- KROGULSKA! Mówiłem, żebyś nie przychodziła?! Widzisz, ta się teraz od
ciebie nie odklei, a jest mi cholernie potrzebna! – darł się Szmyt. Boże, jak
ja go miałam już dosyć! Nie widziałam się tyle czasu z Majką, a on nie może
chwili poczekać? Nie moja wina, że ta chwila trwała już piętnaście minut, a bez
kapitanki, dziewczyny bardzo kiepsko się prezentowały.
- Idę już przecież! – odkrzyknęłam, puszczając ręce Majki. Podeszłam
jeszcze do Roberta i przeprosiłam go mimiką twarzy za wyrządzoną krzywdę. Ale
telefon z tego co widziałam działał, więc nie jest najgorzej. Ustawiłam się na swoim miejscu i po krótkim odliczeniu ruszyłyśmy z układem. Mimo, że wygłupiałyśmy się i śmiałyśmy na każdym kroku, to jednak z miny trenera i
piłkarzy, którzy właśnie przystanęli, by zobaczyć co się dzieje wywnioskowałam, ze
nawet nieźle nam idzie. Po 2 minutach przyszedł czas na więcej akrobacji,
oczywiście nie z kim innym jak z Kochańską w roli głównej. Dzisiaj pierwszy raz
od miesiąca, musiałyśmy wykonać piramidę, która z mojej perspektywy zbyt
bezpieczna nie była. Skacząc z najwyższego punktu na dół, robiąc podwójne salto
w przód i kończąc szpagatem na rękach dwóch moich koleżanek, nabawiałam się lekko o
stres. Musimy być bardzo zgrane, bo nie dość, że musimy robić wszystko w tępo i
rytm muzyki, to jeszcze jeśli jedna z nas, choćby o pół kroku się pomyli, to
zagraża zdrowiu każdej z dziewczyn. Oczywiście na mnie ciąży największa
odpowiedzialność, ale to się wytnie. Jedynym problemem dla mnie było to, że
Majka, która miała za zadanie zamortyzować mój skok, siedziała na ławce z moim chłopakiem, rozmawiając o czymś zawzięcie. Nie
przemyślałyśmy tego przedtem.. Super stać na samym wierzchołku góry z dziewczyn,
która drżała jak galareta i nie móc skoczyć, bo pod tobą jest jedna wielka
dziura. Dziewczyny spanikowały i nie wiedziały za bardzo, czy mają przerwać
wszystko, czy puścić mnie na podłogę. Oczywiście zrobiły to drugie, w końcu
nadarzyła się okazja, żeby mnie pierdyknąć! Ale wtedy super Majek zerwał się na
równe nogi w ostatniej chwili dobił na miejsce. No, więc żyli długo i szczęśliwie.
- Ślicznie dziewczyny! Kochańska, jesteś niezastąpiona. – powiedział trener,
wyraźnie zadowolony z naszej pracy, kiedy ostatnie takty utworu ginęły już w
brawach i pogwizdywaniach Lechitów.
- Ta, dziękuję. – powiedziałam, uśmiechając się lekko. Wszystko byłoby
okej, ale oczywiście nie byłam zbytnio rozgrzana, bo teraz odczuwałam delikatny
ból w dolnych okolicach kręgosłupa. Złapałam się za niego, ale widząc
kształtującą się minę trenera w „A nie mówiłem”, od razu zmieniłam wyraz
twarzy, prostując gwałtownie, jakby nic się nie stało. Chyba zaraz się złamię
wpół, świetnie.
- Dobra, możesz już lecieć. – wypalił.
- Ale.. Ale jak to? Przecież miałyśmy być tutaj do szesnastej.. –
zamrugałam oczami i spojrzałam na niego, myśląc, że przyszedł już czas na jego
super żarty.
- One będą, ale ty już leć. Ja przez ten czas popracuję nad płynnością
u dziewczyn. Naciesz się chłopakiem
przed meczem i przyjaciółką, bo dawno się nie widziałyście – powiedział,
uśmiechając się do mnie. Czyli trener mnie puszcza? Łoo, nie wiedziałam, że on
ma aż tak dobre serce. Dobra, nie wiedziałam nawet, że je posiada..
- A no to dziękuję panu bardzo! – powiedziałam z wielkim bananem na
twarzy i poszłam pożegnać się z dziewczynami.
- Następna próba jutro od 17.00 do 18.00! – krzyknął do mnie, a ja
podniosłam rękę z uniesionym kciukiem, ale nie przystanęłam. Biegłam właśnie do
szatni, żeby jak najszybciej się przebrać i pójść gdzieś z przyjaciółką i
chłopakiem. Kiedy zrzucałam z siebie ciuchy do szatni wszedł Robert.
