Weszłam dalej i ujrzałam młodego Niemca.
- No siema, co ty tu robisz, debilu? – spytał, witając się z nim.
- Przyszedłem życzyć ci szczęścia jutro, lamusie. – powiedział śmiejąc się. Jego wzrok padł na mnie. Uśmiechnął się promiennie, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- Wiktoria, to jest Mario Goetze. – powiedział pokazując na swojego przyjaciela.
- Nie musisz mi go przedstawiać. – przewróciłam oczami. – Jestem Wiktoria. Wiktoria Kochańska. – powiedziałam i wyciągnęłam dłoń w kierunku młodego pomocnika. Zawsze marzyłam, żeby go poznać. Od razu wydawał się taką wesolutką duszą towarzystwa.
- To ty jesteś tą Wiktorią.. Ej, nie kłamałeś. Myślałem, że ona nie będzie taka pięk… - nie dokończył, bo Lewy go szturchnął. Ja zaśmiałam się. – Znaczy się no. Słyszałem o tobie wiele. Super, że nam kibicujesz. Nie wiedziałem, że takie piękności są na stadionie. – powiedział z uśmiechem.
- Pewnie te piękności zasłaniają wasze Niemki, co? – nie mogłam się powstrzymać. Mario zaśmiał się cicho, a Lewy nie mógł powstrzymać szyderczego uśmieszku. - A swoją drogą, to nigdy niestety nie byłam na waszym meczu. – odparłam smutno.
- I czas to zmienić. – zaśmiał się Mario. Usiedliśmy na łóżku i w trójkę zaczęliśmy gawędzić. Złapałam dobry kontakt z Goetze. Polubiłam go, a on mnie chyba też. W końcu jesteśmy rówieśnikami..
- Wika, bo chciałaś się jeszcze przebrać, a za 10 minut trzeba będzie zejść na obiad. – powiedział Robert patrząc na mnie.
- Ojejku, jak zleciało. – odpowiedziałam. Kompletnie straciłam rachubę czasu. Nasz gość też wstał i spojrzał na zegarek, który mieścił się na wyświetlaczu jego telefonu. Po jego minie wywnioskowałam, ze też zapomniał o czymś takim, czym jest czas. Ale było tak miło, że trudno było zakończyć naszą rozmowę. Rozmowę zarówno o Borussii, jak i Barcelonie i Realu, trochę o moim tańczeniu i planach na przyszłość. Każdy miał coś ciekawego do powiedzenia i tak jakoś poszło.. Dowiedziałam się, że Mario bardzo lubi fotografię i już umawiał się ze mną na sesję zdjęciową.
- Był miło, ale się skończyło.. Będę musiał już lecieć. – powiedział smutno pomocnik. – Za pół godziny mam trening.
- A no tak, zapomniałam, że ty też będziesz grał na Euro. – stuknęłam się w czoło. – Kiedy gracie?
- Za 3 dni. – oparł z uśmiechem.
- Okej, może uda mi się przybyć. – powiedziałam. – Tylko nie spodziewaj się, że przyjdę w barwach Niemiec – dodałam śmiejąc się.
- I tak nikt nie uwierzy, że jesteś Niemką. – odparł i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. – Miło było cię poznać. – dodał i przytulił się do mnie.
- Myślę, że mnie bardziej. – powiedziałam i uśmiechnęłam się. – Teoretycznie rzecz biorąc, znam cię dłużej, więc tym dłużej czekałam na nasze spotkanie. – Mario uśmiechnął się. Chyba za bardzo mu posłodziłam.. – Ale nie czuj się wyjątkowy, bo to samo odczuwam do innych zawodników BVB. – dodałam z uśmiechem. On przewrócił tylko oczami.
