Stanęłam niepewnie w drzwiach pokoju 313. Z pytającym
wzrokiem patrzyłam na Roberta.
- Witamy w skromnych progach. – zaśmiał się.
- Czyli się zgodziłeś? – spytałam.
- No a jak inaczej? – uśmiechnął się. – Byłbym debilem,
gdybym się nie zgodził. – przewrócił oczami i wziął ode mnie torby.
- Gdzie mam się rozkładać? – spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Tutaj. – wtrącił się Wojtek, pokazując puste miejsca w
szafie i szafkach. On sam też już zapinał torby i założył je na ramie. – Miłego
mieszkania tutaj. Na szczęście Robert nie chrapie, a jeśli już to bardzo cicho,
więc będziesz wyspana. No, chyba, ze.. dobra, nie wkurzam was już. – zaśmiał
się i wszyscy wyszli z pokoju. Ja wzięłam się za torby i powkładałam ciuchy w
komody i szafki. Zapowiadało się, że będę tutaj już do końca, więc
porozkładałam też przy okazji kosmetyki w łazience, bo miałam tu spędzić
miesiąc, a wiadomo, że denerwujące jest cały czas sięgać po kosmetyki czy
ogólnie ciuchy do walizek, toreb i tym podobnych. Kiedy skończyłam się
rozkładać Lewy wszedł do mnie i oparł się o framugę drzwi.
- Łoo, dawno nie miałem w łazience damskich kosmetyków... –
powiedział z uśmiechem. - Chcesz coś zjeść? – spytał.
- Powiem ci, że trochę tak. Chociaż nie powinno się jeść po
22.. – uśmiechnęłam się do niego.
- Oj tam, dzisiaj można zrobić wyjątek. – puścił mi oczko.
- Dobra, to ja się w coś ubiorę, bo chyba tak nie wypada iść.
I w ogóle wydadzą nam kolacje o tej godzinie?
- Chyba nie, ale zawsze możemy wejść do kuchni i sami sobie
ugotować. – zaśmialiśmy się z wizji wspólnego gotowania.
- No tak, tam jeszcze nas nie było. Okej, to teraz kochany
mógłbyś już opuścić łazienkę, będzie szybciej. – uśmiechnęłam się i delikatnie
popychałam go.
- Skoro muszę.. – zrobił smutną minkę i opuścił łazienkę. Ja
miałam na sobie tylko jego koszulkę z Borussii Dortmund, którą często
zakładałam do spania w domu. Wzięłam uszykowane już wcześniej ciuchy i
nałożyłam je na siebie. Wyszłam z łazienki, Robert grzebał coś w laptopie.
- Idziemy? – spytałam. W odpowiedzi ujrzałam promienny
uśmiech współlokatora, który właśnie schodził z wygodnego, dużego i
dwuosobowego łóżka..? – Ej, przecież tutaj były dwie jednoosobówki.. –
stwierdziłam ze zmarszczonym czołem.
- Podziękuj naszym kochanym przyjaciołom. – uśmiechnął się.
- Mogłam się domyślić.. – pokręciłam głową. – Ale w sumie to
i nawet wygodniej, bo więcej miejsca mamy. – zaśmiałam się. – A skąd to łóżko?
- Od was z pokoju. No bo teraz kiedy jest tam Piszczu i
Wszołek, no to wiesz.. Przyjaciółki śpiące razem – słodko i normalnie, ale
koledzy.. raczej nie. – zaśmiał się. – I z tym łóżkiem to nie tylko wygodniej.
– uniósł brwi i dźgnął mnie palcem w brzuch. – Aha, tutaj masz klucze od
pokoju, tak jak to miałaś wcześniej. Tak na czarną godzinę – uśmiechnął się,
cytując mnie. Ja też się uśmiechnęłam i wyszliśmy z pokoju. Po chwili przez jadalnie
udaliśmy się do kuchni. Tak jak Lewandowski przypuszczał, nie było tam nikogo.
Udałam się prosto do lodówki. Kiedy ją otworzyłam ulżyło mi trochę.
