- W jakim szpitalu ona jest? – spytałam, a Wojtek mimo drżącego głosu i
niemałego roztrzęsienia po chwili zastanowienia podał mi adres. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie to się
znajduje, bo zupełnie nie ogarniałam wielkiej dla mnie stolicy. Wojtek zupełnie nie
nadawał się na przewodnika, więc zostawiłam go u siebie w pokoju, a sama
pociągnęłam dziewczyny i poleciałam do pokoju obok. Nie wiedziałam kto tam
jest, ale miałam pewność, że znajdę tam któregoś piłkarza. Zapukałam głośno do
drzwi, które po jakimś czasie otworzyły się. Stał w nich Darek Dudka.
- Darek, jesteś mi cholernie potrzebny. – powiedziałam na wstępnie,
nawet nie patrząc kto jest razem z Dudką.
- Ale o co chodzi? Teraz? – spytał zdezorientowany, patrząc na swój
strój, który przypominał bardziej piżamę. Czarne szorty, podziurawiona, szara
podkoszulka..
- Tak, teraz. Słuchaj, muszę jechać do szpitala, a do jasnej cholery
jest tu tak wiele tych uliczek, że za licho nie dojadę! – wybuchłam, nie
wyjaśniają niczego.
- Po co do szpitala? Stało ci się coś? – spojrzał na mnie, nadal
kontynuując rozmowę. Kurdę, muszę już tam być, a temu się teraz na konwersacje
wzięło!
- Jak widzisz nie! Dalej ubierz jakąś koszulkę i wyłaź stąd do cholery!
Czekam na parkingu, weź kluczyki od auta. – rzuciłam, zostawiając go
osłupiałego w drzwiach. Kiwnęłam na dziewczyny, które stały oparte o ścianę,
próbując skontaktować się z Robertem, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.
Niestety bezskutecznie. Wyszłyśmy z hotelu i ustawiłyśmy się obok samochodu
Darka. Właściciel czarnego Audi tak jak kazałam, wyszedł do nas, trzymając
kluczyki w ręce.
- Nie wiem co planujesz i oczekuję wyjaśnień. – powiedział i spojrzał
na mnie, wyczekując rozjaśnienia lekko tej sytuacji.
- Powiem ci wszystko w samochodzie, wsiadajmy już. – odpowiedziałam,
ponaglając go. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co z Milą i pocieszyć
jakoś Roberta.. Wiem, że jestem ostatnią osobą, którą chce widzieć, ale w
godzinę nie stanie mi się obojętny..
- Ale ja nie mogę prowadzić, piłem z Wasylem. – oznajmił mi, a ja myślałam, że gorzej być nie może.
- Dobra, to będziesz mnie nawigował. – odparłam, biorąc od niego
kluczyki. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Mimo, że byłam bardzo zdenerwowana,
to jednak starałam się jechać ostrożnie. Naprowadzana przez Darka jakoś dawałam
radę.
- Co zamierzasz teraz zrobić? – spytała Majka. – Chcę wiedzieć co
dalej, bo czuję się strasznie z myślą, że muszę wyjeżdżać, zostawiając cię z
takimi problemami..
- Ale jak to wyjeżdżać..? Wracasz już do Poznania? – przerwała Vanessa,
a ja dołączyłam się do pytania zaskoczona. Nie dość, że tracę miłość mojego życia,
Milena jest w szpitalu, to do tego przyjaciółka wyjeżdża i nie wiem kiedy się z
nią zobaczę po raz kolejny.. Nie, to jakiś koszmar..
- No muszę niestety.. Przyjechałam tutaj tylko na czas Euro,
na próby i tak dalej. Muszę przecież wrócić do domu.. – mówiła i spoglądała
ciągle na mnie. Byłam zła, smutna, nieszczęśliwa.. Wszystko co negatywne.
- I kiedy wyjeżdżasz? – odezwałam się, nie odrywając wzroku od jezdni.
- Jutro rano. Tak jak wy. - powiedziała, a ja uświadomiłam sobie, że
przecież pobyt w Warszawie dobiegł końca.. Ten miesiąc był najszczęśliwszym
miesiącem w moim życiu, dlaczego tylko muszę zakończyć go w taki sposób?
Jeszcze wczoraj myślałam o tym, że w ten właśnie dzień będę zastanawiała się
gdzie pojechać – z Lewym do Dortmundu, czy może do siebie do Poznania..? Teraz
już wszystko wiem. Jestem zmuszona wrócić sama do domu.. Po kilku minutach
parkowałam już przed wielkim szpitalem. Zauważyłam niedaleko czarny, duży
samochód. Tak, to był „samochód rodzinny”. Uśmiechnęłam się lekko do swoich
myśli, ale na powrót spoważniałam, bo wspomnienia te były związane z
Lewandowskim, a to oznaczało tylko jedno – ból.
- Dziewczyny, nie wiem co wy będziecie robić, ale ja zamierzam iść do
Mileny. Może przy okazji pogadam z Robertem, ale teraz nie jest to
najważniejsze. Idziecie ze mną, czy jak? – spytałam, patrząc na nie. W sumie
nie wiem po co je tutaj ciągnęłam, działałam impulsem.
- Może pójdziemy z tobą się zorientować, bo mimo, że jej nie znam, to
jednak bardzo mi jej szkoda.. Później się zobaczy. – zadecydowała Vanessa i
szybkim krokiem poszłyśmy do szpitala, zostawiając poinformowanego już Dudkę w
samochodzie.
