środa, 22 maja 2013

Rozdział 25.


Nie wiem zbytnio ile czasu spędziłam nad rozmyślaniem o tym dniu oraz o moim związku z Robertem. Pewnie dumałabym nad tym jeszcze dłużej, ale Lewandowski zdążył wyjść z łazienki. A co się z tym wiąże? Brak spokoju do rozmyśleń, bo przecież temu to się wiecznie nudzi! Leżałam na brzuchu, tyłem do drzwi prowadzących do łazienki. I to był mój błąd.. Nie zdążyłam zrobić nic, poczułam tylko jak Robert wskakuje mi na plecy.
- Ta, spoko. Możesz tak sobie na mnie leżeć, uwielbiam jak mnie ktoś gniecie i nie mogę oddychać. – stwierdziłam uśmiechając się delikatnie na łaskotanie po szyi, które powodował swoimi pocałunkami. Szybkim i zwinnym ruchem obrócił mnie przodem do siebie, przenosząc swoje usta z szyi do moich warg. Całował mnie namiętnie, lecz z wyczuciem. Był subtelny, delikatny, romantyczny, a zarazem bardzo intrygujący i zaskakujący. Błądził rękami po moich plecach i brzuchu. Wiedziałam do czego to zmierza i najgorsze było to, że wcale nie protestowałam! Przez kilka pierwszych chwil biłam się ze swoimi myślami, ale zaraz potem oddałam się przyjemnościom. Objęłam go nogami i zmieniłam naszą pozycję, tak ot. Teraz to ja byłam nad nim i zaczęłam ściągać jego koszulkę. Lubiłam dominować, podobnie zresztą do Lewego.
- Ej! – obruszył się, na co spojrzałam na niego zdezorientowana. W odpowiedzi z powrotem przewrócił mnie na plecy. – To ja będę dominować. – ostrzegł, na co prychnęłam.
- A ja ci na to nie pozwolę. – wyszeptałam tuż przy jego uchu.
- Myślę, że może być ciekawie. – uśmiechnął się, ściągając ze mnie koszulkę. Z powrotem rozpoczął poznawanie mojego ciała, całując każdy jego milimetr. Czułam się niesamowicie, z każdym jego pocałunkiem pragnęłam go coraz bardziej. Kiedy dotarł do podbrzusza, jednym zwinnym ruchem ściągnął jedyne to, co miałam na sobie – dolną partię bielizny. Pochłaniał oczami każdą część mojego ciała, uśmiechając się łobuzersko. Tak jak ostrzegałam, zaczęła się moja dominacja. Przewróciłam go na łóżko, siadając na nim okrakiem na wysokości jego bioder. Całowałam jego nagie, umięśnione ramiona, przygryzając delikatnie obojczyk. Po chwili po raz kolejny byłam milimetry od jego twarzy. Droczyłam się z nim odsuwając delikatnie, kiedy ten próbował mnie pocałować. Zniecierpliwiony powalił mnie na łóżko, przytrzymując głowę, bym znów mu nie uciekła. Wbił się w moje usta z zachłannością, której jeszcze nigdy mi nie ukazał. Kiedy zajmował się moimi ustami i językiem, postanowiłam nie tracić czasu i wędrując dłońmi po jego idealnie wyrzeźbionym brzuchu dotarłam do czarnych bokserek, które znikały właśnie w kącie naszego pokoju. Ułożyliśmy się wygodniej i napastnik zajął się wewnętrzną stroną moich ud, co sprawiało mi niesamowicie wiele przyjemności. Po chwili przejechał ręką po moim biodrze, a potem brzuchu, by dotrzeć do wgłębienia w dolnej części pleców. Objął mnie tak, że czułam się cholernie bezpiecznie. Nasze oczy się spotkały. Dotknęłam jego policzka i pocałowałam delikatnie, dając zielone światło do dalszych działań.