- No, da się coś z tego zrobić. – uśmiechnęłam się. Lewy
podszedł do mnie.
- Coś? Bardzo wiele. Dobra, siadaj, ja coś zrobię. –
bezceremonialnie popchnął mnie i usadowił na blacie.
- No chyba żartujesz! – zeszłam z blatu. – To co mam robić? –
spytałam patrząc jak piłkarz wyjmuje rzeczy z lodówki.
- Siedzieć i nie gadać!
- No Robert.. Chociaż powiedz mi co będziesz robił?
- Kolację. – spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Tyle to zdążyłam zauważyć. – odwróciłam od niego wzrok i
obrażona usiadłam na krześle, które przywędrowało tu chyba ze stołówki. Wiedziałam,
że kiedy udaję trochę obrażoną (bo nie wściekam się z reguły o takie
drobnostki) to Robert zawsze mi odpuszcza i ulega. I tym razem się udało.
- Dobra, chodź. Pokroisz warzywa – powiedział uśmiechając się
lekko. Ja niby trochę od niechcenia, ale z delikatnym uśmiechem wstałam i
stanęłam obok niego. – Zrobię spaghetti,
ale takie trochę po piłkarsku.
- Co znaczy po piłkarsku? – spytałam.
- Musimy trochę uważać na to co jemy i starać się jeść zdrowe
i niskokaloryczne rzeczy. Więc mamy parę sztuczek, które sprawiają, że potrawy są smaczne i wyglądają
podobnie, ale są trochę zdrowsze. To spaghetti będzie miało trochę więcej warzyw,
będzie takie po zdrowemu.. – zaśmiał się i spojrzał na mnie. - Boże, gadam jak Pascal. – przewrócił oczami. – Zobaczysz potem. – dodał. Podał
mi nóż, deskę i warzywa, które miałam pokroić. Wzięłam się za nie, a Robert w
tym czasie gotował makaron i robił sos. Kątem oka zauważyłam, że różni się
trochę niż taki normalny, a raczej taki jaki ja robię. Na co dzień nie martwię
się o kalorie, tłuszcze i takie tam. Nie miałam nigdy problemu z wagą. Tak jak
mówiłam – jadłam dużo, ale nie było tego widać. Oczywiście ograniczałam jakieś
hamburgery, kebaby, kfc, mcdonald, ale od czasu do czasu poszłam z przyjaciółmi
i jadłam to bez wyrzutów. Zrozumiałam, że piłkarzom jest pod tym względem
trochę trudno. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Lewandowskiego:
- Ej, bo te pomidory ci w końcu uciekną! – nabijał się ze
mnie, bo stałam z nieruchomo wyciągniętym nożem w kierunku pomidorów, drugą
ręką trzymałam jednego z nich, gotowa do krojenia, lecz patrzyłam w przestrzeń.
– O czym tak myślisz?
- Tak naprawdę o niczym. – pomrugałam oczami i zaczęłam kroić
te nieszczęsne pomidory. – Myślałam o tym, że macie ciężko nie mogąc jeść
wszystkiego co chcecie. – odparłam i zaśmiałam się z tego, że właśnie o tym tak
rozmyślałam. – Ja bym tak nie przeżyła chyba.
- Lata praktyki i przyzwyczajenia. – mrugnął do mnie. Po
kilku minutach nasze danie było już praktycznie gotowe. Robert zajął się
dekorowaniem naszej "potrawy" z uciekającymi pomidorami, jak to nazwał. Ja
natomiast wyszłam do stołówki i ogarnęłam jeden stół. Znalazłam jakiś biały
obrus na parapecie, więc nałożyłam go. Z komody wzięłam świecznik z trzema
świeczkami. A co! Robert się uśmieje, znając jego. Pobiegłam szybko do kuchni.
- Ej, masz jakieś.. – zaczęłam rozglądając się. Znalazłam zapałki
i tak, żeby Lewy nie zauważył, wzięłam je i podbiegłam zapalić świeczki. W
ostateczności zapaliłam tylko jedną, bo w końcu nie było to moje. – No dalej,
idziesz?! Bo umieram już! – krzyknęłam,
bo mój brzuch tworzył coraz kolejne melodie. Wtedy Lewandowski z dwoma
talerzami wszedł do jadalni i widząc stół, tak jak przypuszczałam zaśmiał się
serdecznie.