- Kochanie..? – na jego głos podskoczyłam delikatnie i złapałam się za
klatkę piersiową, jednak nadal się nie odwróciłam.
- Boże, kiedyś dostanę zawału! Nie dość, że jakieś lumbago mnie bierze,
to jeszcze serce kołacze! I z tymi objawami wmawiaj sobie, że masz 20 lat.. –
oczywiście uruchomiłam swoje bezsensowne gadki. – Dobra, kończę. Co chciałeś?
- Muszę ci coś powiedzieć.. – najgorszy początek z możliwych..
Odwróciłam się gwałtownie do niego, męcząc z rozporkiem.
- Nie przeciągaj, Lewandowski, bo wiesz, że tego nie lubię. –
powiedziałam, a on zaśmiał się widząc pewnie moją walkę ze spodniami. Podszedł
do mnie i zwinnym ruchem zapiął rozporek. – Patrzcie na speca! – uderzyłam
dłońmi o uda. On przyciągnął mnie w pasie.
- Chcę ci powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo podobało mi się to, co
robiłaś na próbie. Nie wiedziałem, że jesteś aż tak bardzo wygimnastykowana. –
powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.. – mrugnęłam do niego i
pocałowałam go delikatnie. Robert przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie.
A myślałam, że już bliżej być nie możemy.. Jego ręce zjechały poniżej mojej
talii.
- Może dzisiaj wykorzystamy twoją elastyczność i wieczore..
- Dalej gołąbki, miłość ukażecie sobie kiedy indziej, a teraz
wychodźcie już! – krzyknęła Majka przez drzwi. No tak, zapomniałam, że nie
jesteśmy sami.. Niechętnie puściłam Lewego i odsunęłam delikatnie, kończąc
nasze czułości subtelnym i krótkim cmoknięciem. Dokończyłam swoje ubieranie i
spakowałam niepotrzebne do małej torby, którą wzięłam ze sobą. Napiłam się
jeszcze wody i rozpuszczając włosy wyszłam z szatni, otworzonej już wcześniej
przez Lewandowskiego. Wzięłam za rękę zarówno swojego chłopaka, jak i
przyjaciółkę i tak oto wyszliśmy ze stadionu. Kiedy szliśmy tak Łazienkowską zaczął się
nieprzyjemny dla mnie temat. – Wiciaaa..? Bo tutaj taki jeden ładny ptaszek
wyćwierkał mi, że między tobą a Vanessą jest coś nie tak, prawda to?
- Ten ładny ptaszek jest strasznie głupi. – burknęłam, spoglądając
spode łba w kierunku Lewandowskiego. On tylko uśmiechnął się, cmokając w
powietrzu. – Ale niestety powiedział prawdę. Znając ptaszka pewnie wiesz dlaczego się
pokłóciliśmy? – odwróciłam głowę w stronę swojej przyjaciółki.
- Tak, wiem. I obiecałam, że pomogę w pogodzeniu was. – powiedziała od
razu. Och, jej szczerość jest złota.
- Kiedy zaczęłaś ten temat, od razu to wiedziałam. – uśmiechnęłam się
do niej, przewracając oczami.
- Ej, piękności – odezwał się Robert, puszczając moją rękę, żeby wcisnąć
się między nas i objąć ramieniem – Tak sobie pomyślałem, że może pójdziemy po
moją torbę treningową, a potem odprowadzicie mnie na stadion, hm? Nie musicie
być na treningu, chociaż chłopacy by się nie pogniewali. – zaśmiał się.
- W sumie możemy pójść potem na kawę, albo coś.. – spojrzałam na Majkę,
która skrzywiła się delikatnie.
- No, może na kawę to nie, ale gdzieś pójść możemy. – uśmiechnęła się
lekko. Nadal nie wiem co oznaczał ten jej grymas na moje słowa, ale chyba
lepiej, żebym się nad tym nie roztkliwiała.
- Kocham was. – wypalił i pocałował nas w policzek. Co mu się tak
dzisiaj na czułości wzięło? Boże, oddajcie mi chłopaka! Majka też spojrzała na
niego dziwnie.
- Stało się coś? – spytała podejrzliwie, na co on zachichotał.
- Ta, chyba dostałem w dupę od Amora.. – uśmiechnął się promiennie, a
my zaśmiałyśmy się.