- To jeszcze raz powodzenia, lamusie. Strzel coś w końcu. – zwrócił się do Roberta i podali sobie ręce śmiejąc się. Ja uśmiechnęłam się, bo jak oni się śmieją, to nie idzie stać obok z poważną miną. Lewy odprowadził przyjaciela do wyjścia hotelu, a ja w tym czasie wzięłam ciuchy i pomknęłam do łazienki, przebrać się.
~*~
- O, idą nasi zakochani! – powitał nas Kuba. – Też was kocham, nie musicie mi tego ciągle powtarzać. – dodał widząc nasze miny. Zajęliśmy miejsca obok naszej stałej paczki.- A co u Agaty? – zapytał Robert. – Bo ciągle gadasz o nas, a o was nic nie mówisz..
- No i czego już zaczynasz, idioto. – westchnął. – Ja nie mam takiego szczęścia i nie mam co wielce opowiadać. – stwierdził. Spojrzałam na Roberta. Tak naprawdę nic nie wiedziałam o związku Kuby i Agaty. Poznałam ją na tym bankiecie. Muszę przyznać, że jest wspaniałą osobą. Mieć taką przyjaciółkę, żonę, koleżankę.. kogokolwiek, to naprawdę należy się z tego cieszyć.. Kiedy chłopacy w oczekiwaniu na pierwsze danie zagadali o jakiś tam motoryzacyjnych sprawach, tryknęłam Lewego.
- Hm? – oparł rękę o oparcie mojego krzesła.
- Ej, a o co chodzi z Kubą i Agatą? Bo zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nic o niej nie wiem. Gadałam z nią trochę na tym bankiecie, ale wiesz.. – mówiłam cicho, ale nawet jak bym darła się na całe gardło, to i tak tamci by mnie nie usłyszeli. Mówili tak głośno i to z takim zapałem. Jeden przekrzykiwał drugiego. Jak w przedszkolu.
- Znaczy nic się jakiegoś nie dzieje.. Oni się bardzo kochają, ale tego nie ukazują tak bardzo. Często mają ciche dni, bo wiesz.. Kuba czasem przesadza. Albo na imprezach, albo coś.. Ale naprawdę nie mogą bez siebie żyć. Specyficzna para. – uśmiechnął się do mnie. – Często się śmiejemy z niego na treningach, jak go coś boli w krzyżu, albo coś w tym stylu, to nie możemy się powstrzymać od gadki, że to na pewno, że Agata nie wpuszcza go do sypialni, i biedak śpi na kanapie. – zaśmiał się cicho. Ja mimowolnie zrobiłam to samo.
- Ej, głowa mnie już od nich boli. – powiedziałam smutno, patrząc na wykłócających się o coś piłkarzy. Oparłam głowę na ramieniu Roberta. – Jak ty z nimi wytrzymujesz? – spytałam.
- Na szczęście zgrupowania są od czasu do czasu. – odparł. – Ale to idzie się przyzwyczaić. – powiedział, a ja domyśliłam się, że na jego twarzy można dostrzec uśmiech. Sama uśmiechnęłam się i poczułam, że coś się zmieniło. Było tak fajnie.. Okazało się, że chłopacy przestali już się sprzeczać, tylko zajadali już pierwsze danie, patrząc na nas.
- Ostygnie wam! – powiedział Wojtek, pokazując brodą na nasze talerze z jakąś zupą. Tak, z jakąś. Nie wiedziałam za bardzo co to jest. Okej, ryzyk fizyk. Wzięłam łyżkę w rękę i spróbowałam tego, co było w talerzu. Nadal nie wiedziałam co to jest, ale było dobre, a to najważniejsze. Kiedy zjedliśmy i pierwsze i drugie już danie, Fornalik wstał od stołu.
- Hej, panowie! – zawołał.
- Jeszcze jeden taki numer i z wami nie gram! * – odkrzyknęli chórem, a ja wybuchłam śmiechem.
