wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 8.


Wyszliśmy i Robert zamknął drzwi od pokoju. Z góry słychać było śpiewy chłopaków.
- Patrz no, jeszcze mają siłę śpiewać. – zaśmiał się Robert.
- No właśnie, myślałam, ze już śpią.. – spojrzałam na niego. Wydawał się trochę inny, niż na początku, ale starał się, żebym tego nie zauważyła. Postanowiłam nie poruszać tego tematu. Może to przez Anię?
- Bo chyba spali, ale się przebudzili się i teraz wiesz, kolejna część melanżu.
- Hahah, możliwe, możliwe. – zaśmiałam się. Ruszyliśmy i wyszliśmy z hotelu. Idąc przepychaliśmy się  i śmialiśmy.
- Może zagramy w prawdę? – zapytał Lewy.
- Może, może.. – zaśmiałam się. – Ale ja zadaję pierwsza!
- No ej! – popchnął mnie delikatnie i z powrotem przyciągnął do siebie, otaczając ramieniem. Zaśmialiśmy się. – Co chcesz wiedzieć? – spojrzał na mnie.
- Chciałabym wiedzieć.. Hm.. A mogą być takie prywatne pytania? – udałam niewiniątko, patrząc na niego.
- No mogę się zgodzić, bo sam jestem ciekawy. – zaśmiał się.
- No dobra, to zaczynamy lajtowo. Ile miałeś dziewczyn? – spytałam uśmiechając się do niego.
- Takie poważne to 3.
- A niepoważne? – uniosłam brew.
- Jeśli liczą się te niepoważne z podstawówki no to 6. – zaśmiał się. – Okej, teraz pytanie dla ciebie.. Jak miał na imię twój ostatni chłopak? – zapytał.
- Janek. I był strasznym debilem. – uśmiechnęłam się, starając nie przywiązywać wagi do wspomnień.
- Na pewno był debilem, skoro go tu przy tobie nie ma.. – powiedział cicho. Na to uśmiechnęłam się tylko i przytuliłam go.
- Lubię cię, wiesz?
- A kto mnie nie lubi! – wytknął mi język.
- Ha, ha, ha! Ile lat miałeś kiedy przeżyłeś swój pierwszy raz?
- Hm.. – zastanowił się. - 19 i trochę, można powiedzieć, ze 20. A ty?
- 18 i póół  – odpowiedziałam z uśmiechem. – Kochałeś.. albo nie..
- Nie no skończ. Chciałaś zapytać czy kochałem Anię? – upewnił się.
- Tak, ale to pytanie nie na miejscu..
- Nie ma pytań nie na miejscu. Tak, na początku kochałem ją. A raczej tak mi się wydawało. Wszystko było kolorowo i w ogóle. Kiedy byłem w Poznaniu, to ona była ze mną, odwiedzała mnie.. Darzyła mnie czułością i takie tam. Ale to było tylko kiedy byliśmy sami, albo na bankietach. Kiedy szliśmy ulicą, to marzyłem tylko o złapaniu się za ręce. Dziewczyny chłopaków przychodziły na każde mecze, dopingowały, gratulowały, a ja sam jak ten debil. Zawsze znalazła jakąś wymówkę, żeby nie przyjść na mecz. Ale wierzyłem jej, myślałem, ze tak ma być, że to się zmieni. Ale kiedy wyjechałem do Dortmundu to pogorszyło się tylko. Przyjeżdżała tylko na niektóre weekendy, mówiąc to jak się za mną stęskniła i w ogóle. Ale to były tylko kłamstwa. A ja głupi zawsze przysyłałem Ani kasę, bo ona taka samotna, taka biedna.. I dlatego się z nią rozstałem. Zrozumiałem, ze to nie jest tak jak powinno.. – opowiadał, a ja słuchałam z otwartą buzią. Jaki on był biedny.. miałam ochotę wynagrodzić mu to wszystko, przytulić go, pocałować.. Pójść na jego mecz, dopingować go i robić wszystko, czego Anka mu nie robiła.. – Trochę się rozgadałem, przepraszam. Musiałem to w końcu komuś powiedzieć, a przy tobie łatwo mi się otworzyć. – powiedział, uśmiechając się blado.
- Naprawdę, dziękuję, ze się przede mną tak otworzyłeś.. – odpowiedziałam cicho. Nie wiedziałam co powiedzieć. Mimo, że chciałam być psychologiem, to zabrakło mi języka w gębie. On tak cierpiał mając nadzieję, że potem będzie lepiej.. Przecież on jest taki idealny, miły, dobroduszny.. Dlaczego musiało go  takie coś spotkać? I jeszcze utrata ojca.. – Przykro mi z tego powodu. Uważam, że nie zasłużyłeś na taki los. Na pewno znajdziesz kogoś, z kim będziesz szczęśliwy – dodałam z lekkim uśmiechem i dotknęłam jego ramienia. On tylko uśmiechnął się.
- A może już taką osobę znalazłem? Znaczy podoba mi się taka jedna, albo może dwie.. Nie, bardziej to ta jedna. Ostatnio z nią gadałem i w ogóle wydaje mi się, ze do siebie pasujemy.. Jak sprawdzić, czy ona czuje to samo? – zapytał, patrząc na mnie i czekając na fachową odpowiedź. Trafił w samo sedno. Ja też tego nie wiedziałam..
- Myślę, że trzeba uzbroić się w cierpliwość, a jeżeli to nie pomoże to dawać jakieś znaki – powiedziałam śmiejąc się lekko. Kim jest ta szczęściara? Ja już chyba znam odpowiedź na pytanie, czy z nim będę.
- Okej. To wkrótce będę dawał jej znaki. A co jeśli nie pomogą?
- Za dużo masz tych pytań, kochany. Jeśli chodzi o sprawy miłosne, to ja sama mam z nimi problemy..
- Też ci się ktoś podoba?
- No tak jakby. Ale mam taką sytuację, że on chyba już z kimś jest..
- Uu, to jest chyba najgorsze. – powiedział poważnie. Po chwili uśmiechnął się. – To kto teraz zadaje?
- Wykluczając wątki poboczne, no to ty. – uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Dobra, no to.. Który piłkarz jest dla ciebie najprzystojniejszy?
- Ej, no błagam. – zaśmiałam się.
- No dalej, szczera prawda. – ponaglił mnie uśmiechając się.
- No dobra. Ale ma być polski?
- I polski i jak jeszcze jakiś to dawaj. – zaśmiał się.
- Z polskich no to.. – zaczęłam. Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. - .. no to taki jeden mało znany Robert Lewandowski. Chyba nie kojarzysz, nie?
- Nie, pierwsze słyszę to nazwisko. – zaśmiał się. – Ale bardzo miło, że go wybrałaś. Jeszcze jakiś?
- Mario Goetze, Mats Hummels, Fernando Torres.. – wyliczałam. – Ale najbardziej no to ten głupi polski. Nie wiem dlaczego. – zaśmiałam się. Robert spojrzał na mnie.
- Dlaczego uważasz, że on jest głupi?
- Teraz ja zadaję pytania, proszę pana. – przerwałam, wytykając mu język. – Czy zwracasz uwagę na cheeleaderki?
- Nie tak bardzo. Zwykle nie mam czasu. – odpowiedział z uśmiechem. – No to teraz ja. Dlaczego Robert Lewandowski jest głupi? – drążył, śmiejąc się.
- Bo się taki urodził. – odparłam. – A tak naprawdę, to on wcale nie jest głupi – powiedziałam szeptem. – No to.. Zwracasz uwagę na dupę, lub cycki u dziewczyny, której nie znasz, a z nią rozmawiasz?
- Zależy czy ma się czym pochwalić.  – zaśmiał się. – Ej, chodź usiądziemy tu – odarł i usiedliśmy wygodnie, prawie półleżąc na sobie na ławeczce pod drzewem. – Ale staram się nie. Zwracam uwagę na ogólny wygląd twarzy, i na figurę ogólnie, czy jest wysportowana czy coś, cycki i dupa to już ostateczność. – uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- No okej. Teraz ty. – uśmiechnęłam się.
- Dobra, a więc.. Czy żeby uratować np. swoją przyjaciółkę poszłabyś do łóżka z jakimś piłkarzem?
- Z jakim konkretnie?
- Dajmy na to ze mną. – przyjrzał mi się uważniej. Przewróciłam oczami. Co mu powiedzieć?
_____________________________
Miałam dodać jutro, ale nie wiem, czy będę miała czas, bo jutro Borussia gra z Bayernem :3 Będziecie oglądać?  Rozdział ma dużo dialogu, mało narracji, ale z kolei w innym będzie więcej narracji, a mniej dialogów. Wszytko się wyrównuje :D Serdecznie proszę o komentarze, bo nie wiem, czy Wam się podoba, czy może nie. Pozdrawiam:* 

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 7.