Ubrana w koszulkę ukochanego, czerwone rurki i wymalowaną
biało-czerwoną flagą na policzku usiadłam z coca-colą w ręku na miejscu między
Agatą a Ewą. Ku mojemu nieszczęściu po mojej lewej stronie, obok
Błaszczykowskiej siedział nie kto inny, jak Vanessa. Postanowiłam nie skupiać
na niej zbytnio uwagi, lecz na tym, co dzieje się na boisku. Za 10 minut
chłopaki powinni wyjść na murawę. Słuchając przeróżnych pieśni dopingujących
Polaków, którego wykonywało kilka tysięcy polskich gardeł, poczułam po raz
kolejny magię tego miejsca. Emocje są niesamowite. Widząc te wielkie nadzieje w
oczach Polaków, coraz bardziej się denerwowałam. Agata nagle wstała i oznajmiła
nam, że widzi swoją kuzynkę, z którą to idzie się przywitać. Van wykorzystała
tą sytuacje i usiadła na miejscu blondynki.
- Wika, błagam cię, nie gniewaj się już na mnie.. Wojtek jeździ po
mnie, jak rolnik po polu w czasie zbiorów.. Ale tymi swoimi wyzwiskami,
zmotywował mnie do tego, żeby z tobą pogadać.. No, Majka też mi w tym pomogła.
– Majka? Ta to też ma tępo i czas, skoro w tak krótkim odstępie czasu zdążyła
nagadać coś Ness... - Naprawdę nic nie usprawiedliwi mojego zachowania, sama nie
umiem wyjaśnić tego, dlaczego jako pierwszej ci nie powiedziałam.. To był
szok.. Gdyby nie to, że Przemek ze mną mieszka, to też nie dowiedziałby się
tego od razu, tylko po tym jakbym miała pewność.. – mówiła, a ja coraz bardziej
ją rozumiałam. Przecież jakby takie coś przytrafiło się mnie, też nie
chciałabym trąbić na prawo i lewo. Ale z pewnością powiedziałabym przyjaciółce.. ale cóż, każdy popełnia błędy.
- Rozumiem, Vanessa. – przerwałam jej opowieść, bo wywnioskowałam, że
jest przygotowana na to, żeby oblać mnie kolejnymi usprawiedliwieniami.
- To znaczy, że mi wybaczasz? – spytała, a w jej oczach dało dostrzec
się promyki radości i nadziei.
- Tak, ale po jednym warunkiem. Że nigdy nie zrobisz mi czegoś takiego,
zrozumiano? – zagroziłam jej palcem, a ona przytuliła mnie mocno.
- Obiecuję, przysięgam, daję słowo… - mówiła radosna. – Jej, jak mi
ciebie brakowało.
- Wiesz co? Dziwne, ale mnie ciebie też. – uśmiechnęłam się, a ona dała
mi jeszcze całusa w policzek i usiadła już na swoim miejscu, bo Agata wracała
już do nas. Nie spodziewałam się, że to tak szybko się rozwiąże. Oczywiście na
pewno nagle nie będzie jak było wcześniej, zaufanie trzeba odbudowywać. Ale w
sumie jestem zadowolona z tego, że dałam jej szansę. Znam ją już na tyle długo,
żeby widzieć, kiedy się czymś szczerze przejmuje. Dzisiaj właśnie to u niej
zauważyłam. Cóż, zobaczymy co przyniesie czas. Właśnie w tym momencie wszyscy
wstali, unosząc biało-czerwone flagi, bo nasze Orzełki wyszły już z tunelu. Ustawienie
się, odśpiewanie obu hymnów i przywitanie przeciwnych drużyn. Czułam się bardzo
szczęśliwa. Nie tylko z powodu meczu, ale i tego, że jestem coraz bliżej
odzyskania przyjaciółki. Niestety, moje szczęście skończyło się z ostatnim
gwizdkiem sędziego. Mecz zakończył się remisem. Przydałyby się dla nas te 3
punkty.. Zrezygnowane wyszłyśmy z Narodowego. Udałyśmy się prosto do hotelu,
gdzie będziemy czekać na piłkarzy. Dziewczyny proponowały, żebym poszła z nimi
na stołówkę, prawdopodobnie, żeby opić mecz. Ja jednak odmówiłam i udałam się
od razu do pokoju. Zdjęłam buty, spodnie, dodatki i w samej koszulce położyłam
się na łóżku, wystukując w jego ramę rytm śpiewającej przez kibiców za oknem,
słynnej pieśni „Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!”. Szkoda. Wielka
szkoda. Stać nas na więcej. Do pokoju, niechlujnie, ze spuszczoną głową
przyszedł ten, na którym pokładano największe nadzieje dzisiaj wieczorem.