- To w tobie uwielbiam. – dodał śmiejąc się. Położył talerze.
– Smacznego – powiedział, ale ja nie odpowiedziałam po wtranżalałam już pyszne
moim zdaniem spaghetti. Robert zaśmiał się widząc z jakim zapałem jem. – Wiesz co? Nie wiem, czy to jest takie dobre,
czy ty jesteś aż tak głodna?
- Jestem bardzo głodna, ale jest to przepyszne. –
powiedziałam w odstępach kolejnych kęsów. Jadłam z takim zapałem, że można było
pomyśleć, że tydzień nie miałam niczego w ustach! Ale kiedy głód mi już nie
dogryzał, to z kolei jadłam, bo bardzo mi smakowało. – Przepraszam, że tak
trochę niekulturalnie jem, ale siła wyższa. Znaj mnie ze wszystkich stron,
skoro chcesz się ze mną kolegować. Żebyś potem się nie zdziwił. – zaśmiałam
się. On uradowany spojrzał na mnie.
- To jest mega słodkie i naturalne. I to w tobie kocham. Nie
przejmujesz się tym, czy jesteś z kimś kogo znasz całe życie, czy jesteś przy
mnie – zawsze jesteś sobą. Lubię coś takiego. – uśmiechnął się do mnie. –
Chcesz jeszcze? Bo zostało trochę.
- Tak, ale sama sobie nałożę, nie przeszkadzaj sobie. –
powiedziałam i wstałam od stołu. Podśpiewując nałożyłam sobie jeszcze trochę
spaghetti. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę jak się zachowuję.. Ale to
przyniosło same komplementy, więc nie mam co narzekać. Uśmiechnęłam się do
siebie i ruszyłam do stolika. Robert właśnie kończył kolację. – Łoo, ej
zaczekaj na mnie. – powiedziałam szybko siadając przy stoliku. On się tylko
zaśmiał.
- I tak nie mam nic innego do roboty.. – westchnął. Ja tylko
spojrzałam na niego spode łba.
- Dzięki.
- No żartuję przecież, grubasie. – zaśmiał się.
- Podwójnie dzięki.
- Za to cię nie przeproszę, bo to taka moja ksywka dla
ciebie. Będziesz albo uparciuch, albo grubas. – wzruszył ramionami i uśmiechnął
się do mnie. – Ale ten grubas to tak z miłościii – dodał i puścił mi oczko. Po
kilku minutach opróżniłam cały talerz. Westchnęłam. Chyba za dużo.. – Ojej,
czyżby grubasek miał dość?
- Zamknij się i zgaś świeczkę. – powiedziałam. Te wyzwiska to
były tak jak z Van, były bardziej z miłości. Ja sama poszłam z talerzami do kuchni.
Zauważyłam, że Lewy sprząta stół. Umyłam szybko talerze i ogarnęłam lekko
miejsce pracy. Najedzona, trzymając się za brzuch ruszyłam z Robertem do
pokoju. Pierwsze co zrobiłam wchodząc do niego to walnęłam się na łóżko. A,
zapomniałam. Westchnęłam jeszcze głośno przed tym. Lewandowski spojrzał tylko
na mnie i pokręcił głową. Wziął swojego laptopa z półki i usiadł obok mnie. Zmieniłam
pozycję, bo chciałam widzieć co się dzieje w świecie. Sprawdził parę spraw na
Facebooku, napisał post dla swoich fanów.
- Zaczekaj!!!! – krzyknęłam i wzięłam jego ręce z laptopa.
- Boże, co się stało? – spytał, nie wiedząc za bardzo co się
dzieje.