- Dzień dobry, przywieziono tutaj Milenę Lewandowską. Gdzie mogę
znaleźć jej salę? – spytałam drżącym głosem recepcjonistki, którą oderwałam od
rozwiązywania krzyżówki.
- Niestety, nie mogę nic mówić. Jej brat prosił o dyskrecję. – odparła obojętnie
kobieta, wracając do poprzedniego zajęcia.
- Ale ja jestem.. Jestem narzeczoną jej brata, to moja przyszła
szwagierka. Proszę bardzo. – powiedziałam to, będąc blisko płaczu.
- Dobrze, na drugim piętrze wyjdzie pani z windy, potem pójdzie w
prawo, następnie prosto aż do szklanych drzwi z napisem.. – mówiła, ale potem
westchnęła. – Pani pójdzie za mną, bo ciężko to wytłumaczyć. Jest ona trochę
oddalona, bo chcemy zachować anonimowość i dogodne warunki. – dodała i wyszła
ze swojego miejsca pracy, krzycząc do jakiejś koleżanki, żeby zerknęła na
biurko. Ruszyłyśmy, ale kiedy zobaczyła, że moje przyjaciółki poszły za mną, to
skrzywiła się lekko. - Niestety, ale tylko najbliższych mogę wpuszczać. Chociaż
pani też nie powinnam.. – powiedziała patrząc na mnie. – Koleżanki muszą
niestety zostać.
- Ale.. – Vanessa już chciała się wykłócać, ale została powstrzymana
przez Majkę. Ona grzecznie pożegnała się z recepcjonistką i ciągnąc za sobą Van
wyszły z budynku. Ja natomiast zaczęłam spacer po labiryntowych korytarzach. W
końcu jednak zobaczyłam siedzącego na krześle, zmartwionego Roberta. Obok
niego siedział Kuba i Łukasz. Widząc tak przepełnionego bólem Lewego, poczułam
ukłucie z sercu. Chciałam mu pomóc, a nie mogłam..
- Panie Robercie, ta pani przedstawiła się jako pana narzeczona. To
prawda? – spytała, pokazując na mnie. Lewandowski podniósł głowę i po chwili
kiwnął potwierdzająco głową. Kobieta poszła stamtąd, a ja stałam przed
chłopakami.
- Co z nią? Co się w ogóle stało? – spytałam, bo po wcześniejszej
rozmowie z Wojtkiem za wiele się nie dowiedziałam. Robert widać nie miał ochoty
na rozmowę, bo nawet na mnie nie spojrzał.
- Szukaliśmy Roberta i pomyśleliśmy, że może poszedł do domu..
Pojechaliśmy tam i zastaliśmy Milenę, bo ich mama pojechała do sanatorium.. –
zaczął Błaszczykowski.
- No tak, rozmawiałam z nią o tym, ale litości Kuba, powiedz to już. –
ponagliłam go.
- No i spytaliśmy się, czy nie ma z nią Roberta.. – ciągnął. – Ona
wyszła dopiero spod prysznica, więc poszła na górę, ściągnąć z głowy ręcznik.
Spytała dlaczego go szukamy, no to powiedzieliśmy, że nastało małe
nieporozumienie i Lewy obraził się na ciebie. I wtedy przyszedł do nas Wojtek i
powiedział jej, że Robert nie chce cię już znać. – kiedy to powiedział
skrzywiłam się lekko z bólu. Lewy jeszcze bardziej opuścił głowę tak, że ledwo
było ją widać z nad ramion.. – Przesadził oczywiście i kiedy Milena to
usłyszała, to poślizgnęła się na schodach i.. uderzyła w tył głowy, straciła
przytomność.. Na razie tylko tyle wiemy, bo lekarze u niej jeszcze są.
- Matko Boska.. – tylko tyle zdołałam powiedzieć. Wtedy wyszedł lekarz,
a obok niego pielęgniarka, która przyszła chyba na wybieg, a nie do pracy. Od
razu zwrócił się do Lewego, który z prędkością światła wstał z krzesła i stanął
przed lekarzem.
- Panie Robercie.. Niestety pana siostra niefortunnie upadła i uderzyła
się w potylicę, co jest bardzo groźne. Ma oczywiście sporo siniaków, ale to są
tylko obrażenia zewnętrzne. Niestety
musimy odesłać ją na badania do kliniki w Poznaniu. – powiedział poważnie,
patrząc na nas z pod okularów.
- Ale jak to w Poznaniu? Nie można zrobić tych badań tu, w Warszawie?
Ja nie mogę jechać do Poznania, a nie
mogę zostawić jej tak samej.. – mówił Lewandowski, łapiąc się za głowę i
chodząc w kółko.
- Niestety, innej opcji nie ma. – odparł lekarz, a mnie oświeciło.
- Robert.. – zaczęłam niepewnie
i cicho. – Ja wracam jutro do Poznania, bez problemu mogę zająć się tam Milą.
Nie martw się o to. - wtedy pierwszy raz od mojego przybycia spojrzał na mnie. Jego oczy nie były już niebieskie, wpadały teraz w odcienie szarości. Kiwnął tylko głową, a potem na powrót spojrzał na lekarza.