Rzucił torbę w kąt i zdejmując po drodze buty, walnął się obok mnie, ukrywając
twarz w poduszce. Złapałam go za plecy, gładząc je delikatnie.
- Nie martw się, będzie.. – zaczęłam, ale zaraz zmieniłam swoje
nastawienie. - No dobra, spieprzyliście. Spieprzyliście na całego. Ale co da
ci, że teraz będziesz załamany leżał i nic nie mówił?! – spytałam go ostrym
tonem, chcąc go jakoś zmotywować do tego, żeby chociażby zaczął oddychać!
- Nic!! Ale co mam udawać, że nic się nie stało?! Stało się i to bardzo
dużo! Zawiedliśmy wszystkich, Wiktoria! – uff, przynajmniej się nie
zapowietrzył! Zmusiłam go do tego, żeby na mnie spojrzał.
- I teraz przez to będziesz psuł wieczór i mi i sobie, tak?
- Inaczej nie potrafię, wybacz! – wybuchnął i odwrócił się ode mnie.
- Nic nie będę ci wybaczać, debilu! Wiesz co?! Nie odzywaj się, nie
ruszaj.. Bądź załamany dalej! Jak przyniesie to jakieś rezultaty, to wiesz
gdzie mnie szukać. – rzuciłam głośno i poszłam do łazienki. Emocje po meczu, to rozgoryczenie i żal.. Wybuchnęłam, nadzwyczajnie w świecie wybuchnęłam. Wiem, powinnam go teraz pocieszać, ale nie dam rady. Sama tego potrzebuję.. Kiedy byłam tylko w samej bieliźnie, spinając
włosy, Lewy gwałtownie otworzył drzwi, podchodząc do mnie i brutalnie wręcz
przyciągając zaczął całować. Nie były one subtelnymi pocałunkami. Takiego
Lewandowskiego jeszcze nie widziałam. A
raczej nie czułam.. Złapał mnie za biodra i uniósł do góry. Na początku lekko
zdziwiona, oplotłam go nogami i nadal się całując wyszliśmy z łazienki, waląc
się przy tym w futrynę. Po omacku dobrnęliśmy do łóżka. Robert ostrożnie rzucił mnie na nie, delikatnie siadając na mnie. Zdjęłam z niego
koszulkę, która w tym momencie nie była mi do szczęścia potrzebna.. Poznałam
Lewandowskiego pod innym względem, od innej strony. Na co dzień grzeczny,
subtelny i romantyczny.. Kiedy był zły, rozczarowany i wściekły..wtedy był nie
do poznania.. Nie chciałam myśleć jak odreagowywał złość po meczu, kiedy Anka
była w Polsce, a on sam w Dortmundzie.. Dla mnie liczy się
to, co jest tu i teraz, więc coraz bardziej spragnieni siebie kontynuowaliśmy
to, co zaczęliśmy w łazience.
ROZDZIAŁ 30.
Po raz trzeci znalazłam się na stadionie ubrana bojowo w koszulkę
Lewego, szalik, czerwone rurki, białe vansy.. Dzisiaj chłopaki musieli się
naprawdę postarać. Siedziałam właśnie obok Ewy i Agaty. Vanessa dzisiaj źle się czuła i z ubolewaniem została w hotelu. Praktycznie to została na siłę
wpakowana do łóżka i zatrzaśnięta w swoim pokoju. Ale cii, to przecież dla jej
dobra! Nie dość, że może pozarażać innych, to jeszcze nabawić się o jakieś powikłania.
Trudno, teraz przyszło obejrzeć jej mecz w telewizji, jak za starych dobrych
czasów. Z telefonem w ręku i uśmiechem na twarzy, odpisywałam przyjaciółce na
smsa po raz kolejny mówiący o tym, że nas zabije, bo strasznie chciała iść na
mecz.
- Ej, Mario! – krzyknęłam do tyłu, lecz nie usłyszałam odzewu. – Mario,
lamusie!!! – wydarłam się głośniej. No tak, jak zwykle zbyt głośno. Każdy kto
siedział za mną jak i przede mną odwrócił się, patrząc na mnie jak na idiotkę,
która pierwszy raz jest na stadionie. Zignorowałam ich spojrzenia i nieustannie
czekałam, aż ktoś łaskawie tryknie tego palanta, który z bananem na twarzy, wystukując
rytm o palce, słucha muzyki na swojej mp4. W końcu Cathy, dziewczyna Matsa
Hummelsa, dotknęła jego kolana. Uśmiechnęłam się do niej, dziękując, że chociaż
ona jedna się domyśliła. On zdjął słuchawki i spojrzał na nią, oczekując wyjaśnienia. Panna Fisher kiwnęła tylko głową na mnie. Wzrok młodego pomocnika padł na moją osobę. Nie był on przyjemny,
bo przed wejściem na stadion powyzywaliśmy się od debili nieznających się na piłce.