- Dobra, dobra. – uśmiechnął się trener. - Chciałem wam przypomnieć, że jutro mecz. Tam takie gadki, to będziecie mieli z psychologiem.. – machnął ręką. Widać było, że nie lubi takich oficjalnych gadek. Pewnie dla chłopaków to i dobrze, bo chyba głupi nie są, żeby ciągle uświadamiać ich, ze mają wygrać..
- Łoo, to jutro gramy? Boże, muszę ułożyć sobie włosy!! – Wasilewski wstał i zaczął biegać po stołówce. Cofam to co powiedziałam o ich inteligencji. A raczej niektórych osobnikach..
- Dobra, Wasyl. Masz jeszcze czas. – zaśmiał się Fornalik, który widocznie miał dzisiaj dobry humor. – Nie szarżujcie dzisiaj, nie stresujcie, wypocznijcie i przygotujcie na jutro. O 15.00 spotykamy się na stadionie. Mają pojawić się wszyscy PUNKTUALNIE! – to ostatnie słowo mocno podkreślił, wymachując przy tym palcem. – Zrozumiano?
- Tak, jest trenerze. – odpowiedzieli równo. No jak w wojsku! Kiedy był trener, potrafili jednak się ogarnąć. A myślałam, że to jest niewykonalne..
- Możecie się już rozejść. – powiedział i sam opuścił jadalnie. Ja spojrzałam na Lewego.
- Musimy jeszcze skombinować DVD.. – przypomniałam mu, bo jemu jak zawsze wyleciało coś takiego z głowy. Tak jak myślałam, teatralnie stuknął się w czoło, wzdychając.
- No tak, zapomniałem. – podeszliśmy do Wasilewskiego, który cały czas się uśmiechał. Ani stresu, ani rozmyśleń.. Cały czas uśmiech. Fajnie, ze jest tak pozytywnie nastawiony do tego wszystkiego i nie traci czasu na jakieś nakręcanie się, tylko po prostu dobrze się bawi.
- Ej, masz żel? - Marcin ciągle nabijał się.
- Tak mam, mogę ci pożyczyć, ale jak ty pożyczysz mi DVD. – odparł sprytnie.
- Odwaliło? Głupi żel za takie fajne DVD? – postukał się w czoło. Ja zaśmiałam się. Uwielbiałam go i jego poczucie humoru. Najlepsze było w nim to, że mimo swoich odpałów, kiedy tylko było to potrzebne, to potrafił się ogarnąć i dopomóc. Dla przyjaciół mógł zrobić wszystko.
- Ten żel nie jest głupi! Taki sam ma Ronaldo.. Wytrzyma przez całe 45 minut. – zaśmiał się.
- No dobra. Ale po co wam DVD? – spytał już bardziej poważny. O, przykład tego, że w małym odstępie czasu potrafił być takim, jakim znają go kibice na meczu. Ach, żeby oni tylko widzieli co on wyprawia, kiedy nie ma kamery!
- Wypożyczyliśmy sobie trochę filmów i chcieliśmy je obejrzeć, inteligencie. – odezwałam się. No bo po co człowiekowi DVD?
- No patrz, nie powiedziałbym.. – zaśmiał się Wasyl. – No dobra, to chodźcie, ale ja tych kabelków nie będę odpinać. – powiedział od razu z uniesionymi rękami.
- Bo tego nie umiesz, przecież wiem. – odezwał się Lewy i dostał w głowę od potężnego Wasilewskiego. Całą drogę do pokoju 231 przepychali się i śmiali. Wchodząc do tego pokoju, nie spodziewałam się takiego bałaganu.
- Boże Święty! – wymsknęło mi się. Myślałam, że to u nas jest burdel, ale okazało się, ze nas przebili. W 313 to jest jak po rewolucji „Perfekcyjnej Pani Domu” !
- A tak, sorry, ale sprzątaczka dzisiaj odmówiła pracy. – powiedział Wasilewski.
- Może ona po prostu gdzieś jest pod tymi rzeczami.. – zaśmiał się Lewy.