- Można do niej wejść? – spytał.
- Ale góra dwie osoby. – odpowiedział mężczyzna w białym fartuchu i w
towarzystwie pielęgniarki poszedł dalej. Robert zaraz wszedł do sali, a ja
zaraz po nim. Usiadł obok niej na nie wyglądająco wygodnie krzesełku i złapał
ją za rękę, przytulając do niej. Niepewnie, z łzami w oczach usiadłam też obok
Mileny, która była podłączona do miliona przezroczystych rurek i aparatów. Wyglądało
to strasznie..
- Mama już wie? – spytałam cicho.
- Nie, jeszcze nie. I na razie nie chcę jej denerwować. – odparł, cały
czas patrząc na siostrę. Jednak po chwili jego wzrok padł na mnie. – Chciałem
ci podziękować, że.. że powiedziałaś, że zaopiekujesz się nią w tym Poznaniu.
Kiedy faktycznie okaże się, że ona musi tam pojechać to będę miał spory
problem, bo nie mogę sobie ot tak jechać do Poznania na czas bliżej nieokreślony..
- Nie masz za co dziękować. To jest oczywiste. Mimo wszystko – tutaj
się zatrzymałam się i spuściłam delikatnie głowę - Milena pozostanie dla mnie
bardzo ważną osobą. – Robert przytaknął tylko głową i na powrót zajął się
wpatrywaniem w szatynkę. Widziałam, że nie chciał poruszać tematu naszego
związku, dlatego nie nalegałam. Przecież są teraz ważniejsze sprawy.. Spojrzałam
to na Lewego, to na Milenę. Niedawno widziałam ich szczęśliwych,
przepychających się i przezywających, a teraz? Teraz widzę ich smutnych, przy
czym jedno z nich jest nieprzytomne.. Życie pisze różne scenariusze. Dlatego
też trzeba cieszyć się każdym dniem, bo nie wiadomo co przyniesie jutro..
Siedzieliśmy tak w ciszy
przez dobre pół godziny. Mi się nigdzie nie spieszyło, a Robert i tak
postanowił, że nie opuści na razie Mileny, bo wiedział już od pielęgniarki,
która wpadła na chwilę, że na 100% jego siostrę czeka Poznań. Jutro do południa
będzie ona tam wywieziona. Zadzwonił mi telefon, a na jego wyświetlaczu ujrzałam zdjęcie
Krogulskiej. Wyszłam z sali, pozwalając przy tym wejść Wojtkowi, który już się
trochę ogarnął i przyjechał tu, mimo, że nadal czuł się winny temu wypadkowi.
Przeciągnęłam palcem po ekranie i przystawiłam sobie telefon do ucha.
- Cześć, kochanie. – usłyszałam jej zatroskany głos. – I jak tam?
- Milena jest jak na razie w stanie stabilnym, choć nie jest kolorowo.
Będzie musiała jechać do kliniki u nas, w Poznaniu.
- Tak? Jejku, jak mi jej szkoda.. Może będę do niej zaglądać, kiedy
będzie u nas, co?
- O to się nie martw.. Ja jadę z tobą. Muszę wrócić w końcu do domu i w
dodatku pomogę jakoś Robertowi..
- Czyli nie jedziesz z nim?
- No jak? Przecież wiesz, że.. Myślę, że to już koniec.
- Nie mów tak, ale nie ma czasu na sprzeczki.. Powiedzmy, że cię
rozumiem.
- Czym jedziesz? Pociągiem?
- Ta, jutro o 9.25. Jadę właśnie z Vanessą kupić bilety, wezmę dwa,
nie?
- Taa, dziękuję, jesteś kochana.
- Słuchaj, postaraj się jeszcze z nim pogadać. Ja wiem, że nie pora na
to, ale kiedy będzie? Jeśli będzie tak dalej, jak jest teraz, to wiesz, że może
to oznaczać, że już nigdy się z nim nie zobaczysz.. Stracisz wszystko, co było
dla ciebie najważniejsze. Nie poddawaj się tak szybko, zawalcz. Masz czas do
jutra. Trzymam kciuki.
- Dzięki. Kocham cię. – po tych słowach rozłączyłam się. Jeszcze
bardziej nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam już sił.. Wiem, że powinnam
walczyć, ale jak, kiedy nastały takie okoliczności? Niepewnym krokiem wróciłam
przed salę. Wtedy właśnie z niej wyszedł brat poszkodowanej. Spojrzałam na
niego pytająco.
- Badania. – powiedział cicho, tępo wpatrując się w podłogę. Nie, nie
mogłam teraz zaczynać drażliwego tematu. To byłoby nierozsądne. Usiadłam na
krześle, naprzeciwko stojącego Lewego. Miałam ochotę podejść do niego i
przytulić go, pocieszyć. Byłabym w stanie zrobić wszystko, żeby tylko nie
patrzeć na jego cierpienie. W końcu Lewy usiadł niedaleko mnie, schował twarz w
dłonie i rozpłakał się. W ogóle się tego nie wstydził. W sumie nie miał przy
kim, bo chłopacy opuścili szpital, żeby pójść się spakować. Wtedy nie
wytrzymałam i uklękłam przed nim.
- Robert.. Nie płacz, proszę cię. Dasz radę, musisz być silny. –
powiedziałam, dotykając jego dłoni. Spojrzał na mnie, jego ręce trzęsły się jak
dwie galarety.