- Ja, jako twoja fanka, która zagląda na tego funpage’a ,
wolałam, kiedy dodawałeś posty razem ze zdjęciem. – uśmiechnęłam się. – To taki
mały prezent był dla mnie, jestem pewna, że oni też tak to obierają. Więc daj
telefon. – powiedziałam i wzięłam od niego telefon. Wstałam szybko i stanęłam
przed nim.
- O, patrzcie jak jej zdrówko powróciło!
- Zamknij się i się uśmiechnij. – powiedziałam i zrobiłam mu
zdjęcie. Spojrzałam na podgląd. – Idealnie.
- Bo miałaś dobrego modela.
- Błagam, jestem dobrym fotografem, misiek. – stwierdziłam i
przesłałam zdjęcie z telefonu na laptopa. – Jejku, jak szybko.. ja to muszę się
męczyć z kabelkami i tak dalej.. opłaca się mieć taki wypas. – powiedziałam
obracając cacko w rękach.
- No ba! – uśmiechnął się i po chwili udostępnił posta razem
ze zdjęciem. – Kupię ci na urodziny. Kiedy masz?
- 10 marca. Ale przestań, nawet o tym nie myśl!
- Nono. – uśmiechnął się. Po jego minie widziałam, że i tak
nie odpuści. Nie lubiłam, kiedy ktoś kupował mi takie mega drogie prezenty (
nie licząc rodziców), bo nie wiedziałam jak się odwdzięczyć.. – Ej.. patrz na
to.. – powiedział i odwrócił laptopa w moją stronę. Tak jak się tego
spodziewaliśmy, na wszystkich prawie stronach plotkarskich z nagłówkiem „Nowa
miłość Lewandowskiego?” lub coś w tym stylu można było znaleźć zdjęcia z drogi
do knajpki. Do tego jakieś durne teksty, że już niby od 2 miesięcy się
spotykamy i tak dalej. Dopiero teraz mogłam przekonać się co myślą gwiazdy,
kiedy przeczytają o sobie takie bzdury. I do tego mogłam się przekonać, że na
tych stronach nie ma ani cienia prawdy! – Halo, żyjesz?
- Tak, sorry, zamyśliłam się. – powiedziałam mrugając oczami.
- Coś często ci się to zdarza. – zaśmiał się.
- Bywa. – wzruszyłam ramionami. – Trochę wkurzające jest to,
że o tobie takie bzdury piszą. Jak to wytrzymujesz?
- Na początku się tym trochę przejmowałem, ale teraz już
można powiedzieć, że mi to zwisa. Niczego nie zmienię, zawsze będą pisać. –
odpowiedział. – Idę się kąpać. Chcesz coś na laptopie? – spojrzał na mnie.
- Tak, może z mamą pogadam albo coś. – uśmiechnęłam się.
Kiedy Lewy mnie mijał, złapał za rękę.
- Ale obiecaj, że nie
będziesz czytała i przejmowała się tymi plotkami. – powiedział, patrząc na
mnie.
- Okej, okej. Facebook – Skype. Nic więcej. – uśmiechnęłam
się. – O której masz jutro trening?
- O 9.00 – powiedział smutno.
- Ojć.. Czemu tak wcześnie?
- Mnie się pytasz? Ja to bym chociaż o 11 zrobił.. Ale w
Dortmundzie to mamy na 7.00, więc nie jest źle. – uśmiechnął się i poszedł do
łazienki. Ja położyłam się na łóżku i tak jak obiecałam weszłam tylko na słynny
portal społecznościowy. Popisałam chwilę ze znajomymi (oczywiście głównie o
Robercie, bo co ich interesuje, jak ja się czuję) i weszłam na Skype'a. Akurat
mama była dostępna. Pewnie czekała na mój telefon. Czym prędzej nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hej kochanie – ujrzałam mamę, ale i też tatę, rodziców
Vaness, moją chrzestną, i słyszałam parę jeszcze głosów z mojej rodziny.
- No hej. – powiedziałam z uśmiechem. – Mnie w domu nie ma i
już jakiś melanżyk?
- Ja ci dam melanżyk! – usłyszałam tatę i zaśmiałam się. –
Spotkać się nie możemy?
- Jasne, że możecie. – uśmiechnęłam się do nich wszystkich.