Robert przerwał rozmowę z Przemkiem i szybkim krokiem poszedł w jej kierunku. Serce waliło mi jak młotem. Praktycznie nikt nie spostrzegł jej obecności, ale najbliżsi znajomi Lewego, czyli Kuba, Wojtek, Łukasz, Przemek i Wasyl wiedzieli co się święci.
- Co robi tu Anka Stachurska?! – powiedziała zdenerwowana Van. – Zaraz jej przypieprzę!
- Uspokój się. – odpowiedziałam smutno.
- Jak mam się uspokoić jak ona psuje wieczór tobie i Robertowi?!
- Nie wiem, ja też jestem zła. – kiedy Ania zeszła na dół,  chciała pocałować Roberta. Ale on jej na to nie pozwolił. Rozmawiali, to znaczy bardziej to kłócili się. Lewy naprawdę był zdenerwowany. Wtedy jej wzrok padł na mnie. Powiedziała coś Robertowi patrząc na mnie z pogardą. Ruszyła w moim kierunku, Lewandowski chciał ją powstrzymać, ale mu się wyrwała.
- To ty jesteś tą, która robi sobie zbędne nadzieje?! – warknęła.
- A ty jesteś tą, która musi robić cyrk na środku? – zapytałam grzecznie. Robert przysłuchiwał się temu. Nie dam sobie w kaszę dmuchać. Myśli, że ja nie umiem odpowiadać?
- Myślisz, ze przy Robercie zrobisz z siebie nie wiadomo kogo? No tak, jakaś ty ostra.
- Kto powiedział, że robię z siebie nie wiadomo kogo? Po prostu zadaję ci pytanie. – powiedziałam z uśmiechem.
- Nie pyskuj.
- Błagam cię, takie odzywki to mają moi rodzice.. Nie kompromituj się.
- Jak śmiesz ośmieszać mnie na forum innych?
- Jeśli takie odpowiedzi cię ośmieszają, no to gratuluję. A teraz mogłabyś już wyjść, bo nie mam ochoty odpowiadać na twoje pytania, czy zaczepki. Nie jestem taka jak ty.  Ojej, jaka szkoda, prawda? Miłego wieczoru życzę. – powiedziałam z uśmiechem i ominęłam ją zwinnie i podeszłam do Lewego.
- Przepraszam.. nie mogłam inaczej. – wyszeptałam. Gdy od niej odchodziłam zobaczyłam, że naszej wymianie zdań przygląda się duża ilość osób.
- Zobaczymy! – groziła. – Robert nigdy z tobą nie będzie! Jeszcze nie wie jaki błąd popełnił zrywając ze mną.
- Ja już widzę wielki błąd. Ale błąd nie z tego powodu, że się z tobą rozstałem, lecz że w ogóle się z tobą spotykałem. Dołączam się do życzeń Wiktorii, potrzebujesz przewodnika? – zapytał spokojnie Robert. 
- Nie dziękuję za łaskę. – powiedziała wkurzona.
- Ależ proszę bardzo proszę. – uśmiechnął się. Anka opuściła lokal, a wszyscy wrócili do swoich zajęć. Jedni rozmawiali, inni podrygiwali do piosenki. – Naprawdę chciałem cię za nią przeprosić. – zaczął.
- Ale nie masz za co. To nie twoja wina, a poza tym chyba potrzebowałam tego, żeby jej tak wygarnąć. – uśmiechnęłam się. – Może jednak napijemy się czegoś mocniejszego?
- Czytasz mi w myślach. – zaśmialiśmy się i podeszliśmy do „stoiska z napojami”. Robert zrobił nam po słabym drinku. Podał mi jednego. – Zdrowie – Lewy uśmiechnął się i dotknęliśmy się szklankami. – Nie wiem, czy wiesz, ale u niektórych impreza zaczęła się rozkręcać. – stwierdził patrząc na tańczące pary. Chłopaki byli częstymi gośćmi przy tym stoliku, inaczej nie zaciągnęli by się na parkiet.
- Nie rozumiem dlaczego faceci nie chcą tańczyć kiedy są trzeźwi.. – pokręciłam głową i spojrzałam na piłkarza.
- Nie wiem, ale ja chyba stanowię wyjątek. – zaśmiał się.
- To może..
- To może.. – zaśmialiśmy się, bo chcieliśmy powiedzieć to samo w tym samym momencie. Odłożyliśmy drinki, złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy w tany. Po jednym tańcu moje nogi odmówiły posłuszeństwa, więc "uciszyłam je", zdejmując je po prostu. Ojej, jaka ulga! I wtedy nawet nie wiem kiedy to skończyła się na impreza.. tańczyłam z wszystkimi i wszystko, ale najwięcej przetańczyłam z Lewym, który naprawdę bardzo dobrze tańczył. Ba, mogłabym rzec, że świetnie! Prócz nas, nie było nikogo dość trzeźwego na sali. Wojtek czołgał się po schodach, Kuba po ścianach umykał do toalety.. A, jedynie Piszczu się trzymał, choć powoli język mu się plątał. Kiedy Robert pomógł Łukaszowi odholować wszystkich na górę zauważyliśmy Van i Przemka, którzy nie szczędzili sobie czułości. Trzymając swoje szpilki w ręce tryknęłam Lewego.
- Ej, patrz! Myślisz, że idą.. – zaczęłam.
- Na bank. – odpowiedział wzruszając ramionami.
- Myślisz, że się zabezpieczą?
- A jak! Każdy tutaj ma zabezpieczenie. – opowiedział patrząc na mnie, jakbym nie wiedziała czegoś tak oczywistego.
- Jeśli każdy, to ty też? – zagadnęłam.
- Włóż rękę do tylnej kieszeni. – powiedział.
- Przestań, wierzę ci. – odrzekłam, ale widząc jego minę zrobiłam to co kazał. No, która dziewczyna nie marzyłaby o tym, żeby wsadzić rękę w tylną kieszeń Roberta Lewandowskiego? Może kilka by się znalazło, ale ja jestem po tej stronie, która by to zrobiła z przyjemnością. Poczułam kwadratowe, szeleszczące coś i nie miałam wątpliwości, że to było to. – Skąd ten zwyczaj?
- Tak jakoś się przyjęło. – zaśmialiśmy się oboje. – Słuchaj, chcesz już iść spać?
- Nie bardzo.
- No to mam pomysł. Skoro jest dopiero 23, i tutaj muszę podkreślić, że to i tak długo chłopaki się trzymali, bo zazwyczaj padali już po 21.. – przerwałam mu chichotaniem. - .. no to pójdziemy tutaj do parku, co? Pójdziemy teraz to pokoju, weźmiesz buty, bluzę.. Czy wolisz zostać tutaj? – zapytał licząc się z moją odpowiedzią.
- Nie, świetny pomysł. – uśmiechnęłam się. Po co on mi to do cholery pokazał? Sugerował coś?
- Witam zakochańce, ja do was z prośbą. – usłyszeliśmy Łukasza.
- Jakie zakochańce? – zapytałam.
- Nie łap mnie za słówka. – zaśmiał się.
- Jak tam romans Kuby z toaletą? – spytał Robert.
- Jeszcze trwa. – zaśmiał się. – I ja właśnie w tej sprawie..
- Słuchamy. – odezwałam się.
- No bo Kuba ledwo żyje, a Wojtek walnął się na moje wyrko. No to pomyślałem, że nie będę już go budził no i wiecie.. Kubę też położyłoby się z Wojtkiem, a ja miałbym trochę od nich odpoczynku i wyspania, bo z dwoma pijakami i to jeszcze na podłodze wyspać się nie idzie.
- A co my mamy do tego? – zabrał głos Lewy.
- No właśnie to, że pomyślałem, że Wika poszłaby spać do ciebie, a ja zająłbym jej pokój, no bo jej przyjaciółka i tak jest u Przemka. I w ogóle wszyscy śpią nie u siebie.. Pomożecie mi? Proszę… - zrobił minę kota ze Shreka. Robert spojrzał na mnie, a ja na niego.
- Ja nie mam nic przeciwko, zależy od Wiki.
- Ja w sumie mogę też to zrobić.. – nie dokończyłam, bo Piszczu przytulił mnie tak mocno, że myślałam, że stracę przytomność. Kiedy mnie puścił odetchnęłam głęboko. Muszę tylko wziąć parę rzeczy na jutro. – powiedziałam i ruszyliśmy do mojego pokoju. Wzięłam kosmetyczkę i rzeczy na jutro. Udaliśmy się do pokoju obok, należącego zwykle do Lewego i Wojtka. Położyłam swoje rzeczy na łóżku. Robert poszedł do łazienki, a ja przez ten czas przebrałam się w bardzo wygodne i mało kobiece rzeczy, no ale cóż. Co będę się stroić na zwykły wypad do parku o 23? Okej, miałam tylko jeden problem. Robert właśnie wyszedł z łazienki.
- Robeeert… - zaczęłam powoli. – Ja mam problem.
- Hm? Nie chcesz iść? – zapytał.
- Nie, nie. Bardzo chcę, tylko nie wzięłam nic na siebie. Wiem, że jest ciepło, ale chyba nie aż tak, żebym wyszła tak na dwór. Pożyczyłbyś mi jakąś swoją bluzę? – spytałam słodko patrząc na niego.
- Jasne. – uśmiechnął się i dał mi swoją bluzę. Wzięłam ją od niego i założyłam ją. Mm.. jak ślicznie pachniała..
- Dziękuję, teraz możemy iść. – powiedziałam to i wstałam idąc ku drzwiom. Obróciłam się, upewniając, czy Lewy też idzie. Właśnie sięgał po kartę od pokoju. 
______________________
Zgodnie z umową dodaję. Teraz, kiedy mam mały nawał w szkole postanowiłam, że będę dodawała rozdziały co 2 lub 3 dni. Dziękuję za te miłe komentarze pod tamtym postem , mam nadzieję, że teraz też będę mogła szczerzyć się do ekranu, czytając wasze opinie :D