- Wiem o tym, wiem! Ale nie mogę już.. nie mam siły. Boję się, że
skończy się to tak samo jak skończyło się z tatą. Nie jestem w stanie po raz
kolejny przechodzić przez śmierć bliskiej osoby.. nie mogę.. – po jego policzku
znów spłynęła łza. Szybko ją otarłam.
- Nie będziesz musiał już cierpieć. Przecież to jest Mila.. Nic jej się
nie stanie.. Odpocznie trochę, przejdzie jeszcze parę badań i ani się
obejrzysz, a już będzie się z tobą kłócić.. – powiedziałam, a na jego twarzy
zagościł blady uśmiech.
- Mam nadzieję.. – szepnął.
- A ja jestem wszystkiego pewna, ty też powinieneś. – dodałam.
- Dziękuję. Dziękuję, że mimo.. mimo wszystko jesteś tutaj. – odparł i
przytulił mnie delikatnie.
Wtedy pielęgniarka otworzyła drzwi i wyraźnie
szukała kogoś wzrokiem. Jej wzrok padł na Roberta i z uśmiechem oznajmiła mu, że
jego siostra odzyskała przytomność. Kiedy weszliśmy z iskierkami radości w
oczach, nawet sam lekarz nie krył zdziwienia. Milena spojrzała na nas słabym
wzrokiem. Uśmiechnęła się delikatnie, chcąc poprawić lekko na łóżku. Zaraz jednak
została wyręczona przed opiekuńczego Roberta.
- To jest cud, to jest cud! Nie wiem jak to zrobiliście, ale musieliście do wymodlić! Po czymś takim jeszcze nikt chyba tak szybko się nie obudził.. Możecie tu zostać, ale uważajcie na nią. Pani Mileno, jeśli tylko
poczuje się pani zmęczona, proszę nie zważać na obecność gości, tylko od razu
kłaść się spać. Nie wiem jakim cudem pani już się obudziła.. ale wiem, że
powinna pani teraz odpoczywać. – rzucił lekarz, ze zdziwieniem, ale i radością.
Kiedy lekarz opuścił salę, od razu
usiadłam obok niej, łapiąc za rękę.
- Boże, wariatko.. wiesz jak się wystraszyła..szyliśmy? – dokończyłam,
patrząc na jej mimo wyczerpania i okoliczności delikatnie uśmiechniętą twarz.
- Ej, a myślałam, że już nikt się o mnie nie martwi.. – spojrzała na
mnie, a potem na Lewego. - Dobra, ale powiedzcie mi o co tu chodzi, co? Pamiętam tylko, że usłyszałam o was coś, co spowodowało, że AŻ spadłam ze
schodów.. – dodała, a ja z zakłopotania spojrzałam na kołdrę, która teraz była
o wiele lepszym punktem odniesienia, niż twarz Mileny, czy Roberta. Szatynka
cierpliwie czekała na odpowiedź, która z moich ust nie mogła jakoś przebrnąć.
- Robert uznał, że nie chce być już ze mną i nawet nie czekając na
wyjaśnienia.. Chyba zakończył nasz związek.
– burknęłam, korzystając z okazji, by delikatnie wpłynąć tymi słowami na
Lewego. Spojrzałam na niego, ale zaraz potem przeniosłam wzrok na jego siostrę.
- Słucham?! Chyba sobie żartujesz! – prychnęła. – Robert powiedz, że
ona sobie kpi, dobrze?!
- Nie, Milena. Ona mówił prawdę, to koniec. – powiedział z wielkim
spokojem, a mnie bardzo zabolały te słowa. Czyli jednak zakończył to wszystko
co między nami było. Okazałam się wakacyjną przygodą. Czułam smutek, ale i..
złość, nienawiść!
- Nieee, to jakieś czyste żarty! Jak to? WY? Przecież bez siebie nie
istniejecie.. – powiedziała cicho, a ja na te słowa przegrałam walkę z
cholernymi łzami.
- A mogę wiedzieć co się stało? Robert, co.. – nie dokończyła, bo ja
podniosłam głowę i pociągając nosem odważyłam się to powiedzieć.
- To przeze mnie. – powiedziałam.
- Wiktoria przestań.. – urwał Robert.
- Co mam przestać?! Ja wszystko spieprzyłam, ty nie masz w tym żadnego
udziału! – zagalopowałam się, ale po chwili na powrót wrócił spokój. – Na tej
imprezie… Byliśmy nieźle wstawieni. – zwróciłam się do Mileny. Nie wiem co mnie
wzięło, ale postanowiłam powiedzieć jej wszystko jest szansa, żeby przed moim
wyjazdem Lewandowski poznał prawdę. – Alkohol wziął górę i.. i chciałam
pocieszyć Wasyla.. i chyba za bardzo się
w to wczułam, bo.. bo pocałowałam go. – na te słowa Robert skrzywił się, a ja
jeszcze bardziej zalałam się łzami.
- Lewy, przecież byliście pijani.. – Mila już próbowała bronić mnie i
ratować nasz związek, za co byłam jej niesamowicie wdzięczna, ale.. chyba
niepotrzebnie się produkowała.
- Dobra, ale mogła mi o tym powiedzieć od razu. Podsłuchałem jej
rozmowę Marcinem i wywnioskowałem, że w
ogóle nie zamierzała mi o tym powiedzieć. – wybuchnął Lewandowski.
