- Przepraszam, ale chciałem tylko telefon. – powiedział i
mrugnął do mnie. Wziął z szafki nocnej po mojej stronie swoją komórkę. Nie powiem, że było to takie normalne, bo serce waliło mi jak
oszalałe. – Ale masz słodką minę! – zaśmiał się Lewy. – Dobranoc. – dodał i
pocałował mnie lekko w policzek, ale to było chyba bliżej ust.. Położył się z
powrotem i wyłączył telewizor. Obrócił się na drugi bok. Ja jeszcze zszokowana
tym wszystkim zgasiłam lampkę i próbowałam zasnąć..
*
Obudziły mnie szmery i gadania. Otworzyłam oczy.
- O nie! – powiedziałam zaspanym głosem kładąc dłonie na
twarz. Usłyszałam śmiechy. – Gdzie Robert? – spytałam chłopaków. Wojtek,
Łukasz, Przemek siedzieli na fotelach i łóżku.
- Poszedł ci po śniadanie. Ile bym dała, żeby ktoś mi tak
przyniósł śniadanie do łóżka. Mmm, romantycznie z nim masz. – usłyszałam
Vanessę.
- Spadaj. – machnęłam ręką i uderzyłam ją w głowę.
- Ej, no! – zaśmiała się. Wtedy na nią spojrzałam. Wstała też
niedawno, bo miała na sobie tylko koszulkę od piżamy, podobnie jak ja.
Obróciłam się do niej i spytałam bezgłośnie, czy stało się to co planowała.
Kiwnęła dyskretnie głową. Uśmiechnęłam się.
- Fajna dupa – do pokoju wszedł Lewy ze śniadaniem i kawą dla
mnie. Obróciłam się szybko i przykryłam kołdrą, zapominając, że mam praktycznie
tylko majtki, jeśli chodzi o dolne partie ciała. Uśmiechnęłam się do niego (
nie był to szczery uśmiech, jakbym mogła zabijać wzrokiem, dawno można byłoby
mu wyprawiać pogrzeb) i podziękowałam. Zaczęłam jeść i upiłam łyk kawy. Van
podjadała ode mnie.
- Ej Lewy, skąd masz takie śniadanie? My takie dobrego nie
mieliśmy.. – powiedziała z lekkim wyrzutem Ness.
- A no się ma układy! – odparł zadowolony Robert.
Uśmiechnęłam się, bo naprawdę było to pyszne. Kiedy zjadłam podziękowałam, a
Lewy odebrał ode mnie tace i wysłał Wojtka, żeby oddał ją do kuchni. Poszłam do
łazienki i umyłam zęby. Właśnie chciałam ubrać swoje domowe ciuchy, ale Van
bezceremonialnie wlazła mi do łazienki. Spojrzałam na nią.
- Co chcesz tutaj? – zapytałam.
- Chcę tutaj ci powiedzieć, iż wyszykuj się trochę, bo
idziemy na miasto – zaśmiała się. – Chłopaki chcą pokazać nam Warszawę. Potem o
15 mają trening, który próbowałam odwołać, ale mi nie wyszło.. przecież
niektórzy to mają takie zgony, że szok. – wywróciła oczami.
- Może ja spróbuję?
- Właśnie o to chciałam cię poprosić, bo ty zawsze masz taki
dobry wpływ. – uśmiechnęła się i wyszła z łazienki. Poszłam za nią szurając
nogami.
- Skoro idziemy na miasto, to daj mi kartę do pokoju, bo muszę
wziąć bardziej wyjściowe ciuchy. W dresach chyba nie pójdę – zaśmiałam się i
wzięłam od niej kartę. Weszłam do pokoju i zastanawiając się przed szafą,
wybrałam w końcu rzeczy. Ubrałam się i poszłam do chłopaków i
przyjaciółki.
- Ulala, jak pięknie wyglądasz. – powiedział Łukasz z
uśmiechem.
- Dziękuję, dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech. – Idziemy?
- Ta, tylko trzeba zebrać tamtych imprezowiczów, pożal się
Boże. – zaśmiał się Lewy. – Jeszcze tutaj jak się przejdą, to będzie lajt,
gorzej na treningu..