       Obudziłam się otulona ramionami Roberta. Pierwszy raz od dłuższego czasu otworzyłam oczy z uśmiechem, ciesząc się z nawet jeszcze nierozpoczętego dnia. I pomyśleć, że to wszystko dzięki jednemu, na pozór zwykłemu człowiekowi. Sądząc po jego miarowym i głębokim oddechu, stwierdziłam, że jeszcze spał, dlatego powstrzymywałam się od gwałtownych ruchów. Patrząc się z nieschodzącym z twarzy uśmiechem w beżowe, uspokajające ściany pokoju, jeździłam opuszkiem palca po jego ręce. Czułam się wspaniale. Zupełnie nie żałowałam swojej decyzji. Mogę śmiało stwierdzić, że wydaję mi się, że to jeden z moich najlepszych wyborów! Mimo, że byliśmy ze sobą od bardzo niedawna to jednak czułam się, jakbym znała go już wcześniej.. Jakbym wiedziała o nim już praktycznie wszystko. W sumie po części tak jest.. Cieszę się, że nie poszłam na szybkość i od razu nie przespałam się z nim, w ogóle go nie znając. Nasza znajomość rozwijała się powoli. Z każdym dniem wiedzieliśmy o sobie coraz więcej. Aż w końcu nastał ten czas, w którym uznaliśmy, że powinniśmy spróbować. Jestem dumna z siebie, że nie poddałam się pokusom i kazałam Lewandowskiemu trochę na siebie poczekać.. Dzięki temu mam pewność, że nie chodziło mu tylko o jedno. Wiem, że dobrze zrobiłam. W końcu zdjęłam wzrok z mojego punktu przemyśleń i zwróciłam go na szafkę nocną, w celu odnalezienia swojego telefonu. Kiedy go odnalazłam, sprawdziłam godzinę, która okazała się być jednym z moich porannych rekordów. Wtedy Robert poruszył się, więc odwróciłam głowę w jego stronę. Umiałam odróżnić śpiącego człowieka od takiego jak ten obok mnie, który próbował takowego udawać. Pokręciłam tylko głową, udając, że zupełnie nie widzę jego mrugających oczu.. Zmieniłam pozycję tak, bym była przodem do niego. Zrobiłam mu darmowy masaż twarzy, jeżdżąc palcami po każdym jej zakątku. Na moje czynności Lewandowski uśmiechnął się, jednak nadal upierał przy swoim. Pocałowałam go w nos, a potem zjechałam niżej, dotykając jego ust. Skurczybyk odwzajemnił pocałunek, ale kiedy się odsunęłam nie zapowiadało się, żeby otworzył te swoje paczadła. No cóż. Odwróciłam się z powrotem, wracając do pozycji w której się obudziłam. Usłyszałam ciche stęknięcie, na co się uśmiechnęłam.
- Czemu tak szybko się poddałaś? – spytał smutno, całując mnie po wgłębieniu między szyją a obojczykiem.
- A co miałam jeszcze robić? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, patrząc na niego kątem oka.
- Zdałbym się na twoją wyobraźnię. – odparł z łobuzerskim uśmiechem, który tak bardzo uwielbiałam.
- Z samego rana jakoś nie idzie mi wymyślanie, wybacz. – westchnęłam, wzruszając lekko ramionami.
- A pokazać ci? – uniósł brew. Po chwili był nade mną i całował mnie po obojczykach. Na tym by się pewnie nie skończyło, gdyby nie pukanie do drzwi. – Noszz kurde! – westchnął i podniósł się. Sięgnęłam po swoją koszulkę i założyłam ją. Bobcio (przypomniało mi się przezwisko wymyślone przez moją niedługo czteroletnią siostrzenicę, by ułatwić sobie wymowę i komunikowanie się ze mną. Wiadomo, że jeśli chciała rozmawiać ze mną, no to głównym tematem był Robert. Nie, nie, żeby nie było. Zupełnie jej do tego nie zmuszałam! A wracając do tematu – po prostu nie potrafi wymówić „r”, dlatego też uprościła sobie) założył spodnie i poszedł otworzyć. Ujrzałam w nich Wojtka. Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej było mi go żal. Wyglądał, jakby niedawno co wrócił z jakiejś misji w Afganistanie..
- Przepraszam, że przeszkodziłem, ale czy widzieliście może mój telefon? – spytał z rozczochranymi włosami, ubrany tylko w spodnie. Był bez butów, a oczy to już w ogóle odmawiały mu posłuszeństwa, bo cały czas miał zmarszczone czoło.
- Nie, wczoraj wyszliśmy wcześniej, nie mam pojęcia gdzie go podziałeś. – odpowiedział Robert, chcąc jak najszybciej pozbyć się gościa. Szczęsny westchnął.
- Ale Wojtusiu, kochanie, myślę, że ten telefon jest gdzieś w twoim pokoju, ale po prostu go nie widzisz. – wtrąciłam z uśmiechem, a Lewy ledwo powstrzymał wybuch niekontrolowanego śmiechu.
- Myślisz? – odezwał się swoim zaspanym głosem, opierając się o framugę drzwi, cały czas mrużąc oczy. Żywy przykład tego, co dzieje się z człowiekiem po alkoholu.
- Ja to wiem. Idź już spać, kochany. – powiedziałam i wysłałam mu buziaka w powietrzu, którego pewnie nie zauważył, ale może usłyszał chociaż cmoknięcie.
- Dobranoc. – odpowiedział i odwrócił się na pięcie. Teraz modliłam się tylko, żeby bez szwanku doszedł do pokoju obok. Nie wiem co za wizje dopadły go z tym telefonem.. Oj, wczorajszy melanżyk ich lekko poniósł. Lewy wyjrzał jeszcze i dopiero kiedy z dużym impetem drzwi pokoju 312 trzasnęły (ja też nie wiem, dlaczego on tam był, przecież to nie jego pokój..) Robert wrócił do mnie i rzucił się na łóżko.
- To na czym skończyliśmy? – spytał, błądząc palcem po moim udzie.
- Nie wiem czy jestem wstanie cokolwiek myśleć, kiedy ty jesteś obok bez koszulki. – powiedziałam. Komplementy Kochańskiej czas zacząć! Robert od razu uśmiechnął się, ale spuścił głowę. No czyżbym zawstydziła mega pewnego siebie, boskiego Lewandowskiego? No nie uwierzę, że nikt mu tego nie mówił.. W sumie bardzo słodka była ta jego nieśmiałość. Mimo, że na początku naszej znajomości można było powiedzieć, że facet nie ma ogródek, ale tak naprawdę cały czas był nieśmiałym chłopakiem. Dowodem na to było to, że taki mały komplement sprawił, że jego policzki zmieniły delikatnie kolor i stały się teraz bardziej różowe. Na tyłku przesunęłam się w dół, żeby móc na niego spojrzeć. Te zakłopotanie sprawiło, że nie mogłam się oprzeć i złączyłam nasze wargi subtelnym pocałunkiem. Z czasem moje pocałunki przeniosły się na nos, policzki, dołeczki, żuchwę, szyję, obojczyki.. Trasę ustalałam na podstawie licznych wgłębień, które powstały na skutek spędzania czasu na siłowni. Opamiętałam się dopiero wtedy, kiedy moja broda dotknęła zimnego guzika jego spodni. Z powrotem tą samą ścieżką wróciłam do ust i tak o to „brutalnie” przerwałam pieszczoty. Oderwałam się od Lewego i chciałam wstać, ale skutecznie mi w tym przeszkodził,  widocznie nie mając ochoty na wyjście z łóżka. Uniemożliwił mi poruszanie nogami, siadając na mnie.
- Robert.. Jest już grubo po dwunastej, należało by już chyba wstać. – fuknęłam, próbując zwalić go z siebie. Niestety bezskutecznie.
- Przecież wstaliśmy już dawno. – uśmiechnął się i zaczął całować po szyi. Sprawiło mi to sporo przyjemności, więc przymknęłam oczy. Po chwili jednak gwałtownie je otworzyłam.
- Nie, nie, nie! – uderzyłam go delikatnie w plecy. Po raz kolejny poddałam się jego urokom, zupełnie tracąc kontrolę nas sobą. – Mój kochany, bo ty się przyzwyczaisz i rozbestwisz, a nie każdy poranek będzie taki cudowny..
- To czemu ten nie może być? Skoro nie każdy będzie, to spraw, żeby choć ten był.. – mruknął, patrząc mi w oczy.
- Robert.. Może kiedy indziej, hm? Jutro też jest dzień.. Jutrzejszy trening masz bodajże na 15.00, więc wstaniemy o jakiejś 9.00 i możemy robić co nam się żywnie podoba. – uśmiechnęłam się do niego, delikatnie mrużąc oczy. Myślałam, że na mój wspaniale zapowiadający się pomysł zareaguje większym entuzjazmem..
- No dobrze.. – westchnął zrezygnowany. - Ale obiecujesz? – upewnił się, unosząc brew.
- Tak. Nie zapomnisz tego poranka. – odparłam i chyba tej odpowiedzi się spodziewał. Oczy przybrały jaśniejszej barwy, a uśmiech sięgał aż do uszu. Pokręciłam z uśmiechem głową, poczym pocałowałam w nos. – A teraz wstajemy. – zakomunikowałam, klepiąc delikatnie w ramię. Sama nie mogłam się powstrzymać od czułości, ale w końcu musieliśmy się od siebie oderwać. W końcu udało się, więc czym prędzej udałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi, ale te z powrotem się otworzyły.
- Bobcio! – powiedziałam groźnie.
- Chciałem tylko tak się spytać, czy może zechciałabyś wziąć prysznic? Ale wiesz, taki super, ekstra, zajebiście fajny, co? – oparł się o futrynę, patrząc na mnie z wyrazami wyczekiwania.
- Nie kochanie, po to brałam prysznic wczoraj wieczorem, żeby nie myć się dzisiaj rano. Wiesz, że z reguły tak się robi? – spojrzałam na niego, lekko rozbawiona.
- Tak? A to nie wiedziałem.. – zrobił minę, jakbym tłumaczyła mu zadania stechiometryczne z chemii.
- Boże, Robert.. nie odpuścisz, nie? – westchnęłam, patrząc na niego, odrywając wzrok od lustra.
- Nie zamierzam. – uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- To właź. – powiedziałam zrezygnowana. Długo nie musiałam czekać na jego reakcję. Z wyrazami wielkiego zadowolenia wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.