Dlaczego? Ludzie dzielą się na dwa typy: kibic Barcelony – kibic Realu. Mimo,
że może nie są ich największymi fanami, bo nie każdy nimi się jara, to zawsze
któryś z tych klubów przypada mu do gustu bardziej. Goetze wychwalał pod
niebiosa Real, a ja delikatnie.. nie, dobra, wcale nie delikatnie.. Po prostu
uświadomiłam mu, że to wcale nie Madryt jest najlepszy i należą się słowa
uznania dla Barcelony. No i się zaczęło..
- Czego chcesz? – burknął. Widocznie nadal miał ogromnego focha, że
zbyt ostro skomentowałam wygląd Ronaldo. Nic do chłopaka nie mam, po prostu
chciałam zrobić na złość Mario. Widoczne za bardzo się wysiliłam..
- O Boże, nadal będziesz traktował mnie jak powietrze, bo powiedziałam,
że Cristiano – kiedy wypowiadałam to imię, zaciągnęłam dziwnie, przewracając
oczami. – ma za dużo żelu?
- Tak, nadal będę cię tak traktował! Ale wiesz? Nie jak powietrze, bo to traktuję z szacunkiem. Jestem wdzięczny, że daje mi życie. A tobie nie mam za
co dziękować, wręcz przeciwnie! – odkrzyknął, a mnie zamurowało. Z lekko
rozchylonymi ustami, siedziałam nieruchomo i analizowałam każde jego słowo. Nie
no teraz to mnie obraził i powinnam mu coś odpowiedzieć! Dobra, może lepiej
nie, bo znając swój temperament znowu z czymś wyjadę.. Spuściłam z niego wzrok
i odwróciłam się, zarzucając włosami i uderzając nimi lekko Ewę.
- Przepraszam. – bąknęłam i założyłam ręce na piersi, bo byłam lekko
oburzona zachowaniem wielkiego kibica Realu od siedmiu boleści.. Prychnęłam i spoglądałam
co chwilę na wyświetlacz w telefonie, sprawdzając za ile zacznie się w końcu
ten mecz. Jeszcze 10 minut. Nie no, nie wytrzymam. Do tego zaczynało mi być
coraz chłodniej. Mimo, że było tutaj tak wiele istot ludzkich, siedzących tak
blisko siebie, to Kochańskiej oczywiście musi być zimno. Aga i Ewa też chyba
odczuły wyjątkowo zimny wieczór, bo nałożyły na siebie sweterki, żakieciki czy
co tam miały. A Kochańska? Oczywiście nic nie miała! – Kochanie weź coś na siebie, bo dzisiaj zimno pewnie będzie. – Spoko,
czerwiec jest. I teraz bardzo, ale to bardzo żałowałam tego, że nie
posłuchałam mądrego w tym przypadku Lewandowskiego. Chciałam pożyczyć bluzę od
Mario, którego zawołałam tylko i wyłącznie z tego powodu, ale widocznie jego
urażone realowskie ego nie pozwoliło mu na to, żeby odezwać się do mnie jak
cywilizowany człowiek. Odwróciłam się ponownie. Teraz Mario nie słuchał już muzyki,
tylko wpatrywał we mnie. Zlałam go kompletnie i zwróciłam się do Marco.
- Marcuuuśśśś… - ciągnęłam ze słodką minką.
- Słucham cię uprzejmie? – spojrzał na mnie młody blondyn. Ojej, kocham
go normalnie. Z nim nie da się pokłócić, nawet z takimi głupkowatymi
zachowaniami jak u mnie.
- No, taka odpowiedź mi pasuje. Widocznie nie obrażasz się o to, że
ktoś ma inne zdanie na temat wspaniałości opalonych Hiszpanów z poukładanymi
pod linijkę włosami. – powiedziałam z przekąsem, patrząc na Goetzego z uśmieszkiem.
Nie wiem co się ze mną działo, bo z reguły broniłam podopiecznych Mourinho..
Ale teraz chciałam strasznie dopiec pomocnikowi za to co przed chwilą od niego usłyszałam.
- A bo ja fajny jestem, nie co to ten tu! A teraz przejdź do rzeczy, bo zaczynam się denerwować. –
ponaglił mnie delikatnie, na co się uśmiechnęłam.