- A właśnie trening! – klepnęłam się w czoło. – Gdzie jest
Fornalik? – spytałam chłopaków.
- Powinien być 148. – odezwał się Przemek.
- Okej, zaraz będę. – powiedziałam u szybko ruszyłam w stronę
148. Zjechałam windą i zapukałam w drzwi.
- Proszę! – usłyszałam głos jak się domyśliłam Waldemara
Fornalika. Wczoraj zamieniłam z nim kilka słów. Niepewnie otworzyłam drzwi i
zajrzałam do środka. Trener przeglądał jakieś papiery.
- Dzień dobry – powiedziałam miło, uśmiechając się.
- O cześć Wiktoria? Dobrze zapamiętałem? – spojrzał na mnie
Fornalik.
- Tak, tak. Ta od Lewandowskiego. – zaśmiałam się, a trener
razem ze mną.
- I jak tam żyją? Słyszałem, że kiepsko niektórzy się
trzymają?
- No niestety, głowy i zdrowie nie takie widocznie. –
zaśmiałam się po raz kolejny. – Teraz właśnie chłopacy oprowadzą nas po
Warszawie. Muszę przyznać, że pierwszy raz jestem w tutaj. – odparłam z
uśmiechem. Spojrzałam na niego i zaczęłam temat.. – I tak sobie pomyślałam, że
jeżeli i tak chłopacy no wie pan.. nie są w zbyt dobrej kondycji, no to szkoda
nerwów i ich, i pana i jakby mógł pan..
- Odwołać dzisiejszy trening? – wspomógł mi trochę, bo nie
znałam go za dobrze, nie wiedziałam jak na to zareaguje. Kiwnęłam głową
potwierdzająco.
- Wiem, że to trochę nie na miejscu i oni powinni tu pana
prosić, ale chyba się boją, albo wstydzą.. Więc pomyślałam, że im pomogę.. Ale
jeśli to jest problem, to okej, nie musi pan niczego odwoływać. – biegłam z
wyjaśnieniami, uśmiechając się. Chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie,
pokręcić trochę, żeby coś to pomogło. On tylko oparł się o biurko i spojrzał na
mnie radosnym wzrokiem.
- Fakt, gdyby oni przyszli, pewnie nie byłoby żadnej
dyskusji.. Ale jeśli ty się pofatygowałaś, tylko po to, żeby ratować nerwy i
moje i tych pijaków, no to dobrze, zgadzam się. – poinformował z uśmiechem. –
Możesz im powiedzieć, że nie muszą stresować się treningiem.
- Naprawdę? Dziękuję panu bardzo! – podeszłam i spontanicznie
uściskałam go. Pomogłam im! Kamień spadł mi z serca.
- Niech cię dobrze oprowadzą po tej Warszawie! – krzyknął na
do widzenia, a ja podziękowałam mu tylko i pobiegłam do chłopaków. Otworzyłam
drzwi. Kacowicze leżeli na łóżku, nie dając oznak życia. Wzdychając i trzymając
się za głowę pili wodę.
- Czy oni na pewno są wstanie wyjść na światło dzienne? –
spytałam niepewnie. Patrzyłam ciągle na te „zwłoki”.
- Na dworze będzie dobrze, gorzej z treningiem. – powiedział
bardzo cicho Wojtek. Uśmiechnęłam się tylko.
- No, akurat o trening nie macie się co martwić. – odparłam
zadowolona.
- Naprawdę? Załatwiłaś im to? – spytał Lewy.
- Nie tylko im, ale wam też, głuptasie. – dodałam śmiejąc się.
Chłopaki podeszli do mnie i zaczęli mi dziękować i mnie przytulać. – Ej, bo
mnie udusicie! – na to piłkarze odsunęli się ode mnie.
- No to co? Melanżyk? – obudził się Kuba.
- Chyba jak ci się przyśni. – zadrwił Robert i wszyscy
wybuchnęli śmiechem z rozczarowanej miny Kuby. – Poczekajcie, zaraz zrobię wam
takie coś, co was postawi na nogi.