- Robert, do jasnej cholery! – wiedziałam, że tylko krzykiem będę w
stanie zwrócić na siebie jego uwagę. Udało się, spojrzał na mnie, więc
kontynuowałam. – Sam powiedziałeś, że podsłuchiwałeś. Nie słyszałeś
wszystkiego! Sam dopowiedziałeś sobie resztę! .
- I niby mam ci uwierzyć?
- A niby czemu nie?! Związek powinien opierać się na zaufaniu! –
krzyknęłam, ale on nawet nie raczył się na mnie spojrzeć. Pokręciłam tylko
głową, w środku czując ogromny ból. Rozczarowanie, niezrozumienie, nawet złość.
– Przepraszam Milena. Ja muszę już iść, nie chcę być tutaj ani minuty dłużej i
uwierz, że to nie z twojego powodu. – powiedziałam i przytuliłam się do Mili. –
Zobaczymy się w Poznaniu, odpoczywaj. Kocham cię. – wyszeptałam.
- Trzymaj się. Pogadamy później. – odpowiedziała słabym głosem, na co ja
jeszcze bardziej się rozpłakałam. A myślałam, że więcej łez nie można już uronić..
ROZDZIAŁ 33.
Całe moje szczęście zniknęło w ciągu jednej, dwóch minut. Jeszcze rano
wygłupiałam się z Robertem, śmiałam się z nim.. a teraz? Leżę na tym samym
łóżku, w którym spędziłam tyle uroczych chwil z Lewandowskim i płaczę. Płaczę,
myśląc tylko i wyłącznie o nim i o nas. Znaczy o nas, ale osobno. Nie ma już
nas. Jestem ja i jest on. Nasze drogi się rozeszły, koniec mojego szczęścia.
Nadeszła szara rzeczywistość. Szkoda tylko, że muszę teraz cierpieć. Do pokoju
wszedł Mario, szukając Roberta jak się domyśliłam.
- Matko, Wiktoria.. – wyszeptał, zatykając sobie usta. Ogarnął się z
pierwszego szoku i podbiegł do mnie, potykając się wcześniej o spakowaną już
walizkę do Poznania. Położył się obok mnie i otoczył ramieniem. Poczułam się
trochę lepiej. Lepiej, bo zrozumiałam, że mimo naszego rozstania, nie straciłam
jego przyjaciół, którzy mnie wpierali.
- Ja już nie mam siły, Mario. To wszystko zaczyna tracić sens.. –
mówiłam zalewając się coraz to kolejnymi łzami.
- Nie mów tak. Nawet mu tego nie wyjaśniłaś, a już to skreśliłaś. –
odparł, głaszcząc mnie po włosach.
- Nic nie musiałam kreślić, on to zrobił. Nawet po moich
wyjaśnieniach.. – odpowiedziałam zrezygnowana.
- Czyli on wie, że chciałaś mu to powiedzieć?
- Tak! Wie o wszystkim i jeszcze zarzucił mi, że kłamię! Wtedy nie
wytrzymałam i wyszłam.. Nie chcę być z człowiekiem, który.. – przerwałam, bo
napad płaczu nie pozwolił mi na kontynuację.
- Dobrze, już spokojnie. Uspokój się i błagam, nie płacz. Nie chcę ci
mówić, że wszystko się jeszcze ułoży, bo nic nie jest pewne. Musisz iść przed
siebie, nie patrząc w tył. Dasz radę, widocznie on nie jest ciebie wart, lub
nie był gotowy na związek. – odparł, a ja z tego wszystkiego po prostu
zasnęłam, wtulona w młodego Niemca.
*
- No, teraz ja z Wikusią! – przepychał się Błaszczykowski, idąc w moim
kierunku. Wzruszyło mnie to, że wszyscy walczyli o to, żeby się ze mną
pożegnać. Bardzo się do nich przywiązałam i postanowiłam, że będę ich
odwiedzać. Ba! Nawet oni obiecali, że wpadną do mnie!
- Idź mi stąd! Ty żegnałeś się już dwa razy.. teraz pora na mnie. –
uśmiechnął się do mnie Łukasz i przytulił bardzo mocno, dodając słowa otuchy na
ucho. Niebieskooki brunet stał z tyłu i bacznie przyglądał się mnie i
zgromadzonym wokół mojej osoby. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- No, skoro się pożegnałeś, to teraz ja! – walczył o swoje Kuba, a ja
uśmiechnęłam się delikatnie.
- No dobra, chodź już kapitanie! – powiedziałam entuzjastycznie,
wyciągając ku niemu ramiona. - Po raz trzeci.. – dodałam lekko znudzona, na co
ci co usłyszeli wybuchli śmiechem. Teraz pożegnałam się już z wszystkimi.
Najciężej było właśnie z Kubą, Mario i Wojtkiem. Będzie brakowało mi ich
poczucia humoru, żartów.. Podeszłam niepewnie do Roberta, który stał z
założonymi rękami.