- Czy mógłbyś użyczyć mi swojej jakże wspaniale pachnącej i ciepłej
bluzy..? – w odpowiedzi usłyszałam śmiech rozmówcy. Sięgnął swoją granatową
bluzę z kapturem i wręczył mi ją.
- Proszę cię bardzo. Ale potem to bierz sobie od Lewandowskiego, bo
jemu zawsze podobała się ta bluza i nie chcę, żeby mi ją zajumał pod moją
nieobecność – ostrzegł, a ja uśmiechnęłam się do niego, wkładając bluzę.
- Nie masz się o co martwić, dziękuję – powiedziałam i odwróciłam się,
bo usłyszałam już podniecone krzyki dziewczyn, które siedziały przede mną. Nie
mówiły o nikim innym jak o Robercie. Okazało się, że piłkarze wychodzili już z
tunelu.
*
Dwa dni później
- Dziewczyny błagam, powiedzcie, bo ja już sama nie wiem.. – stękała
Vanessa przed dwiema sukienkami leżącymi na łóżku.
- Czerwona. – odpowiedziałyśmy równo z Majką. Zawsze miałyśmy podobny
gust. Ja z Van różniłyśmy się od siebie stylem, bo ona wolała szokować, a ja
bardziej nie wyróżniać się z tłumu.
- Ale nie uważacie, że ta czarna lepiej na mnie wygląda? – przysunęła
ją do siebie, patrząc na siebie w lustrze i zerkając na nas.
- Czarna to jakbyś na pogrzeb szła. – odezwała się Krogulska,
przewracając oczami.
- No w sumie idzie. – westchnęłam. Dziewczyny spojrzały na mnie dziwnym
wzrokiem. – No idzie na pogrzeb naszej polskiej piłki, która po meczu z
Czechami zginęła śmiercią tragiczną. – mówiłam to z takim uczuciem, że
dziewczyny wybuchły gromkim śmiechem, a drzwi od pokoju otwarły się z hukiem.
Stali w nich Robert, Kuba i Wasyl.
- Słyszeliśmy. – burknęli, mierząc mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się do
nich niewinnie.
- Ojejku, taki żart na rozluźnienie atmosfery. – posłałam im buziaka w
powietrzu.
- Żebyś się za bardzo nie rozluźniła. – zagroził Robert i stanął przede
mną.
- Nie no, nieźle dowaliła. – uśmiechnął się Wasyl. – Piąteczka,
Kochańska, piąteczka – powiedział, a ja wykonałam jego prośbę.
- Ej, ty mi lepiej powiedz co za sukienkę wkładasz, bo nie wiem na jaki
kolor postawić. – zwrócił się do mnie Lewandowski, łapiąc się za boki.
- Jejku, musisz to wiedzieć już teraz? Masz jeszcze 3 godziny, a ja
brak podjętej decyzji. – opowiedziałam, ogarniając wzrokiem otwartą szafę i
kilkanaście sukienek leżących na łóżku.
- No ale idziemy z chłopakami do centrum, bo Mario chce się odstawić –
tu spojrzał znacząco na Majkę, która wcale nie załapała o co chodzi. Trzeba
powiedzieć, że tą dwójkę od razu do siebie pociągnęło.. – i mógłbym też coś
sobie kupić..
- To kup sobie cokolwiek wpadnie ci w oko. – skwitowałam, odwróciłam go
do drzwi i pchnęłam do nich. – Teraz my musimy się naradzić, do widzenia.
- Wyganiasz nas? – spytał oburzony Wasyl.
- Nie, wyrzucam. – powiedziałam i kopnęłam rozmówcę w tyłek, na co
wybuchnął śmiechem.
- Dobra, za godzinę, no może półtorej jesteśmy. Też będę tęsknić. –
odezwał się Błaszczykowski i przytulił się do mnie mocno.
- Tylko tyle? Nie no, myślałam, że do dwóch to pociągnięcie.. –
odpowiedziałam, za co dostałam po głowie. – Dalej, naraaa już.
- Patrzcie jaka uprzejma. – prychnął Lewy.
- Pewnie umówiła się z jakimś chłoptasiem i teraz boi się, że się na
nas natknie. – stwierdził Wasilewski, a ja przewróciłam oczami.
- Tak, tak. Z dwoma od razu. – rzuciłam i pocałowałam Kubę i Marcina w
policzek, a Roberta w usta. Wypchnęłam ich za drzwi i zamknęłam je, rzucając
tekst o tym, jak bardzo ich kocham.