- O nie, tylko nie to. – Kuba z powrotem rzucił się na łóżko,
trzymając się za głowę. On znał to doskonale, bo jak się domyśliłam, często
było mu potrzebne. – Ale zrób, zrób. Już nie wytrzymuję.. – na te słowa Robert otworzył drzwi, ale nie
wyszedł.
- Kto kurw.. kurde zrobił sobie taki kawał?! – zapytał, a
raczej wykrzyczał zdenerwowany Wasyl, który stał przy naszych drzwiach. Udawał złego, bo tak naprawdę chciało mu
się śmiać. Z Lewym wymieniliśmy się spojrzeniami.
- Nie wiem, może trzeba było zamknąć okno? – odezwał się
Lewy.
- Głupie, bardzo głupie okno.. – powiedziałam i spojrzałam na
pamiątkę po tamtej nocy. Na nogach prawie wszystko zniknęło (bynajmniej nie
było tego widać), ale siniak został.
- Co wy robiliście przy naszym oknie? – chciał wyjaśnień
Marcin.
- Długa historia.. – w tej chwili mimowolnie zaśmiałam się.
Lewy też ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Może nam ją skrócicie? – spytał ciekawy Łukasz.
- Opowiem wam to, ale jak wyjdziemy już stąd! Chcę zobaczyć
Warszawę! – zbuntowałam się trochę. Ile można na nich czekać? Jeszcze zanim
Lewy zrobi ten soczek Kubie, to już kompletnie masakra będzie jakaś. Wyjdziemy
za jakąś godzinę…
- Robert, mógłbyś już iść po to coś dla Kuby i moglibyśmy już
ruszać? – spytała spokojnie moja przyjaciółka. Na to pytanie Lewy kiwnął głową
i wyszedł. Piłkarze oczywiście śmiali się i specjalnie krzyczeli Kubie i
Wojtkowi do uszu, bo wiedzieli, że dyńki im pękają.
- Zamknijcie się wreszcie! – powiedział Kuba, trzymając się
za uszy.
- Trzeba było wczoraj tyle nie chlać! – skwitował to Wasyl. –
Ej, ja idę zmyć to z twarzy i pobudzić tamtych pijaków. Skoro nie mamy dzisiaj
treningu, to zrobimy tak, że ja ogarnę resztę piłkarzy, w tym Kubę i Wojtka, wy
pospacerujecie po Wawie, a potem zadzwonicie po nas, a my dojdziemy do was i
pójdziemy gdzieś.. co?
- Marcin, powiem ci, że pierwszy raz słyszę od ciebie coś tak
mądrego. – powiedziałam z uznaniem, a wszyscy zaczęli się śmiać. Wtedy wszedł
Lewy ze swoim kacowym czary-mary. Opowiedziałam pokrótce plan, który wymyślił
Wasilewski.
- Łoo, Wasyl.. zabłysnąłeś – zaśmiał się Robert.
- Ej, to ja może pomogę mu ogarnąć tych.. piłkarzy –
dokończył z uśmiechem. – Bo tutaj prócz mnie, Marcina, Lewego i Przemka nie ma
nikogo, kto nie miałby kaca i sam mógł się ogarnąć.
- Jasne, jak chcesz. Pewnie we dwójkę pójdzie szybciej. –
odpowiedziałam. – To idziemy? – zwróciłam się do Tytonia, Van i Lewandowskiego.
- Oczywiście. – powiedzieli chórem i wyszliśmy z hotelu. Van
i Przemek szli ze splecionymi dłońmi, a ja czułam się trochę nieswojo, bo nie
bardzo wiedziałam gdzie i obok kogo iść. Zdecydowałam, ze normalnie, jakby
nigdy nic pójdę obok Roberta.
- Gdzie chcecie najpierw iść? – spytał Przemek. Ja z Vanessą
spojrzałyśmy na siebie.
- Gdziekolwiek. Byle nie było nudno, więc darujmy sobie
zwiedzanie muzeów, zamków czy kościołów. – odpowiedziała przyjaciółka z
uśmiechem. Chłopaki oprowadzili nas na początku po ulicach, które są blisko
nas. Pokazali sklepy, banki, bankomaty i inne potrzebne miejsce. Pokazali nam
też, gdzie warto iść na obiad, a gdzie nie. Wszystkie ciekawostki i takie tam.