- Zanim wyjadę, chciałabym, żebyś wiedział, że byłam przez ten miesiąc
bardzo, ale to bardzo szczęśliwa. I to dzięki twojej osobie. Przepraszam cię za
wszystko i przykro mi, że tak to właśnie się kończy. Żegnaj. – powiedziałam i
odwróciłam się na pięcie, nie chcąc dalej patrzeć w jego niebieskie oczy, bo
wiedziałam, że nie jestem w stanie powstrzymać łez, które zbyt często goszczą
na moich policzkach. Nie spodziewałam się, że padnie na kolana i będzie
przepraszał i że da mi jeszcze jedną szansę, ale myślałam, że odezwie się choć
słowem. A on nic.. stał i patrzył w przestrzeń. Wzięłam walizki i ruszyłam
przed siebie, machając jeszcze przyjaciołom. Ucałowałam się jeszcze z Vanessą,
która miała więcej szczęścia niż ja i jej miłość przetrwała. Za godzinę ma lot
do Eindhoven.
- Kocham cię, pamiętaj. Jak dojedziesz, napisz, zadzwoń, cokolwiek.
Dasz radę. – wyszeptała.
- Dziękuję, kocham też! – pocałowałam ją i weszłam do pociągu. Majka
właśnie oderwała się od Mario, który jak to powiedział „stracił dwie
najważniejsze kobiety w życiu”. Moja towarzyszka też wskoczyła do naszego
transportu. Gwizdek konduktora, zamykane drzwi. Ostatni raz spojrzałam na
bruneta, który.. płakał? Nie, niemożliwe. Przewidziało mi się. Wzdychając
głośno spojrzałam za blondynką, która już dawno zajęła miejsce. No tak,
Kochańska i jej zapłon. No cóż, taka się urodziłam.
Podróż minęła mi szybko i bezproblemowo. Podczas niej musiałam
przebrnąć przez ciężką dla mnie rozmowę z mamą. Mianowicie, czy zdecydowałam
się wrócić do Poznania, czy jadę z ukochanym do Dortmundu. Szczerze się
zdziwiła, kiedy powiedziałam jej, że jestem już w pociągu do rodzinnego
miasta.. I jestem z siebie dumna, bo przez całą podróż nie uroniłam ani jednej
łzy! Koniec tego. Miałam sporo czasu na przemyślenie tego wszystkiego i
przypomniały mi się słowa Mario: Iść do
przodu, nie patrzeć w tył. Postanowiłam dostosować się do tego.
- Wicia, nie myśl tak intensywnie, bo ci się kontrolki w mózgu
przepalą. – usłyszałam i obróciłam się w kierunku przyjaciółki, żeby posłać jej
szyderczy uśmieszek. Przez szybę zobaczyłam znany mi, poznański dworzec.
Sięgnęłyśmy po walizki i ruszyłyśmy bliżej wyjścia. Po chwili pociąg zatrzymał
się (co trwało dla mnie zbyt długo) i otwierając drzwi, wszyłyśmy na zewnątrz.
Mój pierwszy krok w moim ukochanym, rodzinnym Poznaniu. Nie powiem, stęskniłam
się za nim.
- Jejku, mój Poznań.. – wyszeptałam, kręcąc się wokół własnej osi.
- Nasz Poznań, kochanie, nasz. – stanęła obok mnie, oddychając głęboko.
- Ej, nasi Lechici mają trening chyba, nie? – spojrzałam na
przyjaciółkę.
- A niby skąd to wiesz? – uniosła brew, a ja uśmiechnęłam się
delikatnie.
- Było tak miesiąc temu, a chyba Rumakowi nie chciało się zmieniać
grafiku. – odparłam, a Majka przewróciła oczami.
- Fakt. To na Bułgarską?
- Na Bułgarską! – odparłam zawzięcie i nie zważając na to, że mamy
walizki ruszyłyśmy spacerkiem prosto na stadion Kolejorza. Kiedy do niego
dotarłyśmy, okazało się, że wcale się nie myliłam. Chłopacy omal nie pozabijali
się biegnąc i patrząc równocześnie na mnie. Zatrzymali się i wpatrywali z
wielkimi oczami.
- Wicia? – odezwał się Teodorczyk.
- Nie, święta Walenta. No pewnie, że ja. Chodźcie, bo się stęskniłam! –
rozpostarłam ramiona i nie musiałam długo czekać na odzew. Zaraz podbiegli,
przepychając się wzajemnie. Och, moje niewyżyte stado baranów.
- Ej, a Murasia ze sobą nie przywiozłaś? – spytał Tomek Kędziora,
udając smutnego.
- Jeszcze czego! – prychnęłam, przytulając się do niego. Z nim miałam
najlepszy kontakt, jeśli chodzi o piłkarzy Lecha. Doskonale się rozumieliśmy,
dlatego od razu zorientował się, że coś nie tak. Widząc jego pytający wzrok,
ukradkiem pokręciłam głową, żeby się nie martwił. I tak wiedziałam, że niestety
będę musiała przechodzić przez ten trudny temat po raz kolejny. Trener podszedł
też do mnie, przywitał się grzecznie i zagonił chłopaków do pracy. Ja usiadłam
zadowolona na murawie, biorąc głęboki wdech. Widząc niebiesko-białe kolory,
które widniały na każdym centymetrze tego stadionu od razu się uspokoiłam. Ale
zaraz potem ból powrócił, bo jakby nie było to tutaj zobaczyłam Roberta po raz
pierwszy. Prawdopodobnie właśnie w tym miejscu, na którym siedzę i on stał. Jakie
to życie jest dziwne.. z powrotem stał się już tylko moim marzeniem, moim celem
prawdopodobnie znów nie do osiągnięcia. Ktoś
przysiadł się obok mnie i położył głowę na moim ramieniu.