- Dobra, to teraz przymierzaj tą czerwoną. – powiedziała z uśmiechem
Majka. Ness posłusznie wykonała to co nakazała jej blondynka. Wyglądała
obłędnie. Czerwona, obcisła i niezbyt długa (ale i też nie taka, która
odkrywała jej tyłek) sukienka, bardzo podkreślała jej figurę. Po wielu
sprzeczkach, przymiarkach i odmiennych zdań wybrałam sukienkę dla siebie .Jednogłośnie
stwierdziłyśmy, mimo, że nie byłam przekonana co do tej kreacji, że ubiorę jednak
czarny klasyk. Jednak coś z tym pogrzebem..
- Dobra, to sukienkę mam z głowy. Pomożecie mi z włosami? –
uśmiechnęłam się do nich, a im zapaliły się oczy.
- No, a jak! – zatarły ręce. Od kiedy pamiętam to przed imprezą któraś
z nich robiła mi fryzury. Ja nie musiałam się męczyć nad włosami, a one uwielbiały
to i robiły to dobrze.
- Ej, a ty masz już sukienkę? – spytałam Majkę, na co się skrzywiła i spojrzała na mnie dziwnie.
- Nie, bo ja nie idę.. – oznajmiła, a mnie aż ścięło.
- No jak to, moja poznańska imprezowiczka nie idzie? Bez ciebie to
żadna biba się nie uda.. – zrobiłam podkówkę. – Czemu nie chcesz?
- Nie mam z kim tam iść. A zresztą to jest dla piłkarzy i ich WAG’s. A
ja nie jestem ani tym, ani tym.. – wzruszyła ramionami.
- Błagam cię! Nie słyszałaś? Goetze od rana się stroi! – wtrąciła
Vanessa. No brawo Bielecka! Jednak coś mądrego czasem umiesz
stwierdzić..
- Ale co mnie interesuje, że się stroi? Chce poderwać jakąś laskę,
więc się szykuje. I co ma to wspólnego ze mną?
- Ty się w ogóle słyszysz?! Ej, Van, bo ja chyba się przesłyszałam..
- Jesteś aż taka głupia, żeby nie skapnąć się, że on tak dla ciebie..?!
– Vanessa tak się oburzyła, że jej twarz powoli pasowała odcieniem do sukienki.
- Chyba was te głowy swędzą! – prychnęła.
- Boże, Kochańska trzymaj mnie, bo nie ręczę za siebie! – mówiła,
machając rękami. Ja uśmiechnęłam się tylko i przytuliłam ją od tyłu, głaszcząc
po głowie.
- Krogulska, słuchaj. Jako przyjaciółka zarówno twoja, jak i Mario
oznajmiam szczerze, że Goetze ma wobec ciebie duże plany na przyszłość. Na tej
imprezie.. – nie dokończyłam, bo Van kopnęła mnie w kolano, na co tylko
syknęłam. W sumie to bardzo dobrze zrobiła, bo nie powinnam tego mówić. Tylko
do jasnej cholery, musiało to być właśnie w rzepkę, której miałam już kiedyś
kontuzje? Jeśli mi się nasili, to pożegnajcie się z Bielecką..
- …musisz po prostu być! – dokończyła za mnie. – Lubisz Mario, prawda?
- No tak. – przytaknęła, kiwając głową.
- Chciałaś kiedyś z nim być, prawda? – ciągnęła dalej Ness.
- No tak. – znów przytaknęła.
- I nadal tego chcesz, prawda?
- Boże, Bielecka ogarnij! Czuję się jak w jakimś amerykańskim filmie o
FBI! – wybuchnęła. A co to oznaczało? Oznaczało, że nadal tego chce, o czym
bardzo dobrze wiem. Ona też, ale boi się do tego przyznać. Jest po uszy
zakochana w Goetze, a on w niej.. no, może jeszcze nie zakochany, ale wpadła mu
w oko.
- Przyznaj się! – nadal odgrywała swoją rolę agenta i nachyliła się do
niej.
- Po co niby?
- Wiktoria.. psychologu mój. Wyjaśnij tej o to niewieście, dlaczego ma
to powiedzieć. – jej wzrok padł na mnie, a ja uśmiechnęłam się.
- Z psychologicznego punktu widzenia powinnaś to powiedzieć na głos,
ponieważ wtedy łatwiej będzie ci uświadomić sobie, co do niego czujesz.
Przyspieszysz cały ten proces i opędzisz się od wątpliwości. Czy to jest wystarczająca
odpowiedź? – spojrzałam na nie z założonymi rękami.
- Będziesz najlepszym psychologiem pod słońcem. A teraz Krogulska,
zastosuj się do rad biegłej psycholog. – wytknęła jej palec przed nos, na co
Majka odsunęła się delikatnie do tyłu.