- Opowiadaj jak tam? Poznałaś Roberta? Jacy oni są? Gdzie
Van? – usłyszałam setki pytań od każdego z moich rozmówców.
- Ejej, spokojnie! – zaśmiałam się. – A więc.. U mnie jest
świetnie, hotel jest wspaniały, atmosfera.. wszystko jak z bajki. Poznałam
Roberta, jest mega miły i sympatyczny, tak jak w telewizji. Z wyglądem też jest
tak samo – puściłam oczko do mojej chrzestnej, której też podobał się piłkarz.
- Ojejku, żałuję, że mam 32 lata, a nie 23.. – westchnęła
ciocia.
- Ale powiedział, że wiek dla niego nie ma znaczenia!
- Ale to trzeba rozumieć, że mu się podobasz i że może być z
młodszą, głuptasie. – przewróciła oczami moja młoda matka chrzestna.
- A gdzie moja córeczka? - odezwała się Anita, mama Ness.
- A Van jest.. w łazience! – skłamałam, bo nie uzgodniłam z
nią, czy mam mówić im od razu, ze są razem czy jak.. I w ogóle głupio gadać, że
już śpimy nie u siebie.. No i pogawędziliśmy jeszcze na różne tematy. Jak mi
ich brakowało! Wtedy z łazienki wyszedł Robert. Zaczęły się schody.
- Ej grubasie, ukradłaś mi koszulkę! – krzyknął wychodząc z
łazienki. Ja stuknęłam się w czoło. No nie! Miałam nadzieję, że nie słyszeli,
ale to było nie możliwe, bo zrobił to tak głośno, że nawet w drugim pokoju go
usłyszeli. Kiedy zobaczył moją minę, spojrzał na mnie przepraszająco. Zza
pleców wyciągnęłam koszulkę, którą wcześniej przymierzałam. I tak wiedzieli, że
on jest tutaj, to przecież mógł się pokazać. W samych spodniach od dresu
podszedł po swoją koszulkę.
- Dobry wieczór – powiedział nieśmiało, uśmiechając się
lekko. Założył koszulkę i usiadł obok mnie. – Przepraszam. – wyszeptał. Ja
tylko pokręciłam głową, dając do zrozumienia, że nic się nie stało.
- Cześć – powiedziały moje dwie mamy i mama Van. Miały minę,
jakby anioła jakiegoś zobaczyły.
- Dobra, mamo, znaczy mamy, ja już muszę kończyć. Buziaki,
pozdrówcie wszystkich. Kiedyś tam się odezwę, ale wiesz.. niedługo zaczną się
mecze. Kocham was, pa! – powiedziałam z uśmiechem całując ich w powietrzu. Tak
jak i szybko zadzwoniłam do mamy, tak samo, albo i szybciej rozłączyłam się. –
Uff.. – powiedziałam zamykając laptopa. – Ty to też masz wyczucie czasu, nie ma
co! – puknęłam go w głowę.
- Też cię kocham! – wytknął mi język, szukając pilota.
- Przepraszam bardzo, coś sugerujesz? – zaśmiałam się.
- Tak, że oboje bardzo się kochamy. – powiedział z uśmiechem,
a ja nie wiedziałam, czy to był żart, czy miałam to też brać na poważnie…
_________________________________
No to jest i 15-stka. Bardzo serdecznie dziękuję tym, co mnie wspierają komentarzami, naprawdę pomaga! ♥ Jutro Dzień Wagarowicza, ktoś tu będzie świętował? :D No i oczywiście, już trzymam kciuki za nasze Orzełki! Buziaki! :**
Cudny rozdział trzymasz w niepewności :-)
OdpowiedzUsuńheh, trzeba jakoś! :)
UsuńDzień wagarowicza jak zwykle u mnie wagary ;D Cóż za nispodzianka co nie xD
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału to bardzo fajny. Teks z początku rozdziału Wojtka o wysypianiu się mega. Ogólnie czytało się ciekawie. Mam zamiar nadrobić wszystkie rozdział tutaj.