- Albo bidulka padła psychicznie. – dokończyłam. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Lewandowski zajął się odłączaniem sprzętu.
- Dobra, to ja już pójdę do pokoju. – powiedziałam i ruszyłam do 313. Zdjęłam buty i położyłam się na łóżku. Po 10 minutach przyszedł Lewy, ledwo otwierając drzwi łokciem. Zamknął je za sobą nogą. Wyglądał bardzo komicznie! Na rękach miał odtwarzacz DVD, a na tym sprzęcie, wokół jego szyi, pomiędzy nogami były kable. Kable, kable, kable, kable wszędzie! Zaśmiałam się z tego widoku.
- Nie masz się czego śmiać! – powiedział rzucając na łóżko sprzęt i odplątując się z tego wszystkiego. – Kurr..de. – mówił zdenerwowany. – Wasyl zamiast mi pomóc obwiązując się tymi sznurami, żebym się nie potknął, to zrobił jeszcze większy kłopot! – pierwszy raz widziałam go tak zirytowanego. Cała rozbawiona tą sytuacją wstałam i zaczęłam odplątywać go z tego wszystkiego.
- Daj to łamago.. – westchnęłam, a on na mnie spojrzał.
- Ja ci dam łamagę. – zagroził, na co się uśmiechnęłam. - Ty i te twoje pomysły. Ciekawe jak to podłączysz! – ciągnął dalej, machając rękami.
- Weź, nie ruszaj się tak gwałtowne. – powiedziałam, skupiona na odplątywaniu tych supłów, które narobił szarpiąc się z tym. Po minucie był już uwolniony.
- Dzięki. – westchnął. – Zanim to wszystko..
- Cii, nie marudź już. – powiedziałam i położyłam mu palec na ustach. – Razem jakoś to zrobimy. – uśmiechnęłam się do niego, dodając ducha walki. Nie mogłam już dłużej tego ukrywać. Powiedzenie mu o moim uczuciu było kwestią czasu. Zastanawiałam się tylko nad tym, kiedy to dokładnie zrobić. Czy już od razu po meczu, czy przed meczem.. czy w ogóle wstrzymać się z tym do końca rozgrywek..? Nie no, tak długo chyba nie będę zwlekać. Chociaż czy długo? Nie to, żebym nie wierzyła w siły reprezentacji, ale nie mogłam się też oszukiwać. Mimo, że bardzo denerwowałam się, kiedy wyobrażałam sobie to, że stoję przed nim i.. i wyznaję mu miłość? Żenujące. Ale muszę przejąć inicjatywę. Nawet jeśli on nie będzie chciał być ze mną, będzie świadom tego co się miedzy nami dzieje. Chyba lepiej, żebyśmy się nie spotykali, niż żebym się z nim przyjaźniła, ciągle oczekując czegoś więcej.. Ta, to byłoby chore. Nie wytrzymałabym prędzej czy później. No, ale cały czas nie wiedziałam czy powiedzieć mu to teraz, dzisiaj? Czy może po meczu? Byłam bardziej przychylna drugiej opcji. Jeśli powiem mu to teraz (a byłam prawie pewna, że odrzuci moje propozycje spędzenia ze sobą całego życia) to będzie jeszcze bardziej roztargniony, zamyślony.. i to w ten sposób może ucierpieć reprezentacja i wszyscy fanatycy polskiej piłki. Okej, Kochańska. Decyzja zapadła, nie możesz już się wycofać. Jutro wieczorem, od razu po meczu powiesz Lewandowskiemu całą prawdę. On zasługuje na to, żeby wiedzieć na czym stoi.
Po 10 minutach odetchnęliśmy z ulgą. Usiedliśmy na łóżku.
- A wziąłeś pilota? – spytałam patrząc na niego. Wiedziałam, że go nie ma. Czasem jest roztrzepany, ale to jest bardziej urocze, niż przeszkadzające. Chociaż? Pewnie przyjdzie taki czas, że będę przez to go wyzywać.