- Dobra, niech wam będzie.. Tak, chcę z nim być. – powiedziała
zrezygnowana, na co razem z Van wyszczerzyłyśmy triumfalnie zęby w
uśmiechu.
- Dlatego właśnie idziesz na imprezę. – stwierdziła Vanessa, która już
zaczęła rozglądać się za sukienką dla Majki.
- Tą granatową. No, tą, tą! – mówiłam, gestykulując. – Przymierzaj,
kochana, bo jeszcze moje włosy. – uśmiechnęłam się do niej, na co ona
przewróciła oczami.
*
Na imprezie każdy, ale to każdy nawalił się w trzy tyłki. Goetze dopiął swego i z
Majką gdzieś razem polecieli, Vanessa z Przemkiem jechali równo przy barze,
chłopacy śpiewali Ona tańczy dla mnie, chcąc
poderwać jakieś laski. A ja? Półleżałam z Lewandowskim na wielkiej skórzanej
sofie, popijając drinka ze słomki.
- Ej, ale wiesz co ja ci powiem? – typowe pytanie pijanego mężczyzny po
północy.
- Nie wiemm.. – przeciągałam i spojrzałam na niego, starając się
skupić.
- Ja też nie. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. – Ale nie, ja ci
powiem.. powie ci, że ty jesteś
największym szczęściem jakie mi się w życiu przytrafiło. Serialnie. –
stwierdził z lekkim uśmiechem, wzruszając ramionami. – Jeszcze z nikim taki
szczęśliwy to ja nie byłem. Anka to ci stopy może lizać, a reszta to się nie
liczyła. Teraz to dla ciebie mógłbym zrezygnować nawet z kariery.
- Ej, bez ciebie to nie dadzą rady. – uśmiechnęłam się, gryząc słomkę.
- Nie ważne. Księżniczka powie, a ja wykonam. – powiedział kłaniając
się lekko. Położyłam, a raczej z braku sił rzuciłam mu głowę na ramię.
- Fajnie mam. Ale się narąbaliśmy, nie? Jak dojdziemy do hotelu? –
spytałam rozbawiona, mimo, że zadałam poważne pytanie.
- Mnie się pytasz? Ja.. ja nie wiem i nie męcz mnie tu Kochańska, bo…
Ale mnie głowa napieprza – złapał się za głowę, po czym nie wiedząc z czego
zaczął się śmiać.
- Będziemy znowu spać na ławce. – stwierdziłam.
- Ja tam lubię ławki. – powiedział i zaśmialiśmy
się, nie wiedząc z czego. Gadaliśmy od rzeczy, ciągle w dwóch popijając mojego
drinka. Kiedy się skończył ledwo przez środek doczłapałam się po następnego.
Dostałam z łokcia od Vanessy, która robiła coś bliżej nieokreślonego razem ze
swoim równie pijanym chłopakiem.
- Ty idiotko! Ko..ko..koś..ć mi złamałaś! – mówiłam, trzymając się za
nos. – Jeszcze raz to samo, przystojniaku. – zwróciłam się do barmana, który uśmiechając
się lekko realizował zamówienie. Usiadłam na stołku, chowając głowę w ramiona. Znowu
ktoś mnie szturchnął. – No nie możecie iść do ki..bla, tylko tutaj wy..wija..cie?!
- A wiesz, ze o tym nie
pomyślałam. Chodź. – kiwnęła na Przemka i gdzieś się powlekli. Z dziewczyn
zostałam sama. Każda gdzieś polazła, jeśli chodzi o moje znajome. No cóż, mi to
tam pijackie rozmowy z Lewandowskim nie przeszkadzają. Może znów się czegoś
dowiem? Po alkoholu rozmowa jest najszczersza, zawsze mówisz jak na spowiedzi..
Jak widzicie dodałam dwa rozdziały w ramach rekompensaty no i też dlatego, że jutro nie dałabym rady dodać kolejnego. Wiadomo, koniec roku trzeba jakoś uczcić ;> Dobra, dzisiaj wyjątkowo nie będę się roztkliwiać, jeszcze raz dziękuję za wsparcie ostatnio! Wszystko wzięłam sobie głęboko do siebie i nigdy Wam tego nie zapomnę. Udowodniłyście, że jesteście najwspanialsze! :* Chciałam Wam życzyć udanych wakacji, ale przecież się jeszcze przy kilku (no mało ich już zostało ;c) rozdziałach spotkamy ;> Miłego wieczoru i kolejnych dni! Żeby uśmiech nie schodził Wam z twarzy, przecież wakacje 2013 tak bardzo blisko! Buziaki! :* ♥