- Myślisz o nim, prawda? – usłyszałam głos Majki. Westchnęłam i
spojrzałam na nią kątem oka, co i ona uczyniła.
- Niestety, i nie mogę przestać. – powiedziałam nieco ciszej. Było mi
ciężko, naprawdę ciężko.
- Kochasz go nadal. – bardziej stwierdziła, niż spytała.
- Zawsze go kochałam i zawsze będę. I boję się, że nie ułożę sobie
życia już z nikim innym, bo zawsze będę miała przed oczami Roberta. To jest coś
nie do opisania. To nie jest zwykła, młodzieńcza miłość, czy zauroczenie..
- Skąd wiesz? Może niedługo ci przejdzie.. – przerwała, a ja prychnęłam.
- Majka, błagam. Zauroczenie trwa najwyżej rok, czasem dwa. A ja? Ja
zakochałam się w nim w połowie 2008 roku! Jakby nie było 4 lata stażu u mnie
ma. – burknęłam, a ona uszczypnęła mnie w bok.
- I myślisz, ze to koniec definitywny? – ciągnęła. Na litość boską,
Krogulska!
- Tak! Byłam jego wakacyjną przygodą na czas Euro, i koniec. – wzruszyłam ramionami, na co Majka
zareagowała wiązanką niezbyt ładnych słów, bo przecież trzymała głowę właśnie
na moim ramieniu. Zrezygnowała z robienia sobie ze mnie poduszki, uniosła
głowę, masując ją zawzięcie, czochrając przy tym swoje blond włosy.
- Nie gadaj bzdur. Gdybyś była wakacyjną przygodą, to nie przedstawiał
by cię mamie i nie chwalił się tobą dokoła.. – rzuciła mi pełne politowania
spojrzenie.
- Z jego mamą, to akurat wyszło przypadkowo. Kto wie, czy bym ją
poznała, gdyby nie wparowała wtedy do pokoju? – odpowiedziałam, machając przy
tym ręką, niebezpiecznie blisko jej twarzy.
- Ale potem zabrał cię do Leszna, prawda? – no, i tu mnie zagięła. Nie
wiedziałam co powiedzieć..
- Majka! Przecież Milena! Ona powinna już przyjechać.. a ja nawet nie
wiem gdzie ona jest.. a obiecałam.. – wstałam z miejsca, gadając od rzeczy. W
tym momencie nie przejmowałam się tym, czym jest składanie zdania.
- Uspokój się i nie panikuj! – Majka poszła w moje ślady i również
wstała z murawy.
- Jak mam nie panikować, kiedy obiecałam komuś, że się nią zaopiekuję..
zresztą robię to dla siebie, nie dla niego.. i.. i.. – nie dokończyłam, bo
blondynka złapała mnie za łokcie.
- Przestań, bo wiesz, że nie idzie z tobą wytrzymać, kiedy panikujesz,
grubasie. – powiedziała czuło, na co się lekko uśmiechnęła. – Wdech i wydech. –
poinstruowała, co wykonałam. – Dobra, a teraz powiedz mi gdzie ona miała być
przeniesiona.
- A skąd mam wiedzieć?! – po raz kolejny straciłam nad sobą panowanie,
ale gardzący wzrok Majki szybko mnie doprowadził do pionu. – Majek, jakbym
wiedziała gdzie ona miała być przeniesiona, to bym się chyba nie denerwowała,
prawda? Nie mam zielonego pojęcia, bo nie zdążyłam tego uzgodnić, bo.. bo za
szybko wyszłam..
- Czyli zupełnie nie wiesz, pustka w głowie, tak? Zresztą jak zawsze.. –
westchnęła i spojrzała na mnie znacząco.Widać było, że sama nie widziała innego
rozwiązania. – Wiesz co musisz zrobić.
- Tak, ale ja nie.. – nie dokończyłam, bo przyjaciółka zatkała mi usta
ręką. Wyciągnęła z mojej tylnej kieszeni telefon i wykręciła numer do
niejakiego Lewandowskiego, wcześniej włączając na głośnomówiący.
- Tak? – usłyszałam. Usłyszałam ten głos, tego mężczyzny. Łzy stanęły
mi w oczach.
- Cześć Robert. Tutaj Majka.
- No hej. Jesteście już w Poznaniu?
- Tak, właśnie dojechałyśmy. – no tak, Majka pominęła tylko fakt, że od
jakichś 20 minut siedzimy bezczynnie na poznańskim stadionie..
- To fajnie. Dzwonisz tak sobie, czy coś się stało..? Bo zaraz muszę
się zbierać, bo mam samolot..
- Oczywiście, nie zajmę ci dużo czasu! Chcę tylko wiedzieć do jakiej
kliniki przeniesiono twoją siostrę. Wika niestety nie zdążyła się spytać..
- Na Szpitalnej 27/23. Nazwy nie pamiętam, bo zajmowała dwie linijki..
- Okej, dziękuję ci bardzo..
- Majek!
- Słucham..?
- A co u Wiktorii? – kiedy padło to pytanie, nieomal nie udławiłam się
własną śliną.
- Jest w totalnej rozsypce, ale chyba jakoś da radę. Nie mów, że cię to
interesuje..