     Po 25 minutach wyszliśmy z kabiny. To był chyba najdłuższy prysznic, jaki kiedykolwiek brałam w życiu. Ale trzeba przyznać, że był bardzo przyjemny..
- Co będziemy dzisiaj robić? – spytał Robert, kiedy przed lustrem nakładałam na twarz swój krem nawilżający.
- Nie mam zielonego pojęcia. Każdy jest skacowany po wczoraj, więc na przyjaciół nie ma co liczyć. Vanessa z Tytoniem gdzieś się od wczoraj szlaja.. Jesteśmy skazani na siebie. – wzruszyłam ramionami. Zaraz pożałowałam tego co powiedziałam, bo Robert dziko się uśmiechał. Seksoholik.. – Miałam na myśli to, ze razem gdzieś pójdziemy, albo coś. – wyjaśniłam.
- Łee tam. – spuścił głowę zrezygnowany. Uśmiechnęłam się do niego, posyłając buziaka w powietrzu. – Ej, to może pojedziemy do mojej mamy? – zapytał podekscytowany i chyba zadowolony ze swojego pomysłu. Uśmiechnęłam się kwaśno. – Oj, daj spokój. To jest szansa, żeby ją do siebie przekonać. Nie daj się prosić..
- Przecież nic nie powiedziałam, nie? Najpierw do niej zadzwoń, czy w ogóle ma ochotę przyjmować jakichkolwiek gości. – odpowiedziałam. Nie bardzo uśmiecha mi się obiadek u mamusi Roberta. Aż mnie ciarki przechodzą, a brzuch lekko uciska. Żeś teraz dowalił, Lewandowski!
- Okej, zaraz wracam. – powiedział zapinając rozporek. Wyszedł i jak się domyśliłam wykręcił numer do mamy. Ja owinęłam się w ręcznik i podreptałam do szafy, żeby poszukać bardziej wyjściowych i eleganckich rzeczy. Musiałam teraz nadrobić to co straciłam wcześniej. Po chwili namysłu wybrałam to.  Usłyszałam, że Lewy zakończył swoją rozmowę, więc zaciekawiona spojrzałam na niego. Kiwnął potwierdzająco głową. Kurczę, a do końca miałam nadzieję, że jednak sąsiadka zaprosiła ją  na kawę, żeby wspólnie obejrzały „Na dobre i na złe”... Dzisiaj chyba nie leci, mówi się trudno. Z westchnieniem i ze zwieszoną głową powróciłam do łazienki, żeby ubrać ciuchy. Spięłam włosy w kucyk, podkreśliłam delikatnie oczy eyelinerem i pociągnęłam tuszem rzęsy, które były moim atutem. Jeśli ktoś zapytał mnie co w sobie z wyglądu lubię najbardziej, bez wahania w wymienionych rzeczach (których jest bardzo, bardzo mało. Praktycznie tylko jedna) znalazłyby się moje naturalnie długie, gęste i podkręcone delikatnie rzęsy, które rzucały cień na policzki. Lubiłam je, bo nie musiałam nic doklejać, aby uzyskać efekt, jaki mają koleżanki wychodzące od kosmetyczki. Ja miałam je ot tak, bez zbędnych zabiegów. Kiedy wyszłam z łazienki, Lewy obleciał mnie wzrokiem i uśmiechnął się.
- Wyglądasz uroczo. – uśmiechnął się, przechylając delikatnie głowę. – Zaraz wyjedziemy, bo mama chce żebyśmy byli w porze obiadowej. Stęskniłem się za obiadkami mamuni. – poklepał się po brzuchu. Wszedł do łazienki i przebrał się w błękitną koszulę z podwiniętymi rękawami, granatowe rurki i swoje ulubione Nike za kostkę. Musiał oczywiście dodać coś sportowego, nie byłby sobą! Ale w sumie bardzo dobrze to wyglądało.. Nie odpicował się bynajmiej jak stróż w Boże Ciało.  Założył zegarek, zabrał telefon i wyszliśmy z pokoju. – Śniadanie zjemy na mieście, okej?
- Jeżeli chcesz nazywać to śniadaniem.. – uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę. Oczywiście wyszliśmy z hotelu, a tam kto? Brawo! Fotoreporterzy! Przeklnęłam ich wszystkich w duchu i zaczęłam wysłać do diabła. Ale nieustraszony Bobcio wydawał się bardzo rozweselony całą tą sytuacją. Ten to miał stalowe nerwy! Ale jakoś doszliśmy do samochodu i wyruszyliśmy. Tak jak Robert powiedział, pojechaliśmy najpierw na szybkie śniadanie do jednej z warszawskich knajpek. Ha! Danie dnia – naleśniki z czekoladą i świeżymi owocami. Bierzemy, bo szkoda czasu. W dość szybkim tempie opędzlowaliśmy talerze. Mój towarzysz zostawił papierek, moim zdaniem za bardzo wartościowy, no ale cóż. I znów do samochodu. Podróż minęła większości w ciszy, lub na słuchaniu muzyki w radiu. Ja straciłam chęci do jakiejkolwiek rozmowy, a Lewandowski nie nalegał. Przed samym wyjściem z samochodu dodał mi otuchy i nawet się nie obejrzałam, a staliśmy na ganku dosyć sporego, ale skromnego domu w beżowym kolorze. Na pierwszy rzut oka nie był zbyt nowoczesny. Wydawał się bardziej klasyczny i zrobiony w dawniejszym stylu. Miał piękny, zielony ogród, który ciągnął się aż za dom. Z pewnością jest to miejsce, gdzie odbywa się popołudniowy relaks. Dróżka była obsypana beżowo-białymi kamieniami, które komponowały się z kolorem budynku. Okna miały ciepłe, brązowe obramowania i drzwi w tym samym odcieniu. Dom z zewnątrz urządzony z klasą, wyróżniał się pośród innych budynków znajdujących się w Lesznie. Nie powiem, bo widać było, ze mieszkają tu zamożni ludzie. Robert zapukał w drzwi, trzymając mnie mocno za rękę. Denerwowałam się trochę tym spotkaniem. Po chwili w drzwiach stanęła Iwona. Przywitała nas uśmiechem. Nas? Bardziej Roberta, ja jak tam stałam, no to załapałam się na ten uśmiech.. Co ja zrobiłam tej kobiecie? Ona naprawdę musiała panicznie bać się ponownego skrzywdzenia jej syna. Chyba nie wiedziała, jak bardzo go kocham..