Mijając budkę z lodami, Vanessie zachciało się lodów.
- Proszę, proszę, proszę, kup mi – prosiła Przemka, jak małe
dziecko mamę czy tatę. Spojrzeliśmy na siebie z Lewym i uśmiechnęliśmy się.
- Dobra. Ale wiesz, że od lodów rośnie tyłek, mój grubasku? –
spytał sięgając portfel, a ona uderzyła go. Potem zaczęli się bić i śmiać.
- Widzę, że prędzej ja kupię te lody. – zaśmiał się Robert
patrząc na naszych zakochańców. – Jaki smak? – uniósł brew patrząc na mnie i
sięgając kasę z tylnej kieszeni u spodni.
- Czekoladowo-śmietankowy poproszę. – powiedziałam z
uśmiechem do sprzedawczyni. Zrealizowała zamówienie i podała mi loda.
- Jaki Vanessie? – spytał mnie.
- Czekoladowy. Pełno czekolady – wywróciłam oczami, a
sprzedawczyni zaśmiała się i podała nam po chwili drugiego loda. – A ty?
- A ja pilnuję diety. – zaśmiał się i zapłacił. – Dziękuję
bardzo, do widzenia. – zwrócił się do sprzedawczyni. Podeszliśmy do ciągle
słodko sprzeczających się Van i Przemka. Dałam jej loda.
- Ooo, czekolada! Jak miło, dziękuję – uśmiechnęła się i
zaczęła się zajadać. Usiedliśmy na ławeczce. Oczywiście nie obyło się od akcji z brudzeniem się lodami. skończyło się, że ja musiałam wycierać tylko twarz, ale Van miała mega plamę na bluzce. Ale chyba jakoś się tym nie przejęła, albo nie chciała już psuć nam nerwów swoim ciągłym marudzeniem. Mądrze, mądrze Bielecka!
- Okej, to teraz chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o
tobie. – spojrzałam na Przemka.
- Dobra, jestem anonimowym alkoholikiem, nie mogącym
wytrzymać bez tytoniu.. – powiedział i wszyscy zaśmialiśmy się. – Co chcesz
wiedzieć? – zapytał z uśmiechem.
- Czym się interesujesz, czy masz rodzeństwo, dlaczego
zostałeś bramkarzem..
_______________________
Tak jak obiecałam dodaję :) Dodałabym wcześniej, ale aż grzech w taką pogodę nie wyjść na dwór.. :D I jak widzicie w następnym będzie krótka wstawka o Tytoniu ( taa, Van postarałam się, nie?:*) ale ona będzie megaa krótka, bo potrzebne mi było takie.. a zresztą nie ważne, dowiecie się tego potem. Bardzo proszę o komentarze, przynajmniej wiem dzięki nim na czym stoję. Do następnego:*
Wczoraj zaczęłam czytać Twoje opowiadania i są naprawdę ciekawe! Czekam z niecierpliwością na więcej!
OdpowiedzUsuńxoxo, ♥
Dziekuję Ci bardzo, miło mi jest to czytać:*
Usuńmasz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńTeż właśnie niedawno trafiłam na ten blog i bardzo mi się spodobał, codziennie wchodzę i sprawdzam czy czegoś nie dodałaś. Naprawdę świetne :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję:* Mega miło mi się czyta takie komentarze :)
UsuńBardzo lubie ! ; D . Kiedy następny ? ; >
OdpowiedzUsuńCieszę się:* Prawdopodobnie w niedzielę, lub poniedzialek :)
UsuńNo ba, co tu powiedziec ! :D
OdpowiedzUsuńświetny, uwielbiam twojego bloga! ♥ licze jak najszybciej na nowy! :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie.:*
zakochana-w-lewym-bez-pamieci.blogspot.com
ojć, dzięki! :* jeśli chodzi o bloga to zaglądam, zaglądam :)
UsuńŚwietne czytam od początku zaraz ;D i będę stałym gościem ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
http://two-love-one-life.blogspot.com/
heh, milutko:* już zaglądam do Ciebie :)
Usuń