- W sumie nie wiem dlaczego spytałem. Cześć. – połączenie zakończone.
Zrobił to z prędkością światła.. Majka spojrzała na mnie i westchnęła.
- Jedziemy? – spytała, kiedy głupio wpatrywałam się w przestrzeń.
- Taa. – rzuciłam, po czym ruszyłam w stronę blondynki. Po krótkiej, no
może trochę więcej niż krótkiej chwili zamrugałam gwałtownie. – Ale zaraz,
zaraz.. Nie mamy samochodu..
- A żeś oprzytomniała! – spojrzała na mnie, kręcąc głową. – Ci się
przypomniało, kiedy jesteśmy już praktycznie przy przystanku tramwajowym..
Wika, musisz się ogarnąć, bo jeśli będziesz chodziła tylko po to, żeby chodzić,
to w końcu.. no wiesz. Chodzić już nie będziesz! – zaśmiała się cicho, na co
tylko uśmiechnęłam się blado.
- Jakbyś nie wiedziała, walizki zaniesie nam Teodorczyk z Kędziorą. –
dodała, a ja kiwnęłam głową udając, że jest to oczywiste. Prawda jest taka, że
dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam torby. Nie, Majek ma rację. Muszę
panować nad tym co robię. Po jakichś dwóch minutach zielono-żółty tramwaj
przybył.
- Wiktoria! – entuzjastycznie przywitała mnie siostra mojego byłego.
Kurde, niedawno przyzwyczaiłam się do tego, żeby mówić o nim mój chłopak, a teraz muszę mówić już były.
- Hej! Majka poszła ci po jakieś owoce, gazetki i takie tam. –
powiedziałam, siadając obok niej i wysilając się na uśmiech.
- Ale miło… A ty pewnie tak się stęskniłaś, że chciałaś przyjść od razu
do mnie, tak? – zaśmiała się, na co przytaknęłam. Tak naprawdę, to nie miałam
głowy do zakupów i z pewnością nie wróciłabym zbyt szybko i stoją na środku
sklepu zastanawiałabym się po co właściwie tam jestem.
- Jak się czujesz? – spytałam, ale widziałam, że jest z nią coraz
lepiej. Promieniała z minuty na minutę.
- A już dobrze, zupełnie nie wiem dlaczego mnie tu trzymają. –
powiedziała z wyraźnym oburzeniem w głosie.
- No wiesz, nie zawsze przyjeżdżają tutaj takie ślicznotki. – pierwszy
raz od dwóch dni zażartowałam. Jej, to już doszło do tego, że jaram się swoim
dowcipem. No tak, zrąbana psychika. To już mnie męczy od pierwszych chwil
życia..
- Tak, tak! A ty? Jak się trzymasz? – spytała z troską. Spojrzałam na
nią. Chyba mój wzrok mówił sam za siebie, nawet nie starałam ukryć się smutku.
Kogo mam oszukiwać? Nie miałam przed Milą tajemnic, nie widziałam powodu do
tego, żeby kłamać, że wszystko jest okej.
- Ja niestety na odwrót. Cały czas wracają wspomnienia. Myślałam, że
kiedy będę tutaj, w Poznaniu to.. to wszystko się zmieni, wrócę do starego
życia.. Ale nie mogę. Wszystko przypomina mi jego. I to jest najgorsze. –
wyrzuciłam z siebie, a Mila tworzyła palcem coraz to nowe ślaczki na wierzchu
mojej dłoni.
- Wszystko będzie dobrze. Pierwsze tygodnie będą ciężkie, potem
nauczysz się żyć bez niego.. – odparła cicho, ze współczuciem wpatrując się we
mnie.
- Ale ja nie chcę, Milena! Ja nie chcę oduczyć się od niego! Ja chcę
pamiętać każdą chwilę spędzoną z nim i chcę żyć nadzieją, że może jednak kiedyś
spróbujemy, rozumiesz? – wydusiłam z siebie, po czym pierwszy raz tego dnia łza
poleciała mi po policzku. Tak, uświadomiłam sobie, że wcale nie chcę o nim
zapomnieć. Mimo, że sprawia mi to ból, to nadal chcę rozpamiętywać te wszystkie
piękne i szczęśliwe chwile.. Panicznie bałam się, ze zapomnę barwy jego oczu,
tonu jego głosu, zapachu jego ciuchów, zmarszczonego czoła, kiedy usiłował
przypomnieć sobie coś, co przed chwilą wyleciało mu z głowy… Może jestem
psychiczna, ale trudno. Mogą mnie zamknąć w psychiatryku, ja nadal będę o nim
myślała.
Witajcie! U mnie przez cały tydzień była śliczna pogoda, słońce i wgl.. Opaliłam się! :)) Ale dzisiaj niestety się pogorszyło, deszcz od rana ;c Ale chyba przyda się trochę odpoczynku od upału.. Dodaję dzisiaj dwa rozdziały, dlatego, że na koniec lipca wyjeżdżam i chciałam już zakończyć bloga i to wszystko. Smutno mi, kiedy o tym pomyślę, ale nic nie trwa wiecznie ;c Przepraszam za to jakie są te rozdziały, ale ostatnio coś mi nie wychodzi.. Jak radzicie sobie z nudą, kiedy za oknem taka pogoda? Czekam na Wasze komentarze! <3