, to ten jest taki jakiś krótki. No, a jak go pisałam, to miałam pewność, że jest zbyt długi! Chciałam połączyć to z kolejnym, ale teraz to już byłoby zdecydowanie za długo c: Oddaję to do Waszej opinii, mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba. Z tym snem trochę dziwnie wyszło, bo początkowo było to prawdą.. Ale uznałam, że tak na samym początku nie ma co psuć ich związku. Wymyśliłam im zupełnie co innego! ;> Nie będę pisała o meczu z Realem, bo przecież każdy, nawet ten co nie oglądał meczu, wie o wyniku, bo było to sensacją w mediach, internecie i wiadomościach :D Wystarczy, że powiem, że jestem niesamowicie dumna z Roberta, ale i z całej drużyny! Więc, do następnego! ♥
Och, nie mogę pozostać dłużna i muszę publicznie podziękować najwierniejszej czytelniczce, dzięki której zaczynam wierzyć w swoje możliwości! Tamta rozmowa bardzo mi pomogła, Kama! Ja Ciebie też kocham! ♥ (coś za bardzo sobie słodzimy, nie uważasz? :3) Nigdy się nie poddawaj, pamiętaj! Dziękuję za wszystko Tobie, ale i też wszystkim, którzy pozostawiają tutaj komentarze! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :**
MAM JESZCZE DO WAS WIELKĄ PROŚBĘ! JEŚLI CHCECIE POINFORMOWAĆ MNIE O NOWOŚCIACH U SIEBIE (za co jestem wdzięczna), TO PROSIŁABYM, ŻEBY BYŁO TO W ZAKŁADCE DO TEGO PRZEZNACZONEJ, TJ. " WASZE OPOWIADANIA" ! JEST MI O WIELE ŁATWIEJ DO TEGO DOBRNĄĆ I JEST WIĘKSZE PRAWDOPODOBIEŃSTWO, ŻE SZYBCIEJ TAM ZAJRZĘ! ALE NIE UKRYWAM, ŻE CHODZI TEŻ ZWYCZAJNIE O PORZĄDEK I ESTETYKĘ. Z GÓRY DZIĘKUJĘ BARDZO! :*