Zapraszam też do siebie:
http://podwojne-cierpienie.blogspot.com/
haha, u mnie też, nie martw się :D dziękuję i cieszę się, że się podoba:*
UsuńOj myślałam, że już dzisiaj nie dodasz .. czekałam cały dzień aż w końcu się doczekałam.. nareszcie ! Rozdział cudowny, genialny, kocham <3 Najlepsze ,, Ej grubasie, ukradłaś mi koszulkę! '' - Genialne ! myślałam że padnę ze śmiechu .. hah ;)
OdpowiedzUsuńjak mogłabym nie dodać? :) dziękuję Ci bardzo, buziak:**
UsuńAchh, rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńTa końcówka boska! *,*
Zapraszam do mnie. Dopiero zaczynam :)
http://zakochana-na-zaboj-w-robercie.blogspot.com/
dziękuję! na pewno zajrzę:*
UsuńZarąbisty rozdział. :D Bardzo podobała mi się akcje. w której zadzwoniła do mamy.. Hhahaha.. NO Robert to naprawdę wie kiedy ma przyjść i co powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńhaha, Robcio ma wyczucie, nie ma co! :D dziękuję:*
UsuńRobię się już nieoryginalna i znowu piszę: Kocham twoje opowiadanie. Jest genialne. Rozdział jest cudowny. Robert to ma wyczucie :D I ten tekst Wojtka :D Po prostu mega. A co do dnia wagarowicza, to jestem chora i już od 2 tygodni siedzę w domu, więc nie mam jak go obchodzić :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Kiedy dodasz ?? :***
OdpowiedzUsuńoj tam, nie ważne, że nieoryginalne, ważne, że motywuje! dziękuję ci bardzo, na prawdę bardzo się cieszę i doceniam. ojej, to zdrowiej:** nowy powinien być w niedzielę, lub poniedziałek :)
Usuńświetny,świetny,świetny! a Lewy jakie wyznania przez cały rozdział ma, haha :D czekam na rozwój sytuacji i kolejne rozdziały bo są świetne! buziaki i zapraszam do mnie na nowość :*
OdpowiedzUsuńhttp://zakochana-w-lewym-bez-pamieci.blogspot.com/
zebrało mu się chyba na wyznania. chciał pokazać Wice coś :) dziękuję i zaglądam już:*
UsuńDobrze że jest internet, bo bym nie skomentowała :D Ale kocham to i masz mi to dodac następny szybko! :*
OdpowiedzUsuńhehe, ja też bym nie odpowiedziała, głupi internet ;c cieszę się i też Cię kocham, mordo moja ♥ postaram się :)
Usuńkocham, kocham, kocham, kocham <33 czekam na nexta! :**
OdpowiedzUsuńhihi, cieszę się! ♥
Usuńsuper! długi, bardzo fajny!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://myheavenisbvb.blogspot.com
dzięki :) na pewno zajrzę:*
UsuńSuper rozdział.Nie mogę doczekać się następnego:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńOjejku, ja tutaj płaczę ze śmiechu! Ten rozdział poprawił mi trochę humor, bo jestem załamana wczorajszym wynikiem meczu! :< No, ale trudno! Czekam na następny rozdział, bo po prostu ubóstwiam Twoje opowiadanie! :)
OdpowiedzUsuńja też jestem załamana pod tym względem, nie jesteś sama ;c Ale co się stało, to się nie odstanie. Cieszę się, że poprawił Ci humor, bo chcę właśnie tym opowiadaniem poprawić nastroje i dać możliwość odpocząć trochę od codzienności. dziękuję Ci bardzo:*
UsuńTaa, teraz czekamy na mecz z San Marino, a Twoje opowiadanie jest naprawdę wspaniałe! :D
UsuńŚwietny! Super rozdział! :>
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! :3
Zapraszam do mnie na opowiadanie o BVB http://sylwunia09.blogspot.com/ mile widziane komentarze ;)
Pozdrawiam! :3
dziękuję, cieszę się:* I postaram się zaraz nadrobić rozdziały u Ciebie, buziaki :)
Usuń