- Zabij mnie.. Ale ja już nie mam normalnie siły na Wasilewskiego. Znowu mu się coś przypomni i będę musiał tam zostać. – powiedział i spojrzał na mnie. – Kocham cię baaaardzo mocno, jesteś złota, znakomita, najlepsza i błagam, żebyś poszła tam.. – zrobił takie oczyska, że przebił kota z Shreka. Powoli uodporniałam się na jego oczy, ale na to spojrzenie nie miałam żadnego sposobu.. Mimo, ze nie chciało mi się tam iść, zrobiłam to jednak. Zapukałam do drzwi z napisem 231.
- Proszę! – krzyknął Marcin. Na komendę otworzyłam drzwi.
- Hej, ja po pilota, bo ten gałgan nie wziął. – powiedziałam, śmiejąc się. Wasilewski grzebał coś w Internecie. Odłożył laptopa i sięgnął po pilota z szafki, która znajdowała się obok plazmy.
- Proszę cię bardzo. Miłego seansu. – odparł podając mi pilota.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się i zmierzałam już ku wyjścia, ale Wasyl złapał mnie za rękę. Odwróciłam się, lekko zdziwiona. Miałam wtedy tysiąc myśli na sekundę. Stało się coś? Spojrzałam na niego w oczekiwaniu, że powie mi to, co zamierza. Nie mogłam ukryć lekkiej niepewności i zdenerwowania..
* Nawiązanie do reklamy Astry Sedan, w której Robert, Kuba i Łukasz występują.
(dla tych, którzy nie widzieli, polecam zobaczyć też kulisy powstawania, uśmiech gwarantowany)
Wiem, że to „nie te czasy”, ale opowiadanie nie jest odzwierciedleniem prawdziwej rzeczywistości :>
•••
Rozdział stosunkowo krótki, za co mam nadzieję, że się nie pogniewacie. Ogólnie ten rozdział jest takim bonusikiem, bo miałam dodawać co niedzielę.. ale chciałam Wam jakoś wynagrodzić to, że tak przeżywacie, że rozdział będzie raz na tydzień. Naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego i mogę powiedzieć, że szczerze mnie to uradowało, bo zrozumiałam, że naprawdę lubicie to opowiadanie. Jak też pewnie zdążyłyście zauważyć zmieniłam "nieco" wygląd bloga, który mam nadzieję, że też się spodoba c: I w związku ze zbliżającymi się świętami wielkanocnymi, chciałabym życzyć Wam, abyście zawsze były szczęśliwe, zdrowe, pozytywnie nastawione do życia i abyście dążyły do swoich celów, bo spełnienie ich jest wykonalne! Nie wiem czego jeszcze Wam życzyć, dlatego dalszą część możecie sobie dopowiedzieć :) A, no i żebyście spotkały Lewego, hah! Jesteście wspaniałe, dziękuję za wszystko! ♥
+ wielkie podziękowania i wyrazy podziwu dla VANESSY, która dzielnie wysłuchiwała moich stękań, przy remoncie bloga. Dziękuję za wsparcie, chyba nam się udało, milordzie :3 *żółwik* Ogłaszam wszem i wobec, że jesteś niepowtarzalna, i kocham Cię, mordo <3 :*
Pomyślałam, że się z Wami podzielę moimi świątecznymi dekoracjami. Żółto-czarna magia świąt! :3
+ wielkie podziękowania i wyrazy podziwu dla VANESSY, która dzielnie wysłuchiwała moich stękań, przy remoncie bloga. Dziękuję za wsparcie, chyba nam się udało, milordzie :3 *żółwik* Ogłaszam wszem i wobec, że jesteś niepowtarzalna, i kocham Cię, mordo <3 :*
Pomyślałam, że się z Wami podzielę moimi świątecznymi dekoracjami. Żółto-czarna magia świąt! :3