sobota, 30 marca 2013

Rozdział 18.

- Siema! – krzyknął gość, kiedy zobaczył Roberta. Zdziwiło mnie to, że nie mówił po polsku.
Weszłam dalej i ujrzałam młodego Niemca.
- No siema, co ty tu robisz, debilu? – spytał, witając się z nim.
- Przyszedłem życzyć ci szczęścia jutro, lamusie. – powiedział śmiejąc się. Jego wzrok padł na mnie. Uśmiechnął się promiennie, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- Wiktoria, to jest Mario Goetze. – powiedział pokazując na swojego przyjaciela.
- Nie musisz mi go przedstawiać. – przewróciłam oczami. – Jestem Wiktoria. Wiktoria Kochańska. – powiedziałam i wyciągnęłam dłoń w kierunku młodego pomocnika. Zawsze marzyłam, żeby go poznać. Od razu wydawał się taką wesolutką duszą towarzystwa.
- To ty jesteś tą Wiktorią.. Ej, nie kłamałeś. Myślałem, że ona nie będzie taka pięk… - nie dokończył, bo Lewy go szturchnął. Ja zaśmiałam się. – Znaczy się no. Słyszałem o tobie wiele. Super, że nam kibicujesz. Nie wiedziałem, że takie piękności są na stadionie. – powiedział z uśmiechem.
- Pewnie te piękności zasłaniają wasze Niemki, co? – nie mogłam się powstrzymać. Mario zaśmiał się cicho, a Lewy nie mógł powstrzymać szyderczego uśmieszku. - A swoją drogą, to nigdy niestety nie byłam na waszym meczu. – odparłam smutno.
- I czas to zmienić. – zaśmiał się Mario. Usiedliśmy na łóżku i w trójkę zaczęliśmy gawędzić. Złapałam dobry kontakt z Goetze. Polubiłam go, a on mnie chyba też. W końcu jesteśmy rówieśnikami..
- Wika, bo chciałaś się jeszcze przebrać, a za 10 minut trzeba będzie zejść na obiad. – powiedział Robert patrząc na mnie.
- Ojejku, jak zleciało. – odpowiedziałam. Kompletnie straciłam rachubę czasu. Nasz gość też wstał i spojrzał na zegarek, który mieścił się na wyświetlaczu jego telefonu. Po jego minie wywnioskowałam, ze też zapomniał o czymś takim, czym jest czas. Ale było tak miło, że trudno było zakończyć naszą rozmowę. Rozmowę zarówno o Borussii, jak i Barcelonie i Realu, trochę o moim tańczeniu i planach na przyszłość. Każdy miał coś ciekawego do powiedzenia i tak jakoś poszło.. Dowiedziałam się, że Mario bardzo lubi fotografię i już umawiał się ze mną na sesję zdjęciową.
- Był miło, ale się skończyło.. Będę musiał już lecieć. – powiedział smutno pomocnik. – Za pół godziny mam trening.
- A no tak, zapomniałam, że ty też będziesz grał na Euro. – stuknęłam się w czoło. – Kiedy gracie?
- Za 3 dni. – oparł z uśmiechem.
- Okej, może uda mi się przybyć. – powiedziałam. – Tylko nie spodziewaj się, że przyjdę w barwach Niemiec – dodałam śmiejąc się.
- I tak nikt nie uwierzy, że jesteś Niemką. – odparł i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. – Miło było cię poznać. – dodał i przytulił się do mnie.
- Myślę, że mnie bardziej. – powiedziałam i uśmiechnęłam się. – Teoretycznie rzecz biorąc, znam cię dłużej, więc tym dłużej czekałam na nasze spotkanie. – Mario uśmiechnął się. Chyba za bardzo mu posłodziłam.. – Ale nie czuj się wyjątkowy, bo to samo odczuwam do innych zawodników BVB. – dodałam z uśmiechem. On przewrócił tylko oczami.
- To jeszcze raz powodzenia, lamusie. Strzel coś w końcu. – zwrócił się do Roberta i podali sobie ręce śmiejąc się. Ja uśmiechnęłam się, bo jak oni się śmieją, to nie idzie stać obok z poważną miną. Lewy odprowadził przyjaciela do wyjścia hotelu, a ja w tym czasie wzięłam ciuchy i pomknęłam do łazienki, przebrać się.

~*~
- O, idą nasi zakochani! – powitał nas Kuba. – Też was kocham, nie musicie mi tego ciągle powtarzać. – dodał widząc nasze miny. Zajęliśmy miejsca obok naszej stałej paczki.
- A co u Agaty? – zapytał Robert. – Bo ciągle gadasz o nas, a o was nic nie mówisz..
- No i czego już zaczynasz, idioto.  – westchnął. – Ja nie mam takiego szczęścia i nie mam co wielce opowiadać. – stwierdził. Spojrzałam na Roberta. Tak naprawdę nic nie wiedziałam o związku Kuby i Agaty. Poznałam ją na tym bankiecie. Muszę przyznać, że jest wspaniałą osobą. Mieć taką przyjaciółkę, żonę, koleżankę.. kogokolwiek, to naprawdę należy się z tego cieszyć.. Kiedy chłopacy w oczekiwaniu na pierwsze danie zagadali o jakiś tam motoryzacyjnych sprawach, tryknęłam Lewego.
- Hm? – oparł rękę o oparcie mojego krzesła.
- Ej, a o co chodzi z Kubą i Agatą? Bo zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nic o niej nie wiem. Gadałam z nią trochę na tym bankiecie, ale wiesz.. – mówiłam cicho, ale nawet jak bym darła się na całe gardło, to i tak tamci by mnie nie usłyszeli. Mówili tak głośno i to z takim zapałem. Jeden przekrzykiwał drugiego. Jak w przedszkolu.
- Znaczy nic się jakiegoś nie dzieje.. Oni się bardzo kochają, ale tego nie ukazują tak bardzo. Często mają ciche dni, bo wiesz.. Kuba czasem przesadza. Albo na imprezach, albo coś.. Ale naprawdę nie mogą bez siebie żyć. Specyficzna para. – uśmiechnął się do mnie. – Często się śmiejemy z niego na treningach, jak go coś boli w krzyżu, albo coś w tym stylu, to nie możemy się powstrzymać od gadki, że to na pewno, że Agata nie wpuszcza go do sypialni, i biedak śpi na kanapie. – zaśmiał się cicho. Ja mimowolnie zrobiłam to samo.
- Ej, głowa mnie już od nich boli. – powiedziałam smutno, patrząc na wykłócających się o coś piłkarzy. Oparłam głowę na ramieniu Roberta. – Jak ty z nimi wytrzymujesz? – spytałam.
- Na szczęście zgrupowania są od czasu do czasu. – odparł. – Ale to idzie się przyzwyczaić. – powiedział, a ja domyśliłam się, że na jego twarzy można dostrzec uśmiech. Sama uśmiechnęłam się i poczułam, że coś się zmieniło. Było tak fajnie.. Okazało się, że chłopacy przestali już się sprzeczać, tylko zajadali już pierwsze danie, patrząc na nas.
- Ostygnie wam! – powiedział Wojtek, pokazując brodą na nasze talerze z jakąś zupą. Tak, z jakąś. Nie wiedziałam za bardzo co to jest. Okej, ryzyk fizyk. Wzięłam łyżkę w rękę i spróbowałam tego, co było w talerzu. Nadal nie wiedziałam co to jest, ale było dobre, a to najważniejsze. Kiedy zjedliśmy i pierwsze i drugie już danie, Fornalik wstał od stołu.
- Hej, panowie! – zawołał.
- Jeszcze jeden taki numer i z wami nie gram! * – odkrzyknęli chórem, a ja wybuchłam śmiechem.
- Dobra, dobra. – uśmiechnął się trener. - Chciałem wam przypomnieć, że jutro mecz. Tam takie gadki, to będziecie mieli z psychologiem.. – machnął ręką. Widać było, że nie lubi takich oficjalnych gadek. Pewnie dla chłopaków to i dobrze, bo chyba głupi nie są, żeby ciągle uświadamiać ich, ze mają wygrać..
- Łoo, to jutro gramy? Boże, muszę ułożyć sobie włosy!! – Wasilewski wstał i zaczął biegać po stołówce. Cofam to co powiedziałam o ich inteligencji. A raczej niektórych osobnikach..
- Dobra, Wasyl. Masz jeszcze czas. – zaśmiał się Fornalik, który widocznie miał dzisiaj dobry humor. – Nie szarżujcie dzisiaj, nie stresujcie, wypocznijcie i przygotujcie na jutro. O 15.00 spotykamy się na stadionie. Mają pojawić się wszyscy PUNKTUALNIE! – to ostatnie słowo mocno podkreślił, wymachując przy tym palcem. – Zrozumiano?