- Cześć mamo! – zawołał entuzjastycznie i ucałował ją w policzek.
- Dzień dobry. – rzuciłam uprzejmie, lecz nieśmiało, wychylając się delikatnie za ramienia Lewandowskiego.
- Witam was. Proszę – przepuściła nas w drzwiach. Zdjęliśmy buty (ugh, ulga!) i podreptałam za Bobciem zwiedzić kolejne pomieszczenia domu. Tak jak i na zewnątrz, wszystko było w ciepłych odcieniach i każdy element do siebie pasował. Odzwierciedlało to chyba jego właścicielkę.. Wszystko musi poukładane, dopasowane i nienaganne. Może się mylę? Może gdy się ją pozna, to jest zupełnie inna? Mam taką nadzieję.. Uroku temu miejscu dodawały doniczki z ślicznymi kwiatami na każdym praktycznie parapecie i wspólne zdjęcia Roberta, Mileny, ich rodziców na ścianach. Z zaciekawieniem przyglądałam się każdemu z nich, bo szczerze mówiąc nigdy nie widziałam pana Krzysztofa. Muszę przyznać, że był on podobnej postury co i jego syn, lecz to wszystko jeśli chodzi o podobieństwa. Z wyglądu Robert całościowo wdał się w mamę. No, może jakby się tak bardziej przyjrzeć, to jakieś wspólne cechy by się znalazły..
- Bobeekk !!! – usłyszałam uradowany, kobiecy głos i śliczna, podobna do Lewego istotka zbiegła po schodach, przytulając serdecznie mojego ukochanego.
- Siema, kurduplu. – uśmiechnął się do niej. – Pozwól, że przedstawię ci kolejną, najważniejszą kobietę mojego życia, Wiktorię. – wskazał na mnie, a ja uśmiechnęłam się do niej promiennie. Ona odwdzięczyła mi się tym samym.
- Hej, Milena jestem. – uścisnęła moją dłoń z serdecznym uśmiechem. – No bratku, powiem ci, że ty to jednak masz gust. Wyrobiłeś się. – stwierdziła, opierając się mu o ramię. Po chwili zachichotała i dała sójkę w bok bratu. – Chcesz może zobaczyć górę? – zwróciła się do mnie. Jest bardzo bezpośrednia, podobało mi się to u niej. Nie przejmowała się, że zna mnie od jakiejś minuty, tylko gdybym była jej dobrą koleżanką.
- Jasne, bardzo chętnie. – uśmiechnęłam się i ruszyłam z nią schodami na górę. Robert w tym czasie poszedł pomóc mamie w kuchni.
- To może powiedz mi jak się poznaliście? – obdarzyła mnie radosnym i miłym spojrzeniem.
- Trochę pogmatwana historia. – zaśmiałam się cicho. – Lewego znałam już od Lecha. Widziałam się z nim parę razy na meczu, bo byłam cheerleaderką tego też klubu. On mnie też kojarzył, gadaliśmy nawet chwilę, ale on był wtedy z Anią.. I tak jakoś wyszło, że straciliśmy „kontakt”. I teraz dostałam bilety na mecze, kwaterę w hotelu, jak to się potem okazało piłkarzy.. Wpadłam na Szczęsnego i jakoś poleciało. – uśmiechnęłam się.
- Ale słodko! Taka typowa historia z komedii romantycznej.. - powiedziała z rozmarzeniem. - Szkoda, że nie byliście razem wtedy, kiedy on był w Poznaniu. Byłoby mniej gadania, a Robert nie cierpiałby przez te parszywe stworzenie, które podobno jest kobietą.. – westchnęła. Po jej słowach trudno nie było wywnioskować, że ma żal do Ani za to co zrobiła Lewemu.
- A miałaś z nią jakiś kontakt, wtedy kiedy była z Lewym? – spojrzałam na nią z ciekawością. Kurczę, ta jej bezpośredniość zaraża!
- Nie, od razu nie przypadła mi do gustu. Nie lubiłam jej, a ona mnie. Obskurne stosunki. Od początku mówiłam Robertowi, że ona nie jest dla niego, ale on był zakochany po uszy.. – pokręciła głową. – Dlatego cieszę się, że przywróciłaś mi brata do życia. – uśmiechnęła się. – Odżył. Jest nawet chyba bardziej promienny, niż kiedykolwiek.
- Miło mi to słyszeć. – odwzajemniłam jej uśmiech.
- To jest pokój Bobka. – wskazała ręką na drzwi. – Mama nawet nic nie zmieniała po tym, jak się od nas wyprowadził sześć lat temu. Jest wszystko praktycznie tak samo..
- Czemu nie chciała tego zmieniać? – spytałam, rozglądając się po pokoju. Miał niebieskie, teraz to już bardziej szarawe ściany, na których widniały plakaty znanych w tamtych czasach piłkarzy i jego ulubionych drużyn. Dopatrzyłam się nawet Borussii! Pod oknem było biurko, na którym to pewnie odrabiał lekcje. Na szafkach był porządek, który to sygnalizował, że mieszkaniec tego oto pokoju bardzo rzadko się w nim pojawia.
- Ona bardzo przeżyła taką stratę Roberta. Po śmierci taty, on praktycznie natychmiastowo wyfrunął jej z gniazda, a ona nie była na to przygotowana. Nie wiem, czy miała nadzieję, że on do niej powróci, czy co.. Myślę, że już chyba straciła nadzieje, ale i tak nie zamierza remontować tego pokoju. – westchnęła. – Ale wiesz, nie róbmy z niej wariatki – puściła mi oczko. – Z pewnością kiedy będzie potrzebny nam jakiś pokój, to w końcu go udostępni.
- Nie no, jasne. Zawsze ludziom po stracie kogoś bliskiego jest się trudno podnieść. Rozumiem ją doskonale. – uśmiechnęłam lekko, kiedy usiadłyśmy na rozkładanym, szarym łóżku. Nie, to raczej kanapa była.. Dobra, nieważne.
- A mama mówiła coś o mnie? – spytałam prosto z mostu. Bardzo dobrze czułam się w jej towarzystwie i wiedziałam, ze mogę rozmawiać z nią o wszystkim.
- Niedużo. Ale wiem, ze są takie nieciekawe stosunki między wami. I wiem też, że to nie twoja wina. Nie przejmuj się. – dotknęła mojego ramienia. – Ona taka jest. Musi minąć trochę czasu zanim oswoi się z myślą, że inna kobieta będzie opiekować się jej synem. Widzisz po tym pokoju, że bardzo jest z nim związana. – tłumaczyła. – Wszystko będzie dobrze. Bądź jaka jesteś, ona zaakceptuje cię w końcu. – uśmiechnęła się, dodając otuchy. Zaczęłam rozumieć panią Iwonę. Strata męża i syna w małym odstępie czasu musiała być bolesna.
- Dzięki, za te słowa.. Kochana jesteś. No i teraz dzięki tobie, zupełnie inaczej na to spojrzałam. Zaczęłam rozumieć twoją mamę. – powiedziałam szczerze, a ona mnie przytuliła. Naprawdę poczułam się jakbym siedziała tutaj z przyjaciółką, z którą znam się minimum parę lat, a nie z dziewczyną, którą znam kilkanaście minut! Złapałam z nią kontakt, bardzo, ale to bardzo się z tego cieszę. Usłyszałyśmy chrząknięcie.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale obiad jest już praktycznie gotowy. – powiedział Lewy wciskając się mimo naszych protestów między nas. Objął nas ramieniem i ucałował w czubek głowy. – Moje kochane..
- Co ci się tak na czułości wzięło, hm? – spojrzała niedowierzająco na brata drobna szatynka.
- A bo widzę, że się polubiłyście, a to dla mnie ważne. – uśmiechnął się do nas. – I jakoś udzieliło mi się wasze uczucie. – teatralnie pociągnął nosem, na co obie się zaśmiałyśmy.
- Mówisz, ze obiad gotowy? – odezwała się ponownie Milena.
- Prawie.. Ale możemy już schodzić, bo mamie się samotność jakaś udzieli. – uśmiechnął się i z dużą niechęcią wstaliśmy z łóżka.
- Ej, muszę powiedzieć, że masz śliczną spódniczkę. – powiedziała obracając mnie wokół osi.
- Dziękuję bardzo. Stara jak świat, kupiona bodajże w Poznaniu. – uśmiechnęłam się, mrugając znacząco do Mileny. Załapałam od razu o co jej chodzi. – Kiedy z przyjaciółką nam się nudziło, postanowiłyśmy pójść na małe polowanie – zaśmiałam się.
- Och, uwielbiam poznańskie sklepy. Zawsze jak przyjeżdżałam na mecz do Bobka, to wpadałam do sklepów na drobne zakupy.  – stwierdziła moja przyszła, mam nadzieję, szwagierka.
- Jakie drobne zakupy? Cały sklep ze sobą przynosiłaś! – prychnął Lewandowski. – A poza tym, darowałybyście sobie te gadki, przecież wiem, że to specjalnie.
- Oj tam. – wytknęła język bratu. Usiedliśmy przy ładnie nakrytym stole, gdzie docierały śliczne zapachy z kuchni. Na środku w wazonie stały kremowe różyczki, które dodawały uroku całemu nakryciu. Usiadłam obok Lewego, a naprzeciwko nas miała miejsce Mila. Na szczycie stołu było miejsce dla pani Iwony. Przyszła z białą wazą parującej zupy, którą położyła ją na stole.
- Wiktorio, może z racji tego, że jesteś gościem, to poproszę twój talerz. – obdarzyła mnie nadzwyczaj szczerze wyglądającym uśmiechem. Dobra, moglibyśmy darować sobie te nienaturalne zwroty.. Podałam jej swój biały talerz z karbowanymi brzegami. – Jak ci się u nas podoba?
- Dom jest prześlicznie urządzony. – odparłam. – Elegancko i z klasą, ale ma ciepłe i rodzinne akcenty. Bardzo podobają mi się takie domy. – powiedziałam szczerze. Kiedy gospodyni oddawała mi mój talerz, uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziękuję ci bardzo. Miło mi to słyszeć. Widocznie mamy podobne gusta w urządzaniu domów, chociaż pewnie dodałabyś do niego trochę nowoczesności. – mówiła, nalewając rosołu teraz już Mili. Po chwili brała talerz jedynego syna.
- Myślę, że tak. – odpowiedziałam biorąc pierwszą łyżkę do buzi. Reszta obiadu minęła w ciepłej i miłej atmosferze. Rozmawiałam głównie z Mileną, ale nie zapominałam też, żeby utrzymywać kontakt z panią Iwoną. Moje uprzedzenia do niej zniknęły, mimo, że ona jednak jeszcze nie była do końca przekonana do mnie. Ale myślę, że wszystko jest na dobrej drodze. Po obiedzie zadeklarowałam, że pomogę w zmywaniu. Robert też chciał nam towarzyszyć, ale pani Iwona dała do zrozumienia, że lepiej byłoby, żeby Lewy nie brał się za szklane naczynia. Bobcio zarzucił focha, a ja z talerzami ruszyłam do kuchni.
- To może ja pozmywam, a ty powycierasz? – spytała miło pani Iwona. Trzeba przyznać, że naprawdę starała się o to, żebyśmy miały jak najlepszy kontakt.
- Jasne. – odpowiedziałam i oparłam się o blat. Czekałam na pierwszą porcję mokrych talerzy.
- Wiktorio.. Muszę z tobą porozmawiać. – powiedziała teraz już poważnie. Spojrzałam na nią, nie wiedząc kompletnie czego się spodziewać. 

Boże, cuda się zdarzają! Mam internet, dodaję rozdział.. pozostaje mi tylko nadrabiać komentarze u Was. Pewnie nie dam rady zrobić wszystkiego dzisiaj, ale obiecuję: do soboty (której nie mogę się doczekać ♥) skomentuję Wasze rozdziały. Jeśli wydarzy się coś i nie dam rady, to z góry przepraszam, proszę się na mnie nie gniewać! ;> Moje zaległości są spore, życzcie mi powodzenia, hihi :) No i zakradła nam się tutaj dwuznaczna scena.. Miała być dłuższa, ale aż tak ryzykować nie będę - możecie sobie tego przecież nie życzyć :) Nie jestem dobra w aktach miłosnych, miało ich w ogóle nie być.. Ale koleżanka powiedzmy po fachu wjechała mi na ambicje, że prawdziwa pisarka nie powinna bać się takiego typu opisów i postanowiłam spróbować.. Nie wiem jak wyszło, dobrze wiecie, że nie umiem siebie obiektywnie oceniać c: Nie umiem stwierdzić, kiedy będzie następny, bo niestety mam teraz nawalone sprawdzianów, że szok. W najgorszym wypadku będzie w następny piątek, tak jak powinno być. Okej, nie przynudzam Was już. Czekam na Wasze opinie! Buziaki :*

40 komentarzy:

  1. nawet nie wiesz ile sprawiasz mi radości dodając ten rozdział ! genialny !
    wszystko opisujesz tak wspaniale, w niezwykły sposób z wyczuciem. a akt opisany jak najlepiej można, na prawdę, ja np nie potrafię czegoś takiego opisywać, kompletnie, brakuje mi słów :D
    masz ogromny talent czego bardzo Ci zazdroszczę, jesteś moją Mentorką ;P wiem że od Ciebie mogę się naprawdę wiele nauczyć.
    dziękuję za każdy rozdział ;)
    pozdrawiam, Patrycja

    ps. zapraszam na nowy rozdział http://lewy-go-away.blogspot.com/2013/05/rozdzia-11.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje, choc nie wiem czy zasluguje na takie slowa. Jestes bardzo kochana i uwierz - masz jeszcze wiekszy talent ode mnie! :*

      Usuń
  2. Cudowny rozdzial,strasznie mi się podoba i ciesze się że juz dodalas

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże, Boże, Boże *-* ! Te pierwsze sceny w sypialni hotelowej wywołują u mnie tak wielki, szczery uśmiech, że sobie tego nawet nie wyobrażasz!
    "Nie jestem dobra w aktach miłosnych[...]" Serio? To było świetne! Ta 'łóżkowa' scena! Nie czytałam nigdy lepszej, uwierz! Zdecydowanie ten rozdział jest najlepszym jakim w życiu czytałam! Po prostu same pozytywne rzeczy mogę o nim mówić. Cieszę się, że Milena, Wiktoria i nawet Iwona złapały dobry kontakt. A Lewy, jako taki napaleniec? O Boże, nie mogłaś lepiej wykreować tej postaci! ;* Dziękuję bardzo za ten rozdział, o jest po prostu wyśmienity! Nie mogę doczekać się kolejnego i tego ich wspólnego poranka, który obiecała Wiktoria. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje z calego serducha :** Naprawde bardzo sie ciesze, choc na pewno znajdziesz lepsze, kochana! :) A, i oczywiscie postaram sie nadroboc u Ciebie! :*

      Usuń
  4. Rozdział super ! Z niecierpliwością czekam na następny *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. O mamo! Wróciłaś z tak cudownym rozdziałem! Wspaaaniałe! Nareszcie się on tu pojawił i można czekać, na następny! Teraz tylko trzeba mieć nadzieję, że dodasz go szybko i znowu będziemy się cieszyć wspaniałym rozdziałem, a ta scena jest doskonale napisana! <3
    No i życzę powodzenia w czytaniu tych wszystkich opowiadań! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje bardzo! :* Staram sie robic wszystko w czasie, ale coraz bardziej mi go brakuje ;c Ale dam rade! :)

      Usuń
  6. ME GUSTA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! LOFF za ten rozdział normalnie !!! KOCHAĆ

    ja sem zaprasac na just-tonight-i-would-fight.blogspot.com
    zmieniłam nazwę więc uwaga
    kolejny post dodaje....hmmm coś was za bardzo rozpieszczam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdzial jest cudowny.Robert sexoholik ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. super rozdziała a w ciąga jak nie wiem!

    OdpowiedzUsuń
  9. dziewczyno Tu jesteś po prostu genialna! Masz tak niesamowity talent, że aż brakuje słów.
    Rozdziały zawsze są idealne i po ich przeczytaniu nie mogę się doczekać kolejnych :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo! :* muszę Ci powiedzieć, że jednak upieram się przy swoim i uważam, że rozdziały wcale nie są idealne. mają sporo błędów, nie jestem aż tak dobra :) pozdrawiam! :*

      Usuń
  10. Cudowny <3
    Zapraszam do mnie
    http://przezjedenwyjazd.blogspot.com/
    http://bozenawojtekstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja się rozpisywała nie będę. Powiem Ci poprostu że rozdział jest genialny. Czekam na następny i zapraszam do mnie na 13 rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. krótko, zwięźle i na temat, haha! dziękuję ♥

      Usuń
  12. JEST PRZEGENIALNY! Tyle się naczekałam i widzę, że się opłacało! A ta scena łóżkowa wywołała u mnie takiego banana na twarzy, że sobie nie wyobrażasz <3 Fajnie, że Wika zapoznała się z Milą i mam nadzieję, że to co Iwona jej nagada nie będzie niosło konsekwencji w związku z Robercikiem :* Pozdrawiam cię najmocniej i życzę duuuuuużo wenki :) + zapraszam do mnie na pierwszy rozdział <3
    borussia-champions.blogspot.com

    Sognante

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo się cieszę! dziękuję :* jeśli tylko uporam się z czasem (a coraz lepiej mi idzie, nadrobiłam już większość zaległości) to zaglądam i komentuję :)

      Usuń
  13. Genialny rozdział! Uwielbiam to <3
    Jaki ten Lewy jest słodki!
    Czekam na kolejny!
    Zapraszam do mnie http://bvbstory.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny <3
    Ciekawe co pani iwona ma jej do przekazania :D
    W wolnej chwili zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. wróciłaaaś <33
    tęskniłam :D
    świetny rozdział *.*
    zapraszam do mnie
    http://marco-reus-forever.blogspot.com/2013/05/29-apy-precz.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och, dziękuję! fajnie, że zostałam tak miło przywitana, choć nie było mnie zaledwie półtora tygodnia, haha :* ale ja też się za Wami stęskniłam ;) tak jak mówiłam, uporam się z zaległościami - od razu czytam kolejne. jestem w połowie Twojego bloga, znajdę chwilę i uporam się z resztą :> pozdrawiam :*

      Usuń
  16. Świetyyy <3 ubóstwiam Cię normalnie ;* rozdział znakomity ;) Uuu coś się kroi z mamą Lewego mam nadzieję, że nic złego ;) Pozdrawiam ... ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, ja za te komentarze Ciebie też :* również pozdrawiam! :)

      Usuń
  17. najukochańsza lechitka na świecie w końcu wróciła! i to w jakim wielkim stylu! nawet nie wiesz ile sie naczekałam....ale na takie cudo zawsze warto! cały rozdział usmiech nie schodzil mi z twarzy a ich sceny milosne? cihwhv, najslodsze na swiecie ♥ serio! kocham ich,osobno a jeszcze bardziej razem. rozdział jak zwykle cudeńko,a tak naprawde to nie wiem co jeszcze mam napisać.zawsze tak ze mna robisz... przeczytam rozdzial a przez nastepne 10 minut zastanawiam sie co napisać,zeby to mialo rece i nogi...:D
    cóż czekam na nastepny i wspierajmy Lecha! nawet nie wiesz jak sie ciesze,że ty też za Lechem i jest ktos to przezywa to tak samo jak ja(pomijajac,ze jak podyktował karny to płakałam przez dobre 20 minut..) Miśka trzymajmy kciuki! buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Ojej jesteś w końcu kochana. Ale ja się nie mogłam doczekać tego rozdziału. Jest cudny, jak każdy inny. Taki romantyczny. Dobrze, że Milena polubiła Wiktorię. I nawet mama Roberta była już milsza, lepiej nastawiona do Wiki. Zresztą jej się nie da nie lubić. Tylko ciekawe, co jej chce powiedzieć. Oby coś dobrego, bo inaczej to będzie niefajnie :( Z niecierpliwością czekam na następny, który mam nadzieję pojawi się niedługo. Buziaki kochanie :******

    OdpowiedzUsuń
  19. Robert sexocholik :))) <3 Kocham ten rozdział i ciebie też ! :* Uwielbiam to opowiadanie :D Dopiero teraz mam czas na skomentowanie tego cudeńka :)) Jest MEGA !!! Naprawdę !! :)) Długo kazałaś na siebie czekać ale uwierz, opłacało się ! Powróciłaś w wielkim stylu :) Rozdział powali mnie na kolana <3 Zdecydowanie najlepszy :) ( chyba wiadomo dlaczego :P) Tęskniłam za tobą i mam nadzieje, że twój internet mnie już nie zawiedzie :P Teraz będzie działał przepisowo :) Hehhe... Rozdział cudny ! :)) Pozdrawiam cię serdecznie kochana :)) BUZIACZKI :**

    OdpowiedzUsuń
  20. świetnie, że dodałaś nowy jest genialny jak kazdy serdecznie zapraszam do mnie na 8 na http://nienawidzackochamcie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. weszłam tu przez przypadek, zaczęłam czytać i strasznie mnie wciągnęło :P świetnie piszesz :D
    zapraszam do mnie:http://zyjemiloscia.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  22. czytając twoje opowiadanie normalnie się zatracam, mogłabym czytać je przez cały czas, jesteś świetna, uwielbiam cię po prostu jak i to opowiadanie ;*
    początkowe sceny w hotelu naprawdę cudowne, podziwiam cię bo masz ogromy talent.
    cieszę się że Milena polubiła Wiktorię, mam tylko nadzieję że mama Lewandowskiego również przekona się że ta dziewczyna to skarb <3
    zapraszam do siebie na nowość ;*

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak zwykle fajnie.
    Zapraszam do mnie,sporo się dzieje:
    www.opowiadanie-lewa.blogpot.com

    OdpowiedzUsuń