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 6.


- Jasne. – powiedziałam i złapałam go pod wyciągnięte ramię. Chłopacy wyszli na korytarz razem ze swoimi dziewczynami, żonami i przyjaciółkami. Nie rozumiałam po co są te bankiety? Niby takie coś zapoznawcze i otwierające pracę przed Euro czy coś tam.. Naprawdę nie rozumiem. Jeszcze te szpilki. Kiedy usłyszałam od Roberta, że trzeba tam schodzić po dość krętych schodach, myślałam, że padnę.
- Proszę, trzymaj mnie mocno, bo na tych szczudłach wszystko jest chwiejne. – wyszeptałam mu, kiedy zbliżaliśmy się do parteru, czyli tak jakby do wyjścia hotelu. Ale po lewej stronie była stołówka i od tej stołówki schodziło się na dół i tam była wielka sala, gdzie odbywały się takie typu imprezy.
- Spokojnie, możesz czuć się bezpiecznie. Jestem pełen podziwu, że w ogóle tutaj doszłaś i to jeszcze z taką elegancją i gracją! – powiedział z uśmiechem.
- Chciałabym..
- Uparciuchu.. – pokiwał głową. Wchodziliśmy teraz do stołówki i moim oczom ukazały się te schody. Tragedia!
- O Matko! – wymsknęło mi się.
- Damy radę. – powiedział mój towarzysz śmiejąc się.
- No nie wiem czy to takie śmieszne.. – chociaż widząc i słysząc śmiech Roberta nie mogłam powstrzymać uśmiechu. – Cicho bądź!
- Dobrze, już się uspokajam. – powiedział i wziął głęboki wdech, ale i tak nie mógł powstrzymać parsknięcia.
- Robert! – uderzyłam go w plecy.
- Przepraszam! – udało mi się zrozumieć między napadami śmiechu.
- Patrzcie jak tym wesoło! – krzyknął Kuba i wszyscy chłopacy spojrzeli się na nas i uśmiechali.
- Chyba tylko jemu! – dodałam, udając obrażoną, lecz dało się zauważyć uśmiech na mojej twarzy. – Dobra Robert, chodź już, chcę mieć to już za sobą.
- Będziesz miała za sobą, jak zlecisz na tyłku z nich. – powiedział i zaczął śmiać się na nowo. Do niego dołączyli chłopacy, choć nie wiedzieli zbytnio z czego się śmieją.
- Ej no! – rzuciłam.
- Dobrze, już nie będę. Przepraszam. – powiedział z uśmiechem zbliżając się do mnie. Złapał mnie za rękę. – Tylko powoli – dodał, kiedy pokonałam pierwszy stopień. Widziałam kątem oka, że uśmiecha się serdecznie.
- Czego się szczerzysz? – zapytałam.
- Bo moja babcia schodzi szybciej. – odpowiedział uradowany. Ja tylko przewróciłam oczami i przyspieszyłam. – Ejej, spokojnie! Igrasz ze śmiercią. – zaczął się śmiać.
- Robert!
- Przepraszam. – usłyszałam. Tutaj odetchnęłam głęboko, bo ta droga śmierci była już za mną. Puściłam Lewego i wytknęłam mu język. – Gratuluję!
- Ha, ha, ha!
- Uwielbiam jak się złościsz, głupolu. – powiedział. Ja spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
- A ja nie lubię jak się ze mnie śmiejesz! – krzyknęłam, zapominając, że nie jesteśmy sami. Odwróciłam się, ale nikt chyba tego nie słyszał, bo w tle leciała muzyka. Nawet jeśli słyszał, no to nikt nie patrzył się na mnie jak na idiotkę, więc nie jest źle.
- Dobrze wiedzieć, ale nie obiecuję ci tego, ze to się nie powtórzy, bo nie wiem co jeszcze odwalisz. – usłyszałam w odpowiedzi. No tak, super. – Napijesz się czegoś?
- Yhym. – odpowiedziałam.
- No to chodźmy. – powiedział, ale ja za nim nie poszłam, tylko stanęłam z założonymi rękami i uniosłam brew ku górze. Robert tylko przewrócił oczami, wrócił się i złapał mnie za rękę. – Chodź ty łamago.. Jak ty będziesz tańczyć? – spojrzał na mnie i na moje buty.
- Albo wcale, albo w miejscu, jak wieśniak, albo bez butów. I ta ostatnia opcja pasuje mi najbardziej – odpowiedziałam z uśmiechem. – Tylko muszę trochę poczekać. – spojrzałam zadowolona na Roberta, a on posłał mi słodki uśmiech. Wtedy zapomniałam nawet o tym jak bardzo przeszkadzały mi buty. Mogłam tak iść, iść i iść.. Wtedy niestety doszliśmy już do.. nazwałam to stoisko z napojami. Lewy spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
- Życzy sobie pani soczek, wodę, coś gazowanego, czy mocniejszego? – spytał uśmiechając się.
- Ja na razie podziękuję za coś mocniejszego, bo jeszcze czeka mnie podróż na górę. – zaśmiałam się, a Lewandowski mi zawtórował. – Chyba sok pomarańczowy z lodem będzie dla mnie odpowiedni. – dodałam.
- Wedle życzenia. – ukłonił się delikatnie i zaczął realizować moje zamówienie. Ja tylko uśmiechałam się z tego widoku. Po chwili podał mi szklankę z sokiem i lodem, tak jak sobie tego życzyłam.
- Dziękuję. – obdarzyłam go uśmiechem, który polecił mi Wojtek.
- Wystarczy, że będziesz się tak uśmiechać, a nie będziesz musiała dziękować – powiedział, a ja tylko pokręciłam głową. „ Dzięki Wojtek!” – pomyślałam. Wtedy podeszła do nas Vanessa z Przemkiem.
- Hejo. – powiedziała uradowana.
- No hej. – odpowiedziałam. Spojrzałam na splecione ręce jej i Przemka. Już? U niej wszystko jest możliwe. – Jestem Wiktoria – powiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam rękę ku bramkarzowi.
- A ja.. – nie dokończył, bo przerwałam mu gestem dłoni. Uśmiechnął się tylko. – Miło mi. – dodał, a ja się zaśmiałam. Sympatyczny! Zresztą tak samo jak i inni tutaj. Chłopacy zaczęli gadać, a Van zbliżyła się do mnie.
- No i jak? Pokonałaś schody? – uśmiechnęła się.
- Taa, z małą pomocą Roberta, który miał ze mnie niezły ubaw. – odpowiedziałam. – Ej, a wy już.. no wiesz, jesteście razem? – spytałam.
- Nie, jeszcze nie, ale nie wiem, czy będę nocowała u nas.. – zaśmiała się, a ja otworzyłam buzię.
- Halo, halo! – zaśmiałam się.
- A wiesz, że jak tak byłam z tamtymi – kiwnęła głową za siebie. Domyśliłam się, ze chodziło o innych piłkarzy i trenerów, bo ona stała tam z nimi i Przemkiem. Zresztą wszyscy tam stali, tylko ja z Robertem byliśmy inni.  - .. to byliście głównym tematem rozmów. – dodała z uśmiechem.
- Co ty gadasz?
- No rasowo, gadali jak to pięknie ze sobą wyglądacie i jak Lewy cały czas się śmieje, jest rozpromieniony z tobą. A ostatnimi czasy po rozstaniu z Anką no to wiesz.. nie było kolorowo. – zapewniała przyjaciółka.
- Okej, trochę krępujące.. – westchnęłam.
- Co jest krępujące? To, że tu z nim jesteś, czy że o was gadają?
- To drugie. Dziwnie się czuję z myślą, że mnie obgadują. – zaśmiałam się. A moja przyjaciółka spojrzała z wielkimi oczami na schody. Odwróciłam się i ujrzałam to, czego bardzo się obawiałam... 
_________________________
Za namową wiernej czytelniczki ( tak Van, właśnie o tobie myślę :D ) wstawiam kolejny rozdział. Nie jest on zbyt długi, ale cóż. Aktualnie piszę już 15 rozdział, więc dodawanie pójdzie mi szybko. Rozkręciłam się trochę i kolejne rozdziały są coraz dłuższe. Prosiłabym o komentarze, bo one bardzo motywują i przynajmniej wiem, czy wam się podoba, czy nie.. c: Pozdrawiam:*

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 5.


Zgodnie z tym co powiedziałam, poszłam do pokoju. Nie wiem, czy wszystkie pokoje są tak piękne, ale ten był chyba najlepszy. Miał ciepło beżowe ściany, duże wygodne łóżko z pasującą pościelą. Szafki, drzwi, meble, zasłonki.. wszystko komponowało się w jedną całość. Nie myliłam się też z teorią o prysznicu. Zapukałam delikatnie w drzwi od łazienki.
- Ness? Za ile mniej więcej wyjdziesz? – zapytałam nieco głośniej niż zapukałam, bo bałam się, że przyjaciółka mnie nie usłyszy.
- Pięć minut, zaraz wychodzę! – odkrzyknęła. No to okej, rozpakujmy się – pomyślałam i wzięłam się za rozpakowywanie swojej walizki. Poszło mi niezwykle szybko i łatwo. Wtedy Van w wyszła z łazienki, która była tak samo fajna jak i cały hotel. Spory prysznic, duża wanna z masażem, przejrzyste lustro.. Cała była w odpowiedniej wielkości, można było spokojnie, bez kłopotu poruszać się. Porównując wielkość tej łazienki, od mojej no to tak około 4 mojej łazienki zmieściłoby się w tej.
- Fajna ta łazienka, nie? – zaśmiała się widząc moją minę.
- Zarąbista.. – nie ukrywałam zauroczenia w tej łazience, jak i zresztą całego pokoju i hotelu.
- Aha i chciałam ci jeszcze uświadomić, że ja śpię od ściany! – krzyknęła i rzuciła się na łóżko.
- Ej no, wiesz, że nie lubię spać od drzwi..
- Wiem, ale tak sobie pomyślałam, że jak będziesz spała od drzwi, no to Robert będzie miał do ciebie bliżej, nie budząc przy tym mnie.. – zaśmiała się przyjaciółka.
- Ale ciebie przecież tu nie będzie, bo będziesz u swojego przystojniaka. – dokończyłam i obie wybuchnęłyśmy śmiechem. – Cieszę się, że jestem tu z tobą, palancie. – powiedziałam i przytuliłam się do niej.
- Ja też.. – odpowiedziała i nagle coś gruchnęło w łóżku. - … ty mój grubasie! – teraz już nie mogłyśmy przestać się śmiać. Po kilku minutach przypomniało mi się, że przecież umówiłam się z Wojtkiem.
- Ej, ja muszę już iść, bo za 15 minut mam być u Wojtka. – powiedziałam zadowolona.
- No, nie pozwalaj Robertowi tak długo na siebie czekać.. Mrr. – zaśmiała się, a ja puknęłam ją w czoło. – Dobra, to ja ogarnę gdzie jest Przemek, nie czekaj, bo nie wiem czy szybko wrócę.. – puściła mi oczko. – No to miłego.. hmm.. czegoś z Lewym – uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. Po chwili już jej nie było. Okej, zbieramy dupkę i idziemy do boskiej łazienki. Wzięłam ręcznik oraz kosmetyczkę i weszłam do łazienki. Miałam 10 minut, więc nie tracąc czasu poszłam pod prysznic. Wtedy przypomniało mi się, że przecież nie wzięłam ciuchów na przebranie. Świetnie! Mimo to nie przerwałam potrzebnego mi prysznicu. Podśpiewując zadowolona otuliłam się ręcznikiem i wyszłam do pokoju, po rzeczy. Gdy wyszłam przeżyłam szok! W moim pokoju siedział Wojtek, Kuba, Lewy, Piszczu i Wasyl. Nie no pięknie! Nic nie opisze tego wstydu, który wtedy poczułam.
- No hej! To ty jesteś ta piękna Wiktoria? Nie kłamałeś, stary. – zwrócił się Kuba do Wojtka, leżącego na moim łóżku.
- No a jak! – odparł. – Powiem ci, że w ręczniku wyglądasz jeszcze lepiej. – zaśmiał się.
- Dobra, super, miło mi was poznać, ale przecież mówiłam, że przyjdę. – spojrzałam na uśmiechniętego Wojtka. Kątem oka spojrzałam na Roberta, który na żywo był tak samo, albo i jeszcze piękniejszy niż w telewizorze, lub na tapecie mojego telefonu.
- Tak wiem, ale chłopacy tak bardzo chcieli cię zobaczyć, że poszliśmy tu po ciebie. Mieliśmy nie wchodzić, ale twoja przyjaciółka Jessica..
- Vanessa – poprawiłam.
- No Vanessa powiedziała, że możemy wejść, no to weszliśmy.. – dokończył Wojtek.
- Nie gniewasz się na nas nie? Mówiłem, że to głupie, ale oni się uparli.. – odezwał się Robert. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam jego głos, zobaczyłam jego uśmiech i spojrzałam mu w oczy. Myślałam, że odpłynę. Pomrugałam gwałtownie oczami.
- Nie, nie. Chociaż nie jest to dla mnie komfortowe, kiedy stoję przed obcymi facetami w samym ręczniku. – odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie. Ścisnęłam mocniej ręcznik. Podeszłam do szafy i wzięłam ciuchy. Miałam ubrać dresy, no ale postawiłam na więcej elegancji. Wzięłam ulubione rurki,białą bokserkę i sweterek. – Zaraz do was wrócę. – powiedziałam i weszłam szybko do łazienki, aby przebrać się. Rozpuściłam i przeczesałam włosy, oraz poprawiłam trochę rzęsy. Wyszłam i nie bardzo mając wybór usiadłam wygodnie obok Lewego i Wojtka. Dokładnie po środku. Uśmiechnęłam się do nich.
- A więc.. – zaczęłam.
- Dobra, żebyśmy wiedzieli o tobie więcej.. Czym się interesujesz? – zagadnął Kuba.
- Wiem, że zabrzmi to trochę głupio i mało oryginalnie, ale piłką nożną, psychologią i tańcem. – odparłam.
- Ulubiony klub? – zapytał Wasyl.
- No nie widziałeś lamusie? – zaśmiał się Lewy. – Oczywiście, ze najlepsza na świecie Borussia Dortmund! Zgadłem, nie? – spojrzał na mnie, a ja nadal nie mogłam uodpornić się na jego niebieskie oczy.
- Tak, oczywiście. – powiedziałam z uśmiechem.
- Ha! Bardzo dobry wybór – puścił mi oczko napastnik.
- No ba! – zaśmiałam się.
- A czym chcesz zajmować się w przyszłości? – zapytał Łukasz.
- Chcę połączyć moje dwie pasje i studiować psychologię sportu. – odparłam.
- No, no. A wspomniałaś coś o tańcu.. ? – przypomniał Lewy. No tak, chciałam tego uniknąć, no ale cóż.
- Tak, jestem tancerką uznawanego za najlepszego zespołu w moim mieście. Do tego jestem cheeleaderką Lecha Poznań…
- Lecha Poznań? – odezwał się Robert.
- No tak, mieszkam w Poznaniu i tak jakoś wyszło. – uśmiechnęłam się. – I poprzedzając twoje pewnie kolejne pytanie, tańczyłam chyba 2 razy, kiedy ty jeszcze grałeś w nim.
- Łoo. Ale chyba nie pamiętam cię niestety..
- Nie pamiętasz, bo tańczyłyśmy w przerwach, kiedy byliście w szatni, albo na początku, kiedy jesteście skupieni na meczu, nie na dziewczynach w skąpych strojach – zaśmiałam się.
- Kto jak kto! – odezwał się Wasyl i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Ej, my tak gadu - gadu, a tu zaraz bankiecik będzie. – odezwał się Wojtek.
- No tak, okej ja się zbieram już. – wstał Łukasz, a za nim wszyscy oprócz Roberta. Spojrzałam na niego.
- Ale jesteście kulturalni! Nie ma co.. – zaśmiał się Lewy. – Nie dość, że nagle tak sobie bez niczego idziecie, to jeszcze nikt nie zaproponował Wice, żeby z nami poszła. – i tu spojrzał na mnie. – Chciałabyś pójść z nami na bankiet?
- Nie wiem.. Ja tam nie pasuję..
- Przestań. Byłoby mi naprawdę miło, gdybyś poszła ze mną.. To znaczy nie zmuszam cię do tego, żebyś poszła akurat ze mną, ale chyba nie masz wyjścia, bo tylko ja nie mam osoby towarzyszącej.. – uśmiechnął się słodko.
- Ale naprawdę nie wiem, czy odnajdę się na takim oficjalnym… - nie dokończyłam, bo chłopacy zaczęli się śmiać. – Coś nie tak? – zapytałam zdezorientowana.
- Nie, znaczy to nie jest takie oficjalne, jak wydawałoby się innym. Może na początku, ale potem to jest..
- Pochlejewo! – przerwał Robertowi Wasyl. – Naprawdę nie masz się czego obawiać.
- I poza tym, co będziesz robiła sama, jak Vanessa też idzie? – do pokoju weszła moja przyjaciółka śmiejąc się. – Dalej, ruszaj cztery litery, zgódź się i chodź się szykować, bo nie ma czasu! – zarządziła Ness.
- Polać jej, dobrze gada! – odezwał się Wojtek. Ja spojrzałam na Roberta.
- Dziękuję, za zaproszenie i zgadzam się. Jest mi naprawdę miło, ze o mnie pomyślałeś. – uśmiechnęłam się do niego, a on mi się odwdzięczył.
- No to przyjdziemy po was za pół godziny i pójdziemy wszyscy razem. – skwitował Wojtek i wszyscy wyszli z pokoju.
- Oszalałaś? W co ja się ubiorę? I jak ja sobie poradzę? – załapałam się za głowę.
- Nie przeżywaj, tylko na początku będzie sztywno, ale tak jak zawsze rozkręcimy tą bibę. – na te słowa zaśmiałam się.
- No dobra, a co ze strojem? – uniosłam brew.
- Masz tą śliczną koronkową sukienkę. Jest delikatna i odzwierciedla ciebie. Do tego szpileczki, dodatki i już! – zaśmiała się.
- Szpileczki? – zrobiłam wystraszoną minę. Nie lubiłam w nich chodzić..
- No niestety, nie znajdziesz lepszej okazji. I zresztą wszystkie dziewczyny będą miały szpilki, wyelegantowane, a ty co? Idziesz z Robertem Lewandowskim! Musisz wyglądać zjawiskowo! – po tych słowach przyjaciółki uśmiechnęłam się.
- No dobrze, założę te szpilki. – odparłam. – Problem w tym, że nie mam ich..
- Spokojnie, ja mam. Wzięłam czarne i tak sobie pomyślałam, że założysz tą czarną marynareczkę i te szpilki będą jak ulał. – mówiąc to wyciągnęła z szafki czarne szpilki na platformie.
- O jejku.. – zrobiłam duże oczy.
- Halo, to nie epoka baroku, tylko XXI wiek! Teraz takie się nosi. Znaczy, ty na pewno dobrze o tym wiesz, bo jesteś lepsza ode mnie w te modowe klocki. – uśmiechnęła się.
- No niby tak, ale nigdy nie pomyślałabym, że wzięłaś ze sobą tak wysokie buty. I to w dodatku ja je muszę założyć..
- Spoko, ja też mam takiej wysokości. Będziesz miała pretekst, żeby trzymać się Roberta! – puściła mi oczko.
- No tak, fakt. – zaśmiałam się i zaczęłyśmy się szykować. Po 20 minutach byłyśmy już gotowe. Z włosami nie kombinowałam, tylko podkręciłam je lekko i puściłam swobodnie na ramiona. Właśnie w tej chwili usłyszałyśmy pukanie do drzwi, i nie zdążyłyśmy nawet powiedzieć „Proszę!” kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły. Tak jak chłopacy się śmiali, tak teraz stali jak jakieś słupy i patrzyli się na nas. Z Van wymieniłam spojrzenia. Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
- Łał, ślicznie wyglądacie! – powiedział Lewy wchodząc do pokoju. – Jesteście już gotowe do wyjścia? – zapytał z uśmiechem.
- Dziękujemy. Ja tak, ale Van.. – zaczęłam.
- Wy idźcie, ja czekam jeszcze na Przemka. – dodała z uśmiechem.
- No dobrze, to idziemy? – Robert jeszcze spojrzał na mnie od stóp aż po czubek głowy. 

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 4.


Słuchając muzyki i patrząc przez okno na rozpływające się lasy i łąki, ulice i domy zasnęłam. Po jakimś nieokreślonym dla mnie odstępie czasu poczułam jak ktoś delikatnie mną potrząsa.
- Śpioszku, jesteśmy już na Belwederskiej! – usłyszałam radosny głos przyjaciółki i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Już? – zapytałam, trąc oczy.
- Chyba dopiero! Myślałam, że ta droga się nie skończy! – powiedziała przewracając oczami. Ja poprawiłam włosy i biorąc głęboki wdech wstałam z siedzenia. Ojej, to był błąd. Przez te dobre 2 godziny jazdy moje nogi i ogólnie ciało odmówiło posłuszeństwa. Cała ścierpnięta wyszłam z autokaru i cieszyłam się świeżym powietrzem, malowniczym hotelem i widokiem wokół niego. Było ekskluzywnie, nowocześnie i zielono. Ślicznie! Od razu pomyślałam, że będę miała gdzie biegać rano, lub wieczorem. Zielony, śliczny park obok hotelu wyglądał zachęcająco. No i też nie mogłam doczekać się ujrzenia moich ulubieńców. W tym momencie powinnam się chyba stresować, ale w takich warunkach zupełnie zapomniałam o stresie, kłopotach czy niezadowoleniu. Liczyło się teraz tylko to co jest tu i teraz. Uśmiechnięta odebrałam od kierowcy moje pakunki. Ludzie w autokarze, którzy z nami jechali robili zdjęcia przez szyby, rozmawiali i też zachwycali się tym widokiem. A ja tu zostaję na cały miesiąc! Bajka.
- Ślicznie, nie? – podeszła do mnie przyjaciółka.
- Jeszcze się pytasz? – zaśmiałam się. – Idziemy?
- Jasne, już mam motylki w brzuchu! – powiedziała podekscytowana. Weszłyśmy do hotelu. Było w nim tak samo pięknie jak i na zewnątrz. Przywitała nas ciepło uśmiechająca się pani recepcjonistka.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała miło. Bidulka, cały czas musi powtarzać tą kwestię. Pewnie w domu, kiedy przyjdą do niej goście, to ona machinalnie z uśmiechem pyta, czy w czymś może pomóc.. Uśmiechnęłam się do własnych myśli.
- Dzień dobry. – powiedziałyśmy, starając uśmiechać się podobnie ciepło co i ona. Van pokazała wszystkie bileciki i uprawnienia.
- No dobrze, proszę, o to klucz do waszego pokoju. – dała nam klucz z napisem 312 oraz kartę do pokoju ( ja wzięłam i schowałam te klucze na " czarną godzinę" ) – Życzę miłego pobytu! – dorzuciła.
- Przepraszam, czy mogła by jeszcze nam pani powiedzieć, kto ma pokój obok nas? – zwróciłam się do kobiety.
- Jasne. – zerknęła do wielkiego zeszytu, czy jak to tam się zwie. – W pokoju 311 zamieszkuje pan Błaszczykowski z panem Piszczkiem, a w 313 pan Lewandowski i Szczęsny. – odparła miło. Na te słowa moje serce się jeszcze bardziej rozpromieniło.
- A Przemek Tytoń? – zapytała Van.
- On ma pokój… - zerknęła do zeszytu. – 216.
- Dziękujemy bardzo! – weszłyśmy do sporej windy. Wjechałyśmy na nasze 3 piętro i wtedy wpadłam na jakiegoś piłkarza.
- Ojej, przepraszam. – powiedziałam speszona.
- Spoko, to trochę moja wina. – odpowiedział. – Jestem Wojtek. – dodał i wyciągnął do mnie rękę.
- Nie musisz mi się przedstawiać.. – zaśmiałam się. – A ja Wiktoria, to jest Vanessa – pokazałam na moją przyjaciółkę. – Z tego co wiem, jesteśmy waszymi sąsiadkami. – dodałam.
- O, jak milutko. – zaśmiał się bramkarz. – Lewy się ucieszy.
- Nie tylko on – wtrąciła moja przyjaciółka.
- Zamknij się!
- Dobra, dobra.
- No, to widzę, ze Robercik podwójnie się ucieszy. – zaśmiał się Wojtek.
- Wojtek, błagam, zachowaj to dla siebie, okej? – prosiłam go.
- Jasne, jasne. Ale wiesz.. kiedy będzie się wahał czy coś, nie obiecuję, że delikatnie nasunę mu co jest na rzeczy..
- Dobra, niech ci będzie. Ale tylko w ostateczności?
- Oczywiście! – uśmiechnął się, a ja odwdzięczyłam mu się tym samym. – Ooo! Jak będziesz z nim rozmawiać, to pokaż mu ten uśmiech, jest śliczny. – skwitował.
- Dziękuję, ale nie praw mi tu komplementów, bo będę cała czerwona.. – już poczułam, że delikatnie moje policzki zmieniły swoją barwę.
- Przepraszam, siła wyższa. – zaśmiał się Wojtek.
- Okej, teraz pójdziemy.. znaczy teraz to już ja pójdę. – powiedziałam zdziwiona nieobecnością przyjaciółki. Fakt, trochę się zagadałam,  a ona nie tracąc czasu i kłótni o to, kto pierwszy idzie wziąć prysznic sprytnie to wykorzystała. – Pójdę teraz do pokoju, rozpakuję się i wejdę najwyżej do ciebie za jakieś 20 minut, jeśli nie sprawi ci to kłopotu.. – zaczęłam. Lekko się wprosiłam, ale chciałam jeszcze pogadać z nim, a jeszcze bardziej zobaczyć Lewego.
- Jasne, oczywiście. Czekam! – powiedział Szczęsny i poszedł tam, gdzie miał iść, zanim na niego nie wpadłam… 
___________________________
Wybaczcie, że rozdział jest krótki, w następnych się poprawię. Zostawiam do waszej oceny c:

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 3.


- O mój Boże, Vanessa! – rzuciłam się na nią. Moja przyjaciółka trzymała dwa bilety do Warszawy. Dodatkowo odsłoniła kolejne dwa z namalowanym stadionem narodowym. Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Czy to oznacza, że spełnię jedno ze swoich marzeń i będę dopingowała naszym biało-czerwonym na stadionie, pełnym emocji i poruszenia?
- Oj tam, żaden Bóg. – zaśmiała się.
- Skąd to masz? – zapytałam, nie mogąc wytrzymać z radości.
- Wiesz co? Może pójdziemy już do domu, ja po drodze będę ci opowiadać.. bo musisz się spakować, bo o 17.30 musimy być tutaj, żeby zdążyć na autokar. – odpowiedziała moja dobrodziejka. Ja tylko kiwnęłam głową, nie mogąc nic powiedzieć z wrażenia. Idąc raźnym krokiem Vanessa rozpoczęła swoją opowieść.
- Znaczy skrócę ci ją trochę, bo mi język odpadnie. – zaśmiała się.
- Nie gadaj? Myślałam, że u ciebie to niemożliwe.. – mój dobry humor powrócił, ale za to dostałam w głowę z pół obrotu. –Auć!
- Należało ci się. – odpowiedziała, śmiejąc się. – No dobra, więc.. kojarzysz Aśkę, nie? – zwróciła się do mnie.
- No opowiadałaś mi coś o niej, że ma bilety na mecz i takie tam..
- No właśnie. Ja nie mogłam z zazdrości, ale nic jej nie mówiłam. No i wczoraj zadzwoniła do mnie i powiedziała, ze ma do mnie sprawę. Otóż w jakimś konkursie, czy tam gdzieś, nie wiem, ale dostała bilety na mecze Reprezentacji Polski na Euro, oraz uwaga… wejściówki na spotkanie naszych piłkarzy z fanami!
- Wow. – tylko to mi przeszło przez usta.
- Ale ja jeszcze nie skończyłam. Uważaj teraz, bo normalnie padniesz. To coś co tam zorganizowało to bilety, nadal nie wiem skąd je ma, nawet nie pytałam, ważne, że są.. No to ta cała organizacja zasponsorowała jeszcze pobyt w hotelu Hyatt! Czaisz? Do końca Euro będziemy w ekskluzywnym hotelu! I jakby tego było mało o dzisiaj przeczytałam jeszcze, że właśnie tam będzie mieszkała nasza reprezentacja!! – wykrzyczała to na całe gardło moja przyjaciółka, nie zważając na to, że przechodnie patrzyli się na nią, jakby uciekła z wariatkowa.
- Co?! To znaczy, że będziemy z piłkarzami praktycznie cały miesiąc pod jednym dachem?! Chyba śnię…. – nie mogłam opisać swojego szczęścia. Nie dość, ze zobaczę chłopaków na meczu, to jeszcze spotkam się z nimi na tym całym spotkaniu i w dodatku będę mieszkać obok nich!
*
Nie mogąc skupić się praktycznie na niczym, przy pomocy Vanessy, spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Była pora obiadowa, więc moja mama przygotowała dla nas coś na ząb. Jedząc dość szybko byłyśmy skazane na kazanie od mojej mamy, że szybkie jedzenie jest niezdrowe. Skończyłyśmy jeść i postanowiłyśmy iść jeszcze na jakieś małe zakupy. Miałyśmy jeszcze ponad 3 godziny do wyjazdu, powinnyśmy się jakoś wyrobić. Oszczędzając na czasie, nie oszczędzając za to na pieniądzach zamówiłyśmy taksówkę i wszystko robiąc w pędzie pojechałyśmy do naszego skromnego centrum handlowego.
- Gdzie najpierw? – zapytałam.
- Do pierwszego lepszego, nie ma czasu na zastanawianie się – zaśmiała się moja towarzyszka.
- No okej! – z uśmiechem zaczęłyśmy nasze zakupy. W ostateczności kupiłyśmy sporo bluzek, sweterków, sukienek, szortów, butów. Stojąc na środku sporego jak na nasze miasto centrum z rękami wielkich, pełnych toreb z ciuchami Van postanowiła wejść jeszcze do sklepu z bieliznami.
- Po co nam to, głupku? – spytałam idąc za przyjaciółką w stronę jednego ze znanych sklepów z dobrą bielizną.
- No wiesz, nie wiadomo nigdy co będzie w hotelu pełnych przystojniaków.. – razem wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Nadal nie wiem po co ci to..
- Tobie też się przyda. Robert jest wolny, wiesz..
- No właśnie ostatnio przeczytałam, że chyba jednak nie.. – zaczęłam i posmutniałam trochę.
- Z kim? – zapytała zawiedziona.
- No podobno wrócili do siebie z Anką. – odparłam. Wyciągnęłam komórkę i pokazałam jej te zdjęcia, bo wcześniej zrobiłam screeny.
- Ale to o niczym nie świadczy, pewnie musieli coś załatwić, albo coś i zresztą zobacz na ich pogrzebowe miny! Jak zobaczy taką laskę jak ty, to nawet jeśli zastanawia się nad powrotem do niej, to od razu ten pomysł mu wypadnie z głowy i zapomni, ze o czymś takim myślał. Będzie okej! – przytuliła mnie. – A teraz wybierz kolor: ten, ten czy ten? – pokazywała mi co inne kolory i kroje bielizn. Ona kupiła czerwoną i białą, a ja za wielką namową Vanessy granatową i czarną.
- Zadowolona? – zapytała mnie, kiedy wracałyśmy już do domu.
- Bardzo, chociaż nadal uważam, ze nie potrzebnie straciłam na tą bieliznę. – zaśmiałam się.
- Jeszcze mi podziękujesz! – wytknęła mi język. Z racji tego, ze wyrobiłyśmy się do 16, mogłyśmy zaoszczędzić chociaż na taryfie i wróciłyśmy spacerkiem do domu. Umówiłyśmy się, że Van przyjedzie po mnie z tatą o 17.15 i w 5, 10 minut dojedziemy już do centrum. Chciałam wziąć prysznic, ale zdecydowałam, że i tak po podróży w Warszawie będę musiała się wykąpać, więc postanowiłam zjeść coś lekkiego. Zjadłam, napiłam się i przebrałam w moje wygodne spodnie i bluzkę z napisem. Jeszcze załatwiłam się i spięłam włosy w luźny kok. Nałożyłam okulary na głowę i pożegnałam się z rodzicami.
- Uważaj na siebie, kochanie i pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić w jakiejś sprawie. Nie każe ci dzwonić codziennie, bo wiem, że będziesz miała inne zajęcia. – powiedziała z uśmiechem, ale wiedziałam, że ta rozłąka nie jest dla niej łatwa. – No to napisz mi tylko, kiedy dojedziecie. Mam nadzieję, że wrócisz tutaj z Robertem i oficjalnie przedstawisz mi go, jako swojego chłopaka. – zaśmiała się i puściła mi oczko. – Kocham cię! – przytuliłyśmy się ostatni raz. Mimo, ze nie wyjeżdżałam na zawsze, to było mi trudno opanować łzy.
- Ja ciebie też kocham, będę tęsknić, mamusiu.. – szepnęłam jej do ucha.
- No dalej, dziewczyny, bo spóźnisz się.. – przerwał nam tata, a my niechętnie odsunęłyśmy się od siebie. – Może pomogę ci jednak z tymi rzeczami? – zapytał po raz kolejny zatroskany tata.
- Tato, naprawdę wchodzę tylko do windy, wychodzę, parę stopni i na dole wuja pomoże spakować mi je do bagażnika i już! – uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam tatę. Zawsze kiedy się bałam wtulałam się w te ramiona i wiedziałam już, że wszystko będzie dobrze.. oderwałam się już od taty, bo czułam, że zbiera mi się na łzy. Wzięłam torby i wychodząc powiedziałam po raz kolejny, ze bardzo ich kocham.. 

___________________________________
 Nie jestem jakoś wielce zadowolona z tego rozdziału. Czekam na wasze komentarze, pozdrawiam :*

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 2.


Tak jak Vanessa zapowiadała wcześniej, tak też zjawiła się punkt 9.00 w moim domu. Zaspana, w piżamie otworzyłam jej drzwi.
- Co jest śpiochu! Szkoda dnia! – entuzjastycznie przywitała mnie przyjaciółka.
- No super, ale mów ciszej, bo nie wszyscy są tacy jak ty, i chcą się wyspać. – odparłam.
- Humorek średni, ale zaraz ci go poprawię! – powiedziała z uśmiechem i przepychając się w drzwiach, bez żadnego zaproszenia wpakowała się do mojego pokoju i zaczęła ścielić mi łóżko.
- Ej! Miałam zamiar się jeszcze położyć! – protestowałam.
- Nigdzie nie będziesz się kłaść, bo zaraz musisz się pakować! – oznajmiła mi przyjaciółka.
- Vanessa, do jasnej cholery! Powiesz mi o co chodzi?! – tu już straciłam cierpliwość. Ona tylko spojrzała na mnie z politowaniem.
- Spokojnie tygrysie! Zaraz sama zobaczysz, ale najpierw ogarnij się, no chyba, że chcesz, żeby ludzie zobaczyli cię w takim stanie – powiedziała i popchnęła mnie do łazienki. Jezu, myślałam, że walnę ją w ten łeb! Ale postanowiłam się uspokoić i pójść do tej łazienki, bo byłam mocno ciekawa co ona tak przygotowuje. Po paru chwilach byłam już gotowa.
- Dobra, a teraz powiedz mi o co chodzi! Jesteś w ciąży, czy co do cholery?! – mimo, że byłam rozdrażniona, to i tak mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Lepiej, głupku, lepiej. – odparła zadowolona. Super, dalsze rozmowy z nią na ten temat nie miały żadnego sensu.
- No okej, to powiedz mi tylko gdzie idziemy..
- Idziemy teraz do centrum na rozkład i zobaczymy o której mamy autokar do.. no za wiele nie mogę powiedzieć. – uśmiechnęła się. Spojrzałam na nią.
- To znaczy, że dziś gdzieś wyjeżdżamy? – zapytałam zdezorientowana.
- Tak, i to na dłużej trochę.
- Ale co z rodzicami, nie wiem czy się zgodzą.. i w ogóle mam wszystko rzucić i nagle z tobą gdzieś jechać?! – zaczęłam tak wyliczać. Co ona sobie myślała? Że rzucę wszystko i pojadę z nią niewiadomo po co, niewiadomo gdzie? Nie byłam taką spontaniczną osobą jak ona, chociaż czasem lubiłam z nią zaszaleć. Ale ona nie przejmowała się tym co będzie potem, a ja niestety patrzyłam na ludzi, na ich opinię i na to co stanie się potem.. Do był chyba jeden z moich minusów. Chociaż czy to minus? Myślę, że dla Van tak, ale dla innych.. chyba nie.
- Dokładnie tak, a rodzicami się nie przejmuj. Wszystko załatwione. – powiedziała oczekując czegoś ode mnie.
- Myślisz, że rzucę się na ciebie i zacznę ci dziękować i mówić, że jesteś taka wspaniała?
- Tak sobie to wyobrażam.
- To masz bujną wyobraźnie. – powiedziałam, ale potem ją przytuliłam, śmiejąc się z niej. Mimo, że tak się wyzywałyśmy i w ogóle, to bardzo się kochałyśmy. Skorzystałam z momentu, gdy byłyśmy w siebie takie wtulone. – Naprawdę nie możesz mi powiedzieć dokąd jedziemy? – zapytałam cicho.
- Dowiesz się na miejscu, niespodzianka będzie większa. Albo wiesz co? Dowiesz się za chwilkę – dodała z uśmiechem. – A teraz ubieraj buty i lecimy, bo szkoda czasu.
Ubrałam buty i w szybkim tempie doszłyśmy do centrum naszego małego miasta. Przez drogę rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Nie odbyło się też od przypału. Idąc nie patrzyłam pod nogi, ani przed siebie, lecz na Van, która właśnie mi coś opowiadała. W tej chwili wpadłam na jakąś kobietę w średnim wieku. Niestety, nie była zbyt miła.
- Przepraszam panią bardzo, nie zauważyłam pani. – powiedziałam szczerze.
- No właśnie, nie zauważyłaś mnie, moja panno. Tak chodzić ślepo to możesz sobie po domu, a jedynie walniesz w ścianę, a nie po ulicy! – powiedziała surowo, a Van nie mogła już powstrzymywać się od śmiechu.
- Dobrze, rozumiem, ale przecież panią przeprosiłam..
- Ale co mi z tych przeprosin? Jakbym się przewróciła i złamała rękę, to po co mi twoje przeprosiny, skoro ręka i tak będzie złamana?
- W ten sposób mogę wyrazić, jak bardzo mi przykro – wybąkałam.
- Ale mnie nie interesuje, czy ci jest przykro, czy nie, ale stało się. Jeżeli następnym razem nie będziesz uważać, to nie zakończy się to tylko na moim gadaniu.
- Dobrze. A przepraszam bardzo, ale co mi pani zrobi, jeśli znowu na kogoś lub na panią wpadnę? – spytałam.
- Jeszcze nie wiem, ale mogę cię oskarżyć o zagrożenie zdrowia, lub jego uszczerbek.
- Okej, będę uważać.
- Jakie okej? Jesteśmy w Polsce, więc powinniśmy się posługiwać językiem polskim. Nie uczono cię tego? – myślałam, że rozszarpię tą babę.
- Zapożyczenia są wszędzie, a jak mi się podoba, to będę mówiła tak jak chce. Pani nic do tego. – odparłam lekko zdenerwowana. Co ona sobie wyobrażała? Nie zna mnie, a mnie poucza.
- Ale przy mnie proszę nie zapożyczać, jak to się wyraziłaś.
- Nikt nie każe pani ze mną rozmawiać. Żegnam. – powiedziałam chamsko i odeszłam, ciągnąc za sobą Van.
- Ale jej dopiekłaś. Stoi tam jeszcze i gada do siebie czerwona – powiedziała Ness śmiejąc się.
- No sorry, ale inaczej bym jej się nie pozbyła! Wyjeżdżałaby mi znowu, że albo źle się spojrzałam, albo stoję zgarbiona, albo inaczej powinnam się odezwać. Boże, tacy ludzie są straszni!
- A ona jeszcze miała obrączkę – wtrąciła przyjaciółka.
- Bardzo współczuję, temu panu. – odparłam poważnie.
- Serio, order powinien dostać. – zaśmiała się.
- Ty się nie śmiej, bo naprawdę tak powinno być. Z taką babą pod jednym dachem to straszne. Ciekawe, czy ma dzieci. A jeśli ma to ciekawe, czy one też takie są.. – spojrzałam na nią.
- Ty, może to była mama Anki Stachurskiej? – nabijała się Van.
- Możliwe, możliwe. – zaśmiałam się. Właśnie zmierzałyśmy ku końcowi naszego spacerku.
- Zostań tutaj i poczekaj na mnie. Zaraz wszystkiego się dowiesz. – powiedziała, nie przestając się uśmiechać. Wskazała ławkę niedaleko nas. Usiadłam tam i cierpliwie czekałam na przyjaciółkę. Wiedziałam, że wykłócanie i dyskusje były tutaj nie potrzebne, bo i tak niczego bym się nie dowiedziała. Po pięciu minutach zobaczyłam idącą do mnie Van z bananem na twarzy. Zbliżyła się do mnie i zza pleców wyciągnęła dwa bilety.. 

Rozdział 1.


   Był czerwiec, ciepło. Cała Polska udekorowana została biało-czerwonymi flagami. Od flag na balkonie, czy oknach, po flagi na samochodach, czy innych rzeczach. Mówiąc szczerze sama poddałam się całemu szałowi Euro. Sama udekorowałam samochód rodziców, którzy lekko sprzeciwiali się temu, lecz wiedzieli, że nie odpuszczę. Uwielbiałam piłkę, oni pogodzili się z tym już dawno temu.  Mimo, że mecz dopiero za tydzień, ja wykorzystywałam swoje psychologiczne sztuczki (jak to nazywali moi znajomi) i przygotowywałam się do meczu otwierającego całą ważną dla kibiców piłki nożnej ceremonię. Było to dla mnie jeszcze ważniejsze, bo jako pierwsi mieli rozegrać mecz Polska oraz Grecja. Skupiona i dodająca sobie otuchy, jak zawsze pewna zwycięstwa biało-czerwonych nie usłyszałam, kiedy do pokoju weszła moja przyjaciółka Vanessa.
- O, hej, co ty tu robisz? – spytałam, lekko zdezorientowana.
- Stoję, nie widać? – ze swoim uśmieszkiem powiedziała i nachyliła się, aby ucałować mnie w policzek. – Jak tam?
- Właśnie myślałam o Euro i o tym, że chłopaki..
- Przegrają? – przedrzeźniała się ze mną moja przyjaciółka.
- Zamknij się i posłuchaj mnie do końca. Oni wygrają i zadziwią wszystkich, zwłaszcza ciebie. – odpowiedziałam.
- Ale mnie nie zdziwią, bo oczywiste jest to, że wygrają, ponieważ najlepszy i najprzystojniejszy bramkarz świata będzie stał na bramce. – powiedziała.
- Wojtek? – teraz to ja się z niej lekko nabijałam. Spojrzała na mnie spode łba.
- Otóż nie, najwspanialszy, najprzystojniejszy no i mój Przemysław Tytoń! – rozpostarła ramiona i wyglądało to jakby była na jakiejś gali i zapowiadała jakąś gwiazdę.
- Aha. – powiedziałam udając znudzoną.
- No ej! – klepnęła mnie w ramie.
- No żartuję przecież  - zaśmiałam się i spojrzałam na nią. Wtedy zadzwonił jej telefon. Van odebrała go. Wyszła do łazienki. Po chwili wróciła do mnie i oznajmiła, że musi wyjść.
- No ale jak to? Przecież przed chwilą weszłaś… - zrobiłam smutną minkę.
- No Wicia… Przepraszam, ale Aśka dzwoniła i powiedziała, że ma bardzo, bardzo ale to bardzo ważną sprawę do mnie. To musi być ważne.. – powiedziała tłumacząc mi to tak, jakbym była małym dzieckiem i płakała przed wyjściem mamusi z domu.
- No dobrze, ale jak wyrobisz się szybciej, no to wejdź do mnie jeszcze, okej? – zapytałam, bo chciałam pogadać z moją przyjaciółką.
- Jasne, ale jest już 20.00, zanim dojdę, pogadam z nią i w ogóle.. Musiałabym wejść chyba o północy – zaśmiała się.
- Ale mamy już wolne, a dla mnie możesz przyjść o każdej porze dnia, lub nocy. No, chyba, że Lewandowski byłby u mnie, no to wtedy sama rozumiesz… - zaśmiałam się.
- Okej, okej. Zadzwonię jeszcze, pa! – rzuciła i wyszła z domu. Nie zdążyłam jej nawet odprowadzić…  Z racji tego, że nie miałam nic innego do roboty weszłam na laptopa. Facebook, Besty i te sprawy.. Wtedy przekierowało mnie na pewną plotkarską stronę. Ach te reklamy! Kiedy chciałam już kilknąć czerwony krzyżyk rzuciło mi się w oczy „ Robert Lewandowski”. Mimo, że nie lubię pudelków, kozaczków i takich tam stron, postanowiłam jednak wejść w ten link, ponieważ ten temat nie był mi daleki. Mimo, ze nigdy go nie spotkam, i co gorsza nigdy z nim nie będę, to jednak chciałam, aby został singlem. No cóż, taka jestem. Kiedy strona załadowała się, aż bałam się przeczytać to co tam jest.

CZY ANNA STACHURSKA I ROBERT LEWANDOWSKI WRÓCILI DO SIEBIE?


Ostatnio pisaliśmy o tym, że jeden z najlepszych polskich piłkarzy i król strzelców Bundesligi Robert Lewandowski oraz wicemistrzyni Polski w karate tradycyjnym Anna Stachurska rozstali się. – Ja i Ania to już zakończony dział. Na więcej pytań o niej, nie będę odpowiadał – skomentował to wszystko Lewandowski. Ale czy na pewno? Czy w ciągu tego odstępu czasu zmienili zdanie i zrozumieli, że nie mogą bez siebie żyć? Niedawno nasz reporter złapał podobno byłą już parę na zakupach na jednej z sopockich ulic, gdzie spędzali wakacje.. 

I tak dalej, i tak dalej. Nie wiem dlaczego, ale to co przeczytałam, lekko zepsuło mi humor. Z moich zamyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Przy okazji zerknęłam na zegarek. Dochodziła już 22! Nawet nie wiem kiedy to zleciało. Musiałam się nieźle zamyślić! Muszę nad tym popracować.. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej przyjaciółki. No tak, miała zadzwonić.
- Halo?
- No hej Wikusia!!! Słuchaj, jak ci coś opowiem, to ci gacie z tyłka spadną!!! – wykrzyczała podekscytowana. – Ale wiesz co, na razie nie mogę, bo muszę to do końca załatwić, dlatego też nie przyjdę dzisiaj do ciebie..
- Super, nie przejmuj się mną, ja tylko chciałam z tobą pogadać… - powiedziałam sarkastycznie.
- Nie gniewaj się. Naprawdę cię baaardzo przepraszam, ale nie dam rady inaczej. I poza tym robię to dla ciebie. Zobaczysz, będzie super, spodoba ci się. – znając ją na pewno szczerzyła się do komórki. Ale nie zaraziła mnie swoim humorem.
- Dobra, jutro będziesz miała dla mnie czas?
- Oczywiście! Przyjdę już o 9, bo chyba nie wytrzymam.
- Chyba cię głowa boli! Spać nie możesz?!
- Słuchaj kochana, ja już wstaję o 7.00, żeby wszystko załatwić i to w dodatku w bardzo dużym stopniu dla ciebie, więc nie rób mi tu spin.
- No dobra, to przychodź, bo muszę z tobą pogadać..
- Właśnie słyszę, że jesteś jakaś taka podupadła. No a więc, muszę lecieć, przyjdę rano. Kocham cię!
- Ja ciebie.. – i tu Van nie dała mi dokończyć, ponieważ usłyszałam sygnał rozłączenia. Musi być to poważna sprawa, skoro tak bardzo się do tego przykłada..