- Tak, jest trenerze. – odpowiedzieli równo. No jak w wojsku! Kiedy był trener, potrafili jednak się ogarnąć. A myślałam, że to jest niewykonalne..
- Możecie się już rozejść. – powiedział i sam opuścił jadalnie. Ja spojrzałam na Lewego.
- Musimy jeszcze skombinować DVD.. – przypomniałam mu, bo jemu jak zawsze wyleciało coś takiego z głowy. Tak jak myślałam, teatralnie stuknął się w czoło, wzdychając.
- No tak, zapomniałem. – podeszliśmy do Wasilewskiego, który cały czas się uśmiechał. Ani stresu, ani rozmyśleń.. Cały czas uśmiech. Fajnie, ze jest tak pozytywnie nastawiony do tego wszystkiego i nie traci czasu na jakieś nakręcanie się, tylko po prostu dobrze się bawi.
- Ej, masz żel? - Marcin ciągle nabijał się.
- Tak mam, mogę ci pożyczyć, ale jak ty pożyczysz mi DVD. – odparł sprytnie.
- Odwaliło? Głupi żel za takie fajne DVD? – postukał się w czoło. Ja zaśmiałam się. Uwielbiałam go i jego poczucie humoru. Najlepsze było w nim to, że mimo swoich odpałów, kiedy tylko było to potrzebne, to potrafił się ogarnąć i dopomóc. Dla przyjaciół mógł zrobić wszystko.
- Ten żel nie jest głupi! Taki sam ma Ronaldo.. Wytrzyma przez całe 45 minut. – zaśmiał się.
- No dobra. Ale po co wam DVD? – spytał już bardziej poważny. O, przykład tego, że w małym odstępie czasu potrafił być takim, jakim znają go kibice na meczu. Ach, żeby oni tylko widzieli co on wyprawia, kiedy nie ma kamery!
- Wypożyczyliśmy sobie trochę filmów i chcieliśmy je obejrzeć, inteligencie. – odezwałam się. No bo po co człowiekowi DVD?
- No patrz, nie powiedziałbym.. – zaśmiał się Wasyl. – No dobra, to chodźcie, ale ja tych kabelków nie będę odpinać. – powiedział od razu z uniesionymi rękami.
- Bo tego nie umiesz, przecież wiem. – odezwał się Lewy i dostał w głowę od potężnego Wasilewskiego. Całą drogę do pokoju 231 przepychali się i śmiali. Wchodząc do tego pokoju, nie spodziewałam się takiego bałaganu.
- Boże Święty! – wymsknęło mi się. Myślałam, że to u nas jest burdel, ale okazało się, ze nas przebili. W 313 to jest jak po rewolucji „Perfekcyjnej Pani Domu” !
- A tak, sorry, ale sprzątaczka dzisiaj odmówiła pracy. – powiedział Wasilewski.
- Może ona po prostu gdzieś jest pod tymi rzeczami.. – zaśmiał się Lewy.
- Albo bidulka padła psychicznie. – dokończyłam. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Lewandowski zajął się odłączaniem sprzętu.
- Dobra, to ja już pójdę do pokoju. – powiedziałam i ruszyłam do 313. Zdjęłam buty i położyłam się na łóżku. Po 10 minutach przyszedł Lewy, ledwo otwierając drzwi łokciem. Zamknął je za sobą nogą. Wyglądał bardzo komicznie! Na rękach miał odtwarzacz DVD, a na tym sprzęcie, wokół jego szyi, pomiędzy nogami były kable. Kable, kable, kable, kable wszędzie! Zaśmiałam się z tego widoku.
- Nie masz się czego śmiać! – powiedział rzucając na łóżko sprzęt i odplątując się z tego wszystkiego. – Kurr..de. – mówił zdenerwowany. – Wasyl zamiast mi pomóc obwiązując się tymi sznurami, żebym się nie potknął, to zrobił jeszcze większy kłopot! – pierwszy raz widziałam go tak zirytowanego. Cała rozbawiona tą sytuacją wstałam i zaczęłam odplątywać go z tego wszystkiego.
- Daj to łamago.. – westchnęłam, a on na mnie spojrzał.
- Ja ci dam łamagę. – zagroził, na co się uśmiechnęłam. - Ty i te twoje pomysły. Ciekawe jak to podłączysz! – ciągnął dalej, machając rękami.
- Weź, nie ruszaj się tak gwałtowne. – powiedziałam, skupiona na odplątywaniu tych supłów, które narobił szarpiąc się z tym. Po minucie był już uwolniony.
- Dzięki. – westchnął. – Zanim to wszystko..
- Cii, nie marudź już. – powiedziałam i położyłam mu palec na ustach. – Razem jakoś to zrobimy. – uśmiechnęłam się do niego, dodając ducha walki. Nie mogłam już dłużej tego ukrywać. Powiedzenie mu o moim uczuciu było kwestią czasu. Zastanawiałam się tylko nad tym, kiedy to dokładnie zrobić. Czy już od razu po meczu, czy przed meczem.. czy w ogóle wstrzymać się z tym do końca rozgrywek..? Nie no, tak długo chyba nie będę zwlekać. Chociaż czy długo? Nie to, żebym nie wierzyła w siły reprezentacji, ale nie mogłam się też oszukiwać. Mimo, że bardzo denerwowałam się, kiedy wyobrażałam sobie to, że stoję przed nim i.. i wyznaję mu miłość? Żenujące. Ale muszę przejąć inicjatywę. Nawet jeśli on nie będzie chciał być ze mną, będzie świadom tego co się miedzy nami dzieje. Chyba lepiej, żebyśmy się nie spotykali, niż żebym się z nim przyjaźniła, ciągle oczekując czegoś więcej.. Ta, to byłoby chore. Nie wytrzymałabym prędzej czy później. No, ale cały czas nie wiedziałam czy powiedzieć mu to teraz, dzisiaj? Czy może po meczu? Byłam bardziej przychylna drugiej opcji. Jeśli powiem mu to teraz (a byłam prawie pewna, że odrzuci moje propozycje spędzenia ze sobą całego życia) to będzie jeszcze bardziej roztargniony, zamyślony.. i to w ten sposób może ucierpieć reprezentacja i wszyscy fanatycy polskiej piłki. Okej, Kochańska. Decyzja zapadła, nie możesz już się wycofać. Jutro wieczorem, od razu po meczu powiesz Lewandowskiemu całą prawdę. On zasługuje na to, żeby wiedzieć na czym stoi.



Po 10 minutach odetchnęliśmy z ulgą. Usiedliśmy na łóżku.
- A wziąłeś pilota? – spytałam patrząc na niego. Wiedziałam, że go nie ma. Czasem jest roztrzepany, ale to jest bardziej urocze, niż przeszkadzające. Chociaż? Pewnie przyjdzie taki czas, że będę przez to go wyzywać.
- Zabij mnie.. Ale ja już nie mam normalnie siły na Wasilewskiego. Znowu mu się coś przypomni i będę musiał tam zostać. – powiedział i spojrzał na mnie. – Kocham cię baaaardzo mocno, jesteś złota, znakomita, najlepsza i błagam, żebyś poszła tam.. – zrobił takie oczyska, że przebił kota z Shreka. Powoli uodporniałam się na jego oczy, ale na to spojrzenie nie miałam żadnego sposobu.. Mimo, ze nie chciało mi się tam iść, zrobiłam to jednak. Zapukałam do drzwi z napisem 231.
- Proszę! – krzyknął Marcin. Na komendę otworzyłam drzwi.
- Hej, ja po pilota, bo ten gałgan nie wziął. – powiedziałam, śmiejąc się. Wasilewski grzebał coś w Internecie. Odłożył laptopa i sięgnął po pilota z szafki, która znajdowała się obok plazmy.
- Proszę cię bardzo. Miłego seansu. – odparł podając mi pilota.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się i zmierzałam już ku wyjścia, ale Wasyl złapał mnie za rękę. Odwróciłam się, lekko zdziwiona. Miałam wtedy tysiąc myśli na sekundę. Stało się coś? Spojrzałam na niego w oczekiwaniu, że powie mi to, co zamierza. Nie mogłam ukryć lekkiej niepewności i zdenerwowania..


* Nawiązanie do reklamy Astry Sedan, w której Robert, Kuba i Łukasz występują. 

(dla tych, którzy nie widzieli, polecam zobaczyć też kulisy powstawania, uśmiech gwarantowany) 
Wiem, że to „nie te czasy”, ale opowiadanie nie jest odzwierciedleniem prawdziwej rzeczywistości :>



                                                                         •••

Rozdział stosunkowo krótki, za co mam nadzieję, że się nie pogniewacie. Ogólnie ten rozdział jest takim bonusikiem, bo miałam dodawać co niedzielę.. ale chciałam Wam jakoś wynagrodzić to, że tak przeżywacie,  że rozdział będzie raz na tydzień. Naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego i mogę powiedzieć, że szczerze mnie to uradowało, bo zrozumiałam, że naprawdę lubicie to opowiadanie. Jak też pewnie zdążyłyście zauważyć zmieniłam "nieco" wygląd bloga, który mam nadzieję, że też się spodoba c: I w związku ze zbliżającymi się świętami wielkanocnymi, chciałabym życzyć Wam, abyście zawsze były szczęśliwe, zdrowe, pozytywnie nastawione do życia i abyście dążyły do swoich celów, bo spełnienie ich jest wykonalne! Nie wiem czego jeszcze Wam życzyć, dlatego dalszą część możecie sobie dopowiedzieć :) A, no i żebyście spotkały Lewego, hah! Jesteście wspaniałe, dziękuję za wszystko! ♥ 
+ wielkie podziękowania i wyrazy podziwu dla VANESSY, która dzielnie wysłuchiwała moich stękań, przy remoncie bloga. Dziękuję za wsparcie, chyba nam się udało, milordzie :3 *żółwik* Ogłaszam wszem i wobec, że jesteś niepowtarzalna, i kocham Cię, mordo <3 :*  
















Pomyślałam, że się z Wami  podzielę moimi świątecznymi dekoracjami.  Żółto-czarna magia świąt! :3 

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 17.


Kiedy otworzyłam oczy, spałam na swojej stronie łóżka. Nie mogłam powiedzieć, że się nie uśmiechałam, bo robiłam to i to mocno. Śnił mi się nasz wspólny pocałunek. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Ale miałam kolejny dylemat. Nie bardzo wiedziałam, jak teraz zachowywać się w stosunku do niego. Udawać, że nic się nie stało? Chyba to będę robiła najlepiej.. Roberta nie było obok mnie. Wiedziałam!
- LEWANDOWSKI DEBILU! – krzyknęłam głośno. I tak mnie pewnie nikt nie słyszał, bo są przecież na treningu. Spojrzałam na zegarek. 9.10. Dobra, nie jest źle. Wstałam zła i poszłam do łazienki. Szybko umyłam się i ubrałam. Ja i spódniczka? Rzadkość. Ale nie byłam jakąś chłopczycą, po prostu wolałam rurki, lub szorty. Ale dzisiaj postanowiłam, że jednak wykorzystam prezent od mamy i choć raz ubiorę się w nią, tak ot, bez żadnej okazji. Przeczesałam jeszcze włosy, pomalowałam rzęsy i podkreśliłam oczy. Nie chciałam się jakoś wielce stroić, ale i też nie pójść tam jak straszydło. Został mi problem butów. Wyjrzałam przez okno. Po wieczornym deszczu nie było śladu, choć dzisiaj nie było zbyt upalnie. Postanowiłam zaszaleć i skoro mam spódniczkę, no to nie wypada w trampkach. Postawiłam na mega wygodne, ale obcasy.. Kochańska szaleje! Po kilku minutach zamykałam już drzwi. Szybko, nie zwracając uwagi na to, ze mam na sobie buty śmierci wyszłam z hotelu. Co zastałam? Fotoreporterów i dziennikarzy.
- Przepraszam, mogłaby pani powiedzieć coś o związku z Lewandowskim?

- Od kiedy jesteście razem?
- Skąd się znacie?
- Nie przeszkadza to Ani Stachurskiej? – takie pytania słyszałam. Ominęłam ich wszystkich, nie zwracając na nich uwagi. Jeszcze szybszym krokiem doszłam już do stadionu, gdzie chłopaki mieli trening. Weszłam trochę zła na Roberta, że mnie zostawił i nie obudził, ale i na to, ze zobaczę kolejny artykuł o sobie. Zobaczyłam, że Lewy szczerzy się na mój widok.
- Czego się cieszysz? Miałeś mnie obudzić! – to zastąpiło moje przywitanie.
- Cieszę się, że cię widzę i to w dodatku w spódniczce i na obcasie. – śmiał się i przytulił mnie.
- Debil z ciebie i tyle! – powiedziałam i uderzyłam go w klatkę piersiową. Ominęłam go i poszłam do Wojtka.
- Siema. – przywitałam się z nim i chłopakami, którzy stali obok niego.
- Witamy. Pogodziliście się już? – spytał Kuba.
- Tak, ale na nowo mam na niego focha. – powiedziałam i spojrzałam na zbliżającego się do nas Roberta.
- O co znowu? - spytał znudzony.
- Spadaj! – powiedziałam. Wyszło, że jestem jakaś nadąsana lala.
- Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. – zaśmiał się Błaszczykowski.
- Spoko. Wczoraj mówiłam, żeby mnie obudził, bo chcę z nim iść na trening. I co? Lewandowski oczywiście poszedł sobie sam. A co będzie się przejmował! I zostawił na pożarcie dziennikarzom i fotoreporterom. – powiedziałam z założonymi rękami.
- Serio? Złapali cię? – Robert był zaskoczony, lub takiego udawał. Aktor był z niego dobry, nie miałam pewności, czy nie wykorzystuje teraz tych swoich zdolności.
- No a nie? Jakbyś ze mną szedł, byłoby mi raźniej. – przewróciłam oczami. Ja z kolei nie byłam najlepszą aktorką, ale udawanie nadąsanej chyba przyniosło rezultaty. Chyba zmienię plany na przyszłość!
- Ale spałaś jak zabita! Byłaś zmęczona, to cię nie budziłem. – stwierdził Lewy. Oh, jaki dobrodziej! No naprawdę, order dla tego pana!
- No fajnie! To nie jest wytłumaczenie. Jutro na kolejny trening wstanę wcześniej i też cię nie obudzę, bo słodko spałeś. – mówiłam coraz bardziej zirytowana. Kurde, aktorką to ja jednak nie mogę być. Za bardzo wczuwam się w swoją rolę.
- Ale to co innego! – prychnął. No kurde szklak może człowieka z nim trafić! Idź do diabła Lewandowski!
- To samo! – znów się sprzeczaliśmy. Ale to normalka. Ja jestem zadziorna, a on też ma swój charakter i nie da sobie w kasze dmuchać. I to mi chyba też w nim imponowało. Jako jeden z nielicznych potrafił mi się przeciwstawić. Ale i też umiał przepraszać..
- Dobra, nie chcę kolejnych sprzeczek. Niech ci będzie.. przepraszam. – powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- „Niech ci będzie”. Ale i tak powinieneś mnie obudzić! - wypomniałam mu. Oj, tego nie pozwolę mu zapomnieć!
- Następnym razem nawet o 5.00 cię obudzę. – usłyszałam, a na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmieszek.
- Nie przesadzaj. – tak, tak. uważaj, bo ci wstanę! Zawsze musiałam wszystko skomentować. Musiałam chyba zacząć nad tym ćwiczyć.
- Ale sama tego chciałaś, kochanie. – powiedział i pocałował mnie w czoło, odchodząc ode mnie. Ja tylko stałam i kręcąc głową uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry! – krzyknęłam machając Fornalikowi. On uchylił głowę z uśmiechem. Poszłam na trybuny i usiadłam w pierwszym rzędzie oglądając chłopaków. Chciałam zobaczyć ich z bliska. Na meczach nie miałam okazji, więc może odbiję sobie na treningu? Ta… żebym tylko jakąś grę zobaczyła.. Tak jak myślałam, wydurniali się, śmiali i krzyczeli, ale na szczęście robili swoje. Musieli przecież się ogarnąć, bo jutro już pierwszy mecz… Ciekawe. Tydzień temu leżałam i myślałam jak fajnie mają ci, którzy mają bilet na mecz.. A teraz? Siedzę sobie na trybunach oglądając trening, znając się z każdym zawodnikiem, mieszkając w jednym pokoju z jednym z nich.. Jakie to życie jest dziwne.
- PIĘTNAŚCIE MINUT PRZERWY!!! – krzyknął głośno Waldemar Fornalik. Chłopacy porozsiadali się zmęczeni na murawie. No tak, żaden nie ruszy dupy, żeby do mnie przyjść. Ależ przecież zmęczeni po ciężkich 45 minutach! No tak, jak śmieją się i krzyczą, to wiadomo, ze zmęczenie przyjdzie wcześniej. Ale co tam, oni mieli swoje inteligentne zasady..
- Nie no spoko, zaraz do was przyjdę! – krzyknęłam.
- O Jezu, zapomniałem o tobie! – usłyszałam Lewandowskiego. Wstał i podbiegł do mnie. Ojej, jednak trochę siły miał! Usiadł obok mnie, opierając rękę o moje oparcie.
- Jak rozpoczęłaś dziś dzień? – spytał z uśmiechem.
- Dokładnie rozpoczęłam go słowami: „LEWANDOWSKI DEBILU!” - powiedziałam śmiejąc się.
- Dobrze wiedzieć. – uśmiechnął się, ukazując prosty rząd śnieżnobiałych zębów.
- Spodziewałeś się czegoś innego? – zaśmiałam się patrząc na niego. – Marzyłam o tym, żeby zobaczyć wasz trening.
- Jak widać nie ma na co za bardzo patrzeć. – wzruszył ramionami. No, pewnie trochę prawdy w tym jest. I potem dziwić się, że nie wygrywamy!
- Tego nie mogłam przewidzieć.. – uśmiechnęłam się. Klepnęłam go w ramię. – Nie no żartuję. Fajnie, że jesteście rozluźnieni i tak dalej, ale skupcie się trochę. – puściłam oczko. Ach, Kochańska dobra rada!
- Powiedz to im – kiwnął głową w stronę przyjaciół. – Ja jestem grzeczny. – odparł, a ja prychnęłam.
- Ty grzeczny? – uniosłam brew. – No chyba nie.. – zaśmiałam się, bo dostałam sójkę w bok.
- Jestem bardzo grzeczny. To ty sprowadzasz mnie na złą drogę.
- Ja? – zaśmiałam się. – Dobra koniec. Obydwoje jesteśmy niegrzeczni. – stwierdziłam. – Pokaż mi stadion, hm?
- Okej. – odpowiedział z uśmiechem. – Mogłem wcześniej na to wpaść. – przewrócił oczami. Wstaliśmy i uśmiechnięci wyruszyliśmy przed siebie. Lewy pokazał mi chyba wszystkie zakamarki, łącznie z łazienkami, szatniami, czy pokojem, gdzie miał swoje miejsce psycholog sportowy. – Kiedyś zobaczę cię za tym biurkiem. – odparł i uśmiechnął się do mnie. Taa, chciałabym.. Ale to nie jest takie proste.. Spojrzałam przez okno.
- Robert, nie wiem czy wiesz, ale chłopacy już ćwiczą – powiedziałam odwracając się do niego.
- Co?! Cholera! – złapał się za głowę z grymasem. – Będę miał z 20 kółek ekstra. Zawsze o tym marzyłem… - powiedział sarkastycznie.
- Nie gadaj, tylko chodźmy. – odparłam i wzięłam piłkarza za rękę. Szybko zeszliśmy na murawę. Pociągnęłam go w stronę trenera. – Nie ważne co powiem, zawsze przytakuj. – szepnęłam do niego.
- Robert, co to za spóźniania? Wiesz, że tego nie toleruje. Przez to.. – odezwał się Fornalik. Nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Przepraszamy bardzo, ale chcę, żeby pan wiedział, że to przeze mnie się spóźnił. Byłby tu już dawno, gdyby nie ja. Bardzo źle się poczułam i poprosiłam Roberta, żeby zaprowadził mnie do łazienki, żebym mogła przemyć twarz zimną wodą. Poszliśmy tutaj, ale ta najbliższa była zajęta. Ja na gwałt musiałam iść do tej łazienki, więc Lewy poprowadził mnie do tej, gdzie jest gabinet psychologa… - mówiłam nieschludnie, szybko i ze zmarszczonym czołem. Jak chciałam komuś coś wytłumaczyć, no to była typowa do tego mina. Nie wiedziałam też, czy przez szybkość wypowiadanych słów, wyłapał gdzie kończy się zdanie, a gdzie zaczyna... - I jakby tego było mało, przemywając twarz ochlapałam bluzkę i się trochę przedłużyło. Naprawdę proszę mu darować te kółka, czy coś za karę, bo to ja, a on nie chciał mnie zostawiać w tych labiryntach korytarzy.. – powiedziałam i obróciłam się do Roberta, którego i tak tam nie było. Okazało się, że szybko wrócił to ćwiczeń. – O, widzi pan, on już nadrabia. – dodałam i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Fornalik pokręcił głową z uśmiechem.
- Boże, jak on ma z tobą dobrze! – powiedział uśmiechając się do mnie. – Okej, odpuszczę mu. Ale muszę się też uodpornić na twoje prośby, bo w końcu za milutki dla nich będę! – zaśmiał się i powrócił do naganiania chłopaków, którym już się trochę nie chciało. Uśmiechnęłam się widząc ich miny i słysząc ich stęki.
- Pokutujecie kochani za to co było 2 dni temu. – powiedziałam i posłałam im buziaka w powietrzu. Ominęłam zgrabnie piłkarzy i usiadłam tym razem na miejscu obok trenera. Miałam niezły ubaw z nich. Zapominałam tutaj o problemach. Muszę tutaj częściej przychodzić..

***
- To gdzie teraz pójdziemy? – zadał mi pytanie Lewandowski, kiedy wracaliśmy już ze stadionu. Nogi mi do tyłka przyrosły, a przepona bolała od dzikiego śmiechu. Ale kto by się nie śmiał z Wasilewskiego śpiewającego „Ave Maryja” ?
- Chyba nie ma co szaleć, bo musisz się oszczędzać na jutro, nie? – spojrzałam na niego.
- No niestety. – odpowiedział. – Ale jak ty chcesz gdzieś iść, to ja cię nie zatrzymuję, mogę cię nawet zawieść. – powiedział z palcem ku górze. Myślałam, że padnę widząc jego zadowoloną minę. Zachowywał się jak Matka Teresa z Kalkuty..
- Łoo, jakiś ty łaskawy! – odezwałam się sarkastycznie. I tu padło na mnie słynne spojrzenie Bitch Please. Znałam je, bo bardzo często padało na mnie, kiedy wyjechałam z jakimś niezrównoważonym pomysłem, albo coś w tym stylu. Lewandowski love!
- No ba! – zaśmiał się piłkarz i z powrotem poczułam, że na mnie patrzy. Odwróciłam głowę w jego kierunku.
- Jeśli chcesz znać moją odpowiedź, to zostaję z tobą, głupku.
- Jakby nie było tego „głupku”, to normalnie bym cię uściskał. – odpowiedział, a ja zaśmiałam się.
- Ale zostaję? Zostaję. Więc nie możesz mieć do mnie żadnych pretensji. Kochanie. - to z ostatnie słowo podkreśliłam.
- O, tak lepiej. – zaśmiał się i objął mnie ramieniem. Czasami zastanawiałam się nad tymi naszymi czułościami. Nie było ich trochę za dużo? Nieeee.. Gdzie tam, było idealnie. Znaczy się no.. znowu zapomniałam ogarnąć swoich brudnych myśli. Oj, Kochańska!
- Co będziemy robić? Bo ja mam ochotę na taki wieczór filmowy. Wiem, nie mamy żadnych filmów, ale pojechalibyśmy do wypożyczalni. – powiedziałam z głową zadartą ku górze, żeby móc zobaczyć reakcje Lewandowskiego.
- Myślę, że to świetny pomysł. – powiedział z uśmiechem. – A jest u nas w pokoju DVD?
- I to było właśnie moje pytanie. Nie wiem czy u nas jest, ale u Wasyla w pokoju jest na stówę, bo oni jeszcze gadali, że oglądali.. no, filmy. – dokończyłam i zaśmiałam się.
- No tak, chyba, że oglądali to tak wiesz w telewizorze.
- Błagam cię, takie coś nie leci o 22 w telewizji. – spojrzałam na niego, jakby było to oczywiste. W sumie, to jest oczywiste, ale napastnik tego chyba nie przemyślał.
- Nie patrz tak na mnie! Nie wiedziałem, że to było o 22.. – zaśmiał się cicho. – Ale co w związku z naszym wieczorem?
- Bo moglibyśmy od nich pożyczyć. Podłączymy raz dwa i już! – klasnęłam w dłonie. No dawaj, Lewandowski! Mam ochotę na „Dirty Dancing”..
- Ale oni pewnie też będą chcieli się zrelaksować.. – spojrzał na mnie z góry. Ach te jego ślepia. No i znowu te myśli.. Mamo!
- No to zabierzemy im to siłą. Akurat w ten wieczór pograją sobie np. w karty. – stwierdziłam, a Robert pokręcił głową na znak, że się zgadza.
- To od razu odbijemy do samochodu, wypożyczymy i wrócimy. Akurat będzie obiad.
- I ja jeszcze będę musiała się przebrać przed obiadem.. – powiedziałam ze skwaszoną miną.
- Czemu? Zajebi.. Zarąbiście wyglądasz! Ale znając życie jest ci niewygodnie, prawda? – spytał, a ja kiwnęłam głową potwierdzająco. – No i zrozum tu kobiety! – westchnął, a ja na niego spojrzałam spode łba.
- Masz jakiś problem?
- Nie, żadnego. – powiedział i zaśmialiśmy się. Po kilku minutach byliśmy na parkingu przy hotelu. Udaliśmy się do zapierającego dech w piersiach czarnego Mercedesa. Wpakowałam się do środka i usiadłam wygodnie. Moje super ekstra wygodne buty, z braku przyzwyczajenia stały się super ekstra przeszkadzającymi butami. Ruszyliśmy. Ciągle nie mogłam napatrzeć się na ten samochód. Wnętrze było tak samo ładne i jak i z zewnątrz. Chociaż nie, było ładniejsze. Nie znałam się na samochodach, ani jakoś wielce się nimi nie interesowałam, ale jako kobieta stwierdziłam, że mogłabym takiego mieć.
- To nie jest twój jedyny samochód, prawda? Bo widziałam cię w innych. – stwierdziłam z uśmiechem, zaczynając rozmowę.
- Nie. Mam dwa. – powiedział z uśmiechem na chwilę spoglądając na mnie. – Tym często jeżdżę właśnie w Warszawie, bo zawsze zabieram ze sobą rodzinę i tak dalej.
- Jak coś, nazwę go rodzinnym autem, bo i tak nie zapamiętam jego pełnej nazwy. – powiedziałam od razu. Muszę go uprzedzić, bo kiedyś tam wyjadę mu z „rodzinnym autem” a on znając życie nie zakuma, a potem dwadzieścia minut tłumaczenia o jaki samochód chodzi..
- Okej. A drugi jest szybszy i bardziej sportowy, bo w Niemczech z reguły jeżdżę sam. – uśmiechnął się. Z wywiadów wiedziałam, że na początku często dostawał mandaty za przekraczanie prędkości. Fajnie było pogadać i upewnić się, czy to co przeczytałam w wywiadzie jest prawdą..
- Mm, opłacalne. – zaśmiałam się. – I co to za samochód?
- AudiRS5. – powiedział, ale zdał sobie sprawę, że nie wiem o co chodzi. – Taki czarny, mniejszy. – ta, mało to takich czarnych i mniejszych? Widząc moją minę westchnął. - Pokażę ci zdjęcie jak będziemy w hotelu. – zaśmiał się cicho. Dla niego oczywiste były marki samochodów, a dla mnie marki butów. No cóż, idealni nie możemy być. I co to za facet, który znałby się na markach butów lepiej ode mnie? Uciekałabym, gdzie pieprz rośnie, albo i dalej.
- Okej. – uśmiechnęłam się. – No nie moja wina, że nie znam się na autach. – rozłożyłam ręce. – Wystarczy, że umiem jeździć i wiem ogólne informacje. Modelów na pamięć nie będę znała, wybacz.
- I tak dobrze, że umiesz prowadzić. No i nie ma kobiety idealnej.. – powiedział, a ja gdyby nie to, że prowadzi trzepnęłabym go w głowę. – Dla mnie wystarczy, że lubisz piłkę. – dodał z uśmiechem, chcąc mnie udobruchać. Ja tylko pokręciłam głową. Byliśmy już na miejscu. Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do wypożyczali wideo. Ludzie tam będący wybałuszyli oczy.
- To już Robert Lewandowski nie może przyjść do wypożyczalni wideo, żeby nie zrobić z tego rozróby? – spytał wzdychając. Oczywiście pociągnął mnie do pólek, gdzie były horrory.
- Nie, błagam nie.. Tylko nie wszystko wybierasz ty. – powiedziałam.
- No dobra, to ty idź na te romansidła, ja wezmę horrory i potem jeszcze wybierzemy razem ze dwie komedie. Starczy? – spojrzał na mnie.
- Tak, tak. – powiedziałam, będąc już w drodze po moje ulubione filmy. Obowiązkowo wzięłam „Dirty Dancing”, który będę oglądać 1232876231 raz. Ale nadal mi się nie znudził, i chyba już nigdy nie będzie. Uwielbiałam go też ze względu na taniec, a ja jako tancerka.. Rozumie się samo przez się. Wzięłabym jeszcze „Step Up”, ale już zlitowałam się nad Robertem. Wzięłam jeszcze dwie komedie romantyczne z dobrymi recenzjami, ale których jeszcze nie oglądałam.
- Dirty Dancing, serio? – usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się.
- Ej, nie obrażaj tego filmu, bo jest kultowy i ponadczasowy. – uśmiechnęłam się.
- No tak, tancerka z marzeniem wielkiej miłości… - zaśmiał się Lewy. – Tak, film chyba idealny dla ciebie. – przewrócił oczami.
- A oglądałeś go kiedyś?
- Ta, cztery razy i tyle mi starczy. Milena masakrowała mnie tym filmem.. – westchnął.
- No to teraz będzie piąty, bo nie odpuszczę. – wytknęłam mu język. – Cho na te komedie. – kiwnęłam głową. Wybraliśmy dwie komedie. Razem mieliśmy 8 filmów. Cóż, najwyżej zostanie na później. Po 15 minutach wchodziliśmy właśnie do hotelu. Spotkaliśmy Wojtka.
- Ooo, właśnie, dobrze, ze was spotykam. – powiedział zatrzymując się. – Macie gościa w pokoju.
- Kogo? – spytałam.
- No gościa.
- Nie bądź taki mądry. – Robert uderzył go w głowę.
- Ten gość powiedział, że ma być to niespodzianka… - odparł z uśmiechem i ruszył przed siebie. Spojrzeliśmy się na siebie z Lewym. Okej? Dziwne. Wzruszyliśmy ramionami i udaliśmy się z ciekawością do pokoju. Takich niespodzianek nie lubiłam. Zawsze się denerwowałam.. Chociaż teraz podeszłam do tego z dystansem, bo Robert. Taa, Robert wytłumaczeniem na wszystko. No, ale cóż. To tak jak w tamtym śnie. Kiedy Lewandowski jest obok, nic nie jest wstanie wzbudzić we mnie strachu.. 

•••
Moje pytanie numer jeden: co myślicie o nowym nagłówku? Wczoraj do 1.00 z łzawiącymi już oczami szukałam ich zdjęć i potem obrabiałam je. Niestety zmęczenie chyba dało w znaki, bo nie jest ono idealnie zrobione. Ale przynajmniej po chyba 20 próbach, coś trafiło w mój gust. Musiałam kombinować, bo zdjęcie Niny było już lekko obrobione, a Roberta nie, musiałam bawić się kolorami, odcieniami, żeby był on przybliżony przy obu zdjęciach.. No cóż, jestem perfekcjonistką. Wszystko dopięte na ostatni guzik. I wybaczcie, że nie dodałam rozdziału wczoraj. Weszłam późnym wieczorem, więc i tak pewnie nikt by tego nie przeczytał.. I robię małą zmianę. Od teraz rozdział będzie dodawany raz w tygodniu. Moje pytanie numer dwa: w jaki to ma być dzień? Środa, czy niedziela? (bo z reguły w tych dniach dodawałam)

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 16.


Nie wiedząc co powiedzieć uśmiechnęłam się. Chyba mówił to tak w żartach, ponieważ sam miał uśmiech od ucha do ucha i bardziej zajął się szukaniem pilota, niż zastanawianiem się nad tym, co powiedział. Powiedziałabym szkoda. Ale czy szkoda? Boże Kochańska, pewnie, że szkoda! Tak, muszę to w końcu otwarcie sama przed sobą przyznać. Chyba się zakochałam. Zakochałam się i to bezpowrotnie. Uwielbiałam każdy moment spędzony w jego towarzystwie. Znałam go bardzo dobrze - wspólne mieszkanie ze sobą jednak łączy ludzi. Praktycznie tylko ja wiedziałam, że jak mu się nie chce to chowa skarpetki pod łóżko i dopiero rano je sprząta, że zostawia niezakręconą pastę do zębów przy umywalce, że kręci się w łóżku jak smród po gaciach i zawsze budzi się śpiąc na brzuchu, że nie lubi niezakrytych nóg w nocy, że jest roztrzepany i zapomina gdzie co włożył, że często wieczorami szykuje sobie ciuchy na następny dzień, bo rano zajęłoby mu to zbyt dużo czasu.. wiedziałam typowe dla niego rzeczy, których nie wiedziałabym, gdyby nie wspólne mieszkanie. Więc jaki jest problem? A no problem jest taki, ze nie wiem co jest po tej drugiej stronie. Nie wiem, czy on też tak myśli. Może jestem wakacyjną przygodą? Może wcale nie wiąże ze mną dalszych planów, tak jak ja to robię? Czekam na jego krok. Ale czy to nastanie? 
- Gdzie jest ten pilot.. – mruczał nadal go szukając. – Znając życie jest na bank pod twoją dupą – spojrzał na mnie.
- Nie ma tu żadnego pilota, idioto. – odpowiedziałam i wtedy poczułam jego ręce przy moich biodrach, ale i tyłku. – Ej! – uderzyłam go w głowę.
- Zamknij się i nie wal mnie już w tą głowę, bo w końcu guza będę miał! – odparł i podniósł mnie delikatnie. Wziął pilota. – Mówiłem, że jest pod twoją dupą?!
- Dobra, ale nie musiałeś mnie obmacywać!
- Nie bądź taka święta! I poza tym, gdybym tego nie zrobił, to wstałabyś, żebym zobaczył, czy nie ma tam pilota, który i tak tam był?! – powiedział na jednym wdechu. Pierwszy raz się kłóciliśmy.
- No nie! Ale to nie zmienia faktu, że poczułam się urażona!
- Ojej, jak mi przykro! Nie mów, że jesteś taka święta i nigdy nikt cię nie dotykał!– odpowiedział i odwrócił się, żeby oglądać telewizor. Dwa charakterki się spotkały, sprzeczka wisiała  w powietrzu. Co on mi sugerował? Że jestem jakąś łatwą dziwką? Zabolało..
- Dziękuję ci bardzo! Jesteś mega miły. Sugerujesz, że jestem jakąś łatwą laską na zawołanie? Boże, nie idzie z tobą wytrzymać! – krzyknęłam i wstałam z łóżka. Chciałam wyjść z pokoju i iść do Vanessy, ale gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam nachylających się ku drzwiom Wojtka, Nessę, Wasyla i Kubę. Przemek i Piszczu stali za nimi. – Co,  jeszcze podsłuchujecie?! – rzuciłam zdenerwowana, ale potem widząc ich miny uśmiechnęłam się lekko. W sumie nie muszę gniewać się na wszystkich za to, że pokłóciłam się z idiotą. Te wszystkie przemyślenia z przed chwili, zniknęły w jednej sekundzie.. 
- Pierwsza kłótnia zakochańców za nami. – skwitował Kuba.
- O co poszło? – spytał Wojtek.
- Przecież podsłuchiwaliście, no to powinniście wiedzieć.. – burknęłam, pokazując przy tym, że przeszkadzało mi, że nasłuchiwali mojej wymiany zdań z Robertem.
- Weszliśmy w moment „ Boże, nie idzie z tobą wytrzymać!” – powiedział Kuba, a ja zaśmiałam się słysząc jak mnie naśladuje.
- No bo nie idzie! – odparłam.
- Ale o co poszło? – powtórzył pytanie Wojtek.
- Otóż twój przyjaciel normalnie mnie obmacywał i sugerował, że jestem łatwa.  – powiedziałam oburzona. Chciałam wyjść na świeże powietrze. Piękne, złote gwiazdy, muzyka świerszczy.. zawsze mnie to uspokajało i mogłam przemyśleć kilka rzeczy. Ten cały natłok z mediami, nacisk na to, żebym była z Robertem.. Chciałam z nim być,  ale jaką miałam pewność, że on czuje to samo? Zastanawiam się ile już razy padło to pytanie..  Może to chwilowe zauroczenie, może za tydzień pójdzie do jakiejś modelki z nogami po niebo.. On jest sławnym, wspaniałym piłkarzem. A ja? Zwykłą dziewczyną z miasta pod Poznaniem. To nie mogło się udać.. – Sorry, ale muszę wyjść. –  mruknęłam  i ominęłam wszystkich. Właśnie chyba dowiedziałam się, co on o mnie myśli. Młoda, głupia, łatwa.. Pierwszy raz widzieli mnie poważnie złą. Miałam dosyć. Dosyć wszystkiego. Tych wszystkich wątpliwości,  Roberta.. co ja gadam? Ale na chwilę obecną tak właśnie czuję. Dlatego poszłam się przewietrzyć. Wyszłam na taras i oparłam się o poręcz. Wzięłam kilka głębokich wdechów. No i powróciły pytania. Boże, co ja narobiłam? Przecież to wszystko nie było winą Roberta. Jest to wokół niego, ale nie jest on bezpośrednią przyczyną całego zamętu. Szkoda, że na tym ucierpiał. W tej chwili mojego wahania się i złości.  W sumie, to też nie powiedział niczego o dziwkach.. Spytał, czy nigdy nikt mnie nie dotykał.. Powiedział to trochę ostrzej, ale był też trochę zdenerwowany.. Kurde, ale mam zmienny nastrój. Oj Kochańska, Lewandowski długo z tobą nie wytrzyma.. – mówiłam sobie w myślach z uśmiechem. Wróciłam szybko do hotelu. Przeskakując co kilka stopni weszłam do góry, potem prosto do pokoju. Ale nikogo nie było. Na łóżku leżała biała, hotelowa kartka.

Wrócę za godzinę. Nie wiem czy cię to interesuje, ale nie chcę żebyś się denerwowała
           Robert.
Tak, te ostatnie słowa były skreślone. Czyli pewnie myśli, że mam go w dupie. Pięknie.. Chciałabym wszystko cofnąć. I pomyśleć, że to o taką drobnostkę! Idiotka ze mnie. Korzystając z tego, że nie było Lewego, a ja nie mogłam uspokoić swoich drgających z niecierpliwości nóg, poszłam się wykąpać. Ta, ciepła woda, wanna z hydromasażem.. powinno mi pomóc. Nie mogłam doczekać się powrotu Lewandowskiego. Chciałam mu wszystko powiedzieć, przeprosić..  
***
Wyszłam z łazienki w koszulce BVB. Ta godzina minęła, a jego wciąż nie było.. włączyłam telewizor i wygodnie położyłam się na dwuosobowym łóżku. Latałam bezczynnie po kanałach. O tej godzinie trudno było o coś fajnego. Po raz 82653285 leciała powtórka meczu Borussia – Real. Okej, jeśli nie ma nic innego.. znużyło mnie..
Szłam właśnie długim, bardzo długim korytarzem. Nie było końca tej wędrówki. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam gdzie tak naprawdę idę. Serce waliło mi jak młotem, bo kiedy się odwracałam, to wszystko zmieniało się w czarną nicość. Nie wiedziałam, czy ona mnie goni, czy też nie, ale czułam się strasznie. Ale wtedy przede mną pojawiło się światełko. Takie światełko od lampki. Moje serce się uspokoiło. Zupełnie nie odczuwałam już strachu. Nie bałam się, bo ujrzałam uśmiechniętego bruneta o niebieskich oczach. Na jego widok sama się uśmiechnęłam, zapominając o tym, że goni mnie czarne coś. Teraz biegłam właśnie przed siebie, żeby wpaść w objęcia przystojniaka. Nie interesowało mnie nic, tylko to, żeby do niego dobiec. Byłam pewna, że wszystko co złe skończy się z momentem, kiedy go dotknę. Dzieliło nas tylko kilka metrów. Dobiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Tak jak się spodziewałam, wszystko co złe zniknęło. Nie dotyczyło się już mnie. Byłam bezgranicznie szczęśliwa. Robert szepnął mi coś we włosy. Przytuleni szliśmy przed siebie.
- Bo ja chciałbym ci coś powiedzieć.. – zaczął.
Właśnie w tej chwili usłyszałam, że drzwi od pokoju otwierają się. Nie zdążyłam zastanowić się nad snem.  Z prędkością światła wstałam i obróciłam się do drzwi.
- Hej. – powiedziałam cicho i nieśmiało.
- Cześć. – usłyszałam w odpowiedzi.
- Słuchaj Robert… - zaczęłam bawiąc się skrawkiem koszulki. Był na mnie chyba zły. A raczej smutny. – Chciałam cię bardzo, ale to bardzo przeprosić. – zaczęłam. Stanęłam przed nim. Podniosłam wzrok. On uważnie się mi przyglądał. – Naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło. Po prostu ten cały amok z mediami, z tym wszystkim.. Nie wytrzymałam. I przykro mi, że właśnie ty na tym ucierpiałeś. Że w ogóle ktoś ucierpiał. A w szczególności ty. Bardzo mi na tobie zależy, nie chcę, żebyś był na mnie zły. Za dwa dni już mecz, nie chcę, żeby cokolwiek co dzieje się tutaj, wpłynęło na to co jest na boisku. Bo czasem trudno powstrzymać emocje. – kończąc swój monolog złapałam go za ręce. Taki impuls. – Gniewasz się mocno? – spytałam patrząc w jego niebieskie oczy.
- Nie, już wcale się nie gniewam, grubasku. – powiedział czule i przytulił mnie. Odetchnęłam głęboko. Nienawidziłam się z kimś kłócić, a tym bardziej z kimś na kim mi tak zależy. – Ja też powinienem cię przeprosić.
- Nie masz za co, to ja głównie zawiniłam. – powiedziałam. Biliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Lewy zwalczał jeszcze tą odległość. Po chwili poczułam nieśmiałe dotknięcie na moich wargach. Było to bardzo delikatnie i.. słodko. Po chwili odsunęliśmy się delikatnie od siebie.
- Przepraszam.. Nie powinienem. – szepnął.
- Nie masz za co. – uśmiechnęłam się nieśmiało do niego. Nie powinienem? Marzyłam o tej chwili, a on wyjeżdża mi z "nie powinienem"?  Zdjęłam swoje ręce z jego umięśnionego torsu. Przez ten krótki pocałunek poczułam się cholernie szczęśliwie i bezpiecznie. Ta, szkoda tylko, że trwało to sekundę. 
- Okej, ja idę do łazienki jeszcze raz się odświeżyć. – powiedział z uśmiechem. – Jutro muszę wstać, bo trening.. Jak to szybko minęło. Już za dwa dni rozpoczęcie Euro. Nawet jeśli przegramy, to i tak będzie to dla mnie najpiękniejsze mistrzostwa jakie mógłbym sobie wyobrazić… - powiedział, zmieszany lekko i unikając mojego wzroku poszedł do łazienki. Ja nie wiedząc co myśleć walnęłam się na łóżko. Ciągle na swoich ustach czułam jego słodki pocałunek.. poczułam, że jest mi zimno. Robert wchodząc wpuścił trochę chłodnego, ale świeżego powietrza. Nie zostało mi nic innego niż przykrycie się.  Kiedy poczułam miłe ciepło, przypomniał mi się dom. Wtedy pierwszy raz podczas pobytu tutaj zatęskniłam. Tak mocno, że aż miałam ochotę płakać. Nie wiem to pewnie przez to wszystko.. Brakowało mi pocieszania mamusi, przytulenia tatusia.. Poczułam się, jakbym była na koloni.. Przypomniał mi się sen. Niby tylko sen, ale co miał oznaczać? Jakoś bardzo emocjonująco do niego podeszłam. Cały czas przed oczami miałam jego uśmiechniętą twarz i to uczucie, które opętało mnie, kiedy do niego dobiegłam. Wszystko co złe skończyło się z momentem, kiedy go dotknęłam i wiedziałam, że był blisko. Tak, uświadomiłam sobie, że tak właśnie jest naprawdę. Kiedy on jest blisko, praktycznie niczym się nie denerwuję, to co mnie męczy – odbiega gdzieś. Wróci dopiero wtedy, kiedy go nie ma. Ale kiedy z nim jestem, oczywiste jest, że niczym takim nie zakrzątam sobie głowy. Boże, Kochańska czemu musiałaś pakować się w coś takiego? – myślałam, nie wierząc w to uczucie, które mnie ogarniało, gdy Robert był ze mną. Nie byłam pewna, czy dam radę być z kimś takim jak Lewandowski. Czy mam tyle siły, żeby przeżyć codzienne stresy związane ze sławą ukochanego? Jedno wiedziałam na pewno -  byłam z nim strasznie szczęśliwa. A raczej nie z nim, ale obok niego… Wtedy z łazienki wyszedł Lewy i od razu zobaczył, że ze mną jest nie tak.
- Co się dzieje? – zapytał jak zawsze, kiedy miałam zły humor. Położył się obok mnie.
- Zatęskniłam za domem. Tym spokojem, rodzicami, swoim pokojem.. Tym wszystkim – wyliczyłam smutno. W sumie to go nie kłamałam, bo początkowo właśnie o tym rozmyślałam. A że potem się coś zmieniło, to już inna sprawa..  – Mogę się do ciebie przytulić? – spytałam.
- Byłbym głupi, gdybym ci nie pozwolił – powiedział z uśmiechem i rozłożył ramie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. Równomierne głaskanie Roberta po moim ramieniu koiło nerwy.
- Głupi to i może jesteś..  Mogę tak zostać? – spytałam podnosząc głowę. On się tylko uśmiechnął.
- Jasne. – odpowiedział.
- O której wstajesz? – zadałam pytanie zmęczona już lekko.
- O 8.30.
- Okej, a jest 23.30, nie ma to jak wyspanie. – westchnęłam uśmiechając się.
- Ale ty nie musisz wstawać tak wcześnie. – szepnął z uśmiechem. – Postaram się nie obudzić..
- No chyba żartujesz, głupolu! Myślisz, że tak łatwo ci odpuszczę? Będziesz musiał się jeszcze trochę ze mną pomęczyć – zaśmiałam się cicho.  – Nie ma możliwości, żeby mnie tam nie było. Masz mnie obudzić, rozumiesz? – spytałam, a raczej nakazałam mu.
- Tak jest. Skoro chcesz iść na trening, to powinnaś już iść spać, kochana. – zaśmiał się. – Dobranoc. – powiedział.
- Branoc. – odparłam. Słuchając jego równomiernego oddechu i bicia jego serca szybko zasnęłam. 
______________________________
Cały rozdział to rozmyślenia Kochańskiej o Robercie. Nie no spoko, trochę nudy i monotonni musi być -.- I wybaczcie też za długość, ale tak jakoś wyszło :c No i z tego miejsca chcę wam Z CAŁEGO SERDUCHA PODZIĘKOWAĆ ZA TO, ŻE CZYTACIE TE MOJE WYPOCINY I ŻE JE KOMENTUJECIE! Jest to niesamowite uczucie, kiedy wiem, że to co robię i piszę komuś się podoba! Przynajmniej wiem na czym stoję i wiem, że mam tutaj ludzi, którzy lubią to co  tutaj piszę. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to idealne, ale cóż. Z każdym rozdziałem staję się bardziej doświadczona. Ten blog piszę między innymi dlatego, żeby odciągnąć Was od codzienności, tych problemów i monotonni. Mam nadzieję, że to się dzieje i choć trochę zapomnicie przez tą chwilę spędzoną tutaj o tym wszystkim co się dzieje wokół.. że pojawi się uśmiech na Waszej twarzy c: Dobra, kończę, bo mogłabym tak pisać i pisać i nic z tego nie wynika :) JESTEŚCIE WSPANIALI! ♥
P.S powstała nowa zakładka, gdzie możecie pochwalić się swoimi cudeńkami :D Odsyłam Was do niej, bo jest mi łatwiej ogarnąć te wszystkie " zaproszenia " :) 

środa, 20 marca 2013

Rozdział 15.


Stanęłam niepewnie w drzwiach pokoju 313. Z pytającym wzrokiem patrzyłam na Roberta.
- Witamy w skromnych progach. – zaśmiał się.
- Czyli się zgodziłeś? – spytałam.
- No a jak inaczej? – uśmiechnął się. – Byłbym debilem, gdybym się nie zgodził. – przewrócił oczami i wziął ode mnie torby.
- Gdzie mam się rozkładać? – spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Tutaj. – wtrącił się Wojtek, pokazując puste miejsca w szafie i szafkach. On sam też już zapinał torby i założył je na ramie. – Miłego mieszkania tutaj. Na szczęście Robert nie chrapie, a jeśli już to bardzo cicho, więc będziesz wyspana. No, chyba, ze.. dobra, nie wkurzam was już. – zaśmiał się i wszyscy wyszli z pokoju. Ja wzięłam się za torby i powkładałam ciuchy w komody i szafki. Zapowiadało się, że będę tutaj już do końca, więc porozkładałam też przy okazji kosmetyki w łazience, bo miałam tu spędzić miesiąc, a wiadomo, że denerwujące jest cały czas sięgać po kosmetyki czy ogólnie ciuchy do walizek, toreb i tym podobnych. Kiedy skończyłam się rozkładać Lewy wszedł do mnie i oparł się o framugę drzwi.
- Łoo, dawno nie miałem w łazience damskich kosmetyków...  – powiedział z uśmiechem. - Chcesz coś zjeść? – spytał.
- Powiem ci, że trochę tak. Chociaż nie powinno się jeść po 22.. – uśmiechnęłam się do niego.
- Oj tam, dzisiaj można zrobić wyjątek. – puścił mi oczko.
- Dobra, to ja się w coś ubiorę, bo chyba tak nie wypada iść. I w ogóle wydadzą nam kolacje o tej godzinie?
- Chyba nie, ale zawsze możemy wejść do kuchni i sami sobie ugotować. – zaśmialiśmy się z wizji wspólnego gotowania.
- No tak, tam jeszcze nas nie było. Okej, to teraz kochany mógłbyś już opuścić łazienkę, będzie szybciej. – uśmiechnęłam się i delikatnie popychałam go. 
- Skoro muszę.. – zrobił smutną minkę i opuścił łazienkę. Ja miałam na sobie tylko jego koszulkę z Borussii Dortmund, którą często zakładałam do spania w domu. Wzięłam uszykowane już wcześniej ciuchy i nałożyłam je na siebie. Wyszłam z łazienki, Robert grzebał coś w laptopie.
- Idziemy? – spytałam. W odpowiedzi ujrzałam promienny uśmiech współlokatora, który właśnie schodził z wygodnego, dużego i dwuosobowego łóżka..? – Ej, przecież tutaj były dwie jednoosobówki.. – stwierdziłam ze zmarszczonym czołem.
- Podziękuj naszym kochanym przyjaciołom. – uśmiechnął się.
- Mogłam się domyślić.. – pokręciłam głową. – Ale w sumie to i nawet wygodniej, bo więcej miejsca mamy. – zaśmiałam się. – A skąd to łóżko?
- Od was z pokoju. No bo teraz kiedy jest tam Piszczu i Wszołek, no to wiesz.. Przyjaciółki śpiące razem – słodko i normalnie, ale koledzy.. raczej nie. – zaśmiał się. – I z tym łóżkiem to nie tylko wygodniej. – uniósł brwi  i dźgnął mnie palcem w brzuch. – Aha, tutaj masz klucze od pokoju, tak jak to miałaś wcześniej. Tak na czarną godzinę – uśmiechnął się, cytując mnie. Ja też się uśmiechnęłam i wyszliśmy z pokoju. Po chwili przez jadalnie udaliśmy się do kuchni. Tak jak Lewandowski przypuszczał, nie było tam nikogo. Udałam się prosto do lodówki. Kiedy ją otworzyłam ulżyło mi trochę.
- No, da się coś z tego zrobić. – uśmiechnęłam się. Lewy podszedł do mnie.
- Coś? Bardzo wiele. Dobra, siadaj, ja coś zrobię. – bezceremonialnie popchnął mnie i usadowił na blacie.
- No chyba żartujesz! – zeszłam z blatu. – To co mam robić? – spytałam patrząc jak piłkarz wyjmuje rzeczy z lodówki.
- Siedzieć i nie gadać!
- No Robert.. Chociaż powiedz mi co będziesz robił?
- Kolację. – spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Tyle to zdążyłam zauważyć. – odwróciłam od niego wzrok i obrażona usiadłam na krześle, które przywędrowało tu chyba ze stołówki. Wiedziałam, że kiedy udaję trochę obrażoną (bo nie wściekam się z reguły o takie drobnostki) to Robert zawsze mi odpuszcza i ulega. I tym razem się udało.
- Dobra, chodź. Pokroisz warzywa – powiedział uśmiechając się lekko. Ja niby trochę od niechcenia, ale z delikatnym uśmiechem wstałam i stanęłam obok niego.  – Zrobię spaghetti, ale takie trochę po piłkarsku.
- Co znaczy po piłkarsku? – spytałam.
- Musimy trochę uważać na to co jemy i starać się jeść zdrowe i niskokaloryczne rzeczy. Więc mamy parę sztuczek, które sprawiają, że potrawy są smaczne i wyglądają podobnie, ale są trochę zdrowsze. To spaghetti będzie miało trochę więcej warzyw, będzie takie po zdrowemu.. – zaśmiał się i spojrzał na mnie. -  Boże, gadam jak Pascal.  – przewrócił oczami.  – Zobaczysz potem. – dodał.  Podał mi nóż, deskę i warzywa, które miałam pokroić. Wzięłam się za nie, a Robert w tym czasie gotował makaron i robił sos. Kątem oka zauważyłam, że różni się trochę niż taki normalny, a raczej taki jaki ja robię. Na co dzień nie martwię się o kalorie, tłuszcze i takie tam. Nie miałam nigdy problemu z wagą. Tak jak mówiłam – jadłam dużo, ale nie było tego widać. Oczywiście ograniczałam jakieś hamburgery, kebaby, kfc, mcdonald, ale od czasu do czasu poszłam z przyjaciółmi i jadłam to bez wyrzutów. Zrozumiałam, że piłkarzom jest pod tym względem trochę trudno. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Lewandowskiego:
- Ej, bo te pomidory ci w końcu uciekną! – nabijał się ze mnie, bo stałam z nieruchomo wyciągniętym nożem w kierunku pomidorów, drugą ręką trzymałam jednego z nich, gotowa do krojenia, lecz patrzyłam w przestrzeń. – O czym tak myślisz?
- Tak naprawdę o niczym. – pomrugałam oczami i zaczęłam kroić te nieszczęsne pomidory. – Myślałam o tym, że macie ciężko nie mogąc jeść wszystkiego co chcecie. – odparłam i zaśmiałam się z tego, że właśnie o tym tak rozmyślałam. – Ja bym tak nie przeżyła chyba.
- Lata praktyki i przyzwyczajenia. – mrugnął do mnie. Po kilku minutach nasze danie było już praktycznie gotowe. Robert zajął się dekorowaniem naszej "potrawy" z uciekającymi pomidorami, jak to nazwał. Ja natomiast wyszłam do stołówki i ogarnęłam jeden stół. Znalazłam jakiś biały obrus na parapecie, więc nałożyłam go. Z komody wzięłam świecznik z trzema świeczkami. A co! Robert się uśmieje, znając jego. Pobiegłam szybko do kuchni.
- Ej, masz jakieś.. – zaczęłam rozglądając się. Znalazłam zapałki i tak, żeby Lewy nie zauważył, wzięłam je i podbiegłam zapalić świeczki. W ostateczności zapaliłam tylko jedną, bo w końcu nie było to moje. – No dalej, idziesz?!  Bo umieram już! – krzyknęłam, bo mój brzuch tworzył coraz kolejne melodie. Wtedy Lewandowski z dwoma talerzami wszedł do jadalni i widząc stół, tak jak przypuszczałam zaśmiał się serdecznie.
- To w tobie uwielbiam. – dodał śmiejąc się. Położył talerze. – Smacznego – powiedział, ale ja nie odpowiedziałam po wtranżalałam już pyszne moim zdaniem spaghetti. Robert zaśmiał się widząc z jakim zapałem jem.  – Wiesz co? Nie wiem, czy to jest takie dobre, czy ty jesteś aż tak głodna?
- Jestem bardzo głodna, ale jest to przepyszne. – powiedziałam w odstępach kolejnych kęsów. Jadłam z takim zapałem, że można było pomyśleć, że tydzień nie miałam niczego w ustach! Ale kiedy głód mi już nie dogryzał, to z kolei jadłam, bo bardzo mi smakowało. – Przepraszam, że tak trochę niekulturalnie jem, ale siła wyższa. Znaj mnie ze wszystkich stron, skoro chcesz się ze mną kolegować. Żebyś potem się nie zdziwił. – zaśmiałam się. On uradowany spojrzał na mnie.
- To jest mega słodkie i naturalne. I to w tobie kocham. Nie przejmujesz się tym, czy jesteś z kimś kogo znasz całe życie, czy jesteś przy mnie – zawsze jesteś sobą. Lubię coś takiego. – uśmiechnął się do mnie. – Chcesz jeszcze? Bo zostało trochę.
- Tak, ale sama sobie nałożę, nie przeszkadzaj sobie. – powiedziałam i wstałam od stołu. Podśpiewując nałożyłam sobie jeszcze trochę spaghetti. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę jak się zachowuję.. Ale to przyniosło same komplementy, więc nie mam co narzekać. Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam do stolika. Robert właśnie kończył kolację. – Łoo, ej zaczekaj na mnie. – powiedziałam szybko siadając przy stoliku. On się tylko zaśmiał.
- I tak nie mam nic innego do roboty.. – westchnął. Ja tylko spojrzałam na niego spode łba.
- Dzięki.
- No żartuję przecież, grubasie. – zaśmiał się.
- Podwójnie dzięki.
- Za to cię nie przeproszę, bo to taka moja ksywka dla ciebie. Będziesz albo uparciuch, albo grubas. – wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie. – Ale ten grubas to tak z miłościii – dodał i puścił mi oczko. Po kilku minutach opróżniłam cały talerz. Westchnęłam. Chyba za dużo.. – Ojej, czyżby grubasek miał dość?
- Zamknij się i zgaś świeczkę. – powiedziałam. Te wyzwiska to były tak jak z Van, były bardziej z miłości. Ja sama poszłam z talerzami do kuchni. Zauważyłam, że Lewy sprząta stół. Umyłam szybko talerze i ogarnęłam lekko miejsce pracy. Najedzona, trzymając się za brzuch ruszyłam z Robertem do pokoju. Pierwsze co zrobiłam wchodząc do niego to walnęłam się na łóżko. A, zapomniałam. Westchnęłam jeszcze głośno przed tym. Lewandowski spojrzał tylko na mnie i pokręcił głową. Wziął swojego laptopa z półki i usiadł obok mnie. Zmieniłam pozycję, bo chciałam widzieć co się dzieje w świecie. Sprawdził parę spraw na Facebooku, napisał post dla swoich fanów.
- Zaczekaj!!!! – krzyknęłam i wzięłam jego ręce z laptopa.
- Boże, co się stało? – spytał, nie wiedząc za bardzo co się dzieje.
- Ja, jako twoja fanka, która zagląda na tego funpage’a , wolałam, kiedy dodawałeś posty razem ze zdjęciem. – uśmiechnęłam się. – To taki mały prezent był dla mnie, jestem pewna, że oni też tak to obierają. Więc daj telefon. – powiedziałam i wzięłam od niego telefon. Wstałam szybko i stanęłam przed nim.
- O, patrzcie jak jej zdrówko powróciło!
- Zamknij się i się uśmiechnij. – powiedziałam i zrobiłam mu zdjęcie. Spojrzałam na podgląd. – Idealnie.
- Bo miałaś dobrego modela.
- Błagam, jestem dobrym fotografem, misiek. – stwierdziłam i przesłałam zdjęcie z telefonu na laptopa. – Jejku, jak szybko.. ja to muszę się męczyć z kabelkami i tak dalej.. opłaca się mieć taki wypas. – powiedziałam obracając cacko w rękach.
- No ba! – uśmiechnął się i po chwili udostępnił posta razem ze zdjęciem. – Kupię ci na urodziny. Kiedy masz?
- 10 marca. Ale przestań, nawet o tym nie myśl!
- Nono. – uśmiechnął się. Po jego minie widziałam, że i tak nie odpuści. Nie lubiłam, kiedy ktoś kupował mi takie mega drogie prezenty ( nie licząc rodziców), bo nie wiedziałam jak się odwdzięczyć.. – Ej.. patrz na to.. – powiedział i odwrócił laptopa w moją stronę. Tak jak się tego spodziewaliśmy, na wszystkich prawie stronach plotkarskich z nagłówkiem „Nowa miłość Lewandowskiego?” lub coś w tym stylu można było znaleźć zdjęcia z drogi do knajpki. Do tego jakieś durne teksty, że już niby od 2 miesięcy się spotykamy i tak dalej. Dopiero teraz mogłam przekonać się co myślą gwiazdy, kiedy przeczytają o sobie takie bzdury. I do tego mogłam się przekonać, że na tych stronach nie ma ani cienia prawdy! – Halo, żyjesz?
- Tak, sorry, zamyśliłam się. – powiedziałam mrugając oczami.
- Coś często ci się to zdarza. – zaśmiał się.
- Bywa. – wzruszyłam ramionami. – Trochę wkurzające jest to, że o tobie takie bzdury piszą. Jak to wytrzymujesz?
- Na początku się tym trochę przejmowałem, ale teraz już można powiedzieć, że mi to zwisa. Niczego nie zmienię, zawsze będą pisać. – odpowiedział. – Idę się kąpać. Chcesz coś na laptopie? – spojrzał na mnie.
- Tak, może z mamą pogadam albo coś. – uśmiechnęłam się. Kiedy Lewy mnie mijał, złapał za rękę.
-  Ale obiecaj, że nie będziesz czytała i przejmowała się tymi plotkami. – powiedział, patrząc na mnie.
- Okej, okej. Facebook – Skype. Nic więcej. – uśmiechnęłam się. – O której masz jutro trening?
- O 9.00 – powiedział smutno.
- Ojć.. Czemu tak wcześnie?
- Mnie się pytasz? Ja to bym chociaż o 11 zrobił.. Ale w Dortmundzie to mamy na 7.00, więc nie jest źle. – uśmiechnął się i poszedł do łazienki. Ja położyłam się na łóżku i tak jak obiecałam weszłam tylko na słynny portal społecznościowy. Popisałam chwilę ze znajomymi (oczywiście głównie o Robercie, bo co ich interesuje, jak ja się czuję) i weszłam na Skype'a. Akurat mama była dostępna. Pewnie czekała na mój telefon.  Czym prędzej nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej kochanie – ujrzałam mamę, ale i też tatę, rodziców Vaness, moją chrzestną, i słyszałam parę jeszcze głosów z mojej rodziny.
- No hej. – powiedziałam z uśmiechem. – Mnie w domu nie ma i już jakiś melanżyk?
- Ja ci dam melanżyk! – usłyszałam tatę i zaśmiałam się. – Spotkać się nie możemy?
- Jasne, że możecie. – uśmiechnęłam się do nich wszystkich.
- Opowiadaj jak tam? Poznałaś Roberta? Jacy oni są? Gdzie Van? – usłyszałam setki pytań od każdego z moich rozmówców.
- Ejej, spokojnie! – zaśmiałam się. – A więc.. U mnie jest świetnie, hotel jest wspaniały, atmosfera.. wszystko jak z bajki. Poznałam Roberta, jest mega miły i sympatyczny, tak jak w telewizji. Z wyglądem też jest tak samo – puściłam oczko do mojej chrzestnej, której też podobał się piłkarz.
- Ojejku, żałuję, że mam 32 lata, a nie 23.. – westchnęła ciocia.
- Ale powiedział, że wiek dla niego nie ma znaczenia!
- Ale to trzeba rozumieć, że mu się podobasz i że może być z młodszą, głuptasie. – przewróciła oczami moja młoda matka chrzestna.
- A gdzie moja córeczka? - odezwała się Anita, mama Ness. 
- A Van jest.. w łazience! – skłamałam, bo nie uzgodniłam z nią, czy mam mówić im od razu, ze są razem czy jak.. I w ogóle głupio gadać, że już śpimy nie u siebie.. No i pogawędziliśmy jeszcze na różne tematy. Jak mi ich brakowało! Wtedy z łazienki wyszedł Robert. Zaczęły się schody.
- Ej grubasie, ukradłaś mi koszulkę! – krzyknął wychodząc z łazienki. Ja stuknęłam się w czoło. No nie! Miałam nadzieję, że nie słyszeli, ale to było nie możliwe, bo zrobił to tak głośno, że nawet w drugim pokoju go usłyszeli. Kiedy zobaczył moją minę, spojrzał na mnie przepraszająco. Zza pleców wyciągnęłam koszulkę, którą wcześniej przymierzałam. I tak wiedzieli, że on jest tutaj, to przecież mógł się pokazać. W samych spodniach od dresu podszedł po swoją koszulkę.
- Dobry wieczór – powiedział nieśmiało, uśmiechając się lekko. Założył koszulkę i usiadł obok mnie. – Przepraszam. – wyszeptał. Ja tylko pokręciłam głową, dając do zrozumienia, że nic się nie stało.
- Cześć – powiedziały moje dwie mamy i mama Van. Miały minę, jakby anioła jakiegoś zobaczyły.
- Dobra, mamo, znaczy mamy, ja już muszę kończyć. Buziaki, pozdrówcie wszystkich. Kiedyś tam się odezwę, ale wiesz.. niedługo zaczną się mecze. Kocham was, pa! – powiedziałam z uśmiechem całując ich w powietrzu. Tak jak i szybko zadzwoniłam do mamy, tak samo, albo i szybciej rozłączyłam się. – Uff.. – powiedziałam zamykając laptopa. – Ty to też masz wyczucie czasu, nie ma co! – puknęłam go w głowę.
- Też cię kocham! – wytknął mi język, szukając pilota.
- Przepraszam bardzo, coś sugerujesz? – zaśmiałam się.
- Tak, że oboje bardzo się kochamy. – powiedział z uśmiechem, a ja nie wiedziałam, czy to był żart, czy miałam to też brać na poważnie…
_________________________________
No to jest i 15-stka. Bardzo serdecznie dziękuję tym, co mnie wspierają komentarzami, naprawdę pomaga! ♥ Jutro Dzień Wagarowicza, ktoś tu będzie świętował? :D No i oczywiście, już trzymam kciuki za nasze Orzełki! Buziaki! :** 

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 14.


Otrząsnęłam się z zamyśleń. Chyba jednak nie śnię. Na drzwiach pokoju 313 zobaczyłam przytrzaśniętą kartkę z napisem „Nie mogłem się już doczekać i poszedłem na dół :) ” . Odczepiłam tą kartkę i wsadziłam ją do tylnej kieszeni szortów i ruszyłam na basen. Japonki powinny być wygodne. No to ja mam chyba chinki, bo strasznie mi się w nich chodziło. Ale dzielnie szłam przed siebie, bo przecież sam Robert Lewandowski czeka na mnie mokry, w samych kąpielówkach. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Musiałam nad tym panować, ale jakoś mi to nie wychodziło.. przez jadalnie wyszłam na zewnątrz, gdzie cały czas było duszno. Na stówkę będzie dzisiaj padać. Tak jak myślałam, Lewandowski pływał już w basenie. Kiedy podeszłam, oczywiście ochlapał mnie całą.
- Mogłeś poczekać, aż się rozbiorę. – burknęłam, i ściągnęłam całkiem już mokrą koszulę, szorty i zdjęłam moje „chinki”.
- Ojejku, patrzcie jaka nietykalna. – wyśmiewał się Lewy oparty brodą o kant basenu. Kiedy odwróciłam się do niego, obleciał mnie wzrokiem od stóp do głów z podniesioną brwią. Poczułam się lekko nieswojo. – Mm, ktoś tu dba o figurę. A mówiłaś, że tak dużo jesz.. – zaśmiał się.
- No bo jem, ale nie idzie mi to. I poza tym cały czas jestem w ruchu, ćwiczę akrobatykę na występy, tańczę i biegam.. więc chyba nie ma jak to wszystko się przyjąć – uśmiechnęłam się. Lewy cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. – Ughm, skończyłeś już? – zapytałam z uniesioną brwią.
- Jeszcze chwilę, zaprezentuj się z tyłu. – zaśmiał się.
- Chyba sobie żartujesz. – prychnęłam i uśmiechnęłam się.
- Ajaj, zapomniałem, że tam pod twoimi ciuchami zostawiłem telefon. Jakbyś mogła weź go, bo ziemia może być wilgotna, albo my go ochlapiemy. – poprosił. A Wiktoria niczego się nie domyślając odwróciła się i nachyliła do ciuchów żeby szukać telefonu. Przecież on ma tam rzeczy, no to jak miał mieć tu telefon?
- Ty świnio! – zaśmiałam się i wskoczyłam do basenu. Chlapnęłam mu mocno w twarz. Kiedy przestaliśmy się chlapać i podtapiać Lewy powiedział:
- Wiesz co, ale z tyłu też bardzo dobrze się prezentujesz, zgrabniaro. – zaśmiał się i dostał kolejną porcję pluśnięcia w twarz. Wtedy zanurkował i odpłynął ode mnie. Niestety był szybszy ode mnie i mimo tego, ze dobrze i w miarę szybko pływałam, to nie dogoniłam go. Dochodziła jeszcze kondycja. Zdyszana podpłynęłam do brzegu i usiadłam na nim, udając obrażone dziecko. Lewy w końcu podpłynął do mnie i ustawił się tak, że był pomiędzy moimi nogami. Oparł głowę na moich udach, a mi serce zabiło mocniej.
- Niby biegasz, a kondycje to masz słabą. – stwierdził z uśmiechem. Spojrzałam na niego z góry.
- Porównuj babcię do wnuczka. – odparłam. Robert zaśmiał się.
- Skąd ty bierzesz te porównania? – pokręcił głową. – Jak ty się w ogóle nazywasz? Wiemy o sobie dużo, i w ogóle, a nawet nie wiem jak masz na nazwisko. Pokręcone. – zaśmiał się.
- Cała nasza znajomość jest pokręcona. My też jesteśmy pokręceni. – również się zaśmiałam. – Nazywam się Kochańska. Wiktoria Kochańska. Bardzo miło mi pana poznać.  – powiedziałam z uśmiechem.
- A wiek? – spytał. Bałam się mu powiedzieć..
- W marcu skończę 20. – odpowiedziałam, czekając na jego reakcję. Przygryzłam dolną wargę.
- Ty masz 19 lat? – jego oczy były tak duże jak pięciozłotówki.
- Tak. Robi to jakąś różnicę w naszej znajomości? – spytałam cicho. Kiedy powiedziałby, że tak, chyba popłakałabym się i wyjechała z Warszawy. W sumie już mogłam się pakować..
- Nie, nie. Jestem po prostu zdziwiony, bo psychicznie wydajesz się starsza. – odpowiedział. – Te wszystkie rady, twoje zachowanie..  – zaśmiał się. – Pewnie bałaś mi się to powiedzieć, co? Widać po twojej minie. – powiedział rozbawiony, patrząc na mnie.
- Trochę tak. – spuściłam wzrok. – Kiedy wyjechałeś o Kasi i jej wieku.. i tak jakoś.. ty masz 24, ja 19.
- Można liczyć, ze 20. – puścił mi oczko. – Wiek to tylko liczby, nie ma różnicy dla mnie, czy ktoś z kim chcę się wiązać jest młodszy 3 lata, 5 lat czy starszy o 10. – tłumaczył. – Weź sobie Shakirę i Pique. 10 lat różnicy, a są szczęśliwi i mają dziecko.. – pogłaskał mnie po twarzy. – Przepraszam. – odchrząknął i wziął swoją dłoń.
- Nie zrobiłeś nic złego. – uśmiechnęłam się do niego. Wślizgnęłam się do basenu. I stanęłam naprzeciwko niego. – Czyli nie przeszkadza ci to, ze jestem 4 lata młodsza od ciebie? – przygryzłam wargę. Nie robiłam tego, żeby go uwieść, czy coś, ale tak robiłam zawsze, kiedy się czymś denerwowałam.
- Zdecydowanie nie.. – powiedział i przytulił mnie. - ..młoda – dokończył, a ja odepchnęłam go od siebie i zaczęłam podtapiać. – Tak się bawimy? – spytał, kiedy puściłam mu głowę. I zaczęła się gonitwa, pluski, krzyki, śmiechy, podtapianki. Wtedy zagrzmiało i zaczęło lać, dosłownie lać, bez żadnego zapowiedzenia. Spojrzeliśmy w górę i zaśmialiśmy się. Niechętnie odsunęliśmy się od siebie i zgarniając ciuchy weszliśmy do środka. Mieliśmy takiego pecha, ze piłkarze akurat wrócili z knajpki.
- Fuck.. – usłyszałam Roberta i zaczęłam się śmiać. Nie no spoko, niech oglądają mnie tylko w stroju kąpielowym.. Myślałam, że już nic poza tym incydentem z ręcznikiem, się nie powtórzy, a jednak. Tylko teraz nie miałam przed sobą 5, lecz 20 piłkarzy!
- No proszę! Jak pięknie zagospodarowali czas, kiedy nas nie było! – krzyknął Wasyl. Każdy, ale to każdy obleciał mnie wzrokiem. Dokładnie tak jak Lewy. To chyba była jakaś cholerna tradycja.
- Mogliście powiedzieć, że tu takie coś będzie, mi tam wcale nie chciało się siedzieć w tej knajpie. – odezwał się Kuba. Ja tylko przewróciłam oczami.
- Dobra, skończcie, bo robi się to nudne. – skomentował Robert i pociągnął mnie za sobą. Minęliśmy grupę piłkarzy i ruszyliśmy do windy. Jak się okazało, ciągle była w naprawie. Napastnik westchnął i spojrzał na mnie.
- Czemu się nie odzywasz? – spytał. Ruszyliśmy schodami do góry. Słyszeliśmy głosy chłopaków, więc przyspieszyliśmy kroku, bo Lewandowski dobrze wiedział, że nie jest przyjemne paradowanie w stroju kąpielowym przed 20-stoma facetami.
- Nic, znowu przyłapali nas na jakiejś jednoznacznej sytuacji. – odezwałam się, a potem lekko zaśmiałam. – Ja chyba przyciągam coś takiego. – przewróciłam oczami. Lewy uśmiechnął się.
- Ty chyba masz takiego słodkiego pecha, po którym słodko się zachowujesz. – stwierdził. Weszliśmy do pokoju 313. Z racji tego, że ciuchy wcale mi nie wyschły po chlapaniu Roberta, to musiałam iść do siebie po ciuchy. Kiedy buszowałam w szafce z ciuchami naszła mnie przyjaciółka.
- O, jak dobrze, że jesteś. – uśmiechnęła się. Spojrzałam na nią, odgarniając włosy za ucho.
- Też będziesz nabijała się ze mnie i Lewego? – uniosłam brew.
- Nie? – po chwili zaśmiałyśmy się cicho. – Słuchaj, bo jest taka sprawa. W sumie to powinnam rozmawiać z tobą i Robertem, ale u niego jest już Przemek z Piszczkiem. Bo ja chciałabym zamieszkać w pokoju razem z Przemkiem. Co ty na to? – spojrzała na mnie niepewnie.
- Super, cieszę się razem z tobą – uśmiechnęłam się szczerze. fajnie, że przynajmniej jej się powodziło.
- Tylko jest mały problem. Bo Przemek dzieli pokój z Wszołkiem. I kiedy ja się tam wprowadzę.. – wiedziałam co się święci.
- Błagam.. – uniosłam głowę ku górze.
- Ale ja cię błagam! – złożyła ręce przyjaciółka. – I pomyślałam, że pewnie nie będziesz chciała mieszkać z Wszołkiem..
- Oczywiście, że nie. – przerwałam.
- No i zrobiliśmy małą zmianę pokoi. Wojtek poszedłby do Kuby, Piszczu tutaj do Wszołka, a ty do Lewandowskiego… z nim masz najlepszy kontakt i czujecie się swobodnie ze sobą i już spaliście ze sobą.. znaczy no chodzi o to, ze spaliście razem w jednym łóżku i nie mieliście z tym problemów – spieszyła z wyjaśnieniami przyjaciółka, bo zauważyła u mnie chwilę zawahania.
- Przepraszam, ale skąd wiesz, że nie mieliśmy z tym problemów? – spytałam lekko złośliwie z założonymi rękami. Ona uśmiechnęła się tylko. Wyciągnęła telefon i pokazała mi zdjęcie, które mnie zmroziło! Byłam tam ja z Robertem.. w łóżku.. on miał ramie na moim biodrze.. a ja swoją dłoń na tej ręce.. – Co to ma być?! – spytałam z otwartymi oczami, przyglądając się zdjęciu. Nic takiego nie pamiętam!
- To jest widok, który ujrzeliśmy, kiedy weszliśmy do pokoju. – odparła z uśmiechem.
- Wy, czyli kto? – zadawałam pytania, coraz bardziej załamana. Kto to jeszcze widział? Matko, Lewandowski miał rację, przyciągam problemy, ale to chyba nie są słodkie kłopoty..
- Ja, Przemek, Łukasz, Wojtek.. i Kuba z Marcinem widzieli tylko zdjęcie. Ale nie powiesz, że to nie słodkie? Ale widzisz, nikt nie wyjechał z tym do was, czy coś. – uśmiechnęła się. – Tylko po cichu każdy się zachwyca – dodała i zaśmiała się. – Ale wróćmy do tematu… nie będziesz się gniewała, że tak cię zostawię? Przepraszam.. – powiedziała i przytuliła się do mnie mocno. – Ale..
- Cii, nie musisz nic mówić. Rozumiem wszystko. I cieszę się jak nie wiem z tego, że jesteście już oficjalnie razem. Kocham cię, głupolu. Tylko nie zapominaj o mnie! – ostrzegłam. – Bo wiesz, to że masz chłopaka, nie oznacza, że masz o mnie zapomnieć.. – uśmiechnęłam się jej we włosy.
- No pefffkka. – zaśmiała się. – Wiesz, że jestem od ciebie uzależniona. Nigdy nie pomyślałam o tym, żeby o tobie zapomniała, kotek. – dała mi całusa w ramie.
- Dobra, to pomóż mi się spakować – uśmiechnęłam się. Czułam się jakbym znów gdzieś wyjeżdżała. Po raz kolejny z pomocą Vanessy spakowałam swoje ciuchy. Wzięłam torby i poszłam do pokoju obok. 
___________________________________
Rozdział o czymś, ale o czym to ja już nie wiem :D Wybaczcie, że musicie się z tym męczyć.. Nie wiem jak u was, ale ja cały czas przeżywam mecz BVB z Freiburgiem. Innej niespodzianki nie mogłam sobie wymarzyć ♥ No a więc.. Miłej niedzieli i do następnego:*