piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 22.


W drzwiach stał nie kto inny jak mama Roberta, pani Iwona. Okej, nie tak wyobrażałam sobie poznanie jego mamy. Z uśmiechem wyszeptałam „Dzień dobry” i nadal wpatrywałam się w jej postać.
- Witaj, kochana. Nie wiem teraz za bardzo, czy dobrze trafiłam. Ta pani na dole mówiła, że pod 313.. – tutaj urwała, cofnęła się i upewniła, czy to dobry numer. -.. powinien być mój syn. – dokończyła równie speszona co ja.
- Tak, tak. Robert właśnie bierze prysznic przed treningiem. – właśnie zdałam sobie sprawę, że strasznie głupio to brzmi. Jak można brać prysznic przed treningiem? Tylko Lewandowski tak potrafi!
- Aha. Ale dobrze trafiłam.. – uśmiechnęła się niepewnie i obleciała wzrokiem pokój. Ta, nieogarnięte ciuchy, bo nie mamy czasu na sprzątanie, moje rozwalone lakiery do paznokci, gazety na łóżku, torba Roberta na środku no i ja, w nieogarniętych włosach, pomalowanej tylko jednej ręce.. Lewandowski, odkładaj na pogrzeb! Ręką odgarnęłam swoje kasztanowe włosy do tyłu i uśmiechnęłam się do kobiety. Ciekawe co sobie teraz myśli.. Albo stop! Lepiej może żebym nie wiedziała.
- Proszę, niech pani wejdzie. – ukłoniłam się delikatnie, żeby nadrobić chociaż kulturą osobistą swój wygląd.
- Dziękuję bardzo. – odparła i weszła do środka. Chyba nie była zdziwiona widokiem naszego pokoju. Pewnie u Lewego to normalka. Ale chyba jako dziewczyna powinnam dbać o porządek, a ja chyba go jeszcze więcej powodowałam. Zamknęłam drzwi i modliłam się, żeby Lewy już wyszedł z tej cholernej łazienki. Przyspieszyłam i ogarnęłam fotel z ciuchów Roberta, żeby gość miał gdzie usiąść. Skinęła głową i usiadła na fotelu.
- No tak, zapomniałam się przedstawić. – zaśmiałam się cicho, lecz przypominało to bardziej nerwowe chichotanie. – Jestem Wiktoria Kochańska. – wyciągnęłam dłoń ku brunetce. Ona delikatnie uścisnęła moją dłoń.
- Miło mi. Ja jestem Iwona. – odparła. – I jesteś..? – spojrzała na mnie pytająco.
- Jestem dziewczyną Roberta. Tak naprawdę to od niedawna, więc to tłumaczyłoby, dlaczego pani nic nie powiedział. – nadstawiłam karku za Lewego. Wyłaź z tej łazienki, człowieku!
- Rozumiem. Szkoda, że poznajemy się w takich, a nie innych okolicznościach. – zaśmiała się. Była dosyć pogodną osobą. Rozluźniłam się trochę, ale nadal było mi głupio za ten bałagan. Wtedy Lewandowski wyszedł z łazienki. Oczywiście w samych bokserkach jak gdyby nigdy nic. A co!
- Mama? Co ty tu robisz? – spoglądał to na mnie, to na swoją rodzicielkę. Widać, że był równie zaskoczony jej obecnością, co i ja. No, to wystarczająco wyjaśniało moje poprzednie wywody, że znów może zapomniał mnie o czymś powiadomić.
- Siedzę, nie widzisz? – zaśmiała się pani Lewandowska i wstała, żeby przytulić syna. – Bałam się, ze po treningu cię już nie złapię i przed meczem nie zdążę życzyć powodzenia. – wytłumaczyła swoją nagłą obecność.
- Aha. – odparł. Widział doskonale moją minę. – Widzę, że poznałaś już Wiktorię..
- Tak, szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej, że mieszkasz z taką piękną młodą damą. – uśmiechnęła się jego mama, z dziwnym naciskiem podkreślając słowo „młoda”. Obydwoje spojrzeli na mnie równocześnie. Byli do siebie bardzo podobni!
- Okej, to może wy sobie porozmawiajcie, a ja przez ten czas skorzystam z toalety. – powiedziałam i wzięłam lakier do paznokci, gdyż musiałam dokończyć sobie prawą rękę. Oni skinęli głowami, a ja weszłam do łazienki, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Usiadłam na skraju wanny i złapałam się za głowę. Siedziałam w tej pozycji przez dobre 3 minuty. Tak po prostu. Nie myśląc o niczym.. po chwili jednak zaczęłam cierpnąć, więc wstałam i przyglądając się swojemu odbiciu w wielkim lustrze, pomalowałam delikatnie i wzięłam się za włosy. Kiedy byłam gotowa usiadłam na podłodze przy toalecie i zaczęłam malować sobie paznokcie od prawej dłoni. Wtedy doszły mnie skrawki ich szeptów:
- Ale Robert.. Czy nie uważasz, że ona jest dla ciebie trochę za młoda? Ma nieskończone 20 lat! Ty musisz się rozwijać, iść do przodu! I skąd masz pewność, że nie zależy jej na twoich pieniądzach? Teraz musisz na to uważać.. Ja nie chcę mówić o niej źle, bo wydaje się sympatyczna, ale pomyśl o przyszłości! Nie chcę, żebyś znowu cierpiał.. – szeptała mama Lewandowskiego.
- Mamo, ty słyszysz co ty mówisz? – spytał zirytowany Robert. – To teraz dla ciebie nie liczy się to, że ją kocham i jestem przy niej szczęśliwy, tylko to, co ludzie sobie pomyślą i że jest 4 lata młodsza ode mnie?
- Ale Robert..
- Co Robert! Mamo, ona jest dla mnie bardzo ważna i dla mnie nie liczy się, czy ona jest w moim wieku, czy jest młodsza ode mnie. Ona mnie zmieniła. Z powrotem jestem tamtym Robertem, który się uśmiecha, żartuje.. Nie widzisz tego? I mimo, że na papierku ma 20 lat, to jest o wiele dojrzalsza od niejednego 25 latka. Czasem to nawet zawstydza mnie to, że jest tak rozważna.. Mam nadzieję, że przemyślisz to i nie zrobisz niczego głupiego. – to ostatnie powiedział, a raczej rozkazał takim tonem, że nie odważyłabym mu się sprzeciwić. Żeby nie wzbudziło to podejrzeń to puściłam wodę z kranu i nie wiedziałam o czym była dalsza rozmowa. Nawet chyba nie chciałam wiedzieć. I tak dowiedziałam się już wystarczająco dużo. Może nawet zbyt dużo. No to mama Roberta jest przeciwna temu związkowi, bo jestem od niego młodsza. Wiedziałam, ze ten mój głupi wiek będzie przeszkodą dla niektórych.. skończyłam szybko malowanie i wyszłam z łazienki. Miałam nadzieję, że przez ten czas mama Roberta już pójdzie, ale niestety moje oczekiwania nie zostały wysłuchane. Nie wiedziałam za bardzo jak zacząć rozmowę, więc tylko usiadłam obok Roberta. Te 15 minut trzeba uzbroić się w cierpliwość, udając, że wszystko jest okej.
- No więc, dziecinko. Co chcesz robić w przyszłości? – zwróciła się do mnie, a mnie odraziło już na wstępie „dziecinko” . Nie wiem, czy zrobiła to świadomie, czy też nie, ale mnie to zirytowało.
- Chcę pójść na studia, na psychologię.. Myślę nad tym, żeby zostać psychologiem sportowym. – odparłam.
- Rozumiem.. Fajny kierunek! A czy teraz robisz coś..? – spytała, a we mnie się aż gotowało. Sugerowała, że jestem jakimś nierobem? Chociaż po bałaganie w tym pokoju.. Okej, musiałam się uspokoić. To nie jej wina. Powiedziała co myślała, no cóż. Zadziwiająco szybko zmieniłam swoje nastawienie do niej.
- Tak, teraz aktualnie są wakacje, ale uczę się. Dodatkowo jestem tancerką w jednym z zespołów tanecznych. Często występuję też jako cheerleaderka. – odpowiedziałam wysilając się na uśmiech. Chyba się nabrała, bo odwzajemniła go.
- Rozumiem, bardzo ruchliwa jesteś. – zaśmiała się pani Iwona, ale mnie nie było do śmiechu. Podniosłam delikatnie kąciki ust, lecz nie wiem czy to coś było uśmiechem. – Dobrze, bo zaraz masz trening, nie?
- Taa. – odparł Lewy. Widząc, że mama wstaje z miejsca również się podniósł, żeby odprowadzić ją do drzwi. Życzyła powodzenia synowi i coś jeszcze wyszeptała mu na ucho. – Do widzenia! – krzyknęła w moją stronę i drzwi się zatrzasnęły. Z mojej twarzy zszedł uśmiech. Nie chciałam przed Lewym udawać, że nie słyszałam tego o czym rozmawiali.
- Robert.. – zaczęłam.
- Przepraszam cię za nią. – pokręcił głową. – Kiedy poszłaś do łazienki, gadałem z nią i..
- Wiem. – odpowiedziałam szybko. – Słyszałam urywek. Nie podoba jej się to, że jestem od ciebie tyle młodsza. Może ona ma racje Robert? Może faktycznie potrzebujesz kobiety, a nie dziewczyny. Kobiety, która zaopiekuje się domem, będzie ci codziennie gotować, prasować, zmywać. Będzie twoją wizytówką… - mówiłam jak nakręcona i czułam, że w końcu ulegnę tej łzie, która kręciła się mi w oku już od kilku minut.
- Ale co ty wygadujesz?! – Robert złapał mnie za łokcie. – Spójrz na mnie. – chwycił za moją brodę i uniósł ją do góry. Nie miałam wyboru i musiałam patrzeć w jego oczy. A kiedy w nie patrzyłam, nie myślałam trzeźwo.. zawsze godziłam się na wszystko. – Wiktoria, nie potrzebuję żadnej wizytówki, żadnej kury domowej, nikogo innego. Ja potrzebuję ciebie! Tylko i wyłącznie ciebie! Bardzo dobrze wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna i nie liczą się dla mnie słowa innych. Mama w końcu się przyzwyczai, to dla niej był szok. Ona nie chce, żebym ponownie cierpiał. A myśli tak, ponieważ cię jeszcze nie zna. Kiedy się poznacie, z pewnością zrozumie jakie bzdury wygadywała. – mówił, a ja jednak się rozpłakałam. – Nie płacz mi tylko tutaj, bo nienawidzę cię takiej.
- Przepraszam.. – wyszeptałam.
- No i jeszcze mnie przeprasza, nie wierzę.. – westchnął. – Głupku! Nie przepraszaj, uśmiechnij się i obiecaj, że dzisiejszego wieczoru wcale nie będziesz myślała o tym, ale poniesiesz się euforii na stadionie – uśmiechnął się delikatnie, a ja nie chcąc robić mu przykrości przytaknęłam.
- Dobrze, mam nadzieję, że mi się to uda. – powiedziałam i na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- O wiele lepiej. – odparł i pocałował mnie delikatnie. Westchnęłam i spojrzałam na niego, odchylając głowę.
- Cieszę się, że ciebie mam. Dziękuję. – powiedziałam i pocałowałam go w szyję. Oparłam jeszcze czoło o jego ramię. Wtedy poczułam znany mi już, ładny zapach jego żelu pod prysznic w połączeniu z perfumami na koszulce, którą włożył, gdy byłam w łazience.
- Kochanie, nie chcę cię pośpieszać, ale nie uśmiecha mi się robić 10 kółek ekstra. – usłyszałam po chwili.
- No tak, przepraszam. – zerwałam się i wróciłam do łazienki sprawdzić, czy mój niewielki, ale makijaż przypadkiem od łez się nie rozmazał. Kiedy to zrobiłam wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi od toalety. – Okej, możemy iść. – odparłam i złapałam go za rękę. Po chwili byliśmy już w drodze na Narodowy.
Sam trening nie był jakiś wielce wymagający, bo trener musiał oszczędzać orzełków na sam mecz. Dlatego też rozgrzali się tylko, rozciągnęli i potem rozegrali mały mecz. Żeby tak grali z Grecją, a zwycięstwo murowane. A, była jeszcze akcja z skarpetkami Błaszczykowskiego, za co Wasylowi i Dudce nieźle się oberwało. Jak zwykle zresztą! Trener miał już pomysł, żeby w ramach kary nie wystawić tej dwójki w dzisiejszym meczu, ale na szczęście chłopacy skutecznie wybili mu ten pomysł z głowy. Podobno odpokutują to niedługo, kiedy Fornalik wymyśli coś, co zapobiegnie kolejnym "genialnym" pomysłom. Żałowałam tylko, że nie widziałam miny Kuby, kiedy zorientował się, że koledzy postanowili poprawić sobie humor jego kosztem. Uśmiałam się na tym treningu, ale podświadomie ciągle myślałam o naszym związku i o tych wszystkich negatywnych rzeczach do nas nastawionych. Ale przy Robercie udawałam, znaczy próbowałam udawać, że wcale nie przejmuję się tym wszystkim. Był tak podniecony wieczornym meczem, że nie chciałam psuć mu nastroju i obarczać go swoimi problemami. Poszliśmy jeszcze szybko do pokoju, żeby się przebrać. I on i ja.

Do meczu pozostało jeszcze 25 minut. Jakiś miły ochroniarz pozwolił mi wejść razem z chłopakami do szatni. Usiadłam obok Roberta, przytulając się do niego.
- Stresujesz się? –spytałam, patrząc na niego.
- Teraz trochę zacząłem. – powiedział z uśmiechem. – Nie chcę narobić wstydu. I chcę, żebyś była ze mnie dumna, a im bardziej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to niemożliwe.
- To nie myśl o tym. – odparłam cicho. – Graj tak, jakbyście grali na treningu. Nie graj dla nikogo, tylko dla siebie. Odetnij się od myśli o tym, że miliony oczekują czegoś od ciebie. Dasz radę, zobaczysz. – wtedy złożyłam mu ostatni pocałunek przed spotkaniem biało-czerwonych. Zwróciłam się jeszcze do chłopaków ze słowami otuchy i wyszłam. Błąkając się po korytarzach, zastanawiałam się co właściwie oznaczają te wszystkie ilustracje na ścianach. Niby miały pomóc w poszukiwaniu drogi, ale u mnie miało to odwrotny efekt. Jeszcze bardziej irytowałam się i rozpraszałam. Po kilku przedłużających się strasznie minutach wyszłam jednak z tunelu i nie chcąc rzucać się w oczy, szybko podbiegłam do bramki, gdzie zostałam wpuszczona przez równie fajnego ochroniarza. Szłam prosto do miejsca, gdzie siedziały inne kobiety piłkarzy. Rozsiadłyśmy się z Van modląc o wygraną.. Po chwili przyjaciółka oznajmiła mi, że pójdzie po coś do picia. Zostałam sama ze swoimi myślami i swoim zmęczeniem..
                                                                                
                                                                                * 
Ktoś przysiadł się do mnie, kątem oka zauważyłam, ze była to brunetka. Pomyliłam ją z Ewą i z uśmiechem odwróciłam się w jej kierunku.
- Ej, Ewcia! Myślałam nad tym, żeby.. – urwałam, bo zorientowałam się, że to wcale nie była osoba, której się spodziewałam. – Co tu robisz? – spytałam oschle.
- Siedzę. – burknęła. – Ale Wiktoria.. Ja nie chcę się teraz kłócić. Mam poważniejszą sprawę.
- Anka, nie będę ukrywała, że cię lubię i że chcę teraz z tobą rozmawiać. – powiedziałam, starając się utrzymać spokój.
- Wiem, wygłupiłam się na tym bankiecie. Powinnam cię przeprosić, więc przepraszam. – odparła cicho, lekko zakłopotana.
- A ja powinnam wybaczyć, ale nie wybaczę. Przynajmniej nie teraz. Skąd mam wiedzieć, że to nie jest twoja gierka? Ludzie nie zmieniają się ot tak. – pstryknęłam palcami, wzruszając ramionami.
- Ale przeprosiłam.. Mam nadzieję, że to jednak się zmieni i w końcu mi zaufasz.
- Dobra, ale nie rozumiem czemu tak nagle się zmieniłaś, co? – spytałam podejrzliwie. No sorry, ale najpierw chce mnie żywcem zabić, a potem nagle wielce moja przyjaciółka.. nie, w żadnym, najmniejszym nawet stopniu jej nie wierzę.
- Bo.. bo ja jestem w ciąży. W ciąży z Robertem, wcale nie kłamię jak to pewnie wmawiał ci twój ukochany. To 24 tydzień. Mogę pokazać ci zdjęcie USG. – powiedziała i zaczęła szukać czegoś w torebce. Po chwili wręczyła mi dwa małe czarno-białe zdjęcia, z których za wiele dla mnie nie wyniknęło, bo nic tam szczerze mówiąc, nie widziałam. – Tutaj główka, rączki i nóżki.. – mówiła pokazując mi palcem. Coraz bardziej jej wierzyłam i po moim policzku popłynęła łza. Dlaczego? Nie wytrzymałam po prostu. No bo przecież to oznaczało prawdopodobny koniec związku mojego z Lewandowskim. Nie wyobrażałam sobie życia z osobą, którą łączy dziecko ze swoją byłą. Zwłaszcza, że wiem jaka jest Ania. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego, tym bardziej chłopaka. - Po co mi to pokazujesz? – warknęłam, pociągając nosem.
- Chcę żebyś wiedziała, że nie poddam się tak łatwo i tym bardziej będę walczyć o Roberta. I wszystko przeważa w moją stronę. Nie dość, że będę miała z nim dziecko, to jeszcze mam większy staż u niego, że tak powiem. Mamy wiele wspólnych wspomnień.. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- A co jeśli Robert nie będzie chciał uznać dziecka? – miałam wielką ochotę zerwać jej z twarzy ten fałszywy uśmieszek.
- Zawsze walczę do końca. Karate nauczyło mnie cierpliwości i tego, żeby nigdy się nie poddawać. Zamierzam zastosować się do tych wskazówek. Dobra, idę już. Naciesz się Robertem, bo to pewnie wasze ostatnie chwile. – rzuciła z szyderczym uśmiechem i odeszła. Po raz kolejny po moim policzku popłynęła łza.. Nagle ktoś zaczął mną gwałtownie potrącać.
- Ej, zostawić cię na pięć minut, a ty już śpisz! Wiem, że Lewandowski pewnie nie daje ci spać, no ale nie przesadzaj.. Ktoś mógłby cię okraść.. Nie no, spać na stadionie, brawo Kochańska! – usłyszałam przyjaciółkę, kiedy mrugałam oczami. Rozejrzałam się wkoło, lekko zdezorientowana.
- Czyli nie było tu Anki? Ja spałam? – spytałam, nie mogąc uwierzyć, że to prawda.
- O czym ty gadasz, głupolu? Ja tu żadnej Anki nie widziałam.. A uwierz, swoją brzydotą wyróżnia się z tłumu. – powiedziała śmiejąc się. Uff, czyli to był tylko sen! I to zły sen! Dzięki Bogu..

•••

Witam kochane! W porównaniu z późniejszymi rozdziałami, które właśnie piszę, to ten jest taki jakiś krótki. No, a jak go pisałam, to miałam pewność, że  jest zbyt długi! Chciałam połączyć to z kolejnym, ale teraz to już byłoby zdecydowanie za długo c: Oddaję to do Waszej opinii, mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba. Z tym snem trochę dziwnie wyszło, bo początkowo było to prawdą.. Ale uznałam, że tak na samym początku nie ma co psuć ich związku. Wymyśliłam im zupełnie co innego! ;> Nie będę pisała o meczu z Realem, bo przecież każdy, nawet ten co nie oglądał meczu, wie o wyniku, bo było to sensacją w mediach, internecie i wiadomościach :D Wystarczy, że powiem, że jestem niesamowicie dumna z Roberta, ale i z całej drużyny! Więc, do następnego! ♥ 

Och, nie mogę pozostać dłużna i muszę publicznie podziękować najwierniejszej czytelniczce, dzięki której zaczynam wierzyć w swoje możliwości! Tamta rozmowa bardzo mi pomogła, Kama! Ja Ciebie też kocham! ♥ (coś za bardzo sobie słodzimy, nie uważasz? :3) Nigdy się nie poddawaj, pamiętaj! Dziękuję za wszystko Tobie, ale i też wszystkim, którzy pozostawiają tutaj komentarze! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :**


MAM JESZCZE DO WAS WIELKĄ PROŚBĘ! JEŚLI CHCECIE POINFORMOWAĆ MNIE O NOWOŚCIACH U SIEBIE (za co jestem wdzięczna), TO PROSIŁABYM, ŻEBY BYŁO TO W ZAKŁADCE DO TEGO PRZEZNACZONEJ, TJ. " WASZE OPOWIADANIA" ! JEST MI O WIELE ŁATWIEJ DO TEGO DOBRNĄĆ I JEST WIĘKSZE PRAWDOPODOBIEŃSTWO, ŻE SZYBCIEJ TAM ZAJRZĘ! ALE NIE UKRYWAM, ŻE CHODZI TEŻ ZWYCZAJNIE O PORZĄDEK I ESTETYKĘ. Z GÓRY DZIĘKUJĘ BARDZO! :*

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 21.


- Hej, Wiktoria! – przywitała mnie z uśmiechem blondynka. Była to żona Kuby, Agata. Przez dwa, trzy dni zakumplowałam się z nią i Ewą. Były wspaniałymi kandydatkami na przyjaciółki. Doskonale się rozumiałyśmy.
- O, hej – odwzajemniłam uśmiech i podeszłam, żeby ucałować Agę. Wtedy zauważyłam w fotelu Ewę. – Co tak się kryjesz, hm? – zaśmiałam się i podeszłam ucałować żonę naszego obrońcy.
- A bo wiesz, taka jakaś niezrobiona jeszcze jestem. – westchnęła i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Okej, dziewczyny. To wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do męskiego grona. – powiedział Robert i z uśmiechem, puszczając mi oczko przymierzał się do wyjścia z pokoju. Kiedy otworzył drzwi na niego wpadła Vanessa. – Ejej, tygrysico jedna! Ładnie to tak się nie odzywać? – groził jej palcem przed oczami.
- Ej, sorry, ale.. – nie skończyła, bo mój od niedawna chłopak jej przerwał.
- Tak, wiem. Przygotowywałaś psychicznie, a raczej fizycznie Przemka na Euro. – westchnął, ale potem na powrót wybuchnął śmiechem. Van uderzyła go tylko w klatkę piersiową i kręcąc głową podeszła do mnie pierwszej.
- Hej, grubasie mój. – przytuliła się do mnie. Robert miał racje, dawno się z nią nie widziałam, jak na mieszkanie w jednym hotelu. Musiała faktycznie nie wychodzić z pokoju. A może to dlatego, że rzadko z Lewym przychodziłam punktualnie na posiłki? Nie wiem, ale pewnie widzielibyśmy się chociaż na stołówce.. Potem przywitała się grzecznie z Ewą i Agatą. – A ty co tak na sportowo? – spytała oblatując mnie wzrokiem.
- Aa, bo dzisiaj biegałam z Robertem. – powiedziałam z wielkim bananem na twarzy. Ta, nigdy nie zapomnę tych biegów. 8 czerwca 2012.
- A to jakieś inne biegi były, że taka szczęśliwa? – Agata chyba mnie rozgryzła. Ta, miała nosa do tego. Zresztą nie trzeba być Einsteinem, żeby domyślić się prawdy.
- No nie były takie zwykłe. – odparłam patrząc w górę i z uśmiechem kręcąc się od prawej do lewej.
- O mój Boże, jesteście razem, nie?! – Ewa aż poderwała się z fotela. Ja potwierdziłam to ruchem głowy. Dziewczyny zapiszczały i powstał zbiorowy ścisk.
- Ja pierdziele, myślałam, że nie doczekam się tego dnia! – uradowana Vanessa przytuliła mnie jeszcze raz.
- A ktoś jeszcze wie? – no i padło pytanie znów z ust Błaszczykowskiej. Ta, wróciłam pięć minut temu i już na pewno cała Polska wie, nono! Czasem stwierdzałam, że chyba jednak sprawdzają się te dowcipy o blondynkach. Miałam przed sobą dwa żywe przykłady..
- Nie, jesteście pierwsze. I nie róbcie z tego jakiejś afery – pogroziłam im palcem, a potem uśmiechnęłam się szeroko. Dziewczyny chyba z jeszcze większym bananem wypytywały o to jak to się stało i takie tam. Opowiedziałam im wszystko. Wtedy do pokoju wleciał Wojtek.
- Ej, słuchaj! – zwrócił się do mnie i przyklęknął łapiąc mnie za ramiona.
- Boże, Wojtek co się stało? – spytałam nie wiedząc o co chodzi. Zresztą kiedy wiem, jeśli gadam z takimi przygłupami? Tylko trzeba dodać, że jestem uzależniona od tych przygłupów i chyba niestety ich kocham.. całe życie z debilami!
- Bo ja chciałem tu wejść, ale jakoś mnie coś zatrzymało i.. usłyszałem niechcący fragment waszej rozmowy..
- Podsłuchiwałeś! – z przymrużonymi oczami wskazałam na niego prezentując przy tym swój palec wskazujący.
- Nie, to nie było tak. Albo i było.. Kij z tym! Ale nie słyszałem całego tego opowiadania, ale wywnioskowałem, że ty i Lewus.. – mówił z iskierkami w oczach. Nie miałam serca o kłamać. I tak prędzej czy później musiał się dowiedzieć, bo był bliskim przyjacielem Lewego.
- Tak, tak, tak, tak… – odpowiedziałam monotonnie, a on uściskał mnie tak, że myślałam, że oczy na wierzch mi wyjdą i będę wyglądała nie daj Boże jak Özil.. Może jemu dodawało to uroku, ale u mnie..? Haha, Kochańska z oczami na wierzchu, padam.
- Ten tego, gratuluję! – powiedział i jak szybko wpadł tak szybko wyleciał. Oczywiście zapomniał się i skoczył ze szczęścia (ci ludzie byli chyba szczęśliwsi niż ja z tego powodu) i uderzył głową o futrynę. Syknął tylko i łapiąc się za głowę wyleciał, nie zamykając nawet drzwi. Dziewczyny trzęsły się ze śmiechu, a ja z niedowierzaniem zamknęłam drzwi po Szczęsnym.
- To nie masz już problemu jak powiedzieć innym. – odezwała się uradowana Ewa.
- Ej, to nie jest śmieszne.. Teraz wszyscy będą plotkować. – ugięłam kolana i spuściłam głowę. – Nie, nie, nie, nie! – walnęłam się tyłem na łóżko.
- Bidulka. – powiedziała smutno Agata i położyła się obok mnie, żeby mnie przytulić.
- A jak z Kubą? – spojrzałam na nią.
- O, i tutaj was zadziwię, bo pozwoliłam mu normalnie spać w sypialni! – mówiła, śmiejąc się.
- Ach, brawa dla Agaty! – zaśmiała się pani Piszczek. – Okej, ja już lecę, bo muszę mojego.. przygotować. Niech nie będzie gorszy i też będzie zmotywowany. – uśmiechnęła się szeroko. – Dobra, dziwnie to zabrzmiało. – dodała, śmiejąc się cicho.
- Ej, to ja idę z tobą, bo muszę z Kubą pogadać, bo potem to mają trening i to wszystko.. Trzymaj się kochana, widzimy się na stadionie. – posłała mi ciepły uśmiech i wyszły. Teraz z kolei Vanessa wpadła na łóżko, opierając swoją głowę na moim ramieniu.
- Czuję się obrażona, że mi tego nie powiedziałaś wcześniej, wiesz? – odezwała się.
- Po pierwsze nie odzywałaś się do nas bardzo długo – spojrzałam na nią z wyrzutem. – A po drugie to sama niedawno wróciłam z tych biegów i wiesz.. Okazało się, że miałaś racje.. Spodobałam mu się od początku – dodałam z uśmiechem.
- A nie mówiłam? – ta, wiedziałam, że wyleci z tym tekstem. U niej to standard.
- Dobra, ogar Van, bo wiesz, że nienawidzę jak tak do mnie mówisz. – wcisnęłam jej palec w brzuch, a ona zachichotała lekko.
- Wiem, że tego nie lubisz, ale za to ja uwielbiam. – odparła, ale widząc moją minę dodała: - Okej, okej. Już nic nie mówię. Dla mnie najważniejsze jest to, że jesteście razem i jesteś szczęśliwa.
- Przestań, bo mówisz jakbym z nim była jakieś 2 miesiące. Jesteśmy parą od jakiś 10 minut, jak na razie nie pasują tu teksty o tym, że jestem z nim szczęśliwa, bo sama jeszcze tego nie wiem. Kicia. – powiedziałam uśmiechając się do niej na to ostatnie słowo. U niej było wszystko na szybko.. Ja taka nie byłam.
- Ale będziesz! – krzyknęła i wstała z łóżka. – Lecę już, grubasku. Przed treningiem chcę jeszcze pobyć z Przemkiem. Ty też powinnaś.. – uśmiechnęła się znacząco.
- Też mam pobyć z Przemkiem? – zapytałam udając głupią. W odpowiedzi przewróciła oczami. Kiedy wyszła usłyszałam: „ Robert twoja ukochana jest sama, idź do niej, michu!”. Ta, cała ona. Po kilku minutkach ujrzałam w drzwiach Lewandowskiego.
- Zostawiły cię, bidulko? – spojrzał na mnie z politowaniem.
- Poszły wesprzeć swoich ukochanych. – powiedziałam z uśmiechem. Robertowi aż zaświeciły się oczy i z prędkością światła (trzaskając przy tym drzwiami tak, że obrazek na ścianie się zatrząsł) zjawił się obok mnie.
- To może też wesprzesz swojego ukochanego? – poruszył zawadiacko brwiami.
- O jakim wsparciu mówisz? – spytałam mimo, że wiedziałam bardzo dobrze o czym myśli.
- No wiesz.. Mogłabyś mi dać jakąś małą podpórkę psychiczną.. albo może i fizyczną. – zaczął, bawiąc się skrawkiem mojej koszulki.
- Myślę, że wystarczającą podpórkę psychiczną da ci wasz psycholog. A fizycznie pewnie też nie będziesz czuł się skrzywdzony, bo pan Waldemar na pewno nie odpuści. – powiedziałam z uśmiechem.
- No weź.. To swoją drogą..
- Weź się już zamknij, bo jak masz tak gadać, to chyba lepiej, żebyś w ogóle nie mówił. – odparłam i zaśmiałam się, widząc jego zszokowaną minę.
- No bardzo śmieszne Kochańska, bardzo śmieszne! – odpowiedział z sarkazmem i odwrócił się do mnie plecami, rzucając na mnie straszliwego focha. Ojej, chyba nie przeżyję! – pomyślałam i zaśmiałam się. – Ha, ha, ha! – usłyszałam.
- Ale ja nie śmieję się z ciebie. – powiedziałam i poklepałam go po praktycznie idealnie wyrzeźbionych i umięśnionych plecach. – Ile będzie trwał ten foch? Bo nie wiem za bardzo, czy wyjść sobie do Vanessy, czy już się odfochasz.. – mówiłam z uśmiechem na twarzy. Usłyszałam ciche chichotanie Roberta.
- Chyba jesteś głupia, że pomyślałaś, że cię puszczę – mrugnął do mnie i położył obok mnie. Oparł delikatnie głowę o moje ramię. – A zresztą Vanessa jest zajęta. Masz ochotę wieczorem po meczu iść na imprezę? – a żeś walnął pytanie Lewandowski..
- Yy.. A skąd ten pomysł? – spojrzałam na niego, bo nie bardzo wiedziałam o co chodzi. Zawsze wyleci mi z czymś jak Filip z konopi i rozmawiaj tutaj z człowiekiem..
- To chcesz czy nie? – spojrzał na mnie coraz bardziej zirytowany tym, że w dalszym ciągu nie otrzymał odpowiedzi.
- Nie wiem. Powiedz mi coś najpierw o tym, a potem dopiero pytaj się czy pójdę, czy nie.. – odparłam z lekkim wyrzutem.
- No bo zawsze po meczu idziemy wszyscy razem do klubu, bo wiesz.. adrenalina i te sprawy. No i zawsze chłopacy biorą też ze sobą swoje dziewczyny. – powiedział, ale widząc moją wahającą minę dodał: - Dobra, ruszaj dupę, żebyś zdążyła uszykować jakąś sukienkę i tak dalej co tam potrzebujesz i wracaj szybko, bo niedługo trening mam.
- Po pierwsze: nie zgodziłam się na tą imprezę. Po drugie: nie lubię, jak ktoś mi rozkazuje. Po trzecie: przecież trening masz za 3 godziny – to ostatnie rzuciłam z dziwną miną.
- Adnotacja do punktu pierwszego: wystarczy, że ja się zgodziłem. Adnotacja do punktu drugiego: masz mały problem, bo ja uwielbiam robić ci na złość, więc radzę ci się do tego przyzwyczaić, no i adnotacja do punktu trzeciego: wystarczająco długo mieszkam z tobą, żeby wiedzieć ile zajmuje ci przygotowanie się do jakiegoś wyjścia. – odparł z uśmiechem, a ja pokręciłam głową. Podszedł do mnie, przyciągnął do siebie i dał wielkiego buziaka. – Idę na sekundkę do Wojtka, zaraz wracam. – szepnął i wypuścił mnie z objęć. Kiedy szedł rzuciłam tylko coś o tym, że żyć bez siebie nie mogą i nie tracąc czasu ruszyłam zrezygnowana do szafy, gdzie czekał mnie bardzo trudny i długi wybór..

- Chciałbym, żebyś zobaczyła Dortmund. Zobaczyła moje mieszkanie.. Żeby już się to wszystko unormowało. – powiedział Robert po krótkiej chwili ciszy. Oglądając jakiś kolejny badziewny horror, leżeliśmy obok siebie. Lewy bawił się końcówkami moich włosów.
- W sumie ja też. Ale ani się obejrzymy, a czerwiec się skończy, potem będziemy mogli ustabilizować wszystko. – odparłam zerkając na niego. – Tylko.. tylko, że boję się, że nie poradzimy sobie z tym wszystkim. Że to wszystko co jest teraz się rozpłynie i powróci szara rzeczywistość..
- Na pewno nie będzie bajecznie, to trzeba sobie już uświadomić. Ale damy radę. – uśmiechnął się do mnie.
- Obiecujesz? – spojrzałam mu w oczy.
- Obiecuję. – odpowiedział i pocałował mnie w dłoń, którą przed chwilą się bawił. Westchnęłam. Teraz czułam, że mogę z nim góry przenosić. Ale co będzie potem? Żeby się tym dalej nie zamartwiać zmieniłam temat.
- Opowiedz mi coś o Milenie. – wypaliłam. Desperacko szukałam odcięcia się od tamtych myśli. W sumie to mnie to interesowało..
- O Milenie? – spojrzał na mnie zniechęcony. Westchnął. – No to.. Ma 26 lat, głupia, pyskata i rozgadana. Bardzo często robi mi na złość i nie idzie z nią wytrzymać. Kiedy się jej odgryzę, to jest foch na 3 dni i gadki u mamy, że ona myślała, ze przeszła już okres kłótni rodzeństwa. Coś jeszcze chcesz wiedzieć o tym szatanie? – jego wzrok padł na mnie, a ja zaśmiałam się. Tak, typowe problemy rodzeństwa. Ja niestety nie miałam siostry ani brata, ale przechodziłam takie coś z Vanessą. Ona chyba była gorsza od młodszej, rozkapryszonej siostry..
- Dobra i tak za wiele się o niej normalnego nie dowiem, więc już cię nie męczę. – odparłam i przewróciłam oczami. Robert uszczypnął mnie w bok. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 14.00, więc wstałam z łóżka. – Ruszaj tę zgrabną dupę, bo zaraz masz trening. – powiedziałam, a on zaśmiał się pewnie na to stwierdzenie przed „dupą”. Ach, zawsze wiedziałam jak kogoś podbudować.
- Przecież on jest za godzinę.. – zaczął leniwie. Widziałam, że za bardzo nie chciało mu się tam iść.
- Ale ominie cię cała zabawa z czerwonymi skarpetkami Kuby.. – zrobiłam podkówkę. Lewandowski zaśmiał się głośno.
- No tak, zapomniałem! - uderzył się w czoło między napadami chichotu.
- A czy ty w ogóle kiedyś o czymś nie zapomniałeś? – spytałam z założonymi rękami.
- Nigdy nie zapomnę o dzisiejszym dniu. – odparł i po sekundzie był już obok mnie. Delikatnie położył rękę na moich biodrach i pocałował mnie w policzek. Pozostał dłużej w tej pozycji, opierając swoje czoło o moją skroń. Uśmiechnęłam się tylko i widząc, że piłkarz ma zamiar iść do łazienki ruszyłam biegiem w jej stronę. Niestety drzwi zatrzasnęły się i usłyszałam przekręcający się kluczyk.
- No ej! Robert ja pierwsza!! – wydarłam się na niego.
- To ja mam trening, nie ty, więc nie marudź. Tak, tak. Ja też cię kocham! – rzucił. Chyba powiedział coś jeszcze, ale słyszałam tylko dźwięk odbijanej wody o podłoże prysznica. Zabiję go kiedyś! No jak Boga kocham! Uśmiechnęłam się na wyobrażenie sobie widoku siebie duszącej Lewandowskiego. Oj, chciałoby się! Wybrałam z szafy ciuchy, wzięłam pierwszą lepszą gazetę ze stolika i położyłam się na łóżku, czekając aż Lewandowski już się wypiększy. Po chwili pomyślałam jednak, że pomaluję sobie paznokcie, bo nie zanosi się, żeby mój ukochany wyszedł po minucie. Z myślą o wieczornej imprezie dobrałam kolor do sukienki i powróciłam na łożę. Miałam już gotową jedną rękę i miałam brać się za drugą, ale przeszkodziło mi pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam i machając ręką, żeby lakier lekko przeschnął otworzyłam drzwi. Przeżyłam niemały szok. Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałam!

•••

Witam w kolejny piątek! Wybaczcie, że o tej porze dopiero, ale korzystam z pogody i byłam z moimi wariatkami na biegach, które miały trwać godzinę, a trwały trzy.. oczywiście te dwie dodatkowe spędziłyśmy na gadaniu, odpałach i potem wcięłyśmy się na orliku do gry z jakimiś chłopakami, haha :D Chciałybyście widzieć ich miny, kiedy na lajcie robiłam sobie podbitki i inne popisywaczki. No co? Musiałam przecież zachęcić ich do tego, żeby zgodzili się przyjąć nas do drużyny.. W rezultacie kłócili się o to, do której pójdę, zupełnie mnie nie znając.. jest lans! <3 Jeśli chodzi o rozdział, to bardzo Was już z góry za niego przepraszam. Nic nie wnosi, takie flaki z olejem.. :c No cóż, może chociaż uśmiech się pojawi? Bo to przecież między innymi o to mi chodzi ;> Więc naładowana pozytywną energią pozdrawiam Was, kochane! Jeśli już jesteś, to byłoby mi niezmiernie miło, kiedy mogłabym przeczytać od Ciebie szczerą opinię! :*

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 20.

Obudziło mnie delikatne łaskotanie po szyi. Otworzyłam oczy. 
- Wstawaj śpiochu, bo już 11:00. – usłyszałam, ale zbagatelizowałam to, bo myślałam, że to mi się śni. Jednak gilgotanie się nasiliło i po raz kolejny lekko zirytowana otworzyłam oczy. – I mów mi, że nie chcę cię budzić, skoro ty masz takie problemy ze wstawaniem! – marudził Lewandowski. Przeciągnęłam się i ujrzałam go siedzącego obok mnie. Zerknęłam na zegarek ( jakby Robert nie mówił mi która jest godzina..) 
- Boże, czemu mnie wcześniej nie obudziłeś?! – zapytałam wstając szybko z łóżka. To był błąd, bo moja pupa po wczorajszym wypadku nie miała się za dobrze. 
- No i jeszcze ma do ciebie pretensje! – uderzył dłońmi w kolana. – Ja od pół godziny delikatnie jak księżniczkę piórkiem budzę, a ta z krzykiem! 
- Dobra, przepraszam i dziękuję, że mnie w ogóle obudziłeś, pacanie. – powiedziałam i ruszyłam do łazienki. Matko, ja sama wyglądam jak ta z horroru, Robert faktycznie miał stalowe nerwy. Powoli ogarniałam się, kiedy przypomniało mi się, że nie wzięłam ciuchów. Paradując jak gdyby nigdy nic w samej bieliźnie podeszłam do swojej szafki i wyciągnęłam rzeczy. Z uśmiechem od ucha do ucha nałożyłam na siebie ciuchy. I tak wieczorem na mecz się przebiorę.. Wyszłam podśpiewując nastrojową piosenkę Oceany. 
- Co taka wesolutka? – usłyszałam od leżącego na łóżku piłkarza. 
- A bo wesolutki dzień dzisiaj. – odparłam z uśmiechem. – Mam nadzieję, że nie zepsujecie mi go przegraną. – pogroziłam mu palcem, ale na powrót się uśmiechnęłam. Zajęłam miejsce obok Roberta. 
- Nie będziemy śmieli. – złapał się teatralnie za klatkę piersiową i pochylił głowę. Zaśmiałam się cicho. 
- Jak nastrój przed dzisiejszym meczem? Stresujesz się już? – spytałam patrząc na niego. 
- Nie można nazwać tego stresem, bo już przyzwyczaiłem się do czegoś takiego. – odparł z uśmiechem. – Ale jest to bardzo ważny mecz dla mnie, więc jakiś niepokój i spięcie jest. – obleciał mnie wzrokiem. 
- Co jest? – spytałam widząc jak się przygląda. Nigdy tak nie robił, no prawie nigdy.. To co było na basenie, stanowiło wyjątek.. 
- Bo chyba nie masz ochoty się już przebierać, nie? 
- Zależy na co.. – nie wiedziałam za bardzo o co mu chodzi, więc czekałam na wyjaśnienie. 
- Bo mówiłaś, że lubisz biegać.. I tak pomyślałem, że może w ramach rozluźnienia zrobilibyśmy parę rundek po parku.. Ale jak nie chcesz, to okej – powiedział z uśmiechem unosząc ręce do góry. 
- Nie, nie. Szkoda, że nie powiedziałeś tego wcześniej, no ale cóż. – odpowiedziałam z uśmiechem. Nie spodziewałam się jednak, że tak szybko będę musiała zmieniać strój. – Poczekaj 5 minut. – dodałam i po raz kolejny sięgnęłam po ciuchy, tym razem te sportowe. Trzeba przyznać, że niezły pomysł miał z tym bieganiem. Następnie weszłam do łazienki ( coś często przeze mnie odwiedzanej) i ubrałam szorty, buty do biegania i luźną bluzkę. Spięłam włosy w kucyk i byłam gotowa. Robert nie musiał się przebierać, bo od rana był na sportowo. Pewnie planował już te biegi, zapytanie się mnie o zdanie było chyba tylko formalnością. Ale nie mógł powiedzieć mi tego wcześniej? Zapewne zapomniał, albo uznał, że przebieranie się w kółko sprawia mi frajdę.. Tak więc, szybko zbiegliśmy ( tak, biegliśmy po schodach, taka tam rozgrzewka..) i byliśmy już na dole. Zdałam sobie sprawę z tego, że nic nie jadłam. Hm, mówić mu, czy nie? – Lewy, ja wezmę tylko jabłko z kuchni – powiedziałam i byłam już gotowa do tego, żeby iść po owoc, ale zostałam zatrzymana. No tak, mogłam się spodziewać, że się domyśli.. 
- Moja droga panno, trzeba było przypomnieć, że nie jadłaś. Na czczo nie można biegać. – stwierdził. 
- Najedzona też nie mogę. – stwierdziłam, wzruszając ramionami. Po jego minie wywnioskowałam, że jednak woli chrzanić zasady i być pewny, że mu nie zemdleję.. - Ale zjem jabłko i będzie okej. Chodźmy już. – odparłam, ale Robert złapał mnie za łokieć. 
- Chyba nie myślisz, że puszczę cię tak na bieganie? – uniósł brew i zaprowadził do kuchni. – Jakieś dobre śniadanie poproszę, Martuś. – zwrócił się do młodej kucharki. Martuś? Boże, nie wiem czy on tak zawsze się do niej zwraca, czy robi tak dla pokazówki, ale coraz bardziej wątpię w słowa Wasilewskiego.. 
- Jak nie zapomną, to zaśpią. Idzie się z wami zarobić na śmierć! – lamentowała Marta, ale zaraz potem z uśmiechem podała mi talerz z pysznie wyglądającymi kanapkami. Widocznie zostawiła to domyślając się, że nie zejdę w odpowiednim momencie.. Mimo, ze wcześniej nie odczuwałam głodu, to na widok tych smakołyków pociekła mi ślinka. Oczywiście żarłok zjadł wszystkie, no bo jak inaczej? U Kochańskiej nie marnuje się jedzenia! 
- Idziemy? – spytał oparty o ścianę Robert. Był uradowany patrząc jak jem. Nie wiem dlaczego, ale zawsze szczerzył tą swoją idealnie piękną mordkę, gdy widział jak konsumuje. Co w tym śmiesznego? Dobra, nie udaję już głupiej, bo wiem, że to z jakim entuzjazmem jem może wydawać się śmieszne. 
- Taa, teraz już na pewno tak. – powiedziałam z uśmiechem i ruszyliśmy do wyjścia. Szybkim marszem poszliśmy do parku i tam dopiero zrobiliśmy krótką rozgrzewkę. Przynajmniej nauczyłam się trochę lepszych ćwiczeń, same plusy! Po 15 minutowej rozgrzewce ( jednak te wszystkie dokładne rozgrzewki i to wszystko stanowiło mocny minus w całym tym bieganiu z piłkarzem), ale przebrnęłam przez to i zaczęliśmy to na co tu przyszliśmy, więc biegi. Oczywiście Robert jak na piłkarza przystało był o wiele szybszy ode mnie i pobiegł przodem, a mnie zostawił w tyle. A co! Ja swoim tempem, on swoim i wszyscy są zadowoleni.. Po ponad półgodzinnym maratonie zdyszana stanęłam obok Roberta, który praktycznie wcale się nie zmęczył. Dla niego nie było to wielkim problemem. 
- Zauważyłem, że nasza kochana Kochańska się zmachała, więc się zatrzymałem. – powiedział śmiejąc się. Ja przewróciłam oczami i nachyliłam się, opierając ręce o kolana, żeby złapać trochę oddech. – Coś czuję, że nie będziesz moim wiernym kompanem w porannym bieganiu, nie? – znowu parsknął śmiechem. Teraz jemu pojawił się dobry humor. 
- Zamknij się – zmrużyłam oczy. – Jak trochę poćwiczę, to cię dogonię – powiedziałam, prostując się i chcąc usiąść. 
- No chyba zgłupiałaś! – usłyszałam i poczułam, że ciągnie mnie za rękę w swoją stronę. Łapiąc równowagę spojrzałam na niego czekając na jakieś rozsądne wyjaśnienie. Nie chciałam już na niego krzyczeć i nie psuć mu nastroju, więc zaczęłam odliczać do 10.. 1,2,3,4,5… Kurde, gówno daje. – Po takim bieganiu nie powinnaś tak od razu siadać, bo jutro to już kompletnie nie wstaniesz. – odparł uradowany, jakbym nie wiedziała ile to jest 2+2. Przewróciłam oczami. 
- To co mam zrobić? – spytałam lekko zirytowana. – Stać tak?! 
- Nie. – oparł spokojnie. Jezu, jego spokój mnie czasem przerażał. Ja sama ze sobą bym nie wytrzymała, a on..? Złoty człowiek! – Połóż nogę na ławce – tutaj pokazał ręką na ławeczkę obok nas. Zrobiłam to co powiedział. – Dokładnie, ręce na kolanie. – pokazywał mi jak dokładnie mam się ułożyć. – I dociskaj. Bez skojarzeń. – powiedział z rękami ku górze, ale ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Zauważyłam, że Lewy też się uśmiechnął. – Ej, ale co to ma być? – podszedł do mnie i złapał za biodra, delikatnie pokazując jak mam to prawidłowo wykonywać. Okej, muszę przyznać, że dotyk jego dłoni na swoich biodrach lekko mnie rozproszył. Boże, co się ze mną działo! Jak ten facet na mnie wpływa.. 
- Przepraszam. – szepnął, kiedy widział moją minę. Chyba nie zdołałam ukryć tego rozkojarzenia. No cóż, aktorką to ja za dobrą nie jestem.. 
- Nie masz za co. – odpowiedziałam i odwróciłam się do niego przodem. – W sumie to chciałabym z tobą porozmawiać.. – zaczęłam. Byłam już gotowa. Tak, gotowa, żeby mu to wszystko powiedzieć.. Teraz albo nigdy, dajesz Kochańska! 
- Ja też i to bardzo. – usłyszałam. Helołł, to ja miałam tu mówić! Miałam mega ważną sprawę do obgadania, a ten mi przerywa! Ale pozwoliłam mu zacząć. – Już nie mogę więcej wytrzymać.. Chodzi o to co jest między nami.. – spuścił wzrok. Załapałam, że chce powiedzieć mi to, co ja jemu. – Bo ja już tak nie mogę, Wiktoria. Nie jestem wstanie być tylko twoim przyjacielem. Wiem, że stawiam cię pod murem, albo wszystko albo nic.. Ale inaczej nie potrafię. Kiedy tylko zobaczyłem cię wychodzącą z łazienki w tym ręczniku.. Od razu mi się spodobałaś. – tutaj uśmiechnął się, ukazując swoje śliczne dołeczki. – Kiedy zaczęliśmy z sobą rozmawiać, kiedy cię poznałem.. to wszystko się nasiliło. Byłaś, znaczy jesteś dla mnie dziewczyną idealną. Twoja naturalność, poczucie humoru.. mógłbym tak wymieniać. Jesteś piękna na zewnątrz, ale jeszcze piękniejsza w środku. A taką dziewczynę nie spotyka się na każdym kroku.. Zwłaszcza ja mam z tym problem, o czym znakomicie wiesz. – tutaj trochę się już rozluźnił, bo powiedział co miał powiedzieć, teraz zostało mu czekanie na moją odpowiedź. A ja? Ja stałam jak wryta, bo powiedział dokładnie (no, prawie) to samo, co ja miałam zamiar mu oznajmić. Lewandowski odważył się podnieść głowę i spojrzeć mi głęboko w oczy. Tonąc w niebieskim pięknie, zapomniałam o bożym świecie. 
- Robert.. – zaczęłam. Miałam straszną gulę w gardle i nie mogłam dosłownie mówić. – Ja.. Ja.. Kurde. Widzisz jak na mnie działasz, człowieku! Tak jak zawsze jestem rozgadana, tak teraz nie mogę się wysłowić.. Jestem zszokowana, bo powiedziałeś dokładnie to co ja chciałam ci powiedzieć, zaczynając tą rozmowę. Było dokładnie to samo, lecz przy pierwszym spotkaniu ja nie widziałam cię w ręczniku. – zaśmiałam się cicho, a Robert uśmiechnął szeroko. – Zobaczyłam się natomiast na stadionie w Poznaniu. Ojejku, co ja przeżywałam, kiedy cię zobaczyłam! W minutę - mimo, że był to twój pierwszy mecz w niebiesko-białych barwach, tak, miałam ten zaszczyt i widziałam twój pierwszy mecz w tym klubie.. – dodałam widząc jego minę. - .. no i w minutę zostałeś moim ulubionym piłkarzem Lecha – zaśmiałam się. – No, nie zapominałam o innych, których szanowałam i lubiłam, gdyż mieli większy staż w moim ukochanym klubie, ale i tak jeśli chodzi o ciebie, byłeś.. – i nie dokończyłam, bo Robert podszedł do mnie, objął dłońmi moją twarz i szyję i złożył delikatny, niepewny pocałunek. Ja odwzajemniłam go i z czasem nasze pocałunki nie były już takie subtelne. Spragnieni siebie, nie patrzeliśmy na to, że w parku są ludzie i pewnie nam się przyglądają. 
- Mamo, mamo! Zobać, a oni się ciałują! – krzyknęła jakaś mała dziewczynka. W tym momencie niechętnie co prawda, odsunęliśmy się od siebie uśmiechnięci. 
- Może chodźmy do hotelu, co? – szepnął mi Lewy do ucha, patrząc na gromadkę ludzi, która zebrała się wokół. No tak, całujący się Robert Lewandowski nie jest codziennym widokiem. 

Kiedy wpadliśmy dosłownie do pokoju dokończyliśmy to, czego nie zrobiliśmy w parku. Jejku, mogłam tak go całować całe wieki.. Teraz czułam się niezmiernie szczęśliwa. Chyba jeszcze nigdy nie było we mnie tyle pozytywnej energii, mimo, że zazwyczaj i tak mam jej dużo. Muszę powiedzieć, że też ulżyło mi, bo wszystko poszło po mojej myśli, a nawet może lepiej. W ostateczności to Robert przejął pałeczkę, co mnie lekko ucieszyło. Wszystkie moje poprzednie wątpliwości były rozwiane. Nie wiem co będzie dalej z nami i jak sobie poradzimy, ale wiedziałam jedno, najważniejsze. Jestem zakochana. Zakochana w Robercie. 
- A opowiedz to, co mówiłaś za nim przerwałem ci pocałunkiem.. Jestem ciekawy jak to było.. – jego głos przerwał moje rozmyślenia. Uśmiechnięty patrzył się na mnie. 
- A więc.. Kurde, nie spodziewałam się, że będę opowiadać właśnie tobie! – uśmiechnęłam się szeroko, a Robert poszedł w moje ślady. Przysunął się i pocałował mnie w nos. Boże, jak on zawsze będzie taki słodki, to ja chyba będę fruwać, a nie chodzić. – Wiesz, że jestem mieszkanką Poznania.. A będąc w Poznaniu oczywiste jest, że będziesz kibicował Lechowi. Chyba, że jesteś moją mamą i twoja wiedza o piłce sięga temu, że wiesz tylko kto to jest Ronaldo.. – westchnęłam tutaj, przypominając sobie swoje wykłady o piłce, klubach i piłkarzach, które i tak nie dały żadnego rezultatu.. Robert uśmiechnął się szeroko, czekając na dalszą opowieść. - A że ja uwielbiałam piłkę nożną, to regularnie jeździłam na mecze Kolejorza. W czerwcu 2008 było u nas głośno o transferze niejakiego Lewandowskiego. Mówiąc szczerze za bardzo nie wiedziałam o kim mowa. Ale nie przejmowałam się tym, bo to były nieoficjalnie informacje, a ja nie uwierzę w jakikolwiek transfer, póki nie będzie to oficjalne. 
- I dobrze robisz. – przerwał i uśmiechnął się do mnie. 
- No i dopiero, gdy było to potwierdzone z głupsza zaczęłam szukać o tobie informacji. Za wiele to ich nie było – zaśmiałam się kiwając głową. – Ale podstawowe informacje już miałam.. I potem to już tak leciało. I muszę podkreślić, że nigdy, ale to przenigdy nie byłam twoją psychofanką. Mimo, że wyglądam.. – zaśmiałam się, przewracając oczami. - Nie wyobrażałam sobie Bóg wie czego. Nawet nie śniło mi się.. No nie, tego nie mogę powiedzieć. – uśmiechnęłam się szeroko. 
- Czuję się doinformowany niczym wujek Google. – zaśmiał się. – Zostaje nam jedna sprawa wiążąca się z tym, że.. 
- Tak wiem, trzeba przyznać tamtym debilom, że mieli rację. To chyba najtrudniejsze.. – westchnęłam. 
- Jak myślisz, jak to przyjmą? – po raz kolejny odwrócił głowę w moją stronę, żeby na mnie spojrzeć. 
- Znając ich inteligencje i skłonność do idiotycznych pomysłów.. – zaczęłam, a Robert wybuchnął gromkim śmiechem. - Z czego rżysz? – zapytałam lekko rozbawiona widokiem płaczącego aż ze śmiechu Lewego. 
- Nie, nic. To wcale nie jest na temat. Znaczy się w pewnym sensie jest.. – powiedział uśmiechając się szeroko. 
- Dalej, gadaj. – uszczypnęłam go w bok, a on odskoczył delikatnie. 
- Jestem ciekawy, czy Kubuś przeżyje. – odparł uradowany. 
- Matko, coście mu zrobili? – spytałam lekko zdenerwowana wizją Błaszczykowskiego nie grającego w dzisiejszym meczu. 
- Czemu od razu cośmy mu zrobili? Ja nie mam z tym nic wspólnego.. – pokręcił głową. – Wasyl i Dudka postanowili zrobić niespodziankę kapitanowi i do jego butów na trening wlali całą butelkę keczupu. I wyobraziłem sobie scenę z całymi upierdzielonymi na czerwono skarpetkami Kuby i to, jak już wyzywa.. – powiedział i zaśmiał się cicho. Nie potrafiłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się. Kiedy Lewandowski się śmieje, zarazi każdego, no nie ma bata! 
- Ej, wy naprawdę nie macie tak za dobrze z tymi mózgami. Przecież on może się zrewanżować i np. tobie przed meczem wybrudzi korki tym razem musztardą. I co zrobisz? – uniosłam brew. 
- No wiesz, musztardowy modny w tym sezonie.. – puścił mi oczko. 
- Hahaha, Lewandowski z musztardą w butach, nono.. – teraz to ja nie potrafiłam opanować swojego śmiechu. Robertowi nie przeszkadza jak się z niego żartuje, bo ma dystans do siebie, ale jeśli ja to robiłam to zawsze strzelał fochy.. Gdzie ty sprawiedliwość? 
- Dobra, cicho bądź, bo jak ty coś powiesz.. – odwrócił się ode mnie, mrucząc coś pod nosem. 
- No co? Jestem realistką, kochanie! – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. – Dałbyś mi swoją koszulkę? Chciałabym już przygotować rzeczy na wieczór. 
- O jakim wieczorze myślisz? – spytał z uniesioną brwią, a ja postukałam się w czoło. Patrz jak mu szybko przeszło! – No dobra, tam gdzie zawsze. – odparł i przeciągnął się. Ja otworzyłam szafkę i wzięłam jedną z koszulek reprezentacji Polski z napisem Lewandowski. Zauważyłam, ze na każdej metce jest jakaś literka. 
- Co to oznacza? – spytałam pokazując mu metkę. 
- Oznaczam sobie z jakiego meczu są te koszulki. – powiedział z uśmiechem. – W tej akurat strzeliłem bramkę z Andorą. – dodał zadowolony. 
- O! To jest znak, że dzisiaj też strzelisz. – puściłam mu oczko i ruszyłam na drugą stronę pokoju, żeby znaleźć moje czerwone rurki. Początkowo miałam założyć krótkie spodenki, bo dzisiaj gorąco, ale o 20 nie będzie już tak parno. I w dodatku nie wiem czy wzięłam czerwone szorty.. Przyszykowałam wszystko na mecz, łącznie z farbkami do twarzy. – Idę umyć głowę. – rzuciłam i udałam się do łazienki. Kiedy zakręciłam kran i odkładałam na miejsce prysznic, to usłyszałam jakieś damskie głosy. Mówiły zbyt cicho, żebym mogła stwierdzić kim były kobiety. Zakładając ręcznik na włosy, które uprzednio dobrze wycisnęłam z ciekawością wyszłam z łazienki. 

••• 
Niespodzianka! Postanowiłam, że chyba raczej rozdział będzie pojawiać się w piątek wieczorem, lub sobotę do południa. Tak chyba lepiej, nie? ;> Jeśli chodzi o moją opinię do tego rozdziału, no to nie jest ona zbyt ciekawa. Mam dużo wątpliwości i nie jestem zbyt zadowolona z tego.. No i jak podobają Wam się wyniki losowania? Znów Real.. Mam nadzieję, że powtórzymy sukces z pierwszego meczu z Królewskimi :3 Z moimi koleżankami (jedna za BVB, tak jak ja, jedna za Realem, jedna za Barceloną.. każda z nas z innej parafii :D) odliczałyśmy do 12.00. Siedziałam przez tą lekcję jak na szpilkach, chciałam tylko dowiedzieć się z kim przyjdzie nam walczyć.. No i kiedy uspokoiłam moją ciekawość, mówiąc wszystkim, że Borussia i tak wygra z każdym, przyszło mi zmierzyć się ze sprawdzianem. Połączenie mnie podjaranej, całej w emocjach z pisaniem sprawdzianu..? Niemożliwe.. Ale jednak musiałam. Oczywiście kiedy miałam napisać nazwisko jednego z malarzy formizmu, którego imię brzmiało Robert, to mądra Wiktoria napisała co? Robert Lewandowski! Kiedy miałam napisać Borowski - napisałam Borussia. I tak wyglądało moje pisanie sprawdzianu.. Mówi się trudno, żyje się dalej! Okej, bo zaraz przebiję długość tego rozdziału swoim monologiem. Czekam na Wasze opinie, kochane! :*

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 19.

- Słuchaj Wiktoria.. – zaczął niepewnie. – Bo my zawsze tak żartujemy z ciebie i Lewego, zwłaszcza ja, ale chcę, żebyś wiedziała, że my naprawdę tak myślimy. Pasujecie do siebie jak nikt inny. Robert przy tobie bardzo się zmienił. Na lepsze. Mimo, że nie zależało już mu na Ance, to i tak trochę przeżył to rozstanie. W końcu byli ze sobą wieki. No, chciałem tylko, żebyś to wiedziała. – nic nie opisze ulgi, jakiej wtedy doznałam. Nie wiem dlaczego, ale bałam się, że wyskoczy mi z czymś, czego bym nie chciała.. - Jestem przyjacielem Lewego i na pewno będę walczył o to, żebyś z nim była. – powiedział i uśmiechnął się.
- A co jeśli z nim nie będę? – spytałam, lecz znałam odpowiedź. Znaczy jeśli mam brać na serio to, co powiedział Marcin, to nie było opcji, żebyśmy sobie tego z Lewym nie wyjaśnili.
- Oo, lepiej nie pytaj. – odparł i podciągnął rękawy. Wybuchliśmy śmiechem. - Chociaż..? Może jakbyś była starsza, a ja trochę młodszy.. To nie wiadomo co by z tego wyszło... - poruszył brwiami, a ja prychnęłam. No a jednak!
- Dobra, dobra. Już dalej nie uruchamiaj swojej wyobraźni, bo chyba nie chcę wiedzieć co tam sobie myślisz.. - uśmiechnęłam się do niego, kiwając głową. - Dzięki, że mi to wszystko powiedziałeś. Nie wiesz jak to doceniam. – dodałam i przytuliłam się do niego. Jego duże, umięśnione ramiona sprawiały, że kompletnie nie musiałam się niczego bać. Ale i tak nie przebijały ramion Roberta, które może aż tak bardzo nie imponowały swoją budową, to jednak w nich byłam bezpieczniejsza niż gdziekolwiek indziej.
- Ej, to nie powiesz mi nic? – zrobił rozczarowaną minę. Czego on znowu oczekiwał?
- Ale co mam ci powiedzieć? – nie rozumiałam zbytnio.
- Jakie masz plany.. – na jego twarzy zawidniała podkówka. Zaśmiałam się cicho.
- Więc powiedziałeś mi to wszystko, żebym powiedziała ci, czy chcę z nim być, czy nie..?
- No nie, i tak chciałem ci to powiedzieć, ale szczerze mówiąc nie obraziłbym się, gdybyś mi coś powiedziała.. Słowo honoru, że nie powiem nikomu! – dodał szybko i poważnie, ze aż nie poznałam naszego Wasyla.
- A żeś rymnął! A tobie Robert coś mówił? – spytałam.
- Tak, ale powiem ci to, kiedy ty mi odpowiesz. – odparł sprytnie. Łoo, Marcin i coś mądrego? Cóż za przebiegłość lisa! Nie wiedziałam zbytnio co robić. Powiedzieć? Dobra, co ma być to będzie.
- Tak. – powiedziałam krótko i niechętnie.
- Co tak? Tak, że chcesz z nim być? – spytał z iskierkami w oczach.
- Dokładnie. – odpowiedziałam coraz bardziej żałując, że podzieliłam się z nim tą informacją.
- Ja pier*ole! Jak super!! Wiesz co.. Ej, bo on mi stękał.. – mówił nieschludnie i szybko. Tak jakby wygrał w totolotka, czy coś. Zresztą to mu chyba nie było potrzebne.. Boże, czy to co do niego czuję jest aż takie ważne?
- Właśnie, co ci mówił? – spytałam od razu, licząc, że podczas tej ekscytacji dowiem się czegoś więcej.
- Że jesteś idealną dziewczyną! Mówi o tobie w takich superlatywach, że aż szok! On szaleje za tobą dziewczyno! Ale nie był pewny co do twoich uczuć… Boże, jak w jakiejś komedii romantycznej! – był tak szczęśliwy, jakbym to ja z nim miała być. Naprawdę zależało mu na Robercie. Oddany przyjaciel.
- Dobra, Marcin.. Ja muszę już iść, bo będzie się denerwował. Mam nadzieję, że to prawda co powiedziałeś? – upewniłam się z podniesioną brwią.
- Szczera prawda, jak na spowiedzi. – odparł z ręką na sercu.
- Okej, ale mam do ciebie prośbę. – zaczęłam. – Mógłbyś na razie nie mówić nic Robertowi? Wolałabym, żeby dowiedział się tego wszystkiego ode mnie, a ja muszę to wszystko przemyśleć, dobra?
- Jasne. – uśmiechnął się do mnie. – Jestem tak podjarany, że chyba nie zasnę.
- O, musisz, musisz. Jutro ważny dzień. Dziękuję jeszcze raz, że mi to powiedziałeś – powiedziałam i z uśmiechem wyszłam z tego pokoju, całując obrońcę w powietrzu. Idąc do windy, która wreszcie została naprawiona, myślałam o tym, czego dowiedziałam się od Wasyla. On jest szczerym chłopakiem, nie miał powodu, żeby mnie kłamać. Przysięgał, obiecywał. Ja mu wierzę.. On utwierdził mnie w swoich przemyśleniach i nic nie wiedząc, ale dodał mi tym otuchy. Może się uda? Zamyślona weszłam do mojego, znaczy naszego pokoju.
- Co wy produkowaliście tego pilota? – spytał, lekko zniecierpliwiony.
- Co? – mrugnęłam kilka razy. – Nie, nie. Znaczy miałeś racje, Wasyl jak się rozgada to skończyć nie może. A ja głupia go słuchałam… - zaśmiałam się cicho. Od tej pory, patrzyłam na Lewandowskiego zupełnie inaczej. To wszystko jakoś tak do mnie nie docierało wcześniej.. Teraz, kiedy dowiedziałam się tego bezpośrednio od przyjaciela Lewego.. Zrobiło to wrażenie.
- Wiadomka. Myślałem, że jeśli ty tam pójdziesz, to on się zamknie, ale widocznie nie zależnie od tego, kto do niego pójdzie i tak się rozgada. – zaśmiał się, klepiąc się w uda. Rzuciłam mu pilota., a sama poszłam do łazienki.
- Działa? – krzyknęłam z niej.
- Taa! – odpowiedział głośno. – Co pierwsze włączyć?
- Wolałabym te nieszczęsne horrory zanim się ściemni, ale wiem, ze ty pewnie chcesz na odwrót, więc zapodaj jakieś romansidło. – odkrzyknęłam. Kiedy po kilku minutkach wyszłam z toalety, to leciały napisy początkowe, wesoła muzyka, wszyscy byli szczęśliwi. No tak, minus komedii romantycznych. Robert tylko westchnął. – No sorry, ale ja bardziej będę przeżywać twoje filmy, kochany. – stwierdziłam, pokładając się wygodnie obok niego. Spojrzałam na szafkę, gdzie były chipsy, cola i wino. Spojrzałam pytająco na Lewego.
- Miałem w walizce. – uśmiechnął się do mnie. Zaczęliśmy oglądać film. Już na końcówce, którą lekko przeżyłam, bo główny bohater wylądował w szpitalu w stanie krytycznym, usłyszałam słodkie i ciche pochrapywanie Lewego. Przewróciłam oczami. Postanowiłam go obudzić dopiero wtedy, kiedy obejrzę te swoje komedie. Po co ma się męczyć.. Więc z akompaniamentem wykonywanym przez Lewandowskiego przebrnęłam przez swoje filmy. Dochodziła już 20:00. Bez przypomnienia Roberta oczywiście zapomniałam o kolacji! Bardzo cicho, żeby nie obudzić Lewego zeszłam szybko do stołówki. Na szczęście były tam jeszcze kucharki.
- Dobry! – powiedziałam śmiało. – Zostało coś jeszcze z kolacji?
- Chodzi ci o resztki? – zaśmiała się jedna, która miała na imię Marta. Znałam ją, bo była niewiele starsza od Lewego, miała chyba 26 lat. Była ładna, miła i wesoła. Często rozmawiała z nami, a zwłaszcza z chłopakami.
- Takie dobre resztki. – powiedziałam również się śmiejąc.
- Dobra, poczekaj zaraz dla was coś przygotuję, bo chyba tamte już wszystko sprzątnęły. – wywróciła oczami. – Mówiłam, ze się pewnie spóźnicie albo coś, to te nic! – mówiła machając rękami. Ta, ona wiedziała, że ja zapominam o kolacji, że się często spóźniamy.. Fajnie mieć zaprzyjaźnioną kuchareczkę. Po chwili wróciła z talerzami. – Proszę bardzo. Jest to nawet lepsze, niż to, co byście jedli punktualnie. – zaśmiała się.
- Dziękuję ci bardzo, jesteś złota. – powiedziałam biorąc talerze. – Będziesz tu jeszcze? Bo nie wiem co z talerzami..
- Spokojnie, nawet jak nikogo już tu nie będzie, to zostaw je tu na blacie, ja je rano wrzucę do zmywarki, razem z porannymi naczyniami. – powiedziała miło.
- Okej, zrobię jak mówisz. – zasalutowałam z uśmiechem. Po chwili byłam już w pokoju. Położyłam talerze na stoliku i poszłam obudzić Roberta. Jejku, tak słodko spał, że z wielkim trudem dotknęłam go.
- Ej, śpiochu, jak ci się podobało? – powiedziałam z uśmiechem, szturchając go delikatnie.
- Filmy były świetne, masz super gust. – odparł przeciągając się. – Przepraszam, ale nie mogłem nic zrobić. – dodał z uśmiechem. Spojrzał na zegarek. – A kolacja?
- No patrz, znowu zapomniałam.. – klepnęłam się w czoło.
- Ej, to trzeba szybko iść, bo nam nie wydadzą i będzie powtórka z rozrywki. – powiedział, wstając szybciej, niż bym się tego spodziewała.
- Spokojnie. Już załatwione. – odparłam z uśmiechem i pokazałam mu stolik.
- Ojej, kochana jesteś.. Mm, wygląda smacznie. – stwierdził. Kiedy zajadaliśmy już kolację zrobioną przez Martę, Robert spojrzał na mnie. – Dużo zostało jeszcze tych komedii? – spytał.
- Nie, obejrzałam wszystkie, kiedy spałeś. Nie chciałam cię męczyć. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Naprawdę przepraszam. – powiedział lekko speszony.
- Nie masz za co. Zobaczysz ile ja będę cię przepraszała za te niekontrolowane odruchy, kiedy będziemy oglądać twoje horrory. – zaśmiałam się. O tak, trzeba na starcie uprzedzić chłopaka, bo jeszcze sam się zlęknie, tyle, że nie filmu, co mnie.
- Nie lubisz? – spojrzał na mnie.
- Nie tyle co nie lubię, co mocno przeżywam. – odparłam. Lubiłam je niby oglądać, ale zawsze musiałam mieć kogoś blisko. Lewy uśmiechnął się.
- Chyba wszystkie dziewczyny tak mają. – stwierdził.
- Pewnie nie wszystkie, ale większość. – dodałam. Kiedy zjedliśmy zgodnie z tym co powiedziałam Marcie, poszłam odnieść talerze. Kiedy wróciłam na ekranie migało logo DVD.
- Oglądamy? – spytał i spojrzał na mnie. Westchnęłam.
- Taa. – odpowiedziałam niechętnie. Nie uśmiechała mi się, żeby Lewandowski zobaczył mnie w stanie przerażenia, wynikającego z oglądania horrorów, bo byłam pewna, że przez dobry tydzień będzie ciągnął z tego bekę.
- Nie bój się! Uratuję cię przed tymi potworami – wypiął pierś do przodu. Uderzyłam go.
- Ty rycerzu, lepiej mi powiedz, czy one są takie bardziej krwawe, czy psychologiczne?
- Pomyślałem, że jak będę to oglądać z tobą, to daruję sobie te krwawe jatki, więc są psychologiczne. Duchy i te sprawy. – powiedział i uśmiechnął się do mnie. – Cho no tu już. – ponaglił mnie. Położyłam się obok niego, a raczej bardziej na nim, wzięłam chipsy ( sposób Vanessy – kiedy się boisz – jesz. ) zjadłam kilka i przygotowałam się na najgorsze. - Może otworzę ci wino? – zaśmiał się.
- No tak, do takiego romantycznego filmu jakim jest NIEODEBRANE POŁĄCZENIE. Świetny pomysł. – zaśmiałam się. Ale spoważniałam trochę. – Okej, dawaj. Napijesz się ze mną?
- Maksymalnie lampkę, ale nie więcej. Do niczego mnie nie namawiaj, bo wiesz, że ci ulegnę. – powiedział i zaczął szukać korkociągu. Że mi ulegnie? Jejku, miałam wielką ochotę mu wszystko wykrzyczeć.. Ale powstrzymałam się. Zaplanowałaś jutro, więc będzie jutro.. Po chwili przybył z nim i nalał nam wino do wyciągniętych wcześniej kieliszków. Upiłam łyka i ułożyłam się na/obok Roberta. Nie bardzo wiem jak określić tą pozycję. W każdym razie głowę miałam na jego klatce piersiowej, nogi na jego nogach ( kłóciliśmy się o to, kto będzie miał je na wierzchu, więc były splecione jak dobierany) i bliżej nie określone ułożenie ramion. Piłkarz chwycił za pilota i nacisnął play. Widząc sam początek już „siakałam”, a co dopiero będzie dalej.
- Ej, nie trzymaj się mnie tak kurczowo, bo do końca nie dobrnę! – nabijał się Lewy.
- Ostrzegałam. – powiedziałam i niechętnie puściłam go.
- Nie mówiłam, żebyś mnie puściła, tylko spuściła lekko z tonu, bo zaczynało mnie to uwierać. – uśmiechnął się do mnie. Czyli mu się podobało? Kochańska, ogar, bo już nie idzie wytrzymać z twoimi brudnymi poniekąd myślami! Dobrnęłam do połowy filmu. Nie było tak najgorzej. Tak jak wcześniej było wspomniane oglądaliśmy „Nieodebrane połączenie”. Z tego co można wywnioskować po tytule bohaterzy otrzymywali telefony po których ginęli i takie tam.. Kiedy usłyszałam wibrowanie telefonu, to oddychać nie mogłam! Spojrzałam na Roberta.
- Błagam, powiedz, że to twój. – wyszeptałam.
- Nie, ja mam włączony głos. – powiedział poważnie. Matko Boska, schiza na całego! Wstałam i pod swoją torebką znalazłam telefon. Przestał dzwonić, a ja na wyświetlaczu ujrzałam ZASTRZEŻONY. Chyba śnię! W złym tego słowa znaczeniu. Cała się trzęsłam (dosłownie!) Tylko mnie mogło się to przytrafić. – Kto to?
- Zastrzeżony. – powiedziałam cicho, bo strach lekko odebrał mi głos. Westchnęłam głęboko. Robert zaczął się śmiać ( on się raczej dławił tym śmiechem!) i wyciągnął telefon zza pleców, pokazując mi jak klika zieloną słuchawkę. Na moim wyświetlaczu znowu pojawiło się to co wcześniej.
- TY DEBILU!!!! – wykrzyczałam i uderzyłam go bardzo, ale to bardzo mocno w głowę. Chyba wszystkie szare komórki mu powylatywały.. Jeśli jakiekolwiek tam były.. – Wiesz jak się wystraszyłam?!
- Wiem, dlatego ci to pokazałem. – powiedział. Był cały czerwony ze śmiechu. Ja usiadłam obok niego z założonymi rękami.
- Bo się udławisz. – bąknęłam.
- Nie martw się. – skwitował i po chwili wziął wdech i opanował śmiech, lecz uśmiech z jego pięknej mordeczki nie zszedł. Po chwili dosunął się do mnie i przytulił. – Przepraszam, ale ja tak zawsze mam. Milenie też takie coś wiele razy robiłem, a ona cały czas miała lęki. Dowiedziała się o tym, że to ja chyba jakieś 3 tygodnie temu.
- Biedna Milena.. – pokręciłam głową. – Jaki ty jesteś głupi! Przecież wiedziałeś, jak się boję samego tego horroru, a co dopiero, jak przydarzy mi się coś, co w nim zobaczyłam. – powiedziałam z wyrzutem.
- Ale mi się nudziło.. – odparł. Jak można się nudzić na horrorze? Takie rzeczy tylko u Lewandowskiego!
- Tak, ten film jest strasznie nudny, dlatego bardzo inteligentny pan Lewandowski wpadł na wyśmienity pomysł, żeby zadzwonić do schizowanej panny Kochańskiej! Gratuluję. – odpowiedziałam, ale delikatnie moje usta drgnęły i ułożyły się w małym uśmiechu.
- Ale przeprosiłem.. – zrobił smutną minkę. Widząc, że się uśmiechnęłam, poczuł się pewniej. – Okej, to ja idę się myć. – powiedział i wstał z łóżka.
- Co? Mam zostać tutaj sama? – byłam przerażona wizją pozostania sama z swoimi myślami.
- A chcesz iść ze mną do łazienki? – uśmiechnął się zawadiacko i poruszył brwiami. Dostał poduszką w twarz, jak mi przykro.
- Idź, ale błagam szybko, bo zwariuję tutaj sama. Kiedy sobie pójdziesz wszystkie najgorsze sceny zaczną mi się przypominać.. – stękałam.
- Pięć minut i jestem. – zaśmiał się i pomknął do łazienki. Tak jak myślałam, mózg panny Kochańskiej odmawiał posłuszeństwa i zamiast myśleć o jutrzejszym meczu, w co się ubiorę, jak się pomaluję czy nawet o cholernych paznokciach, oczywiście myślał o horrorze i tych wszystkich scenach. No fiksowałam! Jak Boga kocham fiksowałam! Kiedy jakaś „zjawa” przechodziła właśnie na lajcie przez drzwi usłyszałam, że Robert już wychodzi.
- Chwiała Bogu! – dzisiaj słowo „Bóg” przeszło przez moje usta częściej niż kiedykolwiek. Jeszcze, żebym była jakąś przykładną chrześcijanką..
- Nie, ja Robert jestem. – machnął ręką i się zaśmiał. – Kręgosłup przez ciebie bym sobie złamał! Tak się śpieszyłem, a podłoże w tym cholernym prysznicu jest śliskie jak.. nie wiem. – mówił kręcąc głową. – Jak tam twoje duchy? – nabijał się ze mnie. Ta, wiedziałam, że to nastąpi..
- Mają się bardzo dobrze, jeśli o to pytasz. – powiedziałam i minęłam go. Nie chciałam znowu zostać sama z moją wyobraźnią, ale cóż. Wziąć prysznic trzeba. Robiłam wszystko tak szybko, że żeby zobaczyć cokolwiek trzeba było oglądać w zwolnionym tempie. Oczywiście jak Robert mówił podłoże w prysznicu strasznie śliskie i co? Wiktoria miała glebę stulecia! Zbiłam sobie dupę, pięknie. Oczywiście nie mogłam znaleźć piżamy, więc wyszłam w samej bieliźnie, masując się po tyłku.
- A żeś huknęła! – zaśmiał się Lewy. – Pomasować?
- Nie, dziękuję. – powiedziałam uśmiechając się do niego przesadnie. – Widziałeś moja piżamę?
- Była w łazience. – odparł.
- Ale jej tu nie ma! – odpowiedziałam bezradnie. – A nie mam ochoty grzebać teraz po kątach i szafach.. – na te słowa Lewandowski posłał mi uśmiech. Nie wiem czy to było do mnie, czy ze mnie, ale ładny był.
- Dolna szuflada po prawej stronie szafki. – poinstruował a ja to wykonałam. Zobaczyłam małą kolekcję koszulek meczowych. Wzięłam pierwszą lepszą z reprezentacji i założyłam ją na siebie. Wzięłam jeszcze swoje skarpetki i położyłam się obok piłkarza. – Może darujemy sobie już ten maraton?
- Czytasz mi w myślach, kochany. – uśmiechnęłam się do niego. Ale to oznaczało, że idziemy już spać? Przeczuwam straszną noc.. Moja mina mówiła chyba sama za siebie.
- Obiecuję, ze nie zasnę przed tobą. Zamknę oczy dopiero wtedy, kiedy ty będziesz już chrapała. – powiedział z uśmiechem.
- Po pierwsze: ja nie chrapię. Po drugie: jak będziesz tak czekał, to wyjdzie, że w ogóle nie zaśniesz. – westchnęłam. Czułam się jak mała dziewczynka, która naoglądała się strasznych bajeczek i teraz boi się spać.
- Mówi się trudno. – wzruszył ramionami. – Coś zaradzimy wtedy, kiedy nie będziesz mogła zamknąć oczu. Po części to moja wina. – czy tylko ja wyłapałam tam podtekst erotyczny? Pewnie, bo tylko Kochańska miała skojarzenia. Ale jak można inaczej pomyśleć, kiedy facet mówi, że coś zaradzi, kiedy nie będę mogła zasnąć?
- Przestań. – prychnęłam. – Nie twoja wina, że jestem taka głupia i mam schizę na horrory. – przewróciłam oczami. Lewy tylko się uśmiechnął. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej ( kiedy nie mogłam zasnąć, czy było mi smutno to była nasza stała pozycja) i słuchałam jego bicia serca. Robert dodatkowo nucił ni to kołysankę, ni to wolną piosenkę. Śpiewający Lewandowski.. Do X Factora to z nim nie pójdę.. Nie ważne. Ważne, że w końcu zmogło mnie i usnęłam, o dziwo śniąc o jutrzejszym dniu.


•••
Hej! Jejku, nie wiem jak Wy, ale ja odczułam ten tydzień i bardzo się za Wami stęskniłam! Wybaczcie też z ten rozdział, bo tak naprawdę nic z niego nie wynika, ale mogę powiedzieć, że w następnym będzie parę rozmów, które zmienią poniekąd życie.. Ale się nie zdradzam ;) Dziękuję, że jest Was tutaj tak dużo i że wspieracie mnie swoimi komentarzami! Jest to wspaniałe uczucie ♥ Okej, a więc miłego czytania i mam nadzieję, że mimo wszystko nie zawiodłam Was tym rozdziałem.. Buziaki! :** 

Obiecałam, że pomogę jednej dziewczynie, więc serdecznie zapraszam na jej bloga